W piątek późnym popołudniem Jacek przysłał do Teresy zapytanie co lepiej kupić dla malusiej córeczki Franka - uroczą sukienusię błękitną w motylki, czy może lepiej coś w rodzaju albumu, w którym można umieszczać zdjęcia dziecka oraz zapisywać co dwa tygodnie krótkie notatki dotyczące rozwoju dziecka. Do zapytania były dołączone zdjęcia obu prezentów, a tak ogólnie to Jacek najchętniej dałby obydwa prezenciki. Z tym, że teksty do uzupełnienia w albumie były w języku angielskim, bo to import i jak na razie to nikt jeszcze w Polsce nie wpadł na pomysł "zmałpowania" tego i wydania w języku polskim.Teresa napisała, żeby kupił "oba cudeńka" i je przyniósł do niej, bo wymyślili z Kazikiem, że skomasują wszystkie prezenty w jedno pudełko i dołączą do niego ozdobną kartkę z życzeniami dla małej, na której będą podpisy ich wszystkich. A z tekstami w języku angielskim nie ma problemu, wszak Franek operuje co najmniej trzema językami.
Oczywiście Teresa tego wieczoru powiedziała Alkowi, że następnego dnia pojadą do wujka Franka, bo ciocia Joasia urodziła śliczną, malutką dziewczynkę, która już ukończyła 3 miesiące i można ją już zobaczyć, ale jest jeszcze bardzo malutka i nie będzie się mógł z nią bawić.
Teresę nieco skręcało ze śmiechu, bo Alek zaraz powędrował do swojej ukochanej maskotki i ją poinformował, że " jutro pojedziemy do wujka Franka. Malutkiej dziewcynki nie wolno dotykać". Teresa słuchając tego co on mówi stwierdziła, że chyba przejdzie się z nim do logopedy, bo prawidłowo wymówił głoskę "dz", ale głoska "cz" wciąż mu nie wychodzi. Podzieliła się tym spostrzeżeniem z tatą, ale tata stwierdził, że ona gdy była w wieku Alka to wcale lepiej nie mówiła. A poza tym Alek bardzo wyraźnie wymawia "cz" gdy chce dostać czekoladkę, więc niech jeszcze weźmie nieco na wstrzymanie, przecież jeszcze nie skończył trzech lat.
Teresa natomiast przygotowała paczuszkę dla Joanny - były w niej kosmetyki antyalergiczne, ciepłe rajstopy podtrzymujące mięśnie brzucha, 2 biustonosze dla matek karmiących i cieplutka, mięciusia lizeska, poza tym tzw. "rogal" do karmienia . Części garderoby były uzgodnione z Joanną (poza lizeską, którą Teresa sama wydziergała szydełkiem w dwa wieczory) i rogalem do karmienia, który kupiony przed urodzeniem się Alka spokojnie przeleżał się zapomniany w szafie, bo Teresa miała do karmienia dziecka fotel dostosowany do swych gabarytów i rogal wcale nie był używany. Alina i Kris mieli pojechać w niedzielę, bo Franek chciał przy okazji omówić z Krisem pewne zagadnienia prawne. Teresa powiedziała do Kazika - mogę się założyć, że Alina nie pojedzie do Otrębusów - nie lubi Joanny, a poza tym ma za dużo wspomnień związanych z domem. To wszystko jest dość zabawne, bo Kris nie lubi z kolei Franka, ale pojedzie, bo Franek jest jego klientem.
Pogoda w sobotę była dość paskudna, a ponieważ Jacek jechał sam, bez Pawła, to pojechali jednym samochodem. Gdy już niemal wyjechali z Warszawy Jacek powiedział - zapomniałem o kwiatku, a kupiłem orchideę w doniczce. No i bardzo dobrze - powiedział tata- będziesz miał co pielęgnować. No ale jeżeli cię to dręczy, to jeśli napotkamy gdzieś kwiaciarnię po drodze to się tam zatrzymam - powiedział Kazik. To skręć w lewo na najbliższym skrzyżowaniu, podjedziemy do dworca, tam jest jakaś kwiaciarnia - to znaczy pamiętam, że była kiedyś- powiedziała Teresa. Kwiaciarnia i owszem, była, ale nie było storczyków i Teresa namówiła Jacka na gloksynie mówiąc - piękne i nie łatwe w uprawie. Pielęgnowane przeze mnie wytrzymują góra cztery dni. No ale nie studiowałam na SGGW. Kwiatki zostały zakupione a Jacek odetchnął.
Już z daleka zobaczyli, że dom jest odnowiony, jest nowy dach i jest garaż przylegający jedną ścianą do budynku. Gdy stanęli przed wjazdem do garażu z okna kuchni wychylił się Franek i powiedział- wjedźcie na ogród, tak jak kiedyś, bo w garażu to ja stoję. Zaraz otworzę bramę. Bramę przyszedł otworzyć z Dunią koło nogi. Gdy wysiedli z samochodu dobiegła do nich Dunia i przywarowała obok podsuwając się do Alka. Niesamowite - powiedział Franek - ona go jakimś cudem poznała. Dużą łepetynę Duni obejmował Alek i po swojemu ją "ukochiwał", trzymając w jednej rączce swoją maskotkę.
Boże, jaki on się zrobił duży! zachwycił się Franek. Postarzał się - zaśmiała się Teresa. Jest w górnej wartości tabeli wzrostowej i dolnej wagowej, jak tatuś, ale wcale nie jest niejadkiem. Franek -dom odnowiony super! No i ten garaż - super sprawa. Udało ci się jednak dokupić ten kawałek gruntu. Tak, główna zasługa Krisa, wynalazł , że ten kawałek jest "niczyj" i odkupiłem od państwa. Teraz mam garaż i kuchnię letnią i schowek na narzędzia. Eeee, to ty i wejście do domu przesunąłeś - stwierdziła Teresa. No, mamy teraz długi przedpokój. Musiałem odnowić dom, żeby ukryć fakt, że jest trochę dłuższy niż był. No fakt - tu był przecież kiedyś warzywniak gdzie teraz stoimy- stwierdziła Teresa. No był. Teraz też będzie ale w wysokich pojemnikach na tyłach garażu. Naprawdę nie będzie nam potrzebna tona warzyw na zimę. W drzwiach domu stanął ojciec Franka - synek- wpuść wreszcie gości do domu! Tata, nie stój bez kurtki, chłodno jest. No chodźcie do domu, bo mi się ojciec przeziębi. Dunia nie odstępowała Alka. W przedpokoju, teraz dużym i dobrze oświetlonym Teresa założyła dziecku kapciuszki a Franek przetarł psicy łapy. Aleczku, idź z Dunią do salonu- poprosił Franek. Mały pokiwał ze zrozumieniem główką i podreptał z Dunią do salonu i wdrapał się na jej kanapę. Nie czyście już tak tych butów, przeszliście tylko po chodniczku do drzwi domu, nie po błocie- dyrygował gośćmi Franek. Joanna już kończy karmić małą.
A jak zniosłeś poród - zapytała Teresa. Szczerze?-zapytał zniżając głos - następne dziecko jeszcze długo nie a potem wcale. Dwudziesty pierwszy wiek i żeby tak się kobiety męczyły? To wręcz nieludzkie. A ta wariatka uparła się, że nie da się znieczulić, ale po kilku godzinach jednak ją znieczulili i po następnych kilku urodziła. Znieczulili ją bo byli pewni, że trzeba będzie ją ciąć. Ten wasz znajomy położnik to jakiś święty człowiek.
A córeńka wzrost odziedziczyła po mnie a objętość po mamusi. Ważyła 3600. I żarłok z niej okrutny. Najbardziej pod słońcem to lubi jeść. A ona aby nie urodziła się ciut przed czasem- zapytała Teresa. No tak, bo Joannie wzrosło mocno ciśnienie i trzeba było poród nieco przyspieszyć, 10 dni przed terminem. Do salonu przyszła Joanna z maleńką , którą wręczyła Frankowi. Wpierw poszła wyściskać Alka, któremu powiedziała, że jest ślicznym, dużym chłopczykiem, potem się wyściskała z Teresą i wtedy zapaliła się w głowie Teresy żaróweczka, że prezenty leżą wciąż w bagażniku i wygnała Kazika do ich samochodu mówiąc, że ma przynieść dwa worki białe, jutowe, które tam leżą. W pięć minut potem Kazik wręczył oba worki Joannie mówiąc, że to od ich klanu. Teresa przywołała Alka i pokazała mu maleńką, demonstrując jakie ma śliczne, maluśkie rączki i w ogóle cała jest jeszcze malutka. Ona też była u swojej mamy w bzusku? - zapytał. Tak kochanie, jak każdy z nas. Alek zawiesił rączkę ze swą maskotką nad niemowlątkiem i powiedział - zobacz jak śpi- jest malutka. Kazik wziął go na ręce i powiedział - ty też byłeś taki malutki, twój braciszek Tadzio też był taki maleńki a już teraz chodzi. Potem coś zaszeptał do ucha małego i postawił go na podłodze. Alek odwrócił się na pięcie i powiedział - do Duni idem.
Kochani a jak wasza córeńka ma na imię? spytał się Jacek. Tak dość zwyczajnie - powiedział Franek- Aneta, Maria. Po obu babciach. Joanna zaśmiała się - chciałam, żeby była Marzenka, ale tato Franka powiedział, że dzieciaki w szkole będą miały problem z pisownią, bowiem ostatnio to nawet w prasie jest multum błędów ortograficznych, nie tylko merytorycznych.
Franiu, zanieś ją do łóżeczka, najadła się to teraz spokojnie pośpi. Franek zabierając małą pociągnął Teresę za rękę i powiedział- chodź, zobacz jak jej pokój zrobiłem. To jeden z tych z odzysku . W nocy to śpi w naszej sypialni, a tu w dzień, żeby nie latać do niej po schodach. Pokój był we wszystkich kolorach tęczy, ale bardzo jasnych i delikatnych. No to nieźle się namachałeś pędzlem - stwierdziła. Ale wyszło to naprawdę ładnie bo jest kolorowo ale nie męcząco. Bardzo mi się podoba. Joannie niestety nie. A ona co chciała? Białe, szpitalne ściany, żeby było elegancko. Teresa uśmiechnęła się -grunt, że mała tu dobrze śpi a kolor ścian- sprawa drugorzędna. A ja zaraz powiem co o tych ścianach myślę. Włączyłeś nianię? Tak, włączyłem. No to wracamy.
W salonie Joanna opróżniała worki. Sukieneczka wywołała falę entuzjazmu. Album na zdjęcia i zapiski też się ogromnie spodobał. Pudło z różnościami również. Lizeska została natychmiast przymierzona a Teresa wyściskana. Ojej, wiedziałaś jak Franek wymalował ściany i zrobiłaś pod kolor? Nie wiedziałam, ale to są kolory, na które dobrze reagują dzieci, kolory przyjazne wszystkim zmysłom. I świetnie, że Franek tak wymalował ten pokój. Jest wesoły, kolorowy a jednocześnie nie męczący. Ale chyba mu to sporo czasu zajęło bo robił małymi powierzchniami. Trzy dni malował ten pokój, myślałam, że nie skończy. Rogal do karmienia też wywołał entuzjazm, bielizna osobista również. O Boże - zawołała- w życiu nie miałam tych kosmetyków. One są antyalergiczne i używając ich nie uczulisz maleństwa. Mają poza tym i tę zaletę, że są bardzo wydajne i na ogół ta ilość powinna ci wystarczyć na rok. A w tym niebieskim pojemniczku masz płyn do kąpieli dla Anetki. Dziesięć kropli na wanienkę niemowlęcą w zupełności wystarczy. Kupiłam ten płyn gdy byłam w Berlinie. I nie dawaj więcej niż dziesięć kropli. On się nie pieni.
Jacek w pewnym momencie coś zaszeptał do Kazika i obaj wyszli z salonu. Wrócili po dziesięciu minutach i Jacek wręczył Joannie .......doniczkę z gloksynią mówiąc - wychodząc z samochodu zagapiłem się na te nowości i usiłowałem sobie przypomnieć jak było przedtem i.....wstawiłem doniczkę z powrotem do samochodu. To skleroza mnie łapie, bo szukałem jej w bagażniku a zostawiłem na tylnym siedzeniu.
A Teresa powiedziała - one są piękne, ale nawet kaktusy nie są w stanie przetrzymać mojego talentu ogrodniczego. Albo zasuszę albo utopię. I chyba zacznę kupować suszone bukiety.
Tak patrzę na waszego Alka i jestem nim zachwycony- powiedział Franek. Siedzi z Dunią i cały czas coś jej opowiada i do swojej maskotki też wygłasza jakieś tyrady. Teresa uśmiechnęła się - ta jego maskotka to jest prezent od Jacka i ma na imię Dunia, zapewne z powodu swego koloru. Ona ma u nas w domu swoje własne psie posłanko, autentyczne psie posłanko na miniaturowego psiaka i śpi w tym posłanku w łóżeczku Alka. On jej zawsze o wszystkim opowiada. W ogóle bardzo lubi zwierzęta. Po wizycie w ZOO mamy namiastkę ZOO w domu, z tym, że w naszym ZOO są również dinozaury i tyranozaury bo niestety były w sklepie a on uznał, że trzeba je stamtąd zabrać z innymi zwierzaczkami, bo byłoby im smutno gdyby zostały w sklepie. Dopóki to ZOO jest zapełnione takimi zwierzakami to jest wszystko OK. Syn Jacka ma się dowiedzieć czy zdrowe dziecko może brać udział w hipoterapii, bo konie, które są wyznaczone do hipoterapii dzieci są łagodne i cierpliwe. Instruktorzy także. A zimą chcemy jeździć na nartach śladowych - w końcu do Powsina mamy blisko i byleby tylko śnieg był w zimie. Oooo, to jest myśl! Dobrze, że o tym powiedziałaś - Franek nie ukrywał entuzjazmu. Zupełnie zapomniałem o czymś takim jak biegi płaskie. Tu są idealne wręcz warunki do chodzenia zimą na nartach.Moglibyście tu spędzać weekendy, razem byśmy się włóczyli na nartach po lesie. No ale co z Anetką? No tej zimy to jeszcze będzie musiała na nas czekać w domu z dziadkiem, ale następnej to już coś się wymyśli.
c.d.n.
:)
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuń