Kwestia wspólnego zamieszkania razem z rodzicami w jednym domu zdominowała rozmowę, zwłaszcza, że Piotruś, wkrótce zerówkowiec, wtrącił się do rozmowy mówiąc, że on ma tu blisko kolegę, który też idzie do zerówki i on opowiadał, że tu jest podobno bardzo fajna pani, która prowadzi tę zerówkową grupę. No a poza tym to dziadek powiedział, że nie ma przeszkód by najdalej w dwa miesiące rozbudować górę domu, bo był tu taki pan inżynier od budowania domów i dziadek pokazywał mu dokumenty domu i ten pan powiedział, że jego zdaniem można z tego strychu zrobić mieszkalne piętro i to wcale nie będzie duży kłopot, bo to tylko sprawa podwyższenia strychu. Bo na tym strychu to jest i światło i woda, tylko pewnie poprzednim ludziom zmieniły się plany i nie dokończyli tego domu. Dziecko opowiadało to z pełną znajomością tematu, więc Andrzej domyślił się, że już od samego początku dzieciaki są "urabiane" by chciały mieszkać razem z dziadkami w jednym domu. No ale my przecież mamy dobre mieszkanie na Ursynowie - powiedział Andrzej. I co, będę tam sam mieszkał a wy tutaj razem z dziadkami?
Niczego nie zrozumiałeś tato - poważnie powiedział Piotruś - przecież gdy tu będzie mieszkanie na piętrze to my wszyscy będziemy tu razem mieszkać a tamto mieszkanie albo się sprzeda albo wynajmie komuś. My będziemy mieszkać na górze, bo nam się dobrze chodzi po schodach, a babcia i dziadek na dole. I jak powiedział ten pan, to na mur i beton będziemy mogli tu mieszkać już nawet gdy się skończy sierpień. No tak - zgodził się Andrzej - a głównie to nie zrozumiałem dlaczego się takie rzeczy omawia za moimi plecami z dziećmi a nie wpierw ze mną.
No bo ty synku rzadko tu bywasz bo wiecznie nie masz czasu. A poza tym dzieci lepiej funkcjonują w liczniejszej rodzinie, a my, w przeciwieństwie do ciebie mamy wręcz nadmiar czasu i możemy go dzielić z dziećmi gdy ty jesteś w pracy - powiedziała spokojnie i cicho matka. Dla nas to żaden kłopot a wręcz przyjemność.
No dobrze- postaram się to wszystko dość szybko przeanalizować. A po dzieciaki to przyjadę w poniedziałek po ósmej rano, bo od dziewiątej już będzie pani Ewa. No i chciałbym obejrzeć projekt tego mieszkania, czyli trzy sypialnie na górze oraz łazienka i WC no i chciałbym poznać rzeczywisty termin ukończenia takiej przeróbki oraz koszt. Bo jasne jak słońce, że się do tego dołożę finansowo. Czasowo niestety nie. No i weźcie pod uwagę fakt, że nie mam zamiaru żyć w celibacie. We wrześniu, a tak dokładnie w drugim i trzecim tygodniu września będę na urlopie, bez dzieci.
Ale gdzie ja będę tu parkował? na ulicy? Nie,nie na ulicy, bo wąska, a nad garażem też się już zastanawiają- ale ja jestem zdania, że można go przedłużyć, żeby stał jeden samochód za drugim. Może będzie to wyglądało nieco dziwnie, ale będzie praktycznie. Najwyżej ucierpi wizualnie kawałek ogrodu. No a projekt piętra to możesz już dostać do obejrzenia - tam nawet jest mini kuchnia, żeby nie schodzić z piętra po szklankę herbaty czy kawy. - powiedział ojciec - zaraz ci go przyniosę.
Po chwili ojciec przyszedł z teczką, w której był rozrysowany plan obecny strychu oraz projekt jego przeróbki - wszystko opisane i zwymiarowane. Piotruś otworzył z pełną powagą teczkę, pokazał Andrzejowi plan i powiedział - ja ci tato wszystko na tym planie pokażę, bo już wszystko zapamiętałem.
Dobrze synuś, wszystko mi wytłumaczysz w poniedziałek gdy wrócę z Kliniki - zgodził się Andrzej. A teraz to chyba wy zaraz macie dobranockę, więc dajcie nam buziaki i bawcie się dobrze jutro w tym Konstancinie. I potem wszystko opowiecie cioci Ewie i mnie. "Na drogę" do domu mama wcisnęła Andrzejowi spory kawał czekoladowego tortu, a obejmując i ściskając go szepnęła mu do ucha - super dziewczyna. Maryla też została wyściskana i wycałowana.
W samochodzie Maryla powiedziała- ależ ty masz fajnych rodziców- szkoda, że moi tacy nie są. Andrzej uśmiechnął się - przez małżeństwo z Leną nie miałem ich wiele lat. Kontakt z nimi był zerowy, bo ich zdaniem Lena nie nadawała się ani na żonę ani na matkę. A ty zostałaś przez mamę nazwana super dziewczyną. Zupełnie tak samo oceniła cię Marta po swym pobycie w szpitalu, a ja bardzo wierzę w jej ocenę. Ja od dawna wiedziałem, że jesteś nie tylko świetna dla oka, ale że jesteś naprawdę bardzo dobrą i odpowiedzialną pielęgniarką. Szkoda, że nie zrobiłaś szkolenia jako instrumentariuszka, bo w moim odczuciu jako lekarza, to byłabyś w tym świetna. My z Heniem obaj uważamy, że pacjenci opatrywani przez ciebie jakoś szybciej się goją.
A nie pomyśleliście, że to jednak głównie jest zasługa chirurga operującego? Bo nie da się ukryć, że chirurg chirurgowi nie równy. Wy obaj po prostu szanujecie tkanki, a niektórzy nie za bardzo. Ty się gimnastykujesz bo robisz cięcie jak najkrótsze, a inni rżną tak, żeby się potem nie gimnastykować z wydobywaniem tego co ma być usunięte.
No może i masz rację - zgodził się Andrzej - przy Marcie to się nieźle napociłem bo ten jej wyrostek to aż pod wątrobę wyemigrował. Dobrze, że przyjechała od razu a nie czekała na cud samowyleczenia, bo byłby się na pewno rozleciał za godzinę. Z Martą to się fajnie współpracuje, bo ona jest dobrze wyedukowana medycznie - ciągle żałuję, że nie zrobiła jednak medycyny. A ona twierdzi, że nie żałuje, bo kobiety-lekarze są niedoceniane- i przez pacjentów i przez kolegów. Ona, gdy oblała wstępny egzamin, to strasznie to przeżyła ( a oblała chemię) i dopiero wtedy odkryła, że to jakby na to nie spojrzeć jest w sumie 12 lat studiów i dopiero wtedy przebolała fakt, że nie zdała dobrze chemii i poszła na tę kosmetologię. Mnie z kolei Marta wybiła z głowy pomysł przekwalifikowania się na chirurga-plastyka, bo nasłuchała się opowieści ze swojej działki. Poza tym dotarło do niej, że żaden chirurg plastyk nie jest w stanie zagwarantować, że wynik końcowy w 100% będzie bezbłędny, a do tego pacjent będzie w 100% przestrzegać zaleceń lekarza. A już mi się marzyła wspólna prywatna klinika i dopiero wyjątkowo trzeźwe spojrzenie Marty ustrzegło mnie od tego błędu. A najlepsze jest to, że będzie pracowała w laboratorium, czyli jednak będzie miała wciąż do czynienia z chemią. Jakby na to nie spojrzeć to kosmetyki to też chemia, nawet jeśli są to tak zwane kosmetyki naturalne. Najzabawniejsze dla Marty, jej męża i mnie jest to, że w trakcie studiowania kosmetologii Marta odkryła, że usługi kosmetyczne wywołują w niej niechęć i na pewno nie będzie wysoko wykwalifikowaną kosmetyczką ani też właścicielką zakładu kosmetycznego, ale interesuje ją... chemia i będzie opracowywać jakieś nowe kosmetyki, ale niekoniecznie upiększające, raczej te, które również i leczą skórę.
Gdy dotarli do mieszkania Andrzeja, ten zaraz zawiadomił panią Ewę, że dzieci będą dostarczone w poniedziałek do domu dopiero przed dziewiątą rano , bo na razie to są u swych dziadków. Gdy rozpakowali "odrobinę słodyczy" od rodziców Andrzeja to omal nie padli z wrażenia, bo ta odrobina to było pół dużego tortu czekoladowego i pojemnik domowych bezików kawowych oraz bułeczki z makiem i przy nich dopisek, że one nie są słodkie ale w sam raz na drugie śniadanie. No trudno - musimy się poświęcić - stwierdził Andrzej i paść się tym tortem - na szczęście nie jest obleśnie słodki, a kalorycznie będzie taki sam jak te sznycle, które przygotowałem, a które jutro będą tak samo dobre, a tort to raczej trzeba dziś zniszczyć. Dobrze, że on jest bardzo czekoladowy a mało słodki. A ty lubisz czekoladę? - dopytywał się Andrzej.
Lubię, ale właśnie taką wytrawną, nie lubię tzw. mlecznej i nie lubię białej czekolady- odpowiedziała Maryla. A czy mogę nazywać cię Marika? Bo masz wszak na imię Maria. No, jestem Maryśka, ale w szkole było nas kilka w klasie, więc żeby nie używać nazwisk ja byłam Maryla, druga Maryśka była Marlą, a kolejna była Maryną. Tu też jest druga Maryśka, ale nie na chirurgii. Tutaj po imieniu to tylko my do siebie mówimy, ale kierownictwo operuje nazwiskami. Ja mam dwa nazwiska, ale zawsze używają tylko tego po mężu. Muszę się wybrać do USC i zmienić na swoje panieńskie. No właśnie- ponoć zgodnie z przepisami UE uprościli te procedury i teraz to załatwia USC, a nie tak jak kiedyś jakiś urząd spraw obywatelskich - nawet kiedyś o tym słyszałem.
Andrzej sięgnął po malutkiego bezika, rozgryzł i szybko sięgnął po następnego mówiąc do Mariki - otwórz dzióbek - to jest super! Ciekawe - mama sama robiła czy to gotowiec? Marika posłusznie "otworzyła dzióbek" i beza wylądowała w jej buzi. Oooo, masz rację- to jest pyszne! Podejrzewam, że zapewne tort i beziki są z tego samego źródła. Możemy kiedyś sami spróbować upiec bezy- to nie jest trudny proces, niestety dość długi, bo teoretycznie bezy to tylko ubite na sztywno białka i cukier no i ewentualnie kawa, ale sam proces pieczenia dość mozolny a i ubijanie piany też, bo cukier dodaje się partiami, przed każdą następną porcją cukru ta poprzednia musi być dokładnie rozpuszczona w pianie i dość długo to wszystko trwa, a pieczenie to też trwa, bo to właściwie suszenie a nie pieczenie, więc ja wolę kupować gotowe. A poza tym w trakcie pieczenia musi być dobra, wyżowa pogoda bo inaczej bezy nie udadzą się. Poważnie?- zdziwił się Andrzej. No chyba tak skoro tak napisali w przepisie- zapewniła go Marika. No popatrz, człowiek uczy się przez całe życie - jakość wypieku uzależniona od pogody!
Andrzej wziął rękę Mariki, chwilę ją oglądał i powiedział - masz bardzo ładne ręce, ale najczęściej je oglądam w rękawiczkach ochronnych. Ale i wtedy mnie zachwycają bo zawsze tak sprawnie i delikatnie zmieniasz opatrunki. A teraz mogę je obejmować i całować. Masz naprawdę śliczne łapięta, no ale nic dziwnego - bo wszystko mi się u ciebie podoba. Coś dla ciebie kupiłem, bo takie piękne łapięta wymagają specjalnej oprawy. Co prawda pewnie w pracy nie będziesz tego nosić, no ale poza pracą też ci się zdarza bywać. Jeżeli rozmiar nie będzie dobry to za dwa tygodnie będzie nowa dostawa. Wolisz dekorować lewą czy prawą łapkę? Chyba lewą - stwierdziła. A co to jest, powiedz proszę. To jest taki srebrny tandem, nosi się to razem. Zaraz ci to założę, ale zamknij oczka. Bo to dobrze wygląda dopiero na ręce. No zamknij oczka, proszę, nie sądzisz chyba, że chcę ci zrobić jakiś głupi kawał. No nie, ale umieram z ciekawości. No to daj wreszcie tę łapkę i zamknij oczka. Marika posłusznie zamknęła oczy i wyciągnęła rękę w kierunku Andrzeja. Wpierw zamknięte oczy zostały ucałowane, a potem poczuła,że na środkowy palec zakładana jest jakaś obrączka i zaraz potem na przegubie zapinana jest bransoletka. No to możesz otworzyć oczka - powiedział Andrzej. Otworzyła oczy i na moment oniemiała - na środkowym palcu lewej ręki była ażurowa obrączka z zielonym kamieniem, od oprawy którego biegły srebrne łańcuszki do również ażurowej bransoletki, w której był też taki , ale większy, owalny kamień. O matko - jakie to piękne! Oszalałeś chyba! przecież to cudne i na pewno kosztuje majątek! Co to za kamień?
To jest nefryt, według wierzeń ma takie samo znaczenie zdrowotne jak jadeit, ale według mnie jest ładniejszy. A majątku nie kosztował ten drobiazg, to srebro. Przyjaciel mi to przywiózł dla ciebie ze swojej corocznej wyprawy w góry Maroka. Ma chłop takie hobby, że co roku tam jeździ w taką dzicz i ta bransoletka to tamtejszy wyrób - to ręczna robota. Największy zgryz to była sprawa rozmiaru, ale chyba jest dobry. To się zawsze nosi razem - ten pierścionek i bransoletkę. Bransoletka i pierścionek są rodem z Maroka, a nefryt nie wiem skąd- wiem tylko, że na świecie jest tylko 50 złóż nefrytu. Nefryt to krzemian wapnia , magnezu i żelaza, a ten to akurat ma zapewne i chromu nieco, stąd taka jego barwa. No i nefryt nie rozpuszcza się nawet w kwasie solnym. A kamienie już dawno miałem w domu, bo mnie kiedyś geologia nęciła i kupowałem różne kamienie na targach minerałów, a teraz tu dałem do oprawy. Raz to ci nawet rękawiczki podprowadziłem, żeby obwód palca mieć, bo obwód bransoletki to jest jak regulować. Jubiler to się mało nie posikał ze śmiechu gdy przylazłem z tą rękawiczką. A jubilera to kiedyś operowałem i koniecznie chciał mi wetknąć jakąś forsę, a skoro nie chciałem wziąć to mi powiedział, że zawsze , gdy będę potrzebował jakiejś usługi to mi zrobi po znajomości. No i zrobił. Muszę do niego wpaść i powiedzieć, że pasuje. A może wpadniemy do niego razem? On jest na górnym Mokotowie.
I wiesz, jest jeszcze jedna sprawa i jeśli ona cię do mnie zrazi to zrozumiem to w pełni i jakoś to wezmę na klatę. Bo ja jestem po wazektomii - podjąłem tę decyzję sam, bez wiedzy Leny, gdy ona wrobiła nas w drugie dziecko - wtedy zrozumiałem, że ona jest absolutnie nieodpowiedzialna. Nasienie mam złożone w banku w Anglii i płacę za jego przechowywanie, bo wazektomia nie zawsze daje się "odwrócić" i wtedy partnerka musi mieć albo inseminację albo in vitro. Mówię ci to, bo traktuję cię poważnie a marzy mi się żebyśmy byli razem. Może to idiotyczne mówić o tym gdy się zaczyna coś między nami dziać, ale uważam, że tak jest po prostu uczciwie.
Jakbyś zobaczyła tych co te bransoletki dłubią to byś pewnie wiała od nich co sił w nogach. Niektórzy to, jak mówi przyjaciel, z wyglądu pasują do określenia "brakujące ogniwo w teorii Darwina", ale nie są ludożercami i jego zdaniem to bardzo mili ludzie. On od lat tam jeździ i zawsze z nimi spędza w górach, na odludziu przynajmniej tydzień, czasem dwa. No a że mają inne obyczaje, że ich Bóg ma inaczej na imię niż Bóg chrześcijan to nie ma znaczenia - ani oni ani chrześcijanie swych bogów nie widzieli i nie spotkali. Nas śmieszy to w co oni wierzą, no i vice versa.
Zrobię chyba coś do picia, bo aż mi z tego gadania w gardle wyschło. Nie płacz, zrozumiem jeśli mnie odrzucisz, nie płacz prosz..... więcej już nie mógł powiedzieć, bo Marika zamknęła mu usta swoimi ustami. Po chwili nieco szlochając powiedziała- a ja cały czas sądziłam, że mnie po prostu nie chcesz, no bo niby dlaczego miałbyś mnie chcieć. Ja nie muszę mieć stricte własnego dziecka, zresztą panicznie boję się ciąży i porodu, bo jak mi powiedziano to może być u mnie mało wesoła sprawa. I jestem pewna że to właśnie sprawiło, że mąż ode mnie odszedł bo on ma naturę dziecioroba. Bo co to za małżeństwo bez dzieci - jego zdaniem.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz