Jesień tego roku była nawet sympatyczna, codziennie można było wychodzić z dziećmi na spacer i Teresa z Aliną spotykały się codziennie. Tata towarzyszył im zawsze, a Jacek prawie zawsze. Czasami dołączał do nich Kazik, mówiąc, że musi robić sobie dłuższe przerwy w pracy, bo musi się "mózg zlasować". Oj, nie miałam pojęcia, że masz mózg z wapnia- śmiała się Teresa. Ale bardzo lubię gdy jesteś z nami, gdy mam cię w zasięgu wzroku i ręki.
Któregoś dnia, gdy zostawiły dzieci pod opieką obu dziadków i szły do sklepu Alina powiedziała - Kazik wciąż patrzy na ciebie tak jakby zobaczył cię po raz pierwszy i bardzo chciałby cię poderwać. Tak samo patrzył na ciebie gdy go pierwszy raz zobaczyłam u was kilka lat wcześniej. I tego ci naprawdę zazdroszczę. Czasem mam wrażenie, że rozmawiacie ze sobą bez słów.
Bo my na wiele spraw mamy takie samo spojrzenie - wyjaśniła Teresa - poza tym on mnie zna od dziecka, potem oboje mieliśmy niezbyt fajne te nasze małżeństwa. Z perspektywy czasu wiemy, że kochaliśmy się od zawsze, tylko nie od razu to sobie uświadomiliśmy. A teraz w pewnym sensie nadrabiamy stracony czas. Ale może nie powinnam nazywać tego straconym czasem, bo te nasze niezbyt fajne doświadczenia życiowe otworzyły nam oczy i nauczyły by teraz cenić każdą chwilę gdy jesteśmy razem.
A Jacek to wpatrzony w was troje niczym sroka w gnat - ale to zauważyłam dopiero na tym wyjeździe- powiedziała Alina. Zupełnie jakbyście byli jego dziećmi. Teresa uśmiechnęła się - ja to go postrzegam jakby był moim teściem. I to takim dobrym, troskliwym teściem dbającym nie tylko o swego syna ale i o swą synową. On całymi latami nie wiedział, że ma syna. I teraz swą miłość ojcowską dzieli pomiędzy swego prawdziwego syna i Kazika. A Paweł to fajny facet, świetnie go matka sama wychowała. Historia miłości Jacka uświadomiła mi, że każdą swą decyzję należy dokładnie przemyśleć i "obejrzeć" nie tylko z własnego punktu widzenia ale i oczami innych uczestników danego zdarzenia. Oczywiście nigdy nie jest wiadomo, czy oni będą mieli takie samo spojrzenie.
Gdy już wracały z zakupami Alina powiedziała - chwilami zastanawiam się, czy Kris mnie jeszcze kocha, nie wiem nawet czy kocha swego syna. No to się go o to zapytaj - tak zwyczajnie, spokojnie, otwartym tekstem. Bo wyście się błyskawicznie pobrali, co nawet Kazika mocno zdziwiło i tłumaczył Krisowi, że powinniście jednak pobyć nieco dłużej razem. Jeżeli którąś ze stron w związku jakieś zjawisko niepokoi to trzeba to jak najprędzej wspólnie omówić, a nie czekać w nadziei, że samo coś się rozwiąże. Bo samo to się najwyżej rozwiąże sznurowadło w bucie. Kris to bardzo inteligentny facet, niestety cierpi od dziecka na kompleks młodszego brata i od zawsze Kazikowi wszystkiego zazdrościł - że "dużemu bratu" wolno robić to, czego jemu nie wolno. Poza tym - nad tym, by jakiś związek się nie rozpadł muszą obie strony pracować. Kris jest trochę próżnym facetem, tak go ustawili rodzice - wiesz- ten notoryczny zachwyt, że "taki młodziutki a taki zdolny". Rodzice nie żyją i pewnie brak mu tych zachwytów. Ja to już dawno zauważyłam, że ile razy palnę mu jakiś komplement na temat jego zdolności itp. to nieomal chłopak skacze z radochy.
Może szkoda, że mi tego wszystkiego nie powiedziałaś nim się pobraliśmy- powiedziała Alina. Alinko- ja nie miałam wszak żadnych podstaw by analizować wasz przyszły związek. W stosunku do mnie Kris zawsze był i jest correct, ty byłaś zakochana no to co mogłam przewidywać. Może, gdybym wiedziała o twojej chorobie i gdybym wiedziała o tym jak ona niszczy człowieka to pewnie bym o tym powiedziała Krisowi. A ja, dzięki w pewnym sensie nieodpowiedzialności twej mamy, odbierałam cię jako bardzo rozpieszczoną pannicę, której mama chciała nieba przychylić. Gdy zupełnie przypadkiem przypomniało mi się, że kiedyś podobnie się zachowywałaś, zajrzałam do encyklopedii i drogą dedukcji wpadłam na to, że jesteś chora i właśnie jest pogorszenie. I wysłałam Kazika by o tym powiedział Krisowi.
A co będzie jeśli Kris uświadomi sobie, że mnie nie kocha? - spytała Alina. Nie wiem, nikt, nawet on sam nie odpowie ci na to pytanie tak "z marszu, od ręki", ale on jest z tych, którzy wiedzą, że dziecko ma dwie rączki po to by za jedną trzymał je tata, a za drugą mama. I zapewne uświadomi sobie przy okazji, że nadal cię kocha. Będziecie mieć niepowtarzalną okazję do zastanowienia się nad swoimi uczuciami. A on teraz jest w domu?- spytała Teresa. Tak, coś bazgroli. No to zadzwoń do niego by zlazł na dół po zakupy, bo po co masz to ciągnąć na plac zabaw. Pomysł Teresy był dobry, Kris zabrał zakupy, potem Teresa swoje wstawiła do mieszkania i wróciły na plac zabaw, na którym Jacek czuwał nad Tadziem, gdy ten ujeżdżał rowerek bez pedałów, a tata pilnował Alka który froterował zjeżdżalnię w różnych pozycjach.
W kwadrans później dotarł na plac zabaw Kazik. Został wycałowany przez swojego synka, potem obściskany przez bratanka i gdy wreszcie mógł dojść do słowa powiedział do Teresy - chcą mnie wysłać na tydzień do Londynu, ale nie pamiętałem czy masz jeszcze ważny paszport. Bo lepiej byś miała i paszport. No i polecielibyśmy tam bez Alka. Bo sam nie mam ochoty tam lecieć. No a w jakim charakterze mam tam lecieć? - spytała Teresa. Poza tym tydzień to jak rok będzie dla małego. Kazik skrzywił się lekko - no w ostateczności mógłby lecieć z nami, ale wtedy to ty niczego tam nie zwiedzisz. Powiedziałem, że nie bardzo mi to pasuje i że dam odpowiedź jutro rano. Chciałem od razu odmówić, ale pomyślałem, że byłoby fajnie byś poleciała razem ze mną. Bo to będzie przyjemne z pożytecznym. Przyjemne, bo będziemy razem, pożyteczne, bo przez tydzień to można całkiem nieźle zwiedzić Londyn.Co prawda kuchnia brytyjska nie bardzo mi odpowiada, ale tydzień to można jakoś wytrzymać. I Kurt też będzie, ale oczywiście sam, nie ma kompletu dziadków do opieki nad dziećmi. No i mówię to całkiem poważnie - sam nie polecę, mnie ten wyjazd do niczego nie jest potrzebny.
Jedźcie- to okazja- stwierdził Jacek- będziecie we dwoje a zapłacicie hotel tylko za jedną osobę, bo raczej nie ma już pokoi jedno łóżkowych. Ja na ten czas zamieszkam u was, żeby Alkowi było raźniej a wy spokojniejsi. Muszę to sobie przemyśleć - stwierdziła Teresa. Bo nie znam Londynu, będę się tam czuła mocno wyobcowana. Londyn jest olbrzymi. No jest- zgodził się z nią Kazik - ale my będziemy w city a nie na peryferiach. I mówię całkiem poważnie - nie pojadę bez ciebie, zwłaszcza, że ten wyjazd niczego mi nie wniesie do tego co teraz piszę i robię. Przemyśl to sobie, kochanie, spokojnie. Już sobie to przemyślałam -stwierdziła Teresa. Jeżeli tobie ten wyjazd jest niepotrzebny to po prostu nie jedź tylko dlatego, że zwiedziłabym Londyn. Jeśli mi jest gdzieś pisane, że mam to miasto poznać to je poznam. Ale jakoś akurat Londyn to mnie nie ciągnie. Obejrzałam w TV całą serię o europejskich stolicach - o tyle dobra seria, że to co pokazywali kamerą nigdy nie zobaczyłabym w trakcie zwiedzania będąc zwykłą turystką. I dlatego nie palę się do takiego "zwykłego zwiedzania". Ale chciałabym pojechać latem nad jakieś ciepłe morze, najlepiej w pierwszej połowie czerwca -to jeszcze nie sezon, więc jest mniejszy tłok wszędzie i ceny niższe. Mam nawet upatrzone jedno miejsce, można tam z naszymi dziećmi pojechać, to miejsce było szykowane właśnie pod rodziny z małymi dziećmi, a hotele są tuż przy plaży, większość z nich ma prywatne plaże z leżakami i parasolami. I gdyby dziadkowie obaj z nami pojechali to byłby już naprawdę dla mnie luksus. Pojechalibyśmy w dwa samochody, jeden dziadek z nami, drugi z Krisem i wtedy moglibyśmy na miejscu na zmianę robić wycieczki. Można nawet, żeby się za bardzo nie spinać pojechać z jednym noclegiem po drodze.Włosi bardzo lubią małe dzieci i myślą o nich szykując miejsca na wczasowiska. Najbardziej lubię gdy mamusia tak około 70-ki mówi o swoim dorosłym synu "moje dzieciątko" a ktoś, kto nie zna obyczajów tej nacji w głowę zachodzi jakie to dzieciątko ma ta niemłoda kobieta.
A o jakim miejscu myślisz kochanie?- spytał Kazik. O Lido di Jesolo, które jest 45 km od Wenecji. Włosi zagospodarowali zupełnie nieciekawy teren, nawieźli piachu tyle by były dość szerokie plaże i morze płytkie przy brzegu i ta płycizna jest nawet dość szeroka, deptak ma z 15 km długości, kawiarnie i sklepy czynne do późnej nocy i jak mi doniosła jedna ze znajomych, to tam jest fajnie, smacznie i wesoło. Do przejechania jest prawie 1319 km, jedzie się 12 godzin, można z noclegiem w Czechosłowacji, np.w Vyskovie. Omijamy Brno, Wiedeń, Klagenfurt, Udino. Muszą być dwaj kierowcy na samochód, nawet jeśli się jedzie z noclegiem. Nie każdy jest twardziel i 6 godzin koncentracji to dla niego pestka. Jak mawiała jedna z moich koleżanek po prostu tyłek boli od siedzenia. A po tym Lido di Jesolo można się poruszać wypożyczoną rykszą. I ponoć mają tam lody takie, że się człowiek robi prawdziwym "lodożercą"- nie tylko zniewalające swym smakiem ale i kolorami. Padałam ze śmiechu, gdy opowiadała jak stała przy ladzie i się zastanawiała jaki kolor wybrać. Wzięła cztery kolory, naćpała się tego zimnego tak, że przez trzy dni mówić nie mogła, tak ją gardło bolało, bo oni nie skąpią i jakieś większe są ich porcje.
Brzmi to wszystko całkiem nieźle stwierdzili obaj dziadkowie. No tak- westchnęła Alina - tylko nie wiem czy Kris będzie chciał jechać tak daleko od Warszawy. No to pojedziesz sama z dzieckiem - powiedział Kazik. Tobie też się przecież coś od życia należy, a Krisowi powiesz, że nie musiał się żenić i płodzić dziecka - wtedy zaraz oprzytomnieje. Poza tym perspektywa, że będzie w Warszawie 2 tygodnie bez ukochanego samochodu i będzie jeździł do pracy komunikacją miejską ocuci go w 5 minut. A musi ci dać samochód, bo w nim jest zamontowany fotelik dla dziecka. Nie bądź Alinko taka zniewolona, bo mu się wyraźnie we łbie zaczyna przewracać i niedługo każe ci się modlić do siebie.
Wieczorem Teresa powiedziała do Kazika, że Alina zaczyna się zastanawiać, czy Kris ją jeszcze kocha, więc powiedziała jej, żeby się po prostu Krisa o to zapytała. I nic więcej nie powiedziała?- dopytywał się Kazik. Nie, a jej nie wypytywałam. Bo wiesz - czasem, jak to mówią, czujesz że coś się zmieniło ale nie jesteś w stanie sprecyzować o co chodzi. Dobrze, że bierze regularnie te tabletki, przynajmniej można z nią rozsądnie porozmawiać. Kazik zamyślił się a potem powiedział - jeśli miałoby się to małżeństwo rozpaść to lepiej teraz, gdy Tadzik jest jeszcze malutki. A ona, moim zdaniem bez problemu znajdzie innego faceta i Tadzik nie będzie przeszkodą. Taki maluch do czwartego roku życia, a nawet piątego to tego rodzaju zmiany przyjmuje bezproblemowo. A Kris to ostatnio prawie wcale się nie udziela jeśli idzie o pielęgnację dziecka. Może Alina ma prawidłowe podejrzenia, że uczucie Krisa do niej wyparowało. I to może wcale nie oznaczać zdrady, tylko po prostu przestała go interesować. To tak jak z dziećmi - nowa zabawka przez jakiś czas bardzo je interesuje, a potem leży w kącie i dzieciak jej nie zauważa, nawet jeśli wcale nie dostał jakiejś innej, nowej zabawki.
No to nasz jakiś nietypowy jest zaśmiała się Teresa - najdalej co trzy dni jest jest "przegląd majątku", a każda zabawka jest omówiona - musiałam kupić dla Tadzia innego kauczukowego zajączka, bo Alek zrobił aferę, że nie ma zajączka do gryzienia ząbkami. Tłumaczyłam że on ma już wszystkie ząbki i nie jest mu już potrzebny zajączek a Tadziowi jeszcze ząbki rosną- nie, to był jego zajączek i trzeba go zabrać Tadziowi. Dwa dni szukałam takiego zajączka dla Tadzia i w końcu dostałam i Alina śmiejąc się przyniosła tamtego. Zwróć uwagę na jego klocki - gdy je układa w swojej szafce to zawsze są podzielone na kolory i zawsze jest ta sama kolejność kolorów: czerwone, zielone, białe, niebieskie, żółte, czarne. A spróbuj mu podać wpierw prawą rękawiczkę zamiast lewej- on je odróżnia, bo prawa ma na wierzchu nieco uszkodzony wzór kwadratu, bo zadarła się nitka. A on się przyzwyczaił, że zawsze wpierw nadstawia lewą rączkę, więc powinna być podana wpierw lewa rękawiczka. Problem rozwiązałam, bo teraz on już sobie sam do nich sięga, bo dałam jego szaliki i rękawiczki niżej.
Dunia i jej posłanko za każdym razem dowiadują się, że on kocha Dunię i dziadek Jacek też kocha Dunię bo przyniósł dla niej posłanko. A na twoim biurku to nie ja porządkuję twoje ołówki, gumki, długopisy itp. tylko Alek. Ale zawsze się mnie pyta, czy może to poukładać. A do kompletu cyrkli to niemal się modli - takie piękne i takie piękne kółka robią. Wyraźnie dochodzą do głosu geny mojej mamy, bo ja to jestem bałaganiara. A cwaniak z niego się zrobił niesamowity - nie lubi jednej koszulki i ostatnio powiedział do mnie wskazując na nią - ona już za mała, będzie dla Tadzia. Przymierzyłam ją do innej i pokazuję mu, że są tej samej długości rękawki a on dalej kręci łepetyną i mówi, że za mała. No więc już jest odłożona dla Tadzia. A jednocześnie jest zazdrosny gdy biorę Tadzia na ręce.
c.d.n.
:)
OdpowiedzUsuń