środa, 29 marca 2023

Lek na wszystko? -80

 W czasie wieczornych ablucji, jak zwykle wspólnych, Teresa powiedziała do męża- trzeba  przyznać Jackowi, że ma facet klasę. Ładny ten wisiorek. Czasem mi Jacka żal, bo to w  sumie porządny człowiek. Nie można powiedzieć, że mu się  dobrze ułożyło życie osobiste. Dobrze, że  chociaż  tego syna  ma teraz  blisko. No fakt- zgodził  się  z nią Kazik. Podpytywałem kolegę jak się w Akademii spisuje Paweł- facet twierdzi, że trochę z Pawła  nietypowy informatyk, bo zawsze porządnie ubrany, na każde pytanie odpowiada pełnymi  zdaniami i stara  się  wytłumaczyć laikom co mogło być lub jest przyczyną problemu ze sprzętem.  No to rzeczywiście nietypowy- oni na ogół uważają resztę  świata za niekumatych debili- przynajmniej ja  miałam takie wrażenie u siebie w pracy. 

Rozbawił mnie Jacek  szalenie tym pomysłem, że każda kandydatka  na  synową będzie musiała się i nam podobać,  nie  tylko  Pawłowi. A Jacuś dzięki spacerom   z nami będzie potem super  dziadkiem dla swojego wnuczęcia - oka  nie  spuszcza  z Alka, gdy czasem jesteśmy na placu  zabaw.  Gdy nadejdzie wiosna to będę jeździła z męską  grupą do Łazienek- dziadki zajmą  się dzieckiem   a ja posiedzę  na ławce i spokojnie poczytam. I, jak  mnie  Jacek  zapewnił, załatwi wstęp na lotnisko wojskowe, ale nie wiem  gdzie, żeby  mały mógł obejrzeć  samoloty z bliska. Mam nadzieję, że z tego powodu  nie będziemy musieli jechać aż do Nowego Dworu. 

Ja mam wrażenie, że jak na  razie to małemu całkiem by wystarczyła wyprawa na  Okęcie, przed południem startuje sporo samolotów i naprawdę  są dobrze  widoczne z tarasu widokowego. I będzie też zachwycony jak samoloty lądują i pan z obsługi "gimnastykuje" się  przed  dziobem samolotu. I już widzę oczami wyobraźni jak nasz cudaczek będzie dawał znak "follow me". 

Ej, a skąd moja nie latająca  żona  wie jak  wygląda  znak "follow me"? Podrywał cię kiedyś jakiś pilot?  A skąd bym wzięła pilota  - zastanów  się. Po prostu bywałam wiele razy na lotnisku - Robert często odlatywał i przylatywał i jeżeli tylko nie lało to bywałam na tarasie widokowym, a tam często bywali ludzie płci męskiej znający  się na rzeczy i popisywali  się głośno swą wiedzą. To w sumie dość emocjonujący widok jak taki duży samolot startuje. Zawsze trzymałam  kciuki, żeby się nic złego nie  stało, ale  nie  z uwagi na  Roberta. I fajnie jest gdy taka mała kropka dość wysoko na horyzoncie zmienia się w lądujący samolot.  

Ale jest jeszcze  coś, co mnie  zawsze wprawia w wielki podziw i nie jest to Jumbo Jet a lotniskowiec i lądujące na nim samoloty. Bo z wysokości myśliwca to cały lotniskowiec wygląda jak pudełko zapałek unoszące się nierówno, w  sposób  wielce  nieskoordynowany na powierzchni basenu olimpijskiego i każde lądowanie, które widziałam. przyprawiało mnie o zamieranie  rytmu serca, zupełnie tak jakbym sama siedziała w tym myśliwcu. Nieprawdopodobna precyzja  działania po obu stronach - lądującego pilota i obsługi lotniskowca. Na  dodatek przebywanie na takim lotniskowcu to nic fajnego, tam jest  koszmarna ciasnota.  Oglądałam na Discovery całą  serię tych filmów. Oglądałam też filmy dokumentalne z życia na łodziach podwodnych i treningi przyszłych "podwodniaków". W ogóle przeraża  mnie życie w  wojsku. I jestem niezmiernie szczęśliwa, że już nie latasz. Ja wiem, że jak się ma pecha to i w drewnianym kościele może człowiekowi  cegła spaść na głowę.

Kazik  przypatrywał  się  Teresie tak, jakby ją  zobaczył po raz  pierwszy w życiu a do tego w dziwacznym przebraniu. Co mi się tak przyglądasz?- spytała się Teresa. Bo się zastanawiam ile jeszcze  rzeczy  nie odkryłem w kobiecie, z którą mam syna i którą  kocham obłędnie. Nie miałem pojęcia, że interesowały  cię takie  filmy.  Mnie nadal interesują takie  filmy, ja  nie oglądam niemal  wcale filmów fabularnych, oglądam głównie  filmy dokumentalne. A często tak mi się  składa, że oglądam jakiś film dokumentalny i  potem trafiam na książkę o  tym co oglądałam. Przecież jest  zerowa  szansa, że pojadę do Mezoameryki, że zwiedzę cały Egipt czy też Afrykę lub Chiny i Bliski  Wschód. Nawet całej Europy nie  zwiedzę.  A film dokumentalny umożliwia mi to. Interesuje mnie archeologia, zwłaszcza teraz jest sporo nowych odkryć  bo i możliwości  techniczne coraz  lepsze. A że nie lubię się włóczyć w tłumie ludzi to takie  zwiedzanie okiem kamery, z komentarzem nie laików a specjalistów uważam za sprawę  świetną. Poza tym publiczność nie jest wpuszczana do wszystkich pomieszczeń, co samo w  sobie  dziwne  nie jest, bo przecież   żaden  zabytek nie przetrzymałby w  całości tych tłumów turystów. Życia i środków by mi nie  starczyło, gdybym  chciała w naturze zobaczyć to  wszystko co widziałam na  filmach dokumentalnych.

Gdy już dotarli do  sypialni, Kazik powiedział - kocham cię coraz  więcej, jesteś nietuzinkową osóbką. Może, gdy Alek już nieco  wydorośleje, to uda  się nam razem pojechać w jakieś ciekawe miejsce. Zik, nawet na pewno gdzieś  się z nim  wybierzemy, chciałabym by był "ciekawy świata". I myślę, że będzie - powiedziała  Teresa - podobno niewielu dwulatków ogląda  encyklopedię zwierząt- a on ogląda i lubi gdy mu opowiadam o tych zwierzętach. Teraz  zimą w ZOO będzie mógł zobaczyć żyrafy  z bliska bo są w żyrafiarni - wrażenie jest ogromne, a żyrafy naprawdę piękne. Byłeś kiedyś? Kazik przecząco pokręcił głową.  Raczej  nie, bo bym pamiętał. Ja byłam już dość dawno - co prawda długo to się tam nie wytrzyma z powodu odoru, chociaż ich  klatki są codziennie sprzątane,  ale jeszcze  nikt nie nauczył zwierzątek  korzystania  z jakiejś  toalety poza klatką.  I zimą można się też wybrać do akwarium - latem to jest tam  stanowczo za gorąco. I będą mu się kolorowe  rybki na pewno podobać. Ja to z tatą jeździłam do ZOO dość często. Bo tata jest zwierzęcolubny. Mama z nami nigdzie nie  jeździła - nie miała sił i bardzo starannie ukrywała przed tatą  swe dolegliwości. Pewnie  gdyby  choć raz z nami pojechała  to wydałoby  się, że jej  zdrowie  szwankuje.

Przez chwilę oboje wpatrywali  się w śpiącego  synka - mały trzymał w objęciach obie  pluszowe  zabawki. Ależ mu Jacek przypasował te  zabawki - podziwiał Kazik. Chyba mu kupię ciężarówkę, żeby woził te zabawki. Muszę  tylko się zastanowić czy taką dużą, żeby ją pchał, czy mniejszą, żeby ją ciągnął na  sznurku.  Kup dużą, żeby pchał -wtedy będzie miał zabawki przed  nosem a jeśli będzie ciągnął ją na  sznurku za sobą to zacznie  tyłem chodzić i na  coś wpadnie, bo będzie  chciał i je  wozić i patrzeć na nie. Masz rację- jak  zwykle. Gdyby to była dziewczynka to kupiłbym wózek dla lalek. A chciałbyś dziewczynkę mieć? - Teresa wdrożyła śledztwo. Nie, nie chcę dziewczynki, było mi obojętne jakiej płci będzie dziecko. A drugiego dziecka nie chcę, mój prywatny oficerze  śledczy - odpowiedział Kazik.

"Ateistyczna" wigilia udała się w pełni. Choinkę w tym roku Teresa kupiła gotową, przybraną  w błękitne i srebrzyste ozdoby.  Oczywiście  gdy tylko ją przyniosła do  domu choinka wzbudziła ogromne  zainteresowanie Alka.  Po godzinnym omówieniu  każdej bombki, kokardy i każdego pasemka "sreberka" choinka  została w pełni zaakceptowana przez  Alka i została postawiona poza  zasięgiem jego rączek. Przy swoim stryjecznym braciszku Alek czuł się niezwykle dorosły. Dwadzieścia cztery miesiące życia a  dziewięć miesięcy to w tym okresie  życia  dzieci - niemal przepaść. Dość długo Kazik z Teresą i tatą  naradzali  się, jak rozmieścić 6 dorosłych osób i dwójkę maluszków. Odpadł pomysł, że mały Tadzik będzie  cały czas w  wózku bo wtedy musiałby  być cały czas przypięty szelkami do wózka a poza  tym wózek to było coś, co dopingowało z kolei Alka do tego, żeby "ustrojstwo"pchać. I Teresa przekonała tatę i  Kazika, że trzeba wycofać  na kilka godzin kojec, który już  wywędrował do mieszkania  Krystianów,  ale ciągle jeszcze  nie był tam wykorzystywany bo......stanowczo, zdaniem Aliny, zajmował zbyt wiele miejsca.

Teresa rozstawiła w stołowym kojec - w jednym jego końcu "urzędował" mały Tadzik, w  drugim rządził się Alek.Teresa i Kazik solidnie wbili do głowy Alka, że tak musi być, bo Tadzio jest jeszcze malutki, nie  chodzi, ale siedzi i raczkuje. Alek bardzo wątpił w to, co mu mówiono, że on też był taki malutki. Ale bardzo grzecznie pokazywał młodszemu swoje  zabawki i o  nich opowiadał. Nie  mniej gdy  tylko mały usiłował dotknąć Alka ten  zaraz  szybko umykał. 

Ponieważ przy stole siedziało  sześć osób a poza tym w pokoju był kojec, tym razem Alek jadł siedząc na kolanach Teresy. W nagrodę, że taki grzeczny i  rozumny, dostąpił zaszczytu karmienia Tadzia z butelki.  Z powodu brania leku  Alina  już  nie karmiła  synka   piersią, był na  modyfikowanym  mleku. Alina była  w całkiem  niezłej formie psychicznej, co od  razu  miało odbicie w  zachowaniu jej synka. Po zjedzeniu mieszanki został przeniesiony do wózka i Alina wstawiła  wózek z dzieckiem do gabinetu Kazika, gdzie  dziecko spokojnie pospało do końca pobytu Aliny i Krisa. Kojec został zlikwidowany, zaraz  zrobiło  się luźniej i Alek mógł spokojnie wędrować od jednego gościa  do następnego. U każdego zaliczył krótką wizytę na kolanach, która  zakończyła  się na kolanach Jacka, u którego przesiedział resztę wieczoru. 

Alina się zamartwiała, że Teresa miała strasznie  dużo pracy przy szykowaniu, ale Teresa wyprowadziła ją z błędu mówiąc, że przecież sama wszystkiego  nie  szykowała. Ciasto upiekła  piekarnia, perliczki upiekł Jacek, łosoś piekł się sam w piekarniku a stół nakrywał tata z Kazikiem. Około godziny dwudziestej dzieci zostały spolaryzowane - mały Tadzik  został starannie owinięty ciepłym kocem i razem z rodzicami powędrował w wózku do swego  domu, po jego wyjściu Alek został ułożony razem ze  swymi zabawkami w  swoim łóżeczku a przedtem ukochał Jacka i  swego  dziadka a  Kazik zaniósł go do łóżeczka. Jacek był szczęśliwy, że mały tak bardzo się przywiązał do zabawek, które  mu sprezentował. Około dziesiątej wieczorem Jacek z Pawłem też się pożegnali. Obaj  zapewniali, że od lat żaden  z nich nie miał tak rodzinnej wigilii. Teresa im tylko przypomniała, że następnego dnia jadą w dwa  samochody do Otrębusów, wyjazd jest około godziny 13,00. Umówili się, że równo o 13,00 Jacek i Paweł podjadą pod dom Kazików. Od Krisa Kazik wiedział, że Alina nie miała  ochoty by jechać do Franka i gdy Franek ich  zapraszał to podziękowała mówiąc, że jeszcze  nie  czuje  się w pełni sił. Krystian twierdził, że Alinie nagle zrobiło  się  tęskno za  starym domem i ciągle  twierdziła, że niepotrzebnie zamieniła  dom na mieszkanie w Warszawie.  Jakoś nie  docierało do jej świadomości, że teraz, gdy jest na  bezpłatnym urlopie  wychowawczym z racji wynajmowania tego mieszkania na Żoliborzu dostaje więcej pieniędzy niż dostawała pracując.Więc  może i lepiej, że nie chce jechać do Franka, nie będzie "rozdrapywania starych  ran".

Tegoroczna zima na szczęście, jak na  razie, nie obfitowała w śnieżne opady, przepowiednie meteo głosiły, że dopiero po nowym roku zaczną się opady  śniegu i  chwyci mróz. Przed  wyjazdem do Franka Teresa przygotowywała Alka do wizyty u kolejnego wujka i cioci. Na  szczęście miała zdjęcie obojga, opowiadała sporo o ich domu i o ogrodzie i że na pewno latem, gdy już będzie ciepło znów tam pojadą i Alek będzie się mógł wtedy  bawić w ogrodzie. Mały bardzo się ucieszył, że wujek Jaciek  też tam będzie razem z Pawłem. Kazik i Teresa  cieszyli  się, że Alek tak bardzo polubił i Jacka i Pawła,  a Jacek był wręcz dumny  z tego faktu.  Teresa   się śmiała, że jeszcze  trochę  a Jacek z tatą  będą  sobie Alka  wyrywać  z rąk. Do świadomości Jacka dotarło w pełni ile stracił przez  to, że nie brał udziału w  wychowywaniu  Pawła. Jednocześnie podziwiał, jak dobrze Paweł został wychowany przez  swoją mamę.

Poza Warszawą , w lesie, widać  było resztki brudnego śniegu, ale szosa była  czysta, na polach też nie było śniegu. Od ostatniej wizyty u Franka minęło już wiele   miesięcy, a wiadomo - życie nie  stoi w  miejscu i Kazik miał kłopot, by trafić do Franka, bo przybyło nieco nowych domów po drodze. Ale po krótkiej wymianie   zdań  z Frankiem trafili na  miejsce. Przy bramie posesji czekał na nich "komitet powitalny" , czyli Franek, jego ojciec i......duuży pies.  O matko!- jęknęła  Teresa- wielki i cudny pies! Zobacz  syneczku,  jakiego pięknego  pieska  ma wujek  Franek! 

Franek coś powiedział do psa i położył mu  dłoń na łbie, a potem podszedł do samochodu, otworzył drzwi samochodu i powiedział - to jest broholmerka, cudowna  łagodna psica. Muszę was  wszystkich po kolei jej przedstawić, musi was obwąchać, by uznać, że jesteście "swoi". A maluszka może Kazik na razie trzymać na rękach, potem ją oddzielnie zapoznamy z dzieckiem. Jest  duża,  waży 40 kg, ale  bardzo łagodna, zrównoważona i przyjazna. Od rana jej oboje  tłumaczymy z Joanną, że przyjadą kochani goście. Już od godziny włóczy  się po ogrodzie i co jakiś  czas podchodzi do bramy. Dostałem ją od znajomego Duńczyka, jest u nas od 7 tygodnia życia, więc rozumie  wszystkie polskie  komendy, treser przychodził do nas  do domu i ją "układał". Najbardziej to chyba kocha   mojego tatę, bo jest   z nim całymi dniami. Kazik wziął  na ręce Alka i gdy podszedł do suni przykucnął. Alek szybko wyciągnął rączkę do psa  mówiąc: duzi piesiek, dobly piesiek. W rewanżu sunia  delikatnie liznęła jego rączkę i główkę,  na której mały miał czapkę. A mały roześmiał się radośnie. No to postaw teraz  małego na  ziemi - powiedział Franek. Ona już go uznała  za swego, pewnie nie  będzie go cały  czas odstępować.

                                                                       c.d.n.


1 komentarz: