Rozprawa, zdaniem Andrzeja trwała zbyt długo, bo jak mówi pewne przysłowie - wodę gotujesz i nie zamieni się ona sama z siebie w zupę z makaronem. Sędziowie bardzo uważnie przysłuchiwali się opowieści Wojtkowego ojca o tym w jakim stanie zastali mieszkanie mieszkanie Andrzeja gdy przyjechali tam z lotniska. A najlepsze było to, że Wojtkowy tata rozpoczął swe "sprawozdanie" informacją, że on bardzo, bardzo lubi Lenę i że to wszystko co zobaczył wprawiło go w wielkie zdumienie ale i w smutek.
Z wypowiedzi ciotki Leny w jednoznaczny sposób wynikało, że Lena była i jest mało zrównoważona emocjonalnie i dlatego podczas nieobecności w Polsce Andrzeja mieszkała razem z dziećmi w Otwocku. Gremium sędziowskie było zdumione faktem, że Lena i jej rodzina zataiły przed Andrzejem informację o tym, że Lena jest schizofreniczką. Adwokat Leny usiłował wyeksponować, jako karygodny fakt, że Andrzej zainstalował w mieszkaniu na wprost drzwi wejściowych kamerę, ale adwokat Andrzeja z kolei stwierdził, że po prostu był to odruch samoobrony i sprawdzenie kto jeszcze spoza rodziny ma klucze do tego mieszkania, zwłaszcza, że w mieszkaniu był bałagan, a on wiedział, że Lena nie zostawiała nigdy dotąd bałaganu opuszczając mieszkanie.
Andrzej wyeksponował natomiast fakt, że Lena traktowała chłopców tak, jakby to nadal były niemowlęta i że dopiero żona jego przyjaciela uzmysłowiła jemu, że dzieci są w pewnym sensie zaniedbane intelektualnie a szkoda, bo mają duży potencjał i opowiedział ze szczegółami przebieg wizyty Wojtka i Marty u nich. Oczywiście Andrzej poinformował sąd, że zatrudni wykwalifikowaną opiekunkę do chłopców, przedstawił sądowi dokumenty osoby, z którą wstępnie już o tym rozmawiał i nawet podpisał wstępną umowę. Nie ukrywał, że Lena już kiedyś miała epizod z paleniem marihuany i między innymi dlatego na czas swej nieobecności w Polsce wyekspediował ją razem z dziećmi pod opiekę jej matki i ciotki oraz profilaktycznie ograniczył jej limit pieniędzy na karcie płatniczej. Oczywiście nie ukrywał, że jego zdaniem fakt ukrycia przed nim, że Lena ma schizofrenię jest skandalem i podłością i jak widzi musi chronić dzieci i przed Leną i przed jej rodziną. A o tym, że Lena pali papierosy powiedzieli mu chłopcy, bo widzieli to gdy byli na placu zabaw, a potem słyszeli, że babcia się na nią gniewała. Oczywiście oni nie mieli pojęcia jakie to papierosy Lena paliła, ale on uczy chłopców, że wszystkie papierosy są trucizną dla zdrowia i nikt nie powinien ich palić.
Matka Leny, wyraźnie zdenerwowana, usiłowała wyrwać sobie palce lewej ręki ze stawów, a ciocia siedziała obejmując swą twarz dłońmi. Rozprawa toczyła się długo, ale w końcu sąd orzekł rozwód a wszystkie spotkania dzieci z matką miały być w towarzystwie Andrzeja lub osoby przez niego wyznaczonej, poza tym Lena nim spotka się z dziećmi powinna przejść leczenie no i oczywiście brać leki zgodnie z zaleceniami lekarza. Lena przerwała niecierpliwie sędziemu i zapytała, czemu nikt się nie zapytał dzieci u kogo chcą być po rozwodzie, więc się tylko dowiedziała, że decyzję o tym z kim chcą dzieci mieszkać po rozwodzie mogą podjąć tylko starsze niż ich dzieci. To jakaś sitwa- powiedziała głośno, na co usłyszała, by nie obrażała sądu, bo obrażanie sądu jest karalne.
Po wyjściu z sali, na korytarzu, Andrzej podszedł do swej teściowej i zapytał się czy mają czym wrócić do Otwocka, a w odpowiedzi usłyszał - mamy, mój siostrzeniec czeka na nas na dole, ty gadzie. No to dobrze - bo w razie gdybyście nie miały czym wrócić poprosiłbym przyjaciela by was odwiózł. A tak to nie ma sprawy.
Potem podszedł do swoich przyjaciół i swego adwokata a Wojtkowy ojciec zerknął na zegarek i powiedział - godzina w sam raz na lunch, więc zapraszam państwa na lunch. Och, to bardzo miłe, ale ja za trzy kwadranse muszę tu być z powrotem- powiedział adwokat Andrzeja- więc może przełóżmy to spotkanie na inny termin, bo muszę jeszcze zerknąć w papiery. W takim razie ja do ciebie zatelefonuję i dogadamy jakiś termin, który będzie ci pasował - powiedział Wojtkowy ojciec, a widząc zdumiony wzrok Andrzeja powiedział - znamy się z panem mecenasem od lat.
Więc możesz Andrzejku wybrać miejsce lunchu - Bristol, Europejski, Grand . A to musi być koniecznie jakaś knajpa?- spytał Andrzej. No nie musi, możemy przecież wpaść po twoje walizki a potem zjemy lunch w mieszkaniu Marty i Wojtka - zobaczysz jak rozpieszczam Martę. Na dziś jest schab pieczony z furą różnych warzyw. I bulionik do popitki - chudziutki, bo Marta taki lubi. Moja pani sąsiadka będzie pewnie niepocieszona, gdy zobaczy "przypadkiem" przez okno, że zabierasz walizki. Marta to pewnie wróci dopiero około siedemnastej, a Wojtek pewnie później bo mówił coś o jakimś zebraniu.
A ty dziś masz nockę? Nie, ja wziąłem na dziś jeden dzień z zaległego urlopu. Posiedzę dziś z dziećmi. Muszę znaleźć dla tej pani Ewy jakieś mieszkanie w pobliżu mego domu. Jakoś mi głupio by u mnie mieszkała, choć to z drugiej strony wygodne i dla niej i dla mnie. Marta się ze mnie śmieje, że jestem z nią jakbyśmy byli białym małżeństwem. A dzieciaki są nią zachwycone, bo ona bardzo dużo z nimi rozmawia, jak coś robi im do jedzenia to razem z nimi i o tym też opowiada. Lenie to one wciąż przeszkadzały i je wyganiała z kuchni, a jej to one pomagają - potrafią nakryć do stołu, ładnie ułożyć serwetki. Jakoś niczego nie rozlewają ani nie rozsypują. Ona im daje normalne sztućce a nie to plastikowe badziewie. A oni są zachwyceni tym faktem. Dużo im czyta i wreszcie bawią się literkami - Marta się ucieszy gdy jej to opowiem. Młodszy bez problemu układa czteroliterowe wyrazy. A starszy to umie je nawet napisać. I jakoś wcale nie wspominają Leny, co mi dało do myślenia dlaczego tak jest. Ja to jak Marta - zrobiłem się dociekliwy i pomyślałem, że pewnie coś było nie tak z tą opieką Leny nad nimi, skoro tak szybko im wypadła z obiegu. Muszę tę panią Ewę wam przedstawić. Oni mówią do niej per "ciocia", a ja się zastanawiam czy mam z nią przejść "na ty". Ona jest w wieku Marty. Muszę poinformować szefostwo, że jestem "samotnym ojcem", więc nie będę już tak obłędnie dyspozycyjny jak dotychczas. Niech młodsi teraz bardziej zasuwają, niech się "doszlifowują w zawodzie". Ja już jestem stary, muszę się zacząć bardziej oszczędzać i cenić. Pogadam też o tym z Martą, ona ma zawsze takie zimne, trzeźwe spojrzenie na wszystko i wszystkich. A przy tym jest niezmiernie troskliwa i zestawienie tych dwóch rzeczy w jednej osobie jest dla mnie zaskakujące. I ją i Wojtka kocham tak, jakby byli moim rodzeństwem.
Poza tym postanowiłem nawiedzić razem z dziećmi swoich rodziców. Mam nadzieję, że na mój widok stary nie dostanie ataku serca i nie padnie trupem. Oczywiście wpierw przezornie do nich zatelefonuję. Dziś w sądzie to mi nawet było żal Leny, bo zdaję sobie sprawę z tego, że już lepiej z nią nie będzie- nie wyzdrowieje i podejrzewam, że nadal będzie brała lek od przypadku do przypadku, więc lepiej niż jest to nie będzie. A gdy ona wejdzie w wiek około menopauzy to może się nawet pogorszyć - podobno. Dobrze, że jest pod opieką tego poleconego lekarza - w przypływie dobrego nastroju powiedziała nawet, że to jest bardzo sympatyczny facet. Tak się zastanawiam, czy jej matka też nie jest dotknięta "schizą", ale w nieco lżejszej postaci niż Lena. A może to inne schorzenie z tej branży, no ale nie powiem jej by się przebadała.
Lunch bardzo Andrzejowi smakował i gdy już pili kawę, do domu wpadła Marta, radosna niczym skowronek o świcie. Andrzej od razu powiedział, że już jest "facetem do wzięcia" i zaczął Marcie opowiadać co było w sądzie, a ojciec poszedł po Misię do kwiaciarni. Misia odtańczyła w domu psiego twista, bo Andrzej w jej pojęciu to też był rodziną. A co ty dziś tak wcześnie wróciłaś córeczko? - dziwił się Marty teść. Bo jest awaria sieci wodociągowej w okolicy uczelni, więc nas wywali z uczelni i nawet byłam już w laboratorium i tam okazało się, że miałam dobry pomysł. A poza tym zaraz wróci Wojtek, więc dziś jest fajny dzień. I mam pomysł - jedź Andrzej teraz do domu, a my za 2 godziny zwalimy się do ciebie z tortem. Uczcimy twój rozwód, poznamy przy okazji tę panią Ewę i możemy nawet Misię ze sobą zabrać, to dzieciaki będą miały atrakcję. To może Misię odstawimy do rodziców - nieśmiało rzucił ojciec. Nie, bo dopiero co ją tu przyniosłeś i zgłupiałaby doszczętnie.Weźmiemy ją z torbą, będzie mogła się w niej schować jak się jej nasze towarzystwo znudzi. Z uwagi na małolaty tort będzie śmietanowo-czekoladowy a nie kawowy.
No wiesz - ukradłaś mi pomysł - stwierdził Andrzej. Jutro idę do pracy dopiero na 14,00, więc możemy dziś "zabradziażyć". Tylko czy Wojtek będzie miał ochotę? Będzie, po drodze do domu wpadnie po tort, już z nim rozmawiałam. A skąd wiedziałaś, że teraz tu będę? Bo znam swego teścia - nie zostawiłby ciebie samego w takim dniu, wydanego na pastwę złych rozważań. A poza tym to ty twierdzisz, że mam szósty zmysł, więc nie wiem co cię dziwi. No to leć do chaty, gdy będziemy wyjeżdżać wyślę ci sms. Andrzej jak zawsze objął ją i cmoknął w czubek głowy, Misię pomerdał po łebku i wyszedł. W 10 minut później do domu dotarł Wojtek. W tempie ekspresowym pochłonął porcję pieczonego schabu, na torcie Marta umieściła figurki Lego - mężczyznę w kosmicznym kombinezonie i dwoje dzieci. O, a komu ukradliście te figurki Lego?- zapytał ojciec. Dzieciom Michała - mają tego od groma i trochę -wyjaśnił Wojtek. Mogliby normalnie handlować tymi klockami. I mamy powiedzieć, że to wyraz aplauzu Ali dla Andrzeja. On tych figurek nie daje dzieciom, ale nie bardzo wiem dlaczego- coś strasznie mętnie to mi tłumaczył, ma do ich wyraźnie awersję. Podejrzewam, że uzasadnioną- powiedziała Marta - coś mi się kołacze po głowie, że kiedyś się okrutnie wystraszył, że Mareczek połknął głowę jakiejś figurki, ale po kilku godzinach ją znaleźli i od tej pory figurki są kasowane. A te mają pewnie wszystko na stałe przyklejone, bo Ala miała jakiś super-hiper klej i te drobne części poprzyklejała. Zobacz - nie rozbierze się figurek na części. Ale i tak trzeba powiedzieć Andrzejowi by figurki zniknęły z zasięgu łapiąt.
Gdy przyjechali "w komplecie" do Andrzeja, w przedpokoju stał "komitet powitalny", czyli Andrzej z chłopcami. Na widok torby z Misią w środku młodszy pisnął z radości, a starszy zaraz go uciszył mówiąc- nie hałasuj bo się Misia wystraszy i czym prędzej zawisł na szyi Marty i zaraz dołączył do niego młodszy, dopiero potem został wycałowany dziadek Wiesiek a na końcu Wojtek. Misia zawzięcie twistowała okrążając całe towarzystwo. Andrzej pokazał dzieciakom, by razem z gośćmi poszli do pokoju a sam poszedł do kuchni po panią Ewę. Nieco zażenowana poszła do pokoju z Andrzejem i nim ten zdążył słowo powiedzieć chłopcy "dwugłosem" poinformowali gości, że to jest ich nowa ciocia, ciocia Ewa i ciocia będzie tu razem z nimi mieszkała, bo mama jest chora i bardzo,bardzo długo będzie się leczyć. Misia przywarowała przytulona do nóg Marty, więc Marta wzięła ją na ręce i przemawiając do niej jak do dziecka i głaszcząc ją podeszła do Ewy mówiąc - zobacz Misiu, to jest ciocia Ewa, obwąchaj ciocię, ciocia też kocha pieski jak my wszyscy i trzymając Ewę za rękę zbliżyła do niej mordkę Misi - Misia na moment zesztywniała, a potem obwąchała rękę Ewy i ją polizała delikatnie. No to już się znacie - skonstatowała Marta i objęła delikatnie Ewę mówiąc - jestem Marta, ten podobny do Andrzeja to mój mąż Wojtek, a to jego ojciec Wiesław, czyli mój teść, który dba o mnie jak o własny produkt, a jak widzę to Misia uznała, że pani też należy do tej naszej patchworkowej rodziny zszytej z bardzo różnych tkanin. Ona, gdy już kogoś zaakceptuje zaraz się usadawia przy kostkach nóg. Ewa była najwyraźniej w świecie nieco zdumiona ale i bardzo zadowolona tak miłym powitaniem. Marta schyliła się po Misię i wcisnęła ją na ręce teścia, a Marta wzięła pozostawiony w przedpokoju tort i Andrzeja i poszła do kuchni.
Zobacz - ta "legolandzka" figurka taty z dziećmi to przesłanie mentalne od Ali. I schowaj ją na pamiątkę dzisiejszego dnia, w którym zostałeś tatą z dwójką dzieci i nie daj im tej figurki do zabawy. Co prawda Ala przykleiła główki i rączki rzekomo dobrym klejem, ale lepiej by się oni tym nie bawili. Ala i Michał przeżyli już koszmar szukania zagubionej główki i już widzieli w wyobraźni małego na stole operacyjnym i chirurga szukającego tejże główki w jego wnętrznościach. I teraz wszystkie figurki są usuwane, dopóki oni nie przestaną wszystkiego brać do ust. No ale musiała jakoś cię uhonorować i stąd ta figurka. A potem przyciągnęła głowę Andrzeja do siebie i wyszeptała mu do ucha - ładna ta Ewa i dzieci ją lubią i nawet Misia ją od razu zaakceptowała.
Daj mi jakiś porządny długi i ostry nóż oraz zwykłą szklankę, pokroimy tort. Szklankę umieściła do góry dnem na torcie i tym samym stała się osłoną dla figurki, teraz okroiła szklankę dookoła w odstępie 3 mm od jej ścianki wbijając nóż aż do podstawy tortu, a potem kroiła różnej szerokości kawałki tortu. Czyszcząc nóż spróbowała przy okazji smak tortu, Andrzej też się załapał i oboje stwierdzili, że ten tort jest rewelacyjny, bo smak jest czekoladowo-orzechowy a tort nie jest za słodki. O rany- stwierdziła Marta - on jest jeszcze lepszy od tego kawowego, który dotąd u nich kupowałam! Obłęd absolutny! Po co ja jadłam obiad? Nie mam teraz miejsca w żołądku! Idź, zanieś tort i zbierz zamówienia co kto pije. Rzecz głównie dotyczy wyboru kto chce kawę zamiast herbaty. Widzę, że masz Rooibos, ją mogą również pić dzieci i to już po ukończeniu 1 roku życia. Ja sobie do rooibosa dodaję szczyptę cynamonu. Podoba mi się ta Ewa, ma dobrze pod czaszką poukładane. Andrzej wrócił z wiadomością, że wszyscy będą pić herbatę. Oooo, to bardzo dobrze. Przynosząc herbatę do pokoju nie zapomnij ogłosić, że dzieci piją tę samą herbatę co my - zobaczysz jakie będą mieć uradowane pysie.
Patrzę na ciebie i patrzę i śmiać mi się chce, bo ty nie masz dzieci a doskonale wiesz co dzieciaki lubią, co je interesuje, czym je zabawić, a jednocześnie mam kontakt z "dzieciatymi" osobami, które nie mają nawet bladego pojęcia co dzieci lubią i co je interesuje. Nie wiem jak to się dzieje- stwierdził Andrzej
Marta roześmiała się - bo ja mam jeden cholerny feler - mało rzeczy mnie nie interesuje. Piekielnie dużo czytam i to o najróżniejszych sprawach a do tego mam drugi feler - "pamiętliwa" jestem. To wszystko to efekt tego, że bywałam wiele godzin sama ze sobą w czasie dzieciństwa. Wcześnie się nauczyłam czytać i najchętniej czytałam książki dla dorosłych. Tata kiedyś się zorientował co jest grane , nie ochrzanił mnie, tylko powiedział, że jeżeli przeczytam coś i nie będę rozumiała o co biega, to mam się zapytać. Wiele znasz dzieci, które w wieku lat ośmiu czytały Emily Bronte "Wichrowe wzgórza"? Byłam zafascynowana tą książką. Przeczytałam ją potem po raz drugi chyba gdy miałam 12 lat i nadal mi się podobała. Natomiast lektury szkolne zawsze mnie dobijały. Dobrze, że Krzyżaków przeczytałam gdy miałam siedem lat. I gdy z czasem były lekturą to już ich nie czytałam. Zresztą wiele lektur szkolnych przeczytałam znacznie wcześniej. Zaraz potem wpadła mi powieść Remarque "Na zachodzie bez zmian" i jakoś zupełnie mnie nie zachwyciła, co nie przeszkodziło mi by przeczytać niedługo potem "Czarny obelisk" tegoż autora i ta książka mi się podobała. Ja nawet Koran przeczytałam. Biblię też, zamiast chodzić na religię. Potem miałam jakiś "ciąg" powieści Balzaca. Ja po prostu mam feler - lubię czytać. Przeczytałam prawie wszystkie powieści spłodzone przez Karola Maya, a najbardziej mi się podobała jego powieść "Ojciec Pięciuset" i kiedyś nieopatrznie stwierdziłam, że teraz zamiast wsadzać do więzienia powinno się stosować ową chłostę 500 batów w podeszwy stóp. Bo zamyka się kogoś do więzienia, winny odsiedzi swoje, wychodzi i dalej to samo robi. Zrobili z tego aferę i tata mi powiedział, żebym może jednak lepiej z nim omawiała swe odczucia po każdej lekturze a nie z koleżankami w szkole. No i tak było.
Niestety teraz mam strasznie mało wolnego czasu i czytam głównie to co mi przybliży mój zawód, co nie przeszkodziło mi by kupić sobie książkę o najczęściej wykonywanych operacjach i nim trafił Wojtek w twoje ręce , a potem ja, to wiedziałam co będziesz robił, tak krok po kroku. Podziwiam wszystkich chirurgów, bo to piekielnie trudny zawód. Idź już z tą herbatą bo za chwilę Wojtek tu wpadnie by sprawdzić co robimy. A ja tu jeszcze zrobię trochę klaru na pokładzie. Andrzej porwał tacę ze szklankami i poszedł do pokoju. Sprzątnęła okruchy, sprawdziła czy nie spadło nic na podłogę, przetarła blaty i poszła do pokoju, w którym Andrzej mówił Wojtkowi o tym, jaką to on ma niezwykłą jak na dzisiejsze czasy żonę. Marta trąciła Andrzeja w ramię i powiedziała - takich wariatek jak ja to znam więcej. Nie byłyśmy w szkole podrywane, bo byłyśmy za nudne. Pomyśl - jestem z Wojtkiem od 5 klasy podstawówki. Jestem po prostu w pewnym sensie opóźniona w rozwoju. Mało mnie nowa moda skaziła.
Ten tort jest nieprzyzwoicie smaczny - powiedziała Ewa. Oj tak - zgodziła się z nią Marta. Niestety ja to zupełnie nie mam talentu do pieczenia tortu. Zastanawiam się jak oni osiągnęli taki orzechowy smak, bo ten krem jest bielutki i idealnie gładki i nie ma w nim drobin mielonych orzechów. Ta polewa czekoladowa też jest idealnie gładka. Zaczynam podejrzewać, że tu jest olej z orzechów w tych polewach. Wojtek spojrzał na nią i powiedział - twoja dociekliwość to ci chyba utrudnia nieco życie - jak i jak? Przecież nie planujesz otwarcia cukierni, więc po prostu jedz i odpuść sobie technologię produkcji owego tortu. Jest rzeczywiście bardzo bardzo smaczny. Chyba nawet lepszy od tego kawowego, który też nam bardzo smakował. Ale ten to mogą również jeść dzieci - stwierdziła Marta, a w tym kawowym to kawy nie żałowali, więc myślę,że ten dla nich jest lepszy. Co prawda każdy z nich "idzie w biodra". Andrzej spojrzał na nią i powiedział - jakoś nie widzę tu takich osób, które powinny dbać o to, by ich tkanka tłuszczowa nie przyrosła o milimetr. No nie wiem - z przykrością odkryłam, że już nie wchodzę w dżinsy z czasów szkoły średniej. A takie były fajne. Jeśli je jeszcze masz, to to płukania dodaj pół szklanki octu a po odwirowaniu załóż gdy są jeszcze wilgotne i posusz suszarką do włosów - powiedział Wojtek. Moja mama miała taki patent od swojej znajomej. Po każdym praniu dżinsów tak robiła. Co prawda gdy się jej nieco więcej przytyło to i tak musiała nowe kupić. Nigdy nie widziałam twojej mamy w dżinsach - stwierdziła Marta- raz ją widziałam w zamszowych spodniach, ale nigdy w dżinsach. Ona zawsze była elegancko ubrana. Marciu- ty chyba już zapomniałaś co powiedział o tobie ten lekarz na obchodzie - on zupełnie bystro zauważył, że masz brzuch wklęsły, a ja z kolei powiedziałem ci, że masz szalenie cieniutką warstewkę podskórnego tłuszczu. Rzadko kto ma w tych czasach taką. I z tego co widzę to nadal jesteś taka sama. Mam rtg w oczach. Napędziłaś mi strachu, okropnie się bałem, że ten wrednota się rozleje. Ale jakoś jednak wytrzymał do końca.
Andrzej spojrzał na zegarek i powiedział - młodzież teraz pięknie pożegna się z ciocią i wujkiem, pójdzie się przebrać w piżamki i powędruje do łazienki by umyć to co należy przed położeniem się do łóżka. I proszę porządnie wypłukać paszczęki, bo wczoraj to jakoś na dobranoc dostałem buziaka z pastą do zębów. A Misia to już śpi a nie myła ząbków - zauważył młodszy. Misia to będzie miała myte ząbki dopiero po wieczornym spacerze - powiedział dziadek Wiesiek. Łapki też będzie miała umyte. Dzieci z Ewą zniknęły w łazience, potem jeszcze przyszły na dobranockowego buziaka od taty, cioci Marty, wujka i dziadka a pani Ewa poszła z nimi do pokoju, bo jak co wieczór czytała im jakąś bajkę.
Andrzej usiadł z ciężkim westchnieniem mówiąc - to był jednak ciężki dzień. Zastanawia mnie to, że chłopcy po mojej opowieści, że Leny bardzo długo nie będzie z nami bo się musi leczyć ani słowem nie wspomnieli o niej. Lena na nich bardzo często krzyczała, często zupełnie bez powodu.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz