Mieszkanie, które wzbudziło zainteresowanie Mietka i Pierre'a było 550 metrów od apartamentowca.
Panowie obliczyli to licząc swe kroki. Uliczka przy której stał stary, jeszcze przedwojenny budynek nie była "przelotowa" i ruch na niej był tym samym bardzo ograniczony.
Dwa pokoje z kuchnią miały 65 metrów kwadratowych powierzchni. Jak opowiadał mocno starszy właściciel mieszkania, budynek jakimś cudem nie został w czasie wojny i powstania w 44 roku zrujnowany, a stojąca wtedy obok duża willa legła w gruzach. A on chce to mieszkanie sprzedać, bo przeprowadza się do córki pod Warszawę, do Nadarzyna. Sam już nie za bardzo daje sobie radę, jego żona zmarła 2 lata wcześniej.
Starszy pan pomyślał, że Mietek i Pierre chcą tu zamieszkać razem i w pewnej chwili powiedział - będzie się tu panom dobrze mieszkało, lokatorzy tego domu nie są wścibscy, a gdy było na ulicach ślisko to mi nawet pomagali robiąc zakupy bym nie wychodził na oblodzone ulice. Bo w tej powojennej Warszawie to jezdnie są odladzane ale chodniki to już niekoniecznie.
Pierre wyjaśnił szybko, że to nie oni chcą tu zamieszkać, a on szuka mieszkania dla swoich rodziców. On z żoną i córeczkami mieszka w tym nowym, żółtym apartamentowcu.
Aaaaa, w tym paskudztwie - stwierdził z dezaprobatą starszy pan. A jak się tam mieszka?
Dość dobrze, widok z okien mam ładny, bo mieszkamy na ósmym piętrze i na szczęście jest garaż. I dlatego, że stąd jest tak bliziutko do tego żółtego brzydactwa zainteresowało nas pana ogłoszenie o sprzedaży mieszkania. A teściowie przyjadą tu spoza Warszawy, z Poznania.
Och, poznaniacy to nadzwyczaj uporządkowani i rzetelni ludzie- stwierdził z przekonaniem starszy pan.
To pewnie przydadzą się im i te "patenty" łazienkowe, które nam kiedyś tu zainstalowała córka. Bo nam zlikwidowała wannę ale jest wygodna, duża kabina prysznicowa, robiona na zamówienie. No właśnie, zaraz panom pokażę całe mieszkanie.
Kuchnia i jeden z pokoi były od strony północnej budynku. Kuchnia była duża, z czymś co przypominało wąski pokój bez okna, ale miało "świetliki". Jeszcze nim się zdążyli zapytać co to za pomieszczenie otrzymali wyjaśnienie- to była spiżarnia. Różnie sobie lokatorzy tego budynku zagospodarowywali to pomieszczenie. My mieliśmy tu spiżarnię.
Pomieszczenie miało odrębne oświetlenie i ściany obudowane półkami a dolna część półek miała drzwiczki. No i miało drzwi.Na jednej z jego bocznych ścian była regularna szafa, a w niej sprzęt typu szczotki i odkurzacz.
W samej kuchni część mebli była jeszcze przedwojenna, ale nadal w pierwszorzędnym stanie - pod oknem szafki poryte blatem i "kolumna szafek"od podłogi do sufitu. Po przeciwnej stronie kuchni na całej ścianie był kredens.Na środku kuchni stał oryginalny piec kuchenny z bardzo ładnymi kaflami. Wierzch pieca nakryty był blatem i piec służył jako stół.
Starszy pan powiedział,że zabierze ten "pieco-stół" ze sobą, chociaż wie, że u córki to on będzie stał w szopie gospodarczej, albo w ogrodzie, w letniej kuchni. Ale ma masę wspomnień związanych z tym piecem i nie chce się z nim rozstawać.
Pokój od północy miał balkon. Okno w pokoju było duże, trzyczęściowe.
Łazienka była naprawdę spora, była duża kabina prysznicowa z uchwytami wewnątrz, obok umywalki też były uchwyty. Wieszaki na ręczniki były na wygodnej wysokości. W kabinie było ustawione medyczne krzesełko z poręczami.
Toaleta była w oddzielnym pomieszczeniu, sedes był obudowany poręczami, tak by i siadając i wstając korzystający mógł się oburącz wspierać. W toalecie była też miniaturowa umywalka i wieszaczek na mały ręcznik.
Pokój od południa też miał trzyczęściowe okno. Bardzo podobał się im przedpokój, w którym była firmowa szafa wnękowa na okrycia wierzchnie i miejsce na regularną szafę ubraniową.
W kuchni, spiżarni, łazience i toalecie były na podłodze kafelki, w kuchni kafelki były od podłogi na wysokość 1,5 metra, ściany w łazience i toalecie miały glazurę od podłogi do sufitu.
W przedpokoju i pokojach był parkiet z jesionowego drewna.
Drzwi wejściowe do mieszkania były pomalowane od zewnątrz na obrzydliwy, szary kolor- w całym budynku były tak pomalowane, a dopiero od wewnątrz było widać, z jakiego porządnego są drzewa- lity dąb pokryty politurą w kolorze ciemnej wiśni.
Pierre zapytał się, czy może obfotografować wszystko, na co dostał zgodę. Po zrobieniu zdjęć pokazał je wszystkie właścicielowi. Zapytał się też, czy mógłby tu przyjść ze swoją matką, która aktualnie jest w Warszawie.
I miał też gorącą prośbę, by pan właściciel nie umawiał się przez najbliższe dwa dni z nikim na oglądanie, bo on już jest pewien, że kupią to mieszkanie, bo ono na pewno rodzicom się spodoba, ale chce jeszcze porozmawiać z ojcem. Do obejrzenia była jeszcze piwnica, ale jak powiedział pan właściciel jest pusta, a jedną ścianę ma obudowaną półkami i ma pełne drzwi, bo przez te , które zainstalowała administracja to właziły do niej koty, więc je zmienił. Na "do widzenia" właściciel stwierdził, że cieszy się, że Pierre jest skłonny kupić to mieszkanie, bo on tu mieszkał od 1936 roku, (wtedy by ten dom oddany do użytku) i udało mu się tu wrócić w 1945 roku w marcu. I ma wrażenie, że jest to bardzo szczęśliwe do mieszkania miejsce.
Gdy wyszli z mieszkania przeszli się jeszcze do końca uliczki - stało tu jeszcze kilka dość dużych willi z ogrodami i jeden budynek powojenny, w którym na górze były mieszkania a na parterze pralnia chemiczna i zakład szewski.
Zaczynam wierzyć, że jednak nie rozleci mi się małżeństwo - stwierdził Pierre. Krystyna będzie miała dodatkowe wsparcie w postaci rodziców. Myślę, że i im się to mieszkanie spodoba. I wiesz, wydaje mi się, że jego cena nie jest wygórowana. I, zauważyłeś? Ono jest bardzo zadbane, właściwie niczego tam nie będzie trzeba zmieniać. Rodzice przecież już nie są młodzi, więc te wszystkie udogodnienia będą niezwykle przydatne.
Gdy wrócili do " żółtego paskudztwa" zaraz pokazali Krystynie i jej matce to mieszkanie. Obie panie bardzo uważnie oglądały zdjęcia, dopytywały się o szczegóły a matka Krystyny zastanawiała się, co trzeba mieć w głowie zamiast mózgu, by takie piękne dębowe drzwi zamalować farbą olejną. Zwróciła uwagę na to, że mieszkanie jest bardzo zadbane i chyba nawet nic tam nie wymaga remontu. Ze zrozumieniem przyjęła fakt, że w łazience i toalecie jest tyle udogodnień i stwierdziła, że oni w swoim poznańskim mieszkaniu też planowali zlikwidowanie wanny, bo coraz ciężej jest z niej korzystać, poza tym wyczytała, że po ukończeniu 6o lat kąpiele w wannie nie są korzystne, zdrowsze jest korzystanie z prysznica.
No to teraz musimy się szybko pozbyć mieszkania i działki - stwierdziła teściowa. Zaraz zatelefonuję do Poznania. Teraz ojciec jest na jakimś spotkaniu emeryckim- powiedział Pierre- będzie na 3 godziny. Rozmawiałem z nim wracając z tego mieszkania. Bardzo mu odpowiada cena tego mieszkania, twierdzi, że wystarczy sprzedać działkę. Bo ceny tych działek skoczyły w górę w związku z planem zagospodarowania tych terenów. I ojciec stwierdził, że tylko sprzeda działkę, mieszkanie opróżni się meblując warszawskie mieszkanie i wynajmie się je. I uważam,że to dobry pomysł. Będziecie mieć co miesiąc jakieś pieniądze z tego mieszkania. A ja wam sfinansuję przeprowadzkę taką jak my mieliśmy.
A co? ty taki Krezus jesteś? - spytała teściowa.
Pierre uśmiechnął się - no Krezus to może nie, ale na ubogiego to Kristin nie trafiła. Ojciec mi sfinansował to mieszkanie, chociaż go o to nie prosiłem. Na przeprojektowanie tego miałem ze sprzedaży tamtego mieszkania. Zresztą to była naprawdę niewielka suma za to przeprojektowanie.
Krystyna popatrzyła na męża - nigdy mi nie mówiłeś, że jesteś bogaty!
No bo nie jestem, bogaty to być może jest mój ojciec, bo kilka razy dobrze zainwestował pieniądze. Ale ja nie mam zwyczaju prosić go o pieniądze. A czasem to ojciec, gdy mu jakiś biznes wyjątkowo dobrze pójdzie to mi coś wpłaca na moje subkonto, które mi założył gdy jeszcze byłem w szkole, ale nigdy mnie o tym nie informuje. Wiem tylko, że już dawno spisał testament wg którego jestem jego jedynym spadkobiercą wszystkiego co stanowi jego własność.
A Twoja mama nic nie dostanie? - spytała teściowa.
Nie, bo się rozeszli, rozwód był z jej winy, pokochała innego i zostawiła tatę i mnie. Miałem wtedy 10 lat.
O Boże, to straszne. Nigdy mi o tym nie mówiłeś- stwierdziła Krystyna. I czegoś nie rozumiem - powiedziałeś, że w Quebecu jest duży dom rodzinny i rodzice nam pomogą.
Pierre wzruszył ramionami - nie było potrzeby bym ci opowiadał o swoim dzieciństwie i sprawach rodzinnych, poza tym nigdy się o to nie zapytałaś, nie interesowało cię to wcale. I nie widzę w tym nic strasznego, że mama odeszła od ojca. Ludzie w życiu się zmieniają- zakochują, lub przestają kogoś kochać- takie jest życie. Mój ojciec nie ożenił się po raz drugi, chociaż nie sądzę by wiódł życie zakonnika.
Po odejściu mamy zamieszkała z nami babcia a ojciec zatrudnił dwie kobiety - jedną do sprzątania i gotowania i drugą do tego by cały czas uważała na mnie - sądził, że babcia sobie ze mną nie poradzi. Lea, ta która pilnowała mnie, mieszka w tym domu nadal. Mam wrażenie, że jest kochanką mego ojca, ale nie pytałem go o to. To nie moja sprawa. Ale wiem, że gdybym napisał, lub zatelefonował do Kanady, że wracam i przywożę ze sobą żonę i 4 córeczki to poza wielkim entuzjazmem byłaby i wielka pomoc dla nas. Bo taki jest mój ojciec. I jestem pewien, że ojciec z całą pewnością dobrze zabezpieczył przyszłość Lei na wypadek swego zgonu.
c.d.n.
:)Przepraszam,że nie zawsze mogę zamieścić komentarz i nie jest to moja wina.Podoba mi się,dziękuję.:))
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że chociaż blogi są na moje święta Bożego Narodzenia...