Wieczorem Ewa z tatą szukali nart i butów - bezskutecznie. A może masz je córeczko w piwnicy drugiego mieszkania- dociekała mamcia. No to wtedy powinny tu być moje narty i buty - zauważył trzeźwo tata. No tak- masz rację, nie pomyślałam - stwierdziła mamcia. Kochanie moje, a nie kojarzysz kiedy ostatni raz z nich korzystałaś- spytał Robert.
Wieki wstecz i zaczynam podejrzewać, że je kiedyś oddaliśmy do Domu Dziecka - oddawałam wtedy różne gry planszowe, kilka pudeł książek, zabawki i szachy i nie wykluczone, że i narty i buty oddaliśmy, bo oddałam wtedy wszystkie granatowe spódnice, fartuszki na szelkach i białe bluzki. A babka, która to zabierała nie mogła się nadziwić, że to wszystko było takie jak nieużywane. Oni wtedy przyjechali po te wszystkie rzeczy nyską. A ja z tatą na nartach byłam ostatni raz w klasie maturalnej, a to wszystko oddawałam chyba na drugim roku. I te wszystkie rzeczy "ubraniowe" wzięli razem z wieszakami zawieszonymi na takim długim stojaku, żeby się nie pomięły, bo szkoda. Miałam potem pojechać po ten stojak, ale zapomniałam.
No i dobrze- stwierdził Robert. Przynajmniej dzieciaki miały radochę. No to co, kochani rodzice- jedziecie z nami na Słowację? Jeżeli jedziecie z nami to wyjedziemy wtedy w pierwszy dzień świąt raniutko, a wrócimy 2 stycznia. A jeśli nie jedziecie, to my wyjeżdżamy 23 rano i wracamy 2 stycznia.
Nie, my nie pojedziemy, nie lubię wyjeżdżać w okresie świąt. Zostaniemy z Welą i Pawełkiem - oświadczyła mamcia. I z psem- dodała Ewa. Tylko proszę pamiętać, by nie dawać mu słodyczy i nie spoić winem. Wela - będziesz miała kurs pieczenia strucli makowej i ciasteczek cynamonowych- roześmiała się radośnie Ewa. I kurs robienia karpia w galarecie. Nie lubię karpia w galarecie- Ewa otrząsnęła się z obrzydzeniem. Ale i tak będziesz miała sporo czasu by się przygotować dobrze do obrony.
A teraz już na poważnie. To co można wcześniej kupić to kupimy przed wyjazdem. Resztę Paweł i Wela pod kierunkiem mamci. Jeśli będzie ślisko, to pamiętajcie by babci i dziadka nie wypuszczać na ulicę. I nie wypuszczajcie maluszka na śnieg i mokrą trawę. Tę zimę spędzi w domu.
Wela - jeżeli masz ochotę, to możesz zaprosić na wigilię lub pierwszy dzień świąt swoich rodziców- albo tych metrykalnych albo rzeczywistych- obojętne. Nie mniej jestem zdania, że dla twojej psychiki będzie najzdrowsze, gdy na dłuższy moment odetniesz się od tego. Spędzisz święta z babcią i dziadkiem i własnym mężem i z psem. Bez fałszu i udawania czegokolwiek. Przed tobą obrona pracy i temu powinny być podporządkowane wszystkie działania, twoje i nasze.
A wy pojedziecie sami na tę Słowację?- spytała mamcia. Mamciu, nam samotność we dwoje w niczym nie przeszkadza. Tyle tylko, że pewnie w tym układzie weźmiemy pokój w jakimś pensjonacie i może niekoniecznie tam gdzie już byliśmy. Zobaczę co oferuje Stary Smokowiec albo Tatrzańska Łomnica.
Gdy już byli w swojej sypialni Ewa powiedziała- jeśli idzie o mnie, to ja się cieszę, że będziemy sami- mamy rodziców i dzieci na co dzień. Ale jeśli chcesz mieć jakieś dodatkowe towarzystwo to możemy dokooptować Dorotę i Zigi, albo , tylko nie wiem na ile to realne - Alinę i Franka. Alina marzy o kilku dniach bez Klonów. Zastanawiam się tylko, czy z uwagi na okres zimowy nie lepiej wziąć pokój w pensjonacie lub tzw. apartament, czyli dwa pokoje z własnym salonem- w tej sąsiedniej miejscowości jest hotel z basenem i rehabilitacją. Gdybyśmy jechali z Aliną i Frankiem to uważam, że powinniśmy pokryć my całość- Alina nam odstawiła piękne wesele i obdarowała Pawła. Niech sobie dziewczyna choć trochę odpocznie. Jak ty, kochanie moje, to widzisz? Oczywiście nie widzę powodu by spowiadać się z tego komukolwiek w rodzinie. Jeżeli to akceptujesz to zaraz napiszę do Aliny maila z propozycją by sprzedała dziadkom Klony na święta.
Robert objął Ewę - akceptuję wszystko co ty wymyślisz. Świąt z Aliną nie spędzałem od wieków. To świetny pomysł. Tylko napisz to tak, żeby nie mogła odmówić. Napiszę jej, by sprzedała Klony dziadkom, bo załatwiamy święta dla nich i dla nas, czyli dwa pokoje dwuosobowe. Napiszę, że szczegóły podamy później i że będzie to w Słowacji. I każę szybko odpowiedzieć. W pół godziny później już obie "wisiały na telefonach". Alina była zaskoczona, ale zdecydowana sprzedać Klony rodzinie. Podobała się jej perspektywa wyjazdu i spędzenia świąt poza domem. Stwierdziła, że w takim razie pojadą ich samochodem, bo to większa bryka i nie trzeba skąpić sobie miejsca na bagaż. Gdy Alina pytała o koszty, Ewa stwierdziła, że jeszcze nie wie, ale na pewno nie będzie drogo, chociaż w euro. Robert też się włączył do rozmowy i Ewa obiecała, że gdy tylko wszystko załatwi zaraz da znać. A wiadomość, że w domu jest szczeniak niemal powaliła Alinę. Robert się tłumaczył, że to wszystko przez Welę, żeby "gówniara" skończyła studia , bo ma to na wyciągnięcie ręki a odstawia cyrki, bo się jej chce dziecka.
No gdyby tak posiedziała z Klonami tydzień to nawet z tabletkami i prezerwatywami nie dopuściłaby do siebie chłopa- stwierdziła Alina. No ale ty chyba Franka dopuszczasz jednak- stwierdził Robert- bo w przeciwnym razie już byś była po rozwodzie. No ale on też nie chce więcej dzieci, więc się dogadaliśmy. A jaki ten wasz psiak? Śliczny, czarny cocker spaniel, dałem mu imię Czaruś. Na razie leje w pampersy, które Ewa robi z podpasek. Ale jest śmieszniutki, jeszcze bardzo malutki. No to my przyjedziemy do was dzień wcześniej i zobaczymy tę ślicznotę. Bardzo dobrze, pośpicie w naszym pokoju dziennym na sofie z funkcją spania, jak głosił napis. To wtedy będziemy mogli wyjechać wcześnie rano z domu. Zjemy śniadanie i w drogę. Oj to super, już się cieszę. Przyjedźcie do nas w najbliższy weekend, dobrze? Nie wiem jak będzie z dyżurami, zdzwonimy się jeszcze.
Ewa patrząc się na rozradowanego Roberta wiedziała, że wpadła na bardzo dobry pomysł. Gdy tylko Robert skończył rozmowę zaraz napisała maila z zapytaniem o miejsca w tym czasie i napisała, że potrzebuje apartamentu na dwie pary. W pół godziny później nadeszła odpowiedź, że rezerwacja przyjęta. Podano cenę, numer konta i datę, do której należy przekazać zaliczkę. Robert porwał Ewę na ręce twierdząc, że za moment zje ją z radości. Kurczę, wyszłam za mąż za kanibala- śmiała się Ewa.
Ale zamiast Ewę zjeść usiadł do komputera i zaczęli przeglądać sprzęt sportowy i odzież sportową. I tu Ewa się załamała- nie podejrzewała nawet, że tak bardzo zmieniła się odzież sportowa. Tak naprawdę dla amatorów, którzy sobie poczłapią na nartach dla rozrywki - nie było nic. Narty śladowe starego typu- zapomnij, że istniały. Narty biegowe tylko dla tych, którzy uprawiają narciarstwo biegowe a nie człapią pomału i dla zabawy. Ceny odzieży - nawet Robertowi oko z lekka zbielało.
W tym układzie zgodnie stwierdzili, że po prostu będą tylko i wyłącznie spacerować i ewentualnie wypożyczą jakiś sprzęt, bo wiadomo, że w wypożyczalni nie będą to narty wyczynowe. Na jednej ze stron Ewa znalazła nawet spodnie narciarskie, które były dla niej dobre rozmiarowo, ale były w różowo-landrynkowym kolorze, który powodował u niej wręcz odruch wymiotny. No ale byłabyś dobrze widoczna- stwierdził Robert. Aż zadzwoniła do Aliny i powiedziała by zajrzała na tę stronę. Alina , która akurat usiłowała zmusić jednego z Klonów do porządnego umycia uszu stwierdziła- dziewczyno, ja jadę tam odetchnąć od bachorów a nie uprawiać sport. Będę chodziła w tym co mam, na żadnych nartach nie jeździłam i nie będę się uczyć jazdy na nich. Co najwyżej mogę na sankach zjeżdżać. Kupimy sobie bieliznę termiczną w sportowym sklepie i będziemy w zwykłych dżinsach, tylko botki na jakiejś grubej podeszwie sobie sprawię. A jak się calutki rok nie uprawia żadnego sportu to i sprzęt sportowy nie jest potrzebny, bo bez treningu nic się nie zrobi. Kankan w łóżku to za mało. Zapytaj się mojego wspaniałego brata kiedy ostatni raz jeździł na nartach- pewnie nawet nie pamięta. Na moje oko to pewnie jeszcze na studiach. No właśnie - stwierdziła Ewa- ale tak jakoś smutno gdy się wypada z obiegu. Ewuniu - będzie super- zobaczysz- zapewniła ją Alina. I weź Ewa szpilki, bo na dancing to jak amen w pacierzu pójdziemy!Wiesz, Robert kiedyś dobrze tańczył. Tańczyłaś już z nim? Nie- co najwyżej tango przytul mnie, ale w pościeli. A że wszystko było na głośniku, Franek pękał ze śmiechu. Na koniec Ewa powiedziała, że pokoje już zarezerwowane.
Ewuś, a ty lubisz tańczyć? - zaczął się dopytywać Robert. To naprawdę jakieś niedopatrzenie, że jeszcze razem nie tańczyliśmy. No to trzeba będzie włączyć jakąś muzykę i pokręcić się po pokoju. Ale chyba nie teraz? A dlaczego nie? włączymy cichutko jakieś tango. Zaraz znajdę coś na You Tube. Po chwili w pokoju rozbrzmiało cicho tango- "la cumparsita". Ewa szybko wskoczyła w szpilki a Robert założył mokasyny. Robert naprawdę dobrze tańczył. Gdy przebrzmiało Robert powiedział- czy ty wiesz, że to tango jest z1919 roku? Skomponował je Urugwajczyk Rodrigez. A ty kochanie cudnie pracujesz biodrami. Chodź, potańczymy w łóżeczku.
Dni mijały szybko, ale pogoda była dość paskudna. Psina rosła jak na drożdżach, z dnia na dzień psiątko było sprawniejsze. Co prawda nie zawsze udawało mu się załatwić na tacę, bo maluszek nie pojmował, że jeśli jest na niej tylko jedna przednia łapka a reszta poza nią to posika kojec. Ale Ewa wyłożyła kojec starymi ręcznikami, do których była przyfastrygowana folia. Co prawda nagle zrobiło się dużo prania, ale ani wykładzina w kojcu ani to co pod nią nie było zasikane. Ale kupki jakimś cudem zawsze udawało mu się robić na tacę.
Żeby tradycji stało się zadość Ewa kupiła prezenty pod choinkę dla wszystkich domowników, był też prezent dla pieska - dość miękka, ale odporna na gryzienie syntetyczna kostka i piłeczka. Wela dostała ocieplane futerkiem zamszowe rękawiczki i ładną bluzkę w kratkę zielono-czerwoną, oraz kilka książek. Paweł też "załapał" się na książki, nową koszulę, krawat, nowy cieplutki szalik i skarpety wełniane . Dziadek dostał książki o ogrodach i nasiona do wyhodowania różnych roślin, wraz z instrukcją obsługi. Babcia dostała ciepłą kamizelką z puszystej wełny, ciepłe skarpetki oraz przyklejane do podeszew butów antypoślizgowe podkładki. Dla wszystkich była specjalna babka włoska. A wszystko razem razem z już ubraną sztuczną choinką stało w dużym pudle w piwnicy, o czym wiedział Paweł. Był bardzo dumny, że nagle stał się opiekunem całej domowej trzódki.
Robert co prawda zastanawiał się, jak sobie Paweł ze wszystkim poradzi, ale Ewa wytłumaczyła mu, że wg wielu psychologów obarczenie kogoś odpowiedzialnością podbudowuje jego psychikę i nie przytłacza go wcale, ale wyzwala w nim nowe dobre pomysły, uczy też wiary we własne możliwości. Poza tym Paweł nie zostaje nagle z czeredą małolatów, którzy mają pstro w głowie. Jakby nie spojrzeć na mamcię i ojca, to jeszcze nie zdziecinnieli i nie zdradzają oznak demencji. Jedyne głupiutkie stworzonko to psiaczek. No ale wszyscy są nim zachwyceni, a on nie ma tu nic do gadania.
Wiedziona radami Aliny, Ewa wybrała się któregoś dnia na poszukiwanie butów na grubej, ale miękkiej podeszwie, koniecznie ciepłych. Nabiegała się po mieście niczym pies gończy - na próżno. Wszystkie buty były na cienkich podeszwach, jedynie tzw. "buty na po nartach" miały grubą podeszwę i były ocieplane ale cholewka była z tworzywa sztucznego i tylko w dwóch kolorach- czerwonym i granatowym. W rozpaczy kupiła jedna parę, tłumacząc sama sobie, że będą dobre gdy będzie głęboki śnieg. Ale na pewno nie będą antypoślizgowe- na tych plastikowych spodach to nawet na parkiecie można było kawałek "pojechać". Zadzwoniła do Aliny a ta ją pocieszyła- przecież pojedziemy przez Zakopane, więc tam kupimy "filcaki". Filcaki są zawsze albo czarne albo ciemno-popielate, są lekkie, ciepłe i zawsze na bardzo miękkiej gumowej podeszwie i daje się w nich chodzić nawet po czystym lodzie. Zresztą możemy pojechać tak, by jedną noc zanocować np. w hotelu w Nowym Targu, bo Nowy Targ ma dobre zaopatrzenie, jest sporo sklepów prywatnych no i jest targowisko. Jak nie będzie wolnych dwójek to możemy wziąć "czwórkę" - jedną noc nasze chłopstwo może "pogłodować". Zresztą będą po całym dniu jazdy. A ja bym sobie chętnie w Nowym Targu kupiła jakąś kurteczkę z owieczki lub baranka. Oczywiście Ewie się ten pomysł spodobał i zaraz poszukała hotelu w Nowym Targu. W końcu upolowała dwa pokoje "dwójki" w motelu, o czym zawiadomiła Alinę. A więc Alina i Franek przyjadą do Warszawy dzień wcześniej, skoro dochodzi jeden nocleg przed Słowacją. Zawiadomiła też o tym Roberta, by urlop wziął jeden dzień wcześniej. Trochę narzekał, ale nie za bardzo. Obaj panowie zastanawiali się, czy jechać w dwa samochody czy jednym. Jeśli jednym, to Robert wolałby by jechać jego samochodem a nie siedmioosobowym Franka. W końcu spór dotarł na najwyższy szczebel, czyli do żon, które stwierdziły, że lepiej będzie jechać w dwa samochody, więc w drogę pojadą samochodem Roberta i "normalnym" samochodem Aliny.
Wela któregoś późnego popołudnia przyszła do Ewy porozmawiać. Powiedziała, że bardzo dokładnie sama a potem z Pawłem przeanalizowała to co powiedziała Ewa o świętach i.....postanowiła nie zapraszać na te święta nikogo- ani matki ani żadnego z ojców i oczywiście w ogóle kogokolwiek z jej rodziny. Ona dopiero teraz widzi jak bardzo to wszystko negatywnie na nią wpływało. A rodzice Ewy są bardzo zrównoważeni i bardzo dla niej serdeczni i cieszy się, że będą razem te święta spędzać. Poza tym ona już na początku lutego ma obronę, więc będzie lepiej gdy się na tym skoncentruje. I że ona pomału uczy się też otwartości wobec Pawła, a on jest bardzo wyrozumiały dla niej i nawet ją o wiele rzeczy podpytuje. I już wcale się nie sprzeczają i jakiś taki bardziej czuły się zrobił.
Welu, każde małżeństwo przez jakiś czas się "dociera". Przecież nie wychowywaliście się w tej samej rodzinie, każde z was wyrosło w innym domu, gdzie były nieco inne warunki i obyczaje. A Paweł miał naprawdę bardzo traumatyczne dzieciństwo i cud, że to go nie zdeprawowało, że jest jeszcze w nim tyle ciepła i ufności. Jego matka biologiczna zrujnowała życie i jemu i jego ojcu. Sama nic na tym nie zyskała, no może oprócz dużej willi w Warszawie. I nie dziw się, że mu się do posiadania dziecka nie spieszy- on wie jaka to odpowiedzialność i chce byście byli do tego dobrze oboje przygotowani. Nie tylko finansowo ale głównie byście byli stabilni psychicznie. Ty jeszcze nie jesteś w pełni stabilna, ale już się zmieniłaś. Już mniej w tobie egzaltacji a więcej racjonalności. Bo życie niewiele ma wspólnego z romansem. Przypatruj się dobrze babci i dziadkowi - zobacz ile oni mają dla siebie wzajemnie ciepła i wyrozumiałości. Podpytaj babcię o to jak poznała dziadka, jakie były początki ich miłości, jak ona widzi małżeństwo. A potem wszystko spokojnie przetraw, pomyśl co z tego można wykorzystać w swoim związku.
A ja bym chciała-niemal szeptem powiedziała Wela- żeby Paweł mnie tak kochał jak ciebie Robert. Ewa uśmiechnęła się - my oboje jesteśmy po traumatycznych związkach i zapewne dlatego jesteśmy tak bardzo dla siebie wyrozumiali. Wyrozumiałość to zawsze najlepszy doradca w związku. I szczerość. Nie będąc szczera wobec partnera oszukujesz i samą siebie. Dlatego tak namolnie wypytywałam się ciebie, czy na pewno kochasz Pawła. Zdążycie mieć dziecko, jesteście jeszcze młodzi A dziecko jest naprawdę dużym obciążeniem dla związku - nagle trzeba z wielu przyjemności zrezygnować no bo jest w domu ten mały, wrzeszczący tłumoczek. Nacieszcie się wpierw sobą a decyzja o dziecku musi być wspólna a nie jednostronna- to bardzo istotne. Młode dziewczyny nie zdają sobie sprawy z tego jakim obciążeniem jest dziecko. I nie wierz, że istnieje coś takiego jak instynkt macierzyński - to bzdura. Mamy w genach tylko zakodowane ich powielanie i to wszystko. I jesteśmy wyposażeni w instynkt przetrwania.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń