Nie da się powiedzieć, że to była wypoczynkowa noc. Oboje mieli za sobą nieudane związki i oboje musieli się jakoś uwolnić od przeszłości. A najlepszym znanym na to sposobem to jest rozmowa o tym co było - szczera, czasem dla obu stron bolesna, bo właściwie jest to wtedy autoanaliza i w jakimś sensie przyznanie się do własnej niedoskonałości, co nie jest raczej autoreklamą. Bo nie da się ukryć, że każde nasze zachowanie, każde słowo wywołuje jakąś reakcję naszego partnera i naprawdę bardzo, bardzo rzadko jest tak, by tylko jedna strona była winna temu, że związek się rozpadł. Poza tym zupełnie inaczej patrzy się na życie mając lat 20 a inaczej kilkanaście lub więcej lat później.
Teraz Andrzej dobrze zdawał sobie sprawę z faktu, że kiedyś "poleciał na łatwiznę" i nie zastanawiał się wcale nad faktem, że Lena bardzo lekko traktowała układy damsko-męskie i jej ówczesne "nienasycenie" mogło mieć jakieś podłoże, że planowanie czegokolwiek było dla niej czymś tak samo odległym jak odległość Ziemi od Słońca lub Księżyca, a pieniądze przelatywały jej przez ręce jak bieżąca woda, że nie chciała podjąć żadnej pracy i tak naprawdę nie miała bladego pojęcia o wychowaniu dzieci , a we wszystkim pomagała jej matka. On natomiast był bardzo skupiony na swej pracy, zaraz po studiach robił doktorat i często nie było go od świtu do późnego wieczora w domu, a nawet jeśli był w domu to myślami był cały czas gdzie indziej.
Maryla z kolei miała do siebie żal, że choć zdawała sobie sprawę z faktu, że jest mało wspólnych poglądów pomiędzy nią a jej mężem to zdecydowała się na ślub bo....już prawie wszystkie jej koleżanki były zamężne, a mąż to jej nawet pomagał w domu, gdy bardzo zmęczona wracała do domu po dyżurze. No a to, że nie za bardzo mieli o czym rozmawiać a współżycie nie dawało jej najmniejszej nawet satysfakcji zrzucała w myślach na karb swojego zmęczenia.
Zwierzenia obustronne trwały niemal do bladego świtu. Dobrze, że oboje mieli jeszcze w odwodzie wolną od obowiązków niedzielę. Andrzej z wielkim zacięciem poznawał pracowicie każdy zakamarek jej ciała i komentował swe doznania nie szczędząc słów zachwytu a ona po raz pierwszy w życiu przeżyła.....orgazm, do czego zaraz się przyznała, a Andrzej powiedział - podejrzewałem to, choć jesteś bardzo oszczędna w wyrażaniu emocji, ale to było cudowne!
Zmęczeni tymi obustronnymi wyznaniami dotyczącymi ich dotychczasowego życia zasnęli mocno w siebie wtuleni i jakimś cudem Maryli-Marice nie przeszkadzała wcale jej golizna. W niedzielę około południa wygonił ich z łóżka najzwyczajniejszy w świecie głód i Andrzej ze zdumieniem stwierdził, że nie da się robić śniadania gdy się cały czas obejmuje dziewczynę. Bułeczki z makiem, które dostali od mamy Andrzeja zostały z zachwytem skonsumowane, do kawy był jeszcze kawałek tortu, a ich potrzeba fizycznej bliskości sprawiła, że w czasie śniadania Marika cały czas siedziała na kolanach Andrzeja, a że jego szlafrok nie za bardzo ich "ogarniał" Andrzej owinął ich oboje kocem.
Wczesnym popołudniem Andrzej wysłał ich wspólne zdjęcie do Marty z dopiskiem -jestem szczęśliwy- na zdjęciu Marika siedziała na jego kolanach i widać było (gołym okiem), że są okryci jednym kocem. Ten koc to był prezent od teścia Marty i Andrzej napisał- nareszcie ten prezent doczekał się właściwego wykorzystania!
Oczywiście zaraz wyjaśnił Marice, że nie ma najmniejszego zamiaru by robić tajemnicę z tego, że Marika jest jego partnerką i to nie tyko w kręgu przyjaciół i znajomych ale i w Klinice. Przecież oboje jesteśmy wolni, więc nie widzę powodu by robić z tego jakąś tajemnicę. A zmianę nazwiska możesz, ale nie musisz wcale robić, mnie nie przeszkadza, że masz nazwisko byłego męża. Przemyśl natomiast sprawę naszego ślubu - bo ja myślę o nas jako o małżeństwie a nie tylko jako o parze kochanków. I chciałbym tę sprawę jak najszybciej uregulować. Przemyśl to spokojnie, czy chcesz mnie na resztę życia razem z tym moim przychówkiem, moimi rodzicami i przyjaciółmi.
Przez najbliższe 2 lata będzie nam pomagać przy chłopcach Ewa. Rozmawiałem z lekarzem psychiatrą i z powodu choroby Leny jest bardzo dobrze, że dziećmi zajmuje się siła fachowa. Z kolei Ewie to pasuje, bo dostaje pensję taką jakby dostawała w przedszkolu i ma płacony ZUS, ale ma tylko dwójkę pod opieką a nie dwadzieścioro bachorów lub więcej. Ona gotuje tylko dla dzieci i siebie, resztę obowiązków domowych to ja wykonuję.No i pomyśl czy na pewno nie chcesz sama urodzić, ale mogę cię zapewnić, że zarówno ciąża jak i cała reszta są bardzo, ale to bardzo przereklamowane. Jestem dziwnie pewien, że gdyby każda z kobiet wiedziała jak z bliska wygląda tzw. macierzyństwo od momentu ciąży do końca pierwszego roku życia dziecka to ród ludzki zapewne by zaginął. Marcia stwierdziła, że być może skusi się na jedno dziecko i ma nadzieję, że nie będą to klony i że nie będzie miała takiego pecha jak Ala i jej organizm nie wyprodukuje w jednym cyklu dwóch jajeczek.
I jeszcze coś - jeżeli wolisz np. nie pracować zawodowo a być tylko pełnoetatową mamą dla chłopców - jest to jak najbardziej realna sprawa. Ale nawet jeśli będziesz "pełnoetatową mamą" to pani Ewa i tak będzie ich "tresowała" aż do chwili pójścia młodszego do zerówki, a ja to na pewno będę ci pomagał w domu - już wydoroślałem. Możesz też pracować np. na 1/2 etatu, nasza klinika na pewno się zgodzi, bo jesteś bardzo ceniona od strony zawodowej. Jeśli nie masz prawa jazdy to byłoby fajnie żebyś je zrobiła, to wtedy pewnie kupimy drugi samochód, żebyś nie musiała liczyć transportowo tylko na mnie. Wojtuś ma kolegę, który handluje samochodami i na pewno coś fajnego będzie można kupić. Oni kupili dla Marty fajnego fiacika 500, używany, ale wyglądał jak nowiutki - damski wózeczek jak mówi Marta, ale nim równiutko "szpuluje" nawet gdy jest ślisko zimą i to z Mokotowa na Pragę i z powrotem.
Nie wiem czy ci mówiłem - chłopcy nawet słowem nie wspominają Leny- tak jakby ona nigdy z nimi nie była. Nie mam pojęcia co im zrobiła. Wiem, że często na nich wrzeszczała- no cóż- była po prostu chora i zapewne wiele rzeczy ją wyprowadzało z równowagi. Schizofrenia nie jest chorobą dziedziczną, ale niewłaściwie prowadzone dziecko pomiędzy 3 a 7 rokiem życia może się stać schizofrenikiem, jeśli w rodzinie występowała schizofrenia. Teoretycznie to już dość "obcykana" choroba ale nadal wszystkiego o niej nie wiemy, choć nawet jest już lek łagodzący a nawet częściowo niwelujący tę chorobę i odpowiedzialny pacjent, który stale bierze lek funkcjonuje tak, że o jego chorobie otoczenie nie ma pojęcia.
Obejrzyj ze mną te plany domku i zastanówmy się, głównie ty, czy chciałabyś byśmy mieszkali razem z moimi rodzicami we wspólnym domu. Wydaje mi się, że nawet gdybyś przestała pracować lub była tylko na połówce etatu, to też nie byłoby to złe rozwiązanie. To mieszkanie mogłoby pójść pod wynajem, myślę że twoje też, a może nawet dałoby się je przehandlować, bo ono już leciwe, a jak coś zacznie nawalać to forsa z najmu będzie szła na naprawy i coraz trudniej będzie je wynająć. Ja to bym najchętniej już jutro wziął z tobą ślub, ale to nie Las Vegas i "z marszu " się nie da. W Polsce ktoś wymyślił, że od chwili złożenia papierów w USC musi upłynąć miesiąc do dnia ślubu, a w takim Las Vegas możesz wziąć ślub w trakcie drogi do restauracji lub wyskoczyć do urzędu między pierwszym a drugim daniem w knajpie. A wiesz, gdzie masz swoją metrykę i papiery rozwodowe? Ostatnio ponoć tak się USC rozwydrzyły, że odpis z metryki itp. ważny jest tylko trzy miesiące - dla mnie to tylko wyciąganie forsy bo za każdy odpis przecież się płaci. Niby niewiele, bo tylko 30 zł, ale biorąc pod uwagę fakt, że niemal do wszystkiego potrzebny jest odpis metryki to się chyba niezłe sumy przewalają.
Podejrzewam, że nadal mam swoje dokumenty na Ochocie - powiedziała Marika. A moi rodzice nie są rozwiedzeni oficjalnie, ale nie mieszkają razem. Matka tkwi w mieszkaniu na Ochocie i odstawia Dziewicę Orleańską a ojciec u swojej ukochanej gdzieś w okolicy ulicy Korkowej. Mam do niego tylko telefon. On mi właśnie zostawił to mieszkanie na Piwarskiego. Nie znam jego partnerki, a widziałam się z nim ostatni raz jeszcze przed moim rozwodem. Nie miewam częstego kontaktu z rodzicami i szczerze mówiąc to nadal nie tęsknię za nimi. Nawet nie jestem pewna czy wiedzą, że się rozeszłam. Widać z tego, że ani im ani mnie te kontakty rodzinne nie były potrzebne. Całe dzieciństwo słuchałam jak jedno na drugie do mnie narzekało - ojciec na matkę, matka na ojca- no autentyczny dom wariatów. W końcu się rozstali a ja przez jakiś czas mieszkałam u koleżanki a potem ojciec na mnie przepisał to mieszkanie na Piwarskiego i tam zamieszkałam. Ja się czuję tak, jakbym była od dziecka sierotą. I, choć może cię to zgorszy nie zamierzam ich informować co zamierzam robić - nic im do mojego życia.
Mnie mało co gorszy - ożeniłem się wbrew radom rodziców a na dodatek uciekliśmy z własnego wesela, bo go wcale nie chcieliśmy, a jej rodzice i moi uparli się na to wesele, więc my prosto z kościoła , przez zakrystię "wyciekliśmy" w podróż poślubną nad Morze Czarne. Lena to swoją kreację zrzuciła z siebie i się przebrała a ja poleciałem w ślubnym garniturku. Na miejscu kupiłem na bazarze dżinsy, tenisówki i dwie koszulki, wracałem znów w tym ślubnym garniturze.
Powiedz mi kochanie, a jak znajdujesz moich rodziców? Dasz radę mieszkać z nimi w jednym domu? Bo ty to obojgu szalenie się spodobałaś. Ojciec, to mi kilkanaście razy za twoimi plecami pokazał kciuk w górę i japę miał uśmiechniętą od ucha do ucha. Obawiałem się chwilami, że mama to ci się rzuci na szyję i wyściska ilekroć mówiłaś coś, co jej przypadało do serca. Zastanawiam się jak cię namówić byś już od zaraz zamieszkała ze mną - w końcu ślub to tylko zwykła formalność a ja już będę miał problem by zasnąć bez ciebie.
A co powiesz dzieciom gdy załapią, że ja zajmę w tym domu miejsce ich matki? No co- powiem, im prawdę, że mama -Lena już nigdy nie wyzdrowieje, przez te papierosy, które paliła i że ty, w swej niezmiernej dobroci będziesz teraz ich mamą i moją żoną.I podejrzewam, że oni będą cię tytułować mamą od samego początku. Oczywiście wytłumaczę im też, że będzie ślub, żeby przyjaciele i znajomi wiedzieli, że ty chcesz być z nimi i ze mną. A propos ślub - myślę, że zrobimy go w naszym dzielnicowym urzędzie- u nas jest sala ślubów i śluby są z reguły w soboty. Z kliniki to ja bym widział tylko Henia i poproszę o go o tak zwaną dyskrecję. My sobie z nim wzajemnie pomagamy i to właściwie jedyny facet, któremu jestem w stanie powierzyć kogoś z rodziny do krojenia. A o świadkowanie to może poprosimy Martę i jej teścia? W sumie spędu nie będzie - Henio zapewne będzie sam, chyba że nagle ma jakąś panienkę, ale w to wątpię, bo bardzo bystrych a jednocześnie taktownych i nie za wysokich panienek wciąż jest deficyt,będzie Marta z Wojtkiem i ojcem Wojtka, będą moi rodzice z chłopcami a od ciebie kto? Ode mnie? nie wiem, ale może mój ojciec i ewentualnie jego kobieta. Matki nie zaproszę, bo to ma być miły dzień a nie wysłuchiwanie litanii jaki wredny jest mój ojciec. Nic ani nikt nie powstrzyma mojej matki przed wypominaniem publicznie jak to ją mąż zostawił. No ale gdyby była fajna to by jej nie zostawił.
No to wychodzi na to, że na pewno to będzie 10 osób no i może jeszcze dodatkowo dwie, jeśli twój ojciec i Henio kogoś ze sobą wezmą. I z uwagi na małolatów przedyskutuję z rodzicami opcję by wziąć catering i zrobić to u nich w domku. Finansowo wyjdzie na remis a dzieciaki nie będą wyły z nudów a my nie będziemy się musieli zamartwiać by nie wpadły kelnerowi pod nogi gdy coś niesie. Weźmiemy pełny catering, czyli papu i ich naczynia, które zabiorą sobie gdy skończymy. Pomyśl jeszcze tylko, czy chcesz byśmy mieszkali z rodzicami w jednym budynku. Tak, przecież my będziemy na górze, a skoro tam jest łazienka i mini kuchnia to nikt nie padnie trupem na widok mnie nagiej pędzącej do łazienki bo mi się chce siku lub do kuchni bo umieram z głodu - powiedziała Marika. Czyli zaraz w poniedziałek wpadnę do USC by zamówić jakiś termin i zaczniemy to tego dopasowywać resztę- orzekł Andrzej.
Oni, gdy wrócą z tego Konstancina, to na pewno do nas zatelefonują więc im powiem, że łaskawie zgodziłaś się zostać moją żoną i że będziemy z nimi mieszkać. A teraz powiedz mi jakie mamy sobie kupić obrączki? Ja będę nosił obrączkę na lewej ręce, wtedy nie będę jej zdejmował do operacji. Obrączki? - jak echo powtórzyła Marika- nie mam pojęcia. Muszą być lekkie, by w niczym nie przeszkadzały gdy będziemy wykonywać swoją pracę. I myślę, że gdy będziemy je zamawiać to musimy mieć ze sobą rękawice - stwierdziła Marika.To nie mogą być obrączki typu "inwestycja". Muszą być cienkie, lekkie, płaskie. Masz rację kochanie- zgodził się z nią i Andrzej - podyskutujemy z jubilerem, bo może lepsze byłyby z platyny a nie ze złota.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz