wtorek, 15 lutego 2022

Ryzykantka - 14

 Następnego dnia rano wychodząc do pracy Robert  powiedział Ewie, że spróbuje zaprosić syna  na  najbliższą sobotę, bo sobie przypomniał że w następną sobotę to będzie  miał niestety dyżur.  Ewę już dawno śmieszyły te szpitalne  dyżury, bo  niemal we wszystkich  szpitalach z jakiegoś  względu zakładano, że w weekendy wszystkie  choroby też mają weekendy i na weekend pacjenci zdrowieją, więc wystarczy na  cały szpital jeden lekarz. Już dawno "podpatrzyła", że  w większości szpitali  piątek był dniem nieoperacyjnym - nic  dziwnego, skoro  w weekendy obsada lekarska  była wielce  zminimalizowana. A od  dawna wiadomo, że operacja  to nie jest obcięcie i opiłowanie paznokcia i różnie może się po operacji  z pacjentem wydarzyć.  

Zapytała się nawet kiedyś jednego z lekarzy dlaczego tak się dzieje- zdaniem jej rozmówcy był to wynik stałego niedofinansowania służby zdrowia i niskie pensje lekarzy. Nie garnęli się do pracy w szpitalach, za to bardzo chętnie pracowali w różnych przychodniach lekarskich działających na  zasadzie spółdzielni. W państwowych szpitalach najlepiej  zarabiali kardiochirurdzy. Koleżanka Ewy  opowiadała, że gdy sama  leżała w  klinice kardiologicznej, to operacje były "na okrągło", blok chirurgiczny działał dzień i noc i na tamtejszej chirurgii nie było dni  nieoperacyjnych. Z własnych pobytów w szpitalach Ewa  pamiętała te dyżury -  dyżurny lekarz  wchodził na salę  z pielęgniarką z danego oddziału, od progu rzucał pytanie w gatunku "no i jak  się drogie panie  czują?  Nic nikomu nie potrzeba? No to życzę paniom dobrej nocy." A ponieważ leżała za każdym razem na chirurgii to w niedzielny poranek i niedzielny wieczór powtarzała się ta  sama scena.

Z każdego z tych szpitali wychodziła w piątek rano czasem jeszcze  ze szwami, a czasem już po ich zdjęciu, jeśli tak się zdarzyło, że można je było zdjąć w czwartek.  Ale tu było trochę inaczej - każdy z oddziałów miał "swojego" lekarza dyżurującego. Robert przed każdym dyżurem sprawdzał którzy lekarze będą w tym samym czasie na dyżurze. Z niektórymi chętnie  dyżurował, bo mieli o czym  ze sobą rozmawiać, gdy nie było nikogo z tych,  z którymi lubił rozmawiać to zaraz po wieczornym obchodzie kładł się spać. Bardzo lubił jednego z młodych chirurgów miękkich, który jego zdaniem był rewelacyjny w  swym fachu, już miał doktorat chociaż miał dopiero 35 lat.  Specjalizował się w  przepuklinach i po jego operacjach nigdy żaden pacjent nie wracał za jakiś czas na  reoperację. 

Ewa się śmiała, że Robert dlatego lubi tego kolegę, bo on podobnie jak Robert  bardzo krótko znał swoją żonę przed ślubem. Po trzech  dniach  znajomości oświadczył się, miesiąc później  brali ślub i mają już dwoje  dzieci. Wszyscy ich znajomi przepowiadali rychły koniec takiego "związku na  chybcika", ale oni są razem już sześć lat.

Syn Roberta z niejakim  zdziwieniem przyjął zaproszenie ojca na  najbliższą sobotę. Spotkali się na  mieście i Robert przywiózł go do domu około godziny  trzynastej. Nie mówił po drodze, że Paweł pozna nową żonę Roberta.  Ponieważ Robert zaparkował na parkingu strzeżonym do budynku  szli na skróty. Młody rozglądał się dookoła, stwierdzając, że osiedle nawet całkiem ładne, dużo zieleni i widać, że administracja osiedla dba o nie- ławki pomalowane, wszędzie kosze na śmieci, place zabaw dla dzieci ogrodzone a sprzęt w nich nie zniszczony. Był nawet teren zabaw dla.....psów.

O, to mieszkasz w niskim bloku, wydedukował Paweł gdy stanęli przed  jedną z klatek czteropiętrowego bloku. Tak, do tego na pierwszym piętrze, więc się przynajmniej nie  namęczę po schodach. Robert  otworzył kluczem drzwi klatki  schodowej i poszli na piętro. Dość wysoki jest tu parter-  zauważył syn. W wielu blokach można każdemu  do chałupy przez okno  zajrzeć.  Stanęli przy drzwiach z nr 14 i Robert otworzył drzwi puszczając syna przodem. Zapalił w przedpokoju światło i powiedział głośno - kochanie, już jesteśmy. Z kuchni z uśmiechem wyszła Ewa. Młody wytrzeszczył  oczy, potem cicho powiedział - jestem Paweł, dzień dobry pani. Ewa podała mu rękę, mówiąc : a ja jestem Ewa. Cieszę się, że do nas przyjechałeś. Wyskakuj  synku z  butów, zaraz ci dam gościnne klapki - powiedział  Robert. 

No a teraz idź przed siebie, do pokoju. Co będziesz pił - kawę czy herbatę czy  może chcesz colę. Kawę. Robert popchnął go do pokoju mówiąc - klapnij, gdzie chcesz. A  może chcesz ręce umyć, ręcznik gościnny jest w kolorze czerwonym, przy umywalce. A toaleta zaraz obok łazienki. A co ty taki cichutki jesteś?  

Nie wiedziałem, że mieszkasz nie sam ale z kobietą. Mieszkam z  kobietą bo to jest  moja żona. Należę do tych co nie mieszkają z kobietami na  "kocią łapę". Macie  fajną kabinę prysznicową- spora - zauważył Paweł. No umyj te  ręce, pokażę ci resztę tego niewielkiego ale  ustawnego mieszkania.

Kawa na stole - zawołała Ewa. Idziemy już. Tata,  a jak mam do Twojej żony mówić? Zapytamy się jej, chodź, nie bój się, nie gryzie i nie wrzeszczy.

Na stole w pokoju stała srebrna taca z ptysiami i eklerkami, drugą połowę tacy zajmowały bakalie i kawałki różnych czekolad oraz świeże daktyle. Ojej, westchnął młody - ptysie! Wieki całe nie  jadłem! No to teraz możesz się napchać nimi do oporu - stwierdził Robert. Ewuniu, Paweł się  zastanawia jak się ma do ciebie zwracać, więc powiedziałem, że to ty musisz to określić.

Ewa roześmiała się - ja po prostu jestem Ewa, nie ubliży  mi mówiąc do mnie  moim imieniem z pominięciem słowa "pani". Mam w pracowni ze trzech równie młodych ludzi i wszyscy mówimy  sobie po imieniu. Ewa jest  architektem - uzupełnił Robert.  A dawno wzięliście ślub?  Nie , niedawno. A coś na kształt mini wesela urządziła dla nas w swoim domu ciocia Alina. Ta co ma bliźniaki? - zapytał Paweł. Tak, ta sama. A bliźniaki już  skończyły 10 lat. Zastanawiam się jak Alina  ich rozróżnia. Bo ja  mam zawsze wrażenie, że widzę podwójnie. 

Powiedz mi synku a jak tam z twoimi studiami? Zacząłem już pisać magisterkę, chociaż jeszcze  nie mam absolutorium- zrobię je w lutym- tak planuję. No a co potem?  Jeszcze dokładnie nie wiem. Pewnie wyjadę, na początek do Niemiec. Informatycy są potrzebni niemal w każdej branży. A to ty znasz niemiecki? Nie wiedziałem o tym. No nie znam, ale przyjmują również z  samym angielskim. Możliwe, że na początek zacznę w  dawnym NRD. Nawet tam lepiej płacą niż tu. Tata, ale nie mów nic matce, bo ona nie chce żebym wyjechał. Masz to jak w  banku, ja przecież z nią nie rozmawiam. A jak ci się układają stosunki z jej mężem? Jak psu z jeżem - stwierdził Paweł. Mam podejrzenie, że oni się chyba rozejdą, bo wciąż są jakieś awantury. Nie wiem o co. Między innymi i dlatego chcę wyjechać. Nie chcę z nimi mieszkać.  A jak panu dentyście biznes idzie?  Chyba dobrze, bo wciąż jest pełno klientów. On już teraz sam  ludziom w zębach  nie dłubie. A co robi? Nic i dlatego matka się awanturuje. Bo teraz on siedzi na recepcji i kasuje pieniądze.

Słuchaj Paweł - nie wyjeżdżaj tylko dlatego, że nie masz w tej chwili gdzie mieszkać. Pomyślimy z twoim ojcem  nad tym i będziesz  miał gdzie mieszkać. I to w niedługim czasie- stwierdziła Ewa. No właśnie - Ewa ma rację - dodał Robert. 

Paweł, a czy matka ma jeszcze upoważnienie do twego konta  bankowego? - spytał Robert. Jeżeli jeszcze ma to załóż sobie inne konto, w innym Banku, np. w Alior  Banku i przenieś te  pieniądze które masz. I podaj mi potem nowe konto, żebym  miał gdzie  alimenty wpłacać.  Do 26 roku twego życia będę ci wpłacał, o ile nie zaczniesz wcześniej regularnie  pracować. Zostaw na koncie tylko jakąś symboliczną kwotę, góra 200 złotych.

A jak ci załatwimy  mieszkanie to nie podawaj matce adresu, bo będziesz ją miał na głowie. Jesteście  zameldowani w mieszkaniu tego dentysty? Tak. No to fajnie, ona na pewno w razie rozwodu wydębi od niego jakieś mieszkanie dla siebie. Umie  zadbać o siebie. A my załatwimy mieszkanie  dla ciebie. A jak ci się podoba to nasze?  Fajne. To osiedle jest w porządku. Jest tu cicho i czysto.

Ewa wstała od stołu i wyszła do kuchni. Po chwili  zawołała - Robert, zdejmij mi coś z góry. Gdy wszedł do kuchni szepnęła -przewieziemy w dwa  dni twoje rzeczy osobiste ze Świerczewskiego i niech Paweł tam zamieszka. Potem "powachlujemy" mieszkaniami i ty zapiszesz mu to, a tamto będzie  zarabiało na siebie. Idź mu to powiedzieć, że na razie będzie na Świerczewskiego a co dalej to się zobaczy. Ja tylko włączę piecyk i zaraz  przyjdę.

Robert wrócił do pokoju i powiedział - zastanów się nim  mi odpowiesz- mam do ciebie dwa pytania- pierwsze to w jakim  czasie jesteś w stanie się spakować, drugie- czy umiesz na tyle  o siebie  zadbać, byś sam mieszkał. I nie idzie tu o płacenie czynszu za mieszkanie, tylko o sprawy porządkowe  jak  dbanie o mieszkanie, szykowanie sobie posiłków. Bo  mamy z Ewą pewien pomysł - na początek  zamieszkałbyś w moim mieszkaniu i to "teraz- zaraz", na Świerczewskiego, potem, czyli pewnie  w pierwszym kwartale przyszłego roku przeprowadziłbyś się tutaj i dostałbyś to mieszkanie ode mnie. Bo my chcemy z Ewą zamienić się "papierkowo" na mieszkania. Gdy już  będę właścicielem tego mieszkania przepiszę je  notarialnie na ciebie- jako darowiznę, żebyś nie płacił podatku. A tamto będę wynajmował. My powinniśmy się  do końca roku wprowadzić do nowego mieszkania, blisko kliniki, w której pracuję. Przeanalizuj to sobie w swoim na wpół skomputeryzowanym mózgu. To jest propozycja głównie Ewy.  A ja się  z nią zgadzam. No to w jakim  czasie jesteś w stanie  się spakować?  W dwa dni i pewnie w trzy walizki. Dlaczego pytasz?

W tym momencie Ewa zawołała obu do kuchni, by przenieśli talerze z obiadem do pokoju. Młody wyglądał na nieco ogłuszonego i zdezorientowanego, ale  posłusznie  powędrował za Robertem do kuchni i zabrał swój talerz do pokoju.  

Gdy usiedli do stołu Ewa powiedziała -  poważne rozmowy  będziemy kontynuować po obiedzie,  przy kawie,  lodach i bakaliach. Teraz zajmijmy się jedzeniem. Ewentualne dokładki są dostępne bez problemu, wystarczy przejść się do kuchni i otworzyć piecyk.  Paweł w niesamowitym tempie pochłonął zawartość  swego talerza przyglądając się niemal każdej  muszelce, w końcu zapytał - a kto te  muszelki robił? Nie wiem, odpowiedziała Ewa - kupiłam je po prostu w jednym ze sklepów, który ma tylko i wyłącznie makarony. Całkiem niedawno został otwarty a te  muszelki bardzo mi się spodobały. Być może, że są włoskiej produkcji, bo Włosi ubóstwiają makarony. Nooo, ruszaj Paweł po dokładkę! Cieszę się, że ci to smakuje. Oj tak, bardzo! Gdy wyszedł z pokoju Robert szepnął do Ewy - ubóstwiam   cię!!!

 Gdy już była kawa a  lody w małych kryształowych miseczkach Ewa powiedziała - mieszkanie  mamy małe, więc słyszałam co ci , Pawle, mówił ojciec. Nie  musisz  niczego dokupywać z wyposażenia mieszkania w sensie   mebli, bo mamy zamiar kupić nowe meble. Po prostu niezależnie od tego w którym  z mieszkań zamieszkasz będzie ono  z pełnym wyposażeniem- meble, pościel, wyposażenie  kuchni. Dopóki nie  zaczniesz regularnie pracować i zarabiać nie będziesz płacił czynszu. Ale jest jeden warunek - rozwód rodziców na pewno odcisnął na tobie  swoje piętno, więc musisz odbyć psychoterapię, żebyś potem  nie powielał błędów  swoich rodziców. 

Psychoterapeuta to nie psychiatra - on, lub ona, na  podstawie odpowiedzi na zadawane tobie pytania wytłumaczy ci zawiłości psychiki byś lepiej  zrozumiał postępowanie ojca, matki i siebie  samego. Pamiętaj, że psychoterapeuta  nie ocenia postępowania pacjenta, pomaga tylko by każdy sam lepiej zrozumiał siebie, swoje  reakcje i reakcje otaczających go ludzi. Widzę cię pierwszy raz i widzę, że ogromnie  mocno wszystko przeżywasz i sądzę, że nim podejmiesz kolejne życiowe decyzje powinieneś uwolnić swą psychikę od tego co  cię spotkało z racji tego, że rodzice się nie dobrali. Myślę, że jesteś na tyle dorosły by porozmawiać z ojcem na temat jego małżeństwa z twoją matką. Ja ze swojej strony  obiecuję ci, że zawsze z tobą na każdy temat porozmawiam i powiem ci prawdę.  Bardzo kocham twego ojca i chcę by był szczęśliwy i nigdy nie będę zazdrosna o wasze wzajemne kontakty i uczucia.

A teraz idę nakarmić zmywarkę, więc sobie obaj przemyślcie to co powiedziałam.  Psychoterapię my sfinansujemy. A jeśli któryś z was chce jeszcze kawę to trzeba do expresu dosypać ziaren i zmielić. I zjedzcie do końca te  ciastka, bo jutro to one  już nie będą smaczne.

                                                                 c.d.n.

1 komentarz: