W czasie gdy pani Ewa czytała dzieciom bajkę Marta powiedziała Andrzejowi, że "nowa ciocia", jak ją nazwały dzieci, zrobiła na niej bardzo dobre wrażenie i zapytała się go, czy nie będzie miał nic przeciwko temu, że ona zaproponuje jej "przejście na ty", bo są w bardzo zbliżonym wieku. Oczywiście Andrzej nie widział przeszkód i powiedział, że on skorzysta z okazji i też przejdzie z nią "na ty", bo to nieco głupio, że dzieci zwracają się do nie per ciocia a on per pani. Więc gdy Ewa wróciła z dziecinnego pokoju Marta powiedziała, że teraz będzie "grupowe" przyjęcie Ewy do rodziny, bo nawet Misia uznała ją "za swoją". Ewa z lekka się zaczerwieniła i powiedziała, że skoro panu doktorowi to w niczym nie ujmie prestiżu to ona bardzo chętnie. Marta jej szybko wytłumaczyła, że przejście na ty niewiele ma w dzisiejszych czasach wspólnego z prestiżem. W niejednym przypadku jest tak, że ci co się do kogoś zwracają per pan wcale nie traktują swego rozmówcy z szacunkiem.
Ewa się zachwycała chłopcami, że są tacy grzeczni. Była nieco zdziwiona, bo starszy zapytał się jej czy ona pali papierosy, więc musiała go zapewnić, że ona nigdy nie paliła i nie zamierza palić papierosów. Poza tym zapytali się, czy ona nie mogłaby spać z nimi w jednym pokoju. Marta zaraz jej wytłumaczyła skąd takie pytanie na temat palenia i że zapewne to wynik tego, że Andrzej powiedział, że Leny nie ma i bardzo, bardzo długo jej nie będzie, bo się leczy, bo jej zdrowiu zaszkodziły papierosy.
Z kolei co do spania z nimi w jednym pokoju, to Andrzej powiedział, że to zależy tylko od niej i jeżeli ona dojdzie do wniosku, że tak byłoby lepiej, to wtedy przemeblują trochę mieszkanie i ona z dziećmi zajmie living room, bo jednak jest większy niż pokój chłopców. Tylko przy okazji zmienią sofę na model z funkcją spania. Gości to Andrzej praktycznie nie miewa, więc living room z powodzeniem może być w mniejszym pokoju. Ale niech Ewa przemyśli to, bo jego zdaniem Ewa jednak powinna mieć własny pokój. Ojciec Wojtka zaraz powiedział, że on by wziął od Wojtka tę sofę a dałby mu swoją, właśnie z funkcją spania. Bo nawet miał kupić do siebie jakąś kanapę, taką typową do siedzenia.
Marta zapytała się, czy matka Leny ma duże mieszkanie, ale Andrzej stwierdził, że nie czuje się na siłach by prowadzić jakiekolwiek pertraktacje z rodziną Leny. Marciu- nie tylko Lena jest "nieco zaburzona", jej mamcia w moim odczuciu również. Stosunkowo najbardziej normalna to jest siostra jej matki. A tak zupełnie normalny to jest siostrzeniec matki Leny i jego ojciec. I jakoś przestałem się dziwić, że ojciec Leny "dał nogę" i od lat siedzi poza Polską a tylko przysyła żonie pieniądze - powiedział Andrzej. Ja go nawet na naszym ślubie nie widziałem bo nie doleciał tylko nam przesłał życzenia i dewizy na konto Leny, których zresztą ja nigdy nie wydałem, bo zostały na jej koncie. Tak naprawdę to nawet nie wiem, czy ona jeszcze ma to konto dolarowe. Znając jej talent to może już być puste. I teraz to Lena pewnie przejdzie na utrzymanie matki, bo wątpię by poszła do jakiejś pracy. Jak znam życie to nie pójdzie bo na pewno już wykombinowała, że wtedy mógłbym żądać by się dokładała do utrzymania dzieci. A poza tym nie bardzo wiem gdzie by ją do pracy przyjęli, bo przecież tej szkoły pielęgniarskiej to nie ukończyła. Zaczęła potem chodzić do jakiegoś studium hotelarstwa i turystyki, ale też tego nie skończyła. Hotelarstwo też się jej "odwidziało" tak samo jak pielęgniarstwo, tyle tylko, że jeszcze szybciej niż pielęgniarstwo. Ale, jak słyszałaś to aspiracje ma wysokie, w życiu nie pracowałaby jako recepcjonistka w przychodni. Ona nawet nie ma bladego pojęcia jakie obowiązki ma recepcjonistka w przychodni, ale pyszczy. To jedna z jej cech, które najbardziej mi zawsze przeszkadzały na co dzień. Nie można wydawać opinii o czymś czego się na własnej skórze nie poznało. Zapomniałem wam o czymś powiedzieć - telefonował do mnie Michał i dość długo mi tłumaczył, bym ja przekonał Alę, żeby nie poszła do pracy na pełny etat ale tylko na pół etatu, bo jego zdaniem ona i tak się dość naharowała przy dzieciach i powinna się jednak trochę pooszczędzać i nieco odpocząć nim podejmie jakąś pracę. Bo poza tym to tak naprawdę nie ma potrzeby by Ala pracowała - on i jego ojciec uważają, że mogłaby natomiast podjąć jakieś studia, które sprawiłyby jej frajdę. Poza tym obaj są pełni podziwu dla Marty i jej przemyśleń na temat rozwinięcia jakiejś działalności poza krajem. I ojciec Michała zaczął się zastanawiać nad powrotem tu gdy tylko przejdzie na emeryturę. Michał podejrzewa, że jego ojciec już coś "ma na oku", ale dopóki nie jest to na 100% sprawdzone to nie puszcza pary z ust. I jak mi powiedział, to chociaż już jest wszak bardzo dorosły, to cieszyłby się, gdyby ojciec z matką wrócili do Polski, bo jego zdaniem to i dziadkowie są dzieciom do szczęścia potrzebni, nawet gdyby wybrali inne niż Warszawa miejsce do zamieszkania.
Marta uśmiechnęła się - strasznie mały jest ten świat, skoro na moje kichnięcie w Polsce ktoś w Ameryce natychmiast mi mówi "na zdrowie". Doszłam ostatnio do wielce odkrywczego wniosku, że mam w życiu chyba więcej szczęścia niż rozumu, bo mam dookoła siebie takich prawdziwych a do tego mądrych przyjaciół. Nie widzę w tym nic nadzwyczajnego - stwierdził Andrzej - świat jest tak "urządzony", że istoty pod wieloma względami podobne do siebie przyciągają się wzajemnie. A rozumu to ty masz naprawdę bardzo dużo. Dla mnie ty, Wojtek, wasi obaj ojcowie stali się zupełnie nagle rodziną, za którą oddałbym własne życie, oczywiście w razie potrzeby. Kocham was wszystkich. A moje maluchy pokochały cię Marciu w niecałe pół godziny. Wyciągnął z kieszeni smartfona i pokazał Ewie zdjęcie Marty i swego młodszego synka śpiącego w objęciach Marty i pośrednio Wojtka. Spójrz Ewo - tak wygląda osoba, która dzieci nie lubi.
No nie przesadzaj , że ja dzieci nie lubię - zaprotestowała Marta - ja po prostu jeszcze nie czuję potrzeby ich posiadania. Lubię grzeczne i mądre dzieci, nie lubię tylko rozwydrzonych bachorów. I zdaję sobie sprawę z faktu, że owo "rozwydrzenie" jest najczęściej efektem złego wychowywania dzieci, z mylnego zrozumienia przez rodziców pojęcia bezstresowego wychowania. I bez stresowania dziecka można mu pokazać granice, w których może się swobodnie poruszać. Zrobię magisterkę to wtedy będę planować co dalej. Na razie to muszę jeszcze ostatnią sesję zaliczyć i skończyć pisanie pracy. Staram się jak najbardziej "streszczać" w tej pracy, ale jednocześnie muszę uważać by to co piszę miało jakąś ciągłość logiczną a nie wyglądało jakby sobie nagle z nieba spadło. Poza tym jestem trochę przyblokowana przez kwestie patentowe, a w Laboratorium mi wszyscy tłumaczą, że mam rok na zakończenie magisterki a poza tym to zaraz po absolutorium mam miejsce w laboratorium zapewnione. A gdy powiedziałam, że przecież mam jeszcze sesję przed sobą to się popatrzyli na mnie jak na głupią. Już nawet rozmawiałam z doradczynią i ona mi też to tak samo przedstawiła.
No to się jej posłuchaj - stwierdził Wojtek. Z tego co pamiętam to zawsze ci ta babka dobrze radziła, nie sądzę by w tej nowej sytuacji gdy następuje zmiana na tej uczelni nagle wszyscy potracili rozum. Nie jesteś przecież jedyna, która robi magisterkę i oni muszą poczekać aż wszystkie z tego ostatniego rocznika skończycie tu, gdzie zaczynałyście pisanie - tłumaczył Marcie.
No wiem, ale trochę jestem zła, bo muszę niemal każde zdanie omawiać z rzecznikiem patentowym, bo jeden ze składników to nasz patent, tylko dotąd nie był w takim układzie stosowany. Muszę o tym pogadać z chemikami jak zjeść cukierka i nadal go mieć. To łebscy faceci i nawet mi jeden powiedział, że fajnie, że będę z nimi pracować. Najlepsze, bo jakoś go dotąd prawie nie widywałam, choć znam jego nazwisko, tylko jakoś z konkretną facjatą nie mogłam tego nazwiska skojarzyć.
A ile tam jest kobiet w laboratorium?- spytała Ewa. Jedna chemiczka, jedna laborantka, dwie fizyczne pracownice no i teraz ja w roli kosmetologa, czyli na stanowisku badawczym. Szef to mi nawet skombinował "przedłużacz wzrostu" żebym nie była zmuszona do pracy w tym samym miejscu. A regał, z którego zleciała ta pęknięta zlewka jest teraz nazywany "regał Marty", co mnie nieco złości. Osobiście byłabym najszczęśliwsza gdyby wszyscy zapomnieli o tym wydarzeniu, bo fajne wszak nie było. Do dziś jak to sobie przypomnę to mi się zimno robi.
Nie tobie jednej, ja też się wtedy porządnie wystraszyłem tego co zaraz odkryję. Miałaś jednak szczęście, bo mogło być różnie - stwierdził Andrzej. Już widziałem w wyobraźni poprzecinane ścięgna i pełno odłamków pokruszonego szkła. A co się stało? - spytała Ewa. Marta uśmiechnęła się - łapałam niepotrzebnie spadające z regału szklane naczynie, które już było pęknięte, tylko że ja o tym nie wiedziałam - wyjaśniła Marta. Byłam pewna, że je strąciłam ale dopiero potem do mnie dotarło, że w drugiej ręce trzymam jego górny brzeg, więc go nie strąciłam, tylko się samo rozleciało. Z nerwów to nawet bólu nie czułam. Bolało mnie dopiero znieczulanie bo pielęgniarka strasznie szybko mi wstrzykiwała lek znieczulający. A jak się wtłacza do mięśnia szybko jakiś płyn to boli, a ona się spieszyła bo krwawiłam nieźle. Dobrze, że Andrzej był wtedy dostępny a nie przy stole operacyjnym. A gdy potem już wróciłam na uczelnię to wszyscy w laboratorium uważali za stosowne by mi opowiedzieć jak bardzo niebezpieczna jest praca w każdym laboratorium chemicznym. Wynikało z tych opowieści, że jak się ma pecha to nawet w wyschniętym na pieprz polskim stawie rekin ci ramię może odgryźć, choć w Polsce rekinów wszak nie ma a poza tym nie jest to słodkowodny stwór. I gdy wróciłam potem do laboratorium by omówić temat swojej magisterki to mi szef się pochwalił, że teraz jest dla mnie nowy regał, bardziej dostosowany wysokością do mego wzrostu a teraz to mam nawet specjalne "schodki" żeby nie stawać na palcach. No i poszli mi na rękę i piszę magisterkę z tematu, który będzie wykorzystany w produkcji a na dodatek szef mi naraił promotora, przemiłego starszego faceta, który mieszka niedaleko od nas. A Andrzej mi umożliwił konsultacje z lekarką dermatologiem - szalenie miłą babką.
Gdy około północy Marta z Wojtkiem i teściem wracali do domu, doszli do "odkrywczego wniosku", że bardzo miła ta pani "przedszkolanka" i widać, że dzieciaki ją lubią. Mam wrażenie, że do tego zawodu nie trafiają osoby które nie lubią dzieci. No a jak ktoś naprawdę lubi dzieci, a nie tylko ich robienie, to zawsze się z dziećmi dogada - stwierdził ojciec. Nie miałem pojęcia, że są studia dla wychowawczyń przedszkolnych. No i bardzo dobrze, że takowe są, bo właśnie między trzecim a siódmym rokiem życia dziecka dzieci najintensywniej poznają otaczający ich świat i przyswajają sobie multum rzeczy- stwierdziła Marta. No fakt - ja w tym okresie odkryłem, że dziewczynki nie sikają tak jak chłopcy i czułem się niezmiernie dumny, że mam siusiaka i mogę siusiać stojąc przy krzaku i nie muszę do tego ściągać spodenek- śmiejąc się powiedział Wojtek. A teraz "odkryto", że mężczyźni również powinni oddawać mocz w pozycji siedzącej bo to zdrowsza dla nich pozycja. No właśnie, zawtórował mu teść Marty - koniec wygody i obsikiwania murków. Pierwsze pytanie u urologa dotyczyło właśnie pozycji i facet zrobił mi ze dwudziestominutowy wykład na ten temat. Aż miałem ochotę zapytać się go czy on też tak robi, bo znam wielu lekarzy, którzy pacjentom różne rzeczy zalecają a sami się wcale do nich nie stosują. Miałem znajomego lekarza, który oczywiście pacjentom mówił jak wielce szkodliwy jest alkohol, a sam chłonął alkohol jak gąbka wodę i będąc "pod wpływem" wsiadł za kierownicę i na zakręcie wyleciał z szosy - podobno nie bardzo było co zbierać, bo to było na górskiej drodze. A jego była żona twierdziła, że on to zrobił celowo, bo był zakochany w jakiejś zamężnej młódce, dla której się rozszedł z żoną.
Oj, to bardzo smutna historia - stwierdziła Marta- ale nigdy nie wiadomo jak w takich mocno skomplikowanych układach było naprawdę. Kuzyn mojej koleżanki z liceum (starszy od nas co najmniej 6 lat) był chirurgiem i zaczął popijać po każdym zabiegu "na rozluźnienie" i strasznie szybko musiał odejść od zawodu bo "rozluźnianie się" zaczynał już przed operacją i w efekcie odszedł z tego zawodu. Już nie operuje. Nie mam pojęcia co teraz robi- tak naprawdę nie podtrzymuję kontaktu z koleżankami z liceum. Andrzej na szczęście ma inną metodę, która nie szkodzi ani jemu ani komukolwiek. Ale nie powiem wam jaką, bo byłoby to naruszenie tajemnicy o której wiem ja i Krzyś.
Czy ty się skarbie aby w nim nie podkochujesz?- spytał Wojtek. Aby nie - odpowiedziała Marta- ja go tylko niezmiernie podziwiam bo to szalenie trudny zawód i ogromna odpowiedzialność- życie pacjenta jest w rękach chirurga i anestezjologa. To team, który po iluś wspólnie przepracowanych zabiegach może się porozumiewać nawet tylko "półsłówkami" lub pomrukami. Andrzej najbardziej lubi pracować z Krzysiem i głównie z nim pracuje. Bo zdaniem Andrzeja Krzyś świetnie przepytuje pacjenta przed zabiegiem i wszystko potem analizuje. A ponieważ wciąż wygląda jak student z młodszego rocznika to jest Krzysiem a nie Krzysztofem.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz