Sobotni ranek Adela spędziła na przeglądaniu swojej garderoby - Emil siedział w "siadzie skrzyżnym" na ich łóżku i przyglądał się jej uważnie, jako że Adela głównie była odziana w biustonosz i figi, a był to strój , który jego zdaniem wyjątkowo dobrze na niej leżał i, co najważniejsze, nie ukrywał zbytnio jej wdzięków. Pod koniec drugiej godziny Adela westchnęła - no i właściwie nie mam co na siebie włożyć.
A ty mi kochany nic w tym nie pomagasz, bo co tylko na siebie włożę, to ci się podoba i w końcu nie wiem w co mam się ubrać. Przez te pracę na etacie sekretarki mam całą tonę nobliwych garsonek i 1500 bluzek. Powiedz mi chociaż w czym ci się najbardziej podobam. No w tym co masz teraz na sobie. Adela wrzasnęła- no przecież w tej chwili jestem niemal goła, nic nie mam na sobie!
No właśnie, mnie się właśnie w tym stroju najbardziej podobasz, prawie tak samo pięknie wyglądasz jak wtedy gdy jesteś golutka. A tak poważnie, to mnie naprawdę we wszystkim się podobasz, więc może wybierz coś, w czym tobie jest najwygodniej i w czym sama sobie się podobasz. A jeśli nie możesz się zdecydować to możemy po śniadaniu wyskoczyć na miasto i może sobie na tę okoliczność zmiany pracy coś nowego kupisz? Faktycznie, ty chyba wcale nie masz sukienek. Pojedźmy na zakupy, może i ja sobie coś przy okazji kupię, chociaż mało wymiarowy jestem. Nooo, dla ciebie to trzeba chyba dokupić trochę takich koszulek polo w lepszym gatunku. I może jakiś nowy pulower lub coś w rodzaju marynarki ale z dzianiny.
Bo lato szybko się skończy i pozostanie nam dziesięć miesięcy pory przejściowej, aż do następnego lata. I dobrze byłoby kupić dla ciebie jakieś mokasyny czy coś w tym stylu. I skarpetki, też już trzeba je wymienić. I może zadzwońmy do rodziców, może oni też by się z nami wybrali? No pewnie. A jak myślisz , już się obudzili? Adela zerknęła na zegarek- spokojna głowa , oni już pewnie drugie śniadanie jedzą. Zakręcę do Heleny i od razu wybrała numer Heleny. Umówili się, że za pół godziny pojadą samochodem Emila do centrum i odwiedzą kilka galerii handlowych.
Pogoda była zupełnie nie handlowa, dzięki czemu udało im się zaparkować na parkingu na Foksal, więc mieli w zasięgu kawałek Nowego Światu i sklepy na jego zapleczu i Chmielną. Adela całkiem przytomnie wskoczyła w letnią sukienkę zapinaną na całej długości na guziki, co wywołało u Emila szczery entuzjazm i dopytywał się, czemu ona w niej nie chodzi. No bo ona jest bez rękawów, a ja nie lubię gołymi rękami opierać się o blat biurka.
A masz jeszcze tę sukienkę z fałszywym zapięciem z tyłu? - spytała Helena. Nieee, podarowałam ją koleżance, która się nią zachwycała. Mnie ona denerwowała, bo każdy facet próbował mi rozpiąć ją z tyłu w nadziei że nagle zostanę w bieliźnie. A ona była zapinana z przodu na kryty zamek błyskawiczny. Miałam chyba jakieś zaćmienie umysłu, że ją wtedy kupiłam. Gatunkowo była świetna, ale nie nadawała się do kontaktu z prymitywnymi facetami.
Wbrew zapowiedziom Emila, że on taki "niewymiarowy" jest, udało się bez problemu kupić dla niego dwie pary letnich spodni, które nie były dżinsami, mokasyny z miękkiej skóry,( czarne) i coś, co zdaniem Adeli było po prostu dość solidnie zabudowanymi sandałami, a etykieta głosiła, że są to "sandały miejskie", co szalenie rozbawiło Adelę. Zastanawiała się czy są i jak wyglądają w takim razie "sandały wiejskie", a Emil stwierdził, że zapewne "sandały wiejskie" to po prostu klapki uplecione ze słomy. Wyrób znany zapewne odkąd ludzie zaczęli uprawiać zboże.
W jednej z galerii trafili na box szwedzko-niemieckiej firmy MarcO'Polo. Ceny były wg Adeli powalające, ale gatunek odzieży bardzo dobry. Kupili dla siebie w tym samym kolorze cienkie pulowery, które można było wkładać na gołe ciało i dla Emila krótką, już jesienną kurtkę, taką w sam raz do samochodu. Cieplejszy pulower był jedynie czarny w białe, nieregularnie rozmieszczone i różnej szerokość i długości paski i nie podobał się ani Emilowi ani Adeli. I dobrze- tani nie był. W Modzie Polskiej, na stojaku z przecenionym towarem Adela wypatrzyła dla siebie dżersejową sukienkę błękitną z karczkiem w paseczki błękitne, granatowe i białe, płaszczyk letnio-wiosenny tkany w "jodełkę" bladoróżową i popielato-perłową. Płaszczyk bardzo się jej podobał i z tego względu, że można go było zapiąć pod szyję, więc odpadał problem szalika. I - cud na Wisłą - nie musiała go skracać! Kupiła również kostiumik z dżerseju, ale nie jak jej dotychczasowe gładki, ale dżersej był tkany we wzór liści, które były w trzech odcieniach zieleni z brązowymi "żyłkami". Gdy już właściwie "byli obkupieni", w jednym ze sklepów Adela zobaczyła męską zamszową marynarkę w ciemno kasztanowym kolorze i choć się Emil bronił, że przecież ma garnitury, to Adela nie odpuściła.
Gdy weszli do sklepu i Adela powiedziała, że są zainteresowani tą marynarką, sprzedawczyni powiedziała, że to model dla wysokiego i szczupłego mężczyzny. No właśnie, mąż ma powyżej 180 cm wzrostu a zatłuszczony nie jest. Sprzedawczyni westchnęła i sięgnęła po tę marynarkę - leżała na Emilu jakby szyta na zamówienie, nawet rękawy nie były za krótkie i nie wisiała mu na brzuchu. I nawet Emil podobał się sobie w tej marynarce. A jak pasowała do jego oczu!
Zakupy poszły dobrze nie tylko im, Piotr i Helena też nieco odświeżyli swą garderobę. A Helena "zdobyła" w sklepie Cepelii adres osoby, która może utkać maszynowo męskie kardigany lub inną część odzieży męskiej lub damskiej. Wracając do domu Adela stwierdziła, że powinna koniecznie jeszcze wpaść na bazar przy Puławskiej by kupić nieco zieleniny i dokupić szynki. Jakoś tak się zaplątała pomiędzy bazarowymi budkami, że w pewnej chwili trafiła na budkę, w której były włóczki. W związku z tym obie z Heleną wysłały panów po wędliny a same utknęły w sklepiku z włóczkami. Wyszły stamtąd z całkiem pokaźnym zapasem włóczek i szczęśliwe tak, jakby te włóczki dostały w prezencie a nie za pieniądze.
Panowie z kolei zakupili sporo wędlin i część z nich od razu wylądowała w zamrażarkach. W charakterze lunchu były tego dnia lody z dodatkiem bitej śmietany i owoców. Po nieco spóźnionym lunchu wybrali się do Parku Zdrojowego w Konstancinie. Pospacerowali dookoła tężni (należało przecież w jakiś sposób zrównoważyć bilans energetyczny po zjedzonych lodach i śmietanie), pokrążyli nieco po uliczkach Konstancina przypatrując się różnym obiektom wyraźnie opuszczonym i niszczejącym.
Helena stwierdziła, że kiedyś marzyła o tym, by mieszkać w Konstancinie, ale jej znajomi, którzy mieli tu domek stukali się wymownie w czoło, gdy snuła takie marzenia. Oni natomiast marzyli by się ze swojego małego domku w Konstancinie wyprowadzić do bloku, których kilka się wówczas budowało. Aby pogrzebać Heleny "niedorzeczne marzenia" zaprosili ją kiedyś by spędziła u nich sobotę i niedzielę. Po sobotnim myciu się w lodowatej wodzie (przepraszamy, ale grzanie wody elektrycznością strasznie dużo kosztuje) i spędzeniu nocy z odgłosami myszy buszujących w rzadko używanym pokoju gościnnym Helena zrozumiała, że mieszkanie w wolno stojącym domku to bardzo droga przyjemność i nic dziwnego, że na te kilka bloków mieszkalnych w Konstancinie było 5 razy więcej chętnych niż mieszkań, które miały być wybudowane.
A Piotr dodał- dom w Milanówku wybudował jeszcze mój ojciec. Wtedy teren tam kosztował niewiele i dość długo tak było, bo aż do czasu wybuchu wojny. Ale prawda wygląda tak - wygodnie się mieszka w okolicy dużego miasta wtedy gdy się jeszcze jest młodym i ma się jakieś zaplecze finansowe. A im człowiek starszy tym gorzej jest mieszkać poza miastem. Tu wychodzimy z domu i w ciągu 10 minut można zrobić zakupy. Jeśli się coś dzieje ze zdrowiem to nie ma problemu z wezwaniem pomocy- teraz to już nawet przyjeżdżają i z prywatnych klinik, bo wszystkie współpracują z NFZ-etem. Jeśli masz własny dom, to kosztują cię wszystkie naprawy. Nie jest również łatwo ogrzać budynek wolnostojący - to bardzo duży koszt. Oczywiście, tu płacimy za techniczne utrzymanie budynku, za wodę (kiedyś nie było obliczane zużycie wody, teraz jest) ale i tak mieszkanie w bloku jest znacznie mniej kosztowne niż w budynku wolnostojącym. I szczerze mówiąc wcale a wcale nie tęsknię za domem w Milanówku. Jakoś mi nie tęskno ani za bólem głowy spowodowanym zakupem opału na zimę ani za jego zrzuceniem do piwnicy, nie tęsknię też za sprzątaniem chodnika przed domem, wizytami kominiarzy ani za naprawą dachu przynajmniej raz w roku. I bardzo się cieszę, że udało się go dobrze sprzedać. Właściciele domów przeżywają w życiu dwa razy super radość - pierwszy raz gdy kupią wymarzony dom, a drugi raz gdy go sprzedadzą.
A może dziś na kolację "Starszyzna" przyjdzie do nas? - zaproponowała Adela. Zrobię dziś zapiekankę z cukinii. Z curry, bez mąki i bez żółtego sera. Samo zdrowie. Przyjdziecie? Oczywiście można to jeszcze wzbogacić paseczkami szynki. A jak tą cukinię przygotujesz do pieczenia? w plastry? Nie, nie w plastry, zetrę na dużych oczkach. To młode cukinie, dobrze się dają zetrzeć. Do startej cukinii dodam curry, sól czosnkową, trochę płatków owsianych i oczywiście jajka. I to na blasze zapiekę. W trakcie pieczenia pokroję cieniutko szynkę w paseczki i po wyciągnięciu z pieca, już na talerzach posypię to szynką. Brzmi doskonale- stwierdziła Helena. To my przyniesiemy beziki, z ksylitolem. I lody. A masz orzechowe? Mam jeszcze, przyniosę. A po kolacji to chyba będziemy musieli iść jeszcze na spacer albo w ramach gimnastyki umyć samochód- stwierdziła Helena.
No to nie przynoś bezików i lodów. Po tej zapiekance nie będziemy przecież głodni, będą w niej jajka, po dwa na twarz.
Jak zwykle o ósmej wieczorem na stół "wjechała " kolacja. To naprawdę jest cukinia?- spytała Helena po pierwszym kęsie. Naprawdę, mogę ci nawet obierki pokazać. To bardzo młoda cukinia a poza tym jest sporo curry i zamiast przeciskać czosnek przez praskę pokroiłam w cienkie płatki- to też daje wtedy inny nieco smak. A ja tu nie czuję wcale płatków owsianych- zauważył Emil a przecież ci je dałem do ręki. No bo to są drobne płatki, tzw. górskie. Poza tym pergamin wysmarowałam porządnie masłem klarowanym, więc się te wszystkie składniki dobrze pomieszały. A masło tym razem robiłam sama. Wydaje mi się, że jest smaczniejsze od tego sklepowego. Poza tym zauważyłam, że curry świetnie się komponuje właśnie z jajkami. Muszę któregoś dnia zrobić kotlety jajeczne właśnie z curry. Oj zrób, zrób, mogę ci nawet pomóc w robieniu, zapewniła ja Helena. No to jeśli chcesz pomóc to mi tylko zrób bułkę tartą ale nie z bułki a z płatków śniadaniowych, kukurydzianych. Bo ja nie mam w czym ich utłuc. Albo je wrzuć do blendera. A płatki to u mnie są i to dużo. Muszę sobie kupić blender taki kielichowy.
Maleństwo, przecież mogliśmy dziś kupić ten blender, czemu nie powiedziałaś? Bo myślałam o ciuchach a nie o robieniu kotletów. A poza tym jeden blender na dwa domy wystarczy. Ja prawie nic nie miksuję, ciocia też rzadko.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń