poniedziałek, 26 września 2022

Trudny wybór-114

 Zabieg wszczepienia implantu w  ramię Adeli przebiegł gładko. Dzień wcześniej Leszek zatelefonował do  Emila i powiedział, że on wpadnie  po Adelę rano i  potem ją odwiezie  do domu, bo ma  w planie wizytę w tej spółdzielni mieszkaniowej, w której Emil i rodzice   wykupili  mieszkania. A potem może podjechałby do tej,  w której ma otrzymać  mieszkanie  Michał. No i  chciałby  z nimi przedyskutować pewien  swój pomysł. Bo on  właściwie to tylko z nimi może coś poważnego omówić. Przez to pisanie doktoratu zupełnie  się jakoś odizolował od wielu znajomych. Stwierdził, że wręcz się na wielu osobach  zawiódł, bo nie mogli zrozumieć dlaczego on robi  doktorat, bo to  się naprawdę nie opłaca i że pewnie chce pozować na  naukowca.  Oczywiście i Emil i  Adela powiedzieli, że będzie im  miło, bo oni faktycznie nieźle ostatnio  wyznają  się w sprawach mieszkaniowych. 

No właśnie, reakcje moich znajomych na fakt, że podjęłam studia też mnie  zdumiały i dowiedziałam się, że mi się przewróciło  w głowie, bo i bez  tych studiów mogę przecież mieć pracę. No a jako kobieta to i tak zawsze będę mniej  zarabiała, bo w tym kraju kobiety po prostu  gorzej zarabiają. Już pominę milczeniem komentarze, że przecież  kiedyś wyjdę za mąż i tak skończę przy garach i  zmienianiu pieluch. Więc Leszka rozumiem, że jest nieco rozżalony. A ja sobie poczytałam trochę o tej jego pracy - ci ściśle z jego branży  bardzo tę pracę chwalą, bo daje możliwość  wcześniejszego wykrywania raka. Nie  mówiłam mu jeszcze o  tym, że czytałam opinię kilku profesorów, ale chyba  mu powiem, bo mam wrażenie, że on jest trochę podłamany. Może powinien się teraz, gdy już ma tytuł doktora  nauk medycznych, trochę rozejrzeć za zorganizowaniem  sobie życia  rodzinnego.

Emil roześmiał się- niech  się lepiej za bardzo  nie  rozgląda, bo albo  się kilka  razy  z rzędu mocno rozczaruje albo wpadnie w jakieś przysłowiowe bagno. Ciebie mi los podrzucił dopiero  wtedy, gdy przestałem "rozglądać  się" za jakąś tzw. "stabilizacją." Dobrze, że wyjechałem na ten kontrakt i że nie miałem ciągot na "importowaną  żonę." Odkąd jesteśmy razem codziennie dziękuję losowi, że mi dał Ciebie. A i Kamilowi w zaświaty  posyłam  dobre myśli. Wiem Maleństwo, że to brzmi śmiesznie a może nawet idiotycznie. Może jest tak, że gdy organizm człowieka, poza jego świadomością, przeczuwa swój kres istnienia  w rzeczywistym  wymiarze, to przestraja się na jakieś inne wibracje i wtedy  kieruje  nami podświadomość. Popatrz, to już minęło kilka lat od  chwili gdy cię pierwszy raz  zobaczyłem, ale nawet samo  wspomnienie wywołuje u mnie nadal zachwyt.  Polubiłem bardzo Leszka i nawet lepiej  się  z nim rozumiem  niż  z Arkiem. Ale wiesz co?  Arek pod  wpływem Stasi zmienił się - już jest  w nim znacznie mniej tego zaczepnego tonu, mniej  chęci by mi udowodnić, że on  wszystko wie lepiej, przez co  zawsze się często kłóciliśmy.

Adela pokiwała głową - masz rację, Arek się zmienił odkąd ma żonę i  dzieci. On  z natury był i jest dość nieśmiałym człowiekiem i starał  się to ukryć właśnie metodą  atakowania innych, udowodniania im, że albo  są słabsi fizycznie  albo umysłowo od  niego. A teraz ma dwóch  chłopaczków wpatrzonych w niego jak koty w pełnię Księżyca i łagodną, ale bardzo dbającą o niego Stasię.  To zabawne,  ale swą łagodnością Stasia wymusi na  człowieku wszystko. Ona ma taką "zmyłkową technikę" - w pełni  się z tobą zgadza, że czegoś nie chcesz, ale tak cię przy tym zagłaszcze, że w końcu  zrobisz  wszystko po jej myśli. Śmiała  się gdy jej to powiedziałam i zapewniała  mnie, że nie robi tego  w świadomy  sposób, to jakoś   tak  samo wychodzi. Rodzice  Stasi też  wpatrzeni  w Arka, "Aruś" ma zawsze rację, zawsze wszystko wie, na  wszystkim  się zna no i "Arusia" szalenie kochają obaj  chłopcy a przecież dzieci wiedzą co dla  nich  dobre.  Z tym ostatnim  stwierdzeniem to bym polemizowała, dzieci w  tym  wieku jeszcze  nie wiedzą co naprawdę jest dla  nich  dobre, a co tylko pozornie.

Wiesz, pewnie jestem wredna, ale jakoś sporo stracił w moich oczach Michał. Bo jeśli Teresa rzeczywiście jest jego żoną, to na mój babski rozum najdalej  za dwa lata będzie rozwód. Taki napad na  nią przy, jakby  nie  było obcych osobach, nie  rokuje dobrze. Mógł jej  to z powodzeniem powiedzieć gdy już od  nas  wyszli. Jeżeli Michała denerwują takie drobiazgi to chyba  wiele miłości w  tym  wszystkim nie ma. Bo miłość wypacza nam spojrzenie jakoś tak  dziwnie, że nie dostrzegamy bardzo długo wad obiektu w którym jesteśmy zakochani i taka sprawa jak to dopytywanie się o przepisy nie powinna była aż tak "zagotować" Michała.

Maleństwo, a ty już zaczęłaś dostrzegać jakieś moje wady? Kochanie, gdy coś zauważę to zaraz cię o tym poinformuję,  dając  ci tym  samym  szansę na usunięcie owej  wady. Miałam sporo czasu by się tobie bardzo dokładnie przyjrzeć, w gruncie rzeczy niewiele małżeństw pracuje ze sobą  w jednym pokoju przed i po ślubie i nawet jeśli czegoś nie dostrzegłam przed ślubem to mogłam zobaczyć potem. Chciałabym móc  zawsze pracować z tobą w jednym pokoju. To mi dawało poczucie bezpieczeństwa. Nadal jestem w tobie zakochana tak jak na początku.

Bałam się tej twojej obecności przy porodzie - to w gruncie rzeczy wiele godzin w mało komfortowych w i mało estetycznych sytuacjach. Bałam się, że to wszystko może cię ode mnie oddalić. Ale ty byłeś cudowny, zniosłeś to  wszystko bez  słowa skargi.  No ale ja przecież nie miałem  się na co skarżyć - to ty musiałaś rodzić, to twoje mięśnie pracowały, to ty byłaś zmęczona  a nie ja. Cieszyłem  się bardzo  z tego, że przynajmniej nie  czułaś bólu, choć te  skurcze mięśni były męczące. Byłaś bardzo dzielna i byłem bardzo dumny, że  mogłem przeciąć pępowinę, to trochę symboliczne  dla  mnie - przeciąłem to co cię łączyło z dzieckiem, by było ono w ten  sposób i moim. Adela  roześmiała  się - nawet gdybyś jej nie przeciął to i tak jest to i twoje  dziecko. Ale fajnie  to wymyśliłeś. 

A rośnie  nam ogromna pieszczoszka - jest tak  samo "dotykowa" jak  my oboje. Będziesz wiecznie obustronnie obwieszony - z jednej  strony Milenka a  z drugiej ja. Ona taka jeszcze  maleńka , ale chwyt tej małej rączki jest niesamowity - istne małe obcęgi. Wczoraj gdy się nad  nią pochyliłam złapała  mnie za dolną wargę - byłam pewna, że mi  dziury zrobią jej maleńkie  paluszki. Trzeba jej dziś paznokietki obciąć. Mam od  Helenki takie specjalne nożyczki z okrągłymi końcami, żeby przypadkiem  nie  skaleczyć  dziecka. Na ten obcinak to jej pazurki jeszcze  są  zbyt miękkie.

Kochanie,  a ramionko  cię nie boli?.  Nie, nic  nie boli, za dotknięciem  też nie.   Mam ochotę tam  zajrzeć,  ale zaczekam grzecznie by Leszek to pierwszy obejrzał. Fajne są te nowoczesne bandaże. Taki granatowy w kolorze to  się przynajmniej mało brudzi no i dobrze się trzyma, nie zjeżdża. Ciekawa jestem czy uda  się Leszkowi zamieszkać na Ursynowie. Dotychczas miał blisko do  szpitala a nieco dalej do swojego gabinetu. Jeśli zamieszka na Ursynowie  to będzie odwrotnie. Ale nie wykluczone, że teraz, gdy już ma  doktorat to może zamieni państwowy szpital na którąś z prywatnych klinik. One  bardzo  chętnie zatrudniają u  siebie lekarzy  z doktoratem.

W dwa dni później Emil zatelefonował z pracy  do Adeli, że przyjedzie  nieco wcześniej do  domu i  zabierze ją na  kontrolę opatrunku, a już załatwił z  rodzicami, że posiedzą  w tym  czasie z Milenką. Trzeba  to zrobić w gabinecie, bo przy okazji sprawdzi  się na USG czy  wszystko jest w porządku i  czy i o ile  implant  się przesunął. Rodzice  przyszli do Adeli z pół godziny przed przyjazdem Emila, przy okazji przynosząc sztandarowy wyrób Helenki, czyli kruche ciasteczka z cukrem. Jedno pudełko było przeznaczone  dla "pana doktora", a  drugie  dla Emila i Adeli. 

Wiesz Adelko- ja to mógłbym cały  dzień siedzieć obok Milenki i  się  w nią wpatrywać. Gdy Emil był w jej wieku miałem na  to zbyt mało czasu, a poza tym w tamtym okresie wszystkim  się wydawało, że takim malutkim  dzieckiem to tylko kobiety potrafią  się  zajmować - stwierdził ojciec.  A ona jest taka śliczna!  Tatuniu,  a  zauważyłeś, że ona ma  wykrój ust Emila?  I ma też takie smukłe dłonie jak Emil. Oczęta ma niebieskie, dość ciemne, ale wszystkie maluszki mają oczy niebieskie, barwa oczu ustali się później. Te jej pierwsze włoski już się wytarły, a te mi wyglądają na ciemny blond. Tylko jeszcze są krótkie i niedużo ich. Ona się pewnie  niedługo obudzi, ale to nie będzie jeszcze  pora karmienia, więc nie powinna płakać. Niech się pobawi smoczkiem i tym kauczukowym zajączkiem, lubi  mu uszy obgryzać. Poza tym bardzo lubi gdy  tata do niej przemawia. Ona teraz coraz  mniej śpi. Lubi też tą muzykę z pozytywki i ciche śpiewanie. My na pewno wrócimy przed karmieniem. A jeśli by nadal marudziła to pewnie trzeba jej będzie  zmienić pampersa. A pupinę umyjecie jej tymi chusteczkami, potem  tymi drugimi ją osuszycie. Do przewijania dobrze jest podłożyć tę flanelową pieluszkę. Ooooo, już jest Emil, to już wychodzimy. Weź Adelko ciastka dla pana doktora- przypomniała Helena. Adela porwała  ciastka i szybko wypadła  z pokoju. 

Kochanie , tu są ciastka dla Leszka, dla  nas  są w naszej  kuchni. Mała jeszcze  śpi, dyspozycje wydałam, tata wpatrzony w Milenkę  niczym  sroka w gnat i cały  w szczęściu. No, to już  możemy jechać, założę kaptur, nie chce  mi się brać  czapki. W piętnaście minut  później byli już w gabinecie  Leszka. Na dzień dobry Adela wcisnęła mu pudełko z ciastkami mówiąc - to jest wypiek mojej cioci, czyli teściowej Emila. Uwiodłam  go tymi ciastkami. A Emil  dodał - tylko uwiodła,  a przecież mogła otruć!- i cała trójka zaczęła  się  śmiać.

Leszek  delikatnie odwinął bandaż zakrywający opatrunek i stwierdził, że dziś zdejmie dotychczasowe plasterki i zredukuje ich ilość, żeby jeszcze  chronić zrost. Nie będzie już dodatkowego opatrunku, zostanie jeszcze  tylko na kilka dni bandaż.  I nawet nie  muszę kontrolować  na USG, bo czuję implant pod palcami. Bardzo ładnie, bo już nic nie krwawiło. A za tydzień to juz nie będzie  ani plasterków ani bandaża.

Ruszyło mi  się coś z mieszkaniem, dzięki jednej z pań urzędniczek w tej waszej spółdzielni. Powiedziałem, że interesuje  mnie mieszkanie na Ursynowie, bo mam tu gabinet i chciałbym bliżej niego mieszkać. A mieszkam na Powiślu i sporo czasu zabierają mi tu  dojazdy. No i dałem  babce swoją wizytówkę,  na  dowód , że mam gabinet. No i jeszcze powiedziałem, że mam znajomych, którzy bardzo zachwalali tę spółdzielnię i że może  jeszcze jest szansa na jakieś mieszkanie  tutaj. No i okazało się, że siostra owej pani jest moją, a przedtem była pacjentką Hani. I przepytała się mnie jakim mieszkaniem jestem zainteresowany. Więc powiedziałem, że najchętniej to bym widział 3 pokoje z kuchnią, tak jak mam na Powiślu.  Umówiła  się ze mną na jutro, przepytała  się jaki jest mój stosunek do mieszkania na parterze, bo jej znajomi, którzy mieszkają przy Bartoka blisko Surowieckiego mają tam  mieszkanie czteropokojowe, a chcieliby się z Ursynowa wyprowadzić bliżej centrum, bo wszyscy domownicy pracują w centrum Warszawy no i nie odpowiada im parter bo jest ogródek. A poza  tym to rozejrzy  się jeszcze  w zasobach  spółdzielni. I zapytała się, czy mogłaby zostać moją pacjentką, bo jej siostrę to wyciągnąłem z kłopotów, ale gdy siostra chciała ją  zapisać to rejestratorka powiedziała, że ja nie przyjmuję nowych pacjentek. Jak na  dziś to ona  wie, że  są jeszcze czwarte piętra w blokach bez  wind, ale nie pamięta dokładnie czy to są M3 czy M4. Byłoby to niedaleko od  was, bo na  Zamiany. Umówiony jestem  z nią na pojutrze. No i się zastanawiam czy może nie poprzestać na  M3 , czyli dwóch pokojach  z kuchnią czy może obejrzeć to czteropokojowe i iść na  zamianę.  No i mam prośbę do Emila - czy mógłby ze mną obejrzeć, zapewne w weekend to co ewentualnie  wyszuka  ta babka. Na dobrą sprawę to wystarczyłyby mi dwa pokoje  z kuchnią a Powiśle bym po prostu sprzedał, już jest spłacone, własnościowe. 

No ale jeśli się ożenisz, co przecież nie jest wykluczone, to lepsze byłoby większe  mieszkanie niż dwa pokoje z kuchnią- stwierdziła  Adela.  Ale ja raczej  nie będę już się  żenił, a już na pewno nie zafunduję sobie dziecka. Nie jestem dobrym materiałem na męża.  

Ktoś ci to powiedział?- spytała Adela. Ojej, nie  musiał mi tego  nikt   mówić - przecież rozleciało mi  się małżeństwo. Byłem tak bardzo zajęty pracą, że zupełnie zaniedbałem żonę i  dziecko. A nie przyszło ci do głowy, że może jest w tym i  wina  żony, która zupełnie nie umiała  się odnaleźć w tej  sytuacji?  Zaniedbałeś bo musiałeś zrobić specjalizację, żeby móc potem zapewnić rodzinie dobry poziom życia. Gdy się pobieraliście kończyłeś studia i średnio przeciętnie mądra kobieta  wie, że to dla lekarza nie koniec nauki, musi jeszcze  zrobić specjalizację, a specjalizacja to może trwać od 4 do 6 lat. I w trakcie specjalizacji wszyscy orzą w tych młodych lekarzy. I wiadomo, że wtedy nie mają na nic czasu bo są zapracowani po dziurki w nosie. O ile dobrze pamiętam to w twojej specjalności trwa 5 lat, a chyba kiedyś trwała 6,5 roku. Tak, to prawda, ja jeszcze  miałem 6,5 roku, Michał też.

                                                                        c.d.n.



2 komentarze: