Dzień , w którym Kazik odwoził do Nałęczowa tatę i i jego przyjaciółkę z psem, utkwił w pamięci Teresy na dość długo. Nie dość, że bardzo nie lubiła, gdy Kazik gdzieś wyjeżdżał bez niej to na dodatek miała niemiłe spotkanie. Gdy przechodziła z Alkiem w wózku obok "pętli" autobusowej , natknęła się na swą byłą teściową, która właśnie wysiadła z autobusu. Teresa pochłonięta opowiadaniem dziecku o tym, że autobus tu tylko chwilkę postoi i potem wsiądą do niego nowi pasażerowie i autobus z powrotem pojedzie do centrum miasta, nie zauważyła swej byłej teściowej, która zniecierpliwiona faktem, że Teresa jej nie zauważyła przyspieszyła kroku i powiedziała: nie udawaj, że mnie nie widzisz- przyjechałam do Roberta, nie do Ciebie!
Na dźwięk jej mało miłego głosu, Teresa przystanęła i obejrzała się. Do Roberta?- zdziwiła się - przecież Robert tu nie mieszka już od kilku lat, on zapewne mieszka w Moskwie. Mina byłej teściowej wskazywała nieme i wieeeelkie zdumienie. Jak to? w Moskwie? Proszę pani- spokojnie odpowiedziała Teresa- ja nie mam pojęcia gdzie aktualnie Robert mieszka czy też przebywa, bo ostatni raz widziałam go kilka lat temu, gdy wybierał się na placówkę do Moskwy. I od tamtej pory, czyli od orzeczenia przez sąd naszego rozwodu nigdy więcej go już nie widziałam. Więc proszę mnie nie pytać o to, gdzie on jest, bo ja nie wiem, to raz, a dwa, że to mnie zupełnie nie interesuje.
Była teściowa wyglądała tak, jakby się udławiła zbyt dużym "gryzem" chleba lub kartofla a na dodatek zrobiła się trupio blada. Teresa, nieco wystraszona jej wyglądem powiedziała: proszę chwilę odpocząć i wrócić do domu. Ja naprawdę nie wiem gdzie jest mój były mąż. Jeśli pani go szuka, to musi pani to zgłosić na policji, oni pani pomogą. Gdy się rozwodziliśmy to szykował się na placówkę w Moskwie. A tak przy okazji do pani wiadomości - sąd orzekł, po jednej rozprawie, że to Robert był winny rozpadowi naszego małżeństwa. Żegnam- powiedziała i szybkim krokiem odeszła z dzieckiem. Na wszelki wypadek nie poszła w stronę swego domu, ale jeszcze pokrążyła po osiedlu, co jakiś czas oglądając się, czy nie idzie za nią była teściowa.
Gdy Teresa wróciła do mieszkania od razu zatelefonowała do taty z pytaniem, gdzie aktualnie są i dowiedziała się, że najdalej za kwadrans będą już na miejscu. Tato, poproś Zika, by do mnie zadzwonił nim wyruszy w drogę powrotną. Spotkałam matkę Roberta, ona go szuka. Ale nie mów mu tego, sama mu to powiem. Ściskam was.
W pół godziny później zatelefonował Kazik, że już ulokował tatę i sukę, Jadzia też ulokowana już w swoim sanatorium, a on już jest w drodze powrotnej. O, to fajnie, - ucieszyła się Teresa. Tylko błagam cię, nie szalej za kierownicą. No pewnie, że nie będę szaleć, tu nie ma gdzie poszaleć, ale na szczęście ruch jest nieduży. Pewnie za dwie godziny będę w domu, jeśli nie będzie po drodze żadnego korka. Jeśli po drodze będą stali z jabłkami to kupię, dobrze? No pewnie, kup, zgodziła się Teresa.
Spotkanie byłej teściowej nieco ją zdenerwowało. To znaczy, że tata naprawdę ją widział a nie jakąś podobną kobietę. To bardzo dziwna sprawa- pomyślała- wprawdzie Robert nigdy nie wtajemniczał swej matki w swoje sprawy służbowe, ale nie podejrzewała, że mógł wyjechać na placówkę nie informując o tym swojej matki. Bo jakby nie było, była to raczej "nobilitująca sprawa", a Robert lubił się chwalić tym jaki jest ważny. Zdaniem Teresy nie miał też powodu by utrzymywać w tajemnicy fakt, że się rozwiedli. Nie była wszak uwielbianą synową matki Roberta. Przeleciała w myślach wspólnych znajomych, którzy mogliby coś o nim wiedzieć ale nikt jakoś nie wpadł jej do głowy a poza tym to jej nie zależało na rozwiązaniu tej zagadki.
Kazik, tak jak przewidywał, przyjechał po dwóch godzinach i przywiózł kilka kilogramów jabłek, które wyglądały niezwykle zachęcająco. Gdy zjedli obiad Teresa opowiedziała mężowi o swym dziwnym spotkaniu. Kazik też był tą historią zdziwiony.
No wiesz- jakoś mi się to wszystko kupy nie trzyma - wiem, że nigdy nie był miłym facetem, no ale nie mieści mi się w głowie, żeby syn nie powiedział matce, z którą mieszka, że wyjeżdża na placówkę zagraniczną. I tak samo to jakieś dziwaczne, że nie powiedział ani słowa, że się z tobą rozwiódł. To w całości jest jakieś chore. A może ona po prostu sfiksowała- podobno zdarza się to kobietom po menopauzie - stwierdził.
Nie mam pojęcia - stwierdziła Teresa- ale gdy jej powiedziałam, że Robert tu nie mieszka i że pewnie mieszka w Moskwie to omal nie padła ze zdumienia. Zbladła niczym trup, bałam się, że może za moment zemdleje i dopiero miałabym tam cyrk z nią. Jeszcze nigdy tak szybko nie szłam z wózkiem. Na wszelki wypadek pokrążyłam po osiedlu co chwilę sprawdzając, czy nie idzie za mną. Czyli tata ją widział przy naszym drugim mieszkaniu, a nie kogoś podobnego. Nie wiem, czy gdyby faktycznie sfiksowała to pamiętałaby nasz adres, tym bardziej, że ona chyba nigdy u nas, gdy tam mieszkałam z Robertem to nie była. A nawet jeśli była to najwyżej raz i to bardzo, bardzo dawno, na samym początku. Dobrze, że chociaż to blisko, to jednak w nieco innej części osiedla. A o małego się nie zapytała? - dopytywał się Kazik. Nie, bo była zaskoczona wielce tym, że Robert tu nie mieszka i tym, że pewnie jest w Moskwie. No i jeszcze jej poradziłam, że jeśli szuka swego syna, to powinna się z tym zwrócić do policji, oni jej pomogą.
Ja nawet nie mam do kogo zatelefonować by się dowiedzieć co się stało z personelem, który przed prywatyzacją CHZetów był oddelegowany do pracy w branżowych BRH. Gdyby mi bardzo zależało to mogłabym się spytać Franka, on pewnie wie, no ale mi na tym nie zależy.
Kazik przytulił mocno Teresę - no cóż - nie da się ukryć, że oboje mieliśmy dość dziwnych pierwszych partnerów. No i nie zdziw się gdy kiedyś jakiś policjant wpadnie tu zapytać się czy aby nie przechowujesz w piwnicy Roberta żywego ewentualnie w postaci zwłok - roześmiał się. A pani Jadzia powiedziała, że z Nałęczowa odbierze ich jej syn. Jeśli nam się będzie ckniło za tatą to możemy w któryś weekend tam podjechać. To tylko 158 km od nas.
No jasne- roześmiała się Teresa- to tuż za rogiem, zaraz za piekarnią, wystarczy się tylko bardziej wychylić z okna i już widać Nałęczów. W najbliższy weekend to będzie "parapetówka" u Pawełka. Nawet nie masz pojęcia, jaki dzieciak z siebie dumny, że zdecydował się jednak mieszkać sam a nie z ojcem w jednym mieszkaniu. A Jacek chce sobie kupić nowe meble i nie będzie to dąb na wysoki połysk a raczej IKEA, bo chce zerwać czy też pogrzebać przeszłość- tak powiedział Pawłowi. I ponoć Młody mu powiedział, że nie uda mu się uciec od przeszłości, bo przecież Paweł jest dowodem jego przeszłości. Popatrz jaki wygadany się zrobił.
No fakt, ale to przecież prawda- stwierdził Kazik. To mądry chłopak i dobrze, że Jacek nie stara się natychmiast wskoczyć w mundurek ojca a raczej przywdziewa strój starszego nieco kumpla. On ma spore doświadczenie i był bardzo przez chłopaków lubiany, chociaż był bardzo wymagający. Ale miał tę zaletę, że nadawał zawsze jasne, czytelne komunikaty i jeśli musiał któregoś z chłopaków opieprzyć tak z góry na dół i nazad, to zawsze to robił w cztery oczy a nie przy innych. I ma jeszcze jedną zaletę - jeśli się w czymś pomyli to zawsze się do tego przyzna. Bo - jak twierdzi - nie ma ludzi nieomylnych. Bóg też się nieco pomylił stwarzając człowieka.
A co kupimy Pawłowi na nowe miejsce zamieszkania?- spytał Kazik. Ja już wymyśliłam - Młody w tajemnicy przed ojcem dał mi do poczytania pamiętnik swojej mamy. Ona ogromnie Jacka kochała. Wiedziała, że Jacek jest z szalenie biednej rodziny, że jego rodziców nie stać na to, żeby studiował i on dlatego wstąpił do woja. I że nie stać go będzie na założenie rodziny, więc gdy "wpadła" postanowiła,że sama dziecko wychowa. I wychowała. To nie było tak, jak nam powiedział, że zrobił rodzicom na złość. To była z jego strony przemyślana decyzja. A ja w tym pamiętniku znalazłam dwa zdjęcia jego mamy i nie pytając się Młodego o zgodę poprosiłam Elę, z którą kiedyś chodziłam na angielski, żeby zrobiła mi z nich portrety. Jeden to szkic ołówkiem, drugi- farba akrylowa. Teraz są w oprawie u osiedlowego fotografa, w tygodniu odbiorę. I to będzie prezent od nas dla obu- portrety. Na wszelki wypadek obydwa zdjęcia cyknęłam komórką. Poza tym nie wiedziałam jak Elce wyjdą te portrety, bo nie zawsze się jej udawały- ona nie kończyła Akademii Sztuk Pięknych, kompletny z niej samouk. Zobacz - ładna była, zresztą Pawełek też jest ładnym chłopakiem. Gdyby się nie udały to dałabym do zrobienia odbitki na płótnie- wyglądają wtedy jak obraz. Ale udały się Eli. Chciałam jej zapłacić- w końcu się nieco napracowała, ale ona stwierdziła, że dla niej samo malowanie to wielka frajda i nagroda. I obiecała mi, że gdy Alek będzie trochę starszy to go namaluje i to ze zdjęcia, bo maluch nie wysiedzi tyle czasu ile będzie jej potrzebne. Podobno dzieci się strasznie ciężko maluje.
No pomysł dobry, ale czemu mi nic nie powiedziałaś? Bo nie wiedziałam czy się Elce udadzą, bo w końcu czasu miała mało. No i nie byłam pewna, czy się przypadkiem nie wygadasz. A teraz to się już przestałaś bać, że się wygadam? Teraz to się z nimi zobaczysz dopiero w sobotę- zaśmiała się Teresa. Jacek zjedzie dopiero późnym wieczorem w piątek. A Młody w tym tygodniu będzie po coś w Gdańsku, chyba będzie podpisywał z najemcami umowę i któryś kolega ma "mieć oko" na to mieszkanie. I też zjedzie dopiero w piątek wieczorem. A w sobotę rano to będą zajęci szykowaniem parapetówki. Jacek się odgrażał, że przywiezie jakąś dobrą wyżerkę od siebie. I na pewno będzie bardzo zmartwiony, że nie będzie taty, bo on raczej nic o tym nie wie, że tata pojechał się kurować do sanatorium.
Nie miałem pojęcia, że nasz osiedlowy fotograf oprawia obrazki. No właśnie- wpadłam do niego i zamarłam ze zdumienia- mają teraz na sprzedaż albumy do zdjęć i spory wybór ramek do zdjęć. I jeszcze sobie zafundowali kserokopiarkę i w razie czego można sobie u nich zrobić ksero w formacie A3 - w końcu nie każdy ma w domu komputer a do niego urządzenie wielofunkcyjne. I zwierzył mi się, że zastanawia się nad oprawianiem prac, np. magisterskich, bo najbliższy taki punkt jest od nas daleko. Taki obrotny z niego facecik. A to ksero to ma też kolorowe. I podobno ma być kawiarnia w tym lokalu, gdzie był sklep ze słodyczami. Sklep ze słodyczami został "zagryziony" przez spożywczak, który drastycznie obniżył ceny słodyczy i ludzie przestali u nich kupować i kupowali tylko w spożywczaku. Ciekawe jaka to będzie ta kawiarnia bo na moje oko to tam może stać góra 5 stolików, takich na dwie osoby. A hotele robotnicze mają być teraz normalnymi, aczkolwiek dość tanimi hotelami. I jeszcze mi obrotny facecik doniósł, że w tych nowiutkich blokach po drugiej stronie są bajecznie drogie mieszkania, a w jednym z okien wisi anons, że sprzedają mięso ze strusia. No nieźle, śmiał się Kazik. Nie mam pojęcia jakie walory ma mięso ze strusia, ale chyba nie będziemy go próbować. Indyk nam jak na razie wystarcza. Ale to nie wszystkie nowiny - śmiała się Teresa- podobno będzie zainstalowany "mlekomat" i będzie można kupić świeże mleko do własnej butelki. I zmienił się właściciel kwiaciarni. I to już wszystko? -śmiał się Kazik. Nie wiem, bo wyszłam zmęczona nowinami. Ale Alkowi bardzo się u tego pana podobało, bo był włączony duży ekran TV i szedł jakiś film z psami. Odbiorę te oprawione obrazki i długo mnie pan obrotny nie zobaczy.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń