Tak jak przypuszczał Andrzej, wiadomość, że Andrzej i Marika chcą założyć rodzinę a ponadto zaakceptowali pomysł rozbudowy domu i wspólnego mieszkania z rodzicami "pod jednym dachem" szalenie ucieszyła rodziców. Mama aż się popłakała z radości, co tylko umocniło przekonanie taty, że kobiety to jednak dziwne są i zamiast skakać z radości i się śmiać to płaczą. No popatrz- jednak będziemy mieli córeczkę - mówiła nieco połykając łzy wzruszenia mama. No i wreszcie będziemy taką naprawdę rodziną, bo będziemy mieli w zasięgu ręki i Andrzejka z dziećmi i córeczkę! Przecież to nie córeczka tylko synowa - trzeźwił żonę ojciec Andrzeja. Ale trzeba huncwotowi przyznać, że to szalenie miła dziewczyna i ma dobrze poukładane w głowie. A i Andrzej zrobił się jakiś mniej pyskaty i uparty.
Nooo, pyskaty i uparty jak muł to jest przecież po tobie, nie po mnie - spokojnie zauważyła mama. On jest wierną kopią ciebie, ty też ze swoimi rodzicami zawsze "darłeś koty" i wszystko robiłeś po swojemu i nie słuchałeś nigdy tego co ci radzili. Ale i tak najważniejsze, że oni chcą się pobrać i mieszkać razem z nami - zawsze marzyłam o tym, żeby tak właśnie było. Bardzo mi się ta jego dziewczyna podoba. A Andrzej mówi, że jest bardzo ceniona w pracy i ona jest pielęgniarką chirurgiczną a nie taką zwykłą. A on wpatruje się w nią niczym kot w księżyc w czasie pełni. Rozmowę przerwał telefon Andrzeja, który powiedział, że on z Mariką, czyli z Marylą przyjedzie za pół godziny. To świetnie synku - zapewniła go matka- zjemy w takim razie razem obiad, dzieciaki też się ucieszą. Mamo, ja przywiozę w takim razie sznycle cielęce, już usmażone, to tylko się je odgrzeje. No dobrze, jak chcesz, synku.
Ciekawy jestem jak chłopcy zareagują na nową żonę Andrzeja. No jak - normalnie. Przecież Andrzej im na pewno wszystko wytłumaczy a mam wrażenie, że i on i ta wychowawczyni ustawią ich jakoś tak, że cała ta "operacja" przejdzie zupełnie bezboleśnie. Poza tym dzieci są jak bardzo czułe barometry i świetnie wyczuwają nastawienie psychiczne otoczenia, więc gdy my będziemy tę dziewczynę traktować z szacunkiem i uczuciem to oni także. A ona jest tak naturalna i miła, że na pewno szybko ją pokochają.
W pół godziny później przyjechał Andrzej z Mariką, która od razu została mianowana przez mamę córeczką i została zapewniona, że mama Andrzeja zawsze będzie jej służyć pomocą we wszystkim co będzie jakiejś pomocy wymagało. A ponadto zapewniła oboje, że na pewno nie będą się rodzice "wcinać" w ich życie osobiste. Andrzej postanowił już tego dnia odbyć z chłopcami "męską rozmowę" i wyjaśnić im, że za niedługo Maryla/Marika będzie jego żoną a tym samym będzie dla nich mamą, do której będą się obaj mogli zwracać ze wszystkimi swoimi sprawami, tak jak do niego.
I wtedy "wyszło szydło z worka", bo Piotruś zapytał się, czy Maryla też będzie ich biła paskiem i kazała stać w kącie. Andrzejowi w zupełnie nie kontrolowany sposób opadła szczęka - to mama Lena was biła?- mówisz prawdę synku?- spytał. Ale dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałeś? Bo mama powiedziała, że jak powiemy to ty też nas zbijesz- wyjaśnił.
Andrzej aż usiadł z wrażenia i przez moment miał wrażenie, że mu serce stanęło kołkiem. Nagle miał ochotę wręcz zawyć z rozpaczy, ale przygarnął chłopców do siebie i powiedział - nigdy, przenigdy żadnego z was nie uderzyłem - nie jestem zwolennikiem takich kar dla dzieci. I nigdy nie zbiję.
A teraz posłuchajcie obaj uważnie - mama Lena już nigdy nie wyzdrowieje i nigdy do was nie wróci. A biła was dlatego, że bardzo poważnie zachorowała i ta choroba uszkodziła jej rozum. I tym samym przestała być moją żoną i waszą mamą. Nikt w tym domu nigdy was nie będzie bił - to jest pewne. Ani babcia i dziadek, ani ja, ani Marylka, która wkrótce będzie moją żoną i zgodziła się by być dla was obu mamą - i to taką mamą, która nie będzie paliła papierosów (które psują rozum i zdrowie), nie będzie na was krzyczeć ani nie będzie na pewno was bić. Wy ze swej strony musicie się jej słuchać i w miarę potrzeby pomagać, a pomocą będzie i to, że nie będziecie po całym mieszkaniu rozwalać swych zabawek i będziecie posłuszni Marylce, mnie, oraz babci i dziadkowi. Bo podjęliśmy z Marylką decyzję, że po ślubie i przemianie strychu w piętro mieszkalne będziemy wszyscy razem tu mieszkać.
I Piotruś pójdzie do zerówki we wrześniu już tu, na Sadybie. Jutro omówię z ciocią Ewą kwestie organizacyjne, bo chcemy by Jacusia też ona doprowadziła do zerówki. I zapamiętajcie obaj - w tym domu nikt dzieci nie bije - w tym domu dzieciom tłumaczy się co im wolno a czego nie wolno robić i dlaczego. I każdego dorosłego w tym domu możecie zapytać o wszystko, a zwłaszcza wtedy gdy nie bardzo wiecie czy to co chcecie zrobić jest dobre czy może jednak złe. A teraz poproszę o buziaczki i idźcie się bawić.
Tato, a kiedy będziemy tu stale mieszkać?- zapytał młodszy. No gdy tylko skończy się przemiana tego strychu w piętro mieszkalne. W drugim i trzecim tygodniu września ja z Marylką jadę na urlop i na pewno gdy wrócimy z urlopu będzie już piętro gotowe i będziemy się tam urządzać. A teraz się zastanówcie obaj czy już wszystko rozumiecie - bo może jeszcze trzeba wam coś wyjaśnić.
Tato, a ciocia Marylka będzie nas kochać?- spytał Starszy. Ona już was kocha - gdyby was nie kochała to nie chciałaby przecież być moją żoną i dla was mamą- wyjaśniał spokojnie Andrzej. A wy weźmiecie ślub w kościele?- Piotruś dalej drążył temat. Nie synku- ślub weźmiemy w Ratuszu dzielnicy Ursynów. Z waszą mamą mieliśmy właśnie ślub w kościele i drugiego ślubu branego w kościele kościół nie udziela. Poza tym, to jak zapewne zauważyliście, my nie chodzimy do kościoła, więc nie będzie ślubu kościelnego. A my będziemy na tym ślubie? No jasne, że będziecie. Podacie nam nawet ślubne obrączki, które są takim symbolem, znakiem informującym innych, że Marylka i ja już jesteśmy z kimś związani węzłem małżeńskim. A ciocia Marylka będzie w takiej długiej białej sukience? Nie synku, na ślubie w Ratuszu nikt nie wyprawia takiego cyrku. Oczywiście oboje będziemy ładnie ubrani, wy i nasi świadkowie oraz dziadkowie również, ale bez przesady. A na świadków naszego ślubu chcemy poprosić ciocię Martę i dziadka Czesia - podoba się wam taki pomysł? Noooo, fajnie - zapewnili obaj.
A co świadkowie robią?- dociekał Piotruś. Wpierw wysłuchają uważnie jak kandydaci na męża i żonę przyrzekają sobie wzajemnie, że będą się starali być dla siebie jak najlepszymi partnerami, potem obserwują jak składają mąż i żona swe podpisy na odpowiednim dokumencie i są przez urzędnika Ratusza wpisani jako świadkowie tego wydarzenia i składają podpisy, że to wszystko widzieli i słyszeli.
I co będzie po ślubie? Myślę, że po ślubie wszyscy zaproszeni na nasz ślub goście zjedzą z nami jakiś smaczny obiad - chcielibyśmy by był tu, w domu a nie w restauracji - po prostu wynajmiemy firmę cateringową, która nam tu do domu przywiezie to co zamówimy do jedzenia.
Chłopcy wpatrywali się w Andrzeja jak zahipnotyzowani, a młodszy aż trzy palce wsadził do buzi. Czy będziemy mogli mówić do cioci Marylki "mamo"? - spytał Piotruś. No jasne - zapewnił ich Andrzej- i na pewno będzie dumna i zadowolona, że będziecie ją nazywać mamą. Bo to ona razem ze mną będzie się wami opiekować i prowadzić was przez dalsze życie aż do dorosłości. I zapamiętajcie - zawsze o wszystko możecie pytać się mnie, Marylkę oraz babcię i dziadka, a zwłaszcza wtedy, gdy nie będziecie zbyt pewni tego czy coś możecie zrobić.
Tato, a kiedy będzie ten ślub? No jeszcze dokładnego terminu nie znam, jutro wpadnę do Ratusza i zarezerwuję jakiś termin. Chcielibyśmy by ten ślub był jeszcze przed naszym urlopem. No a teraz idźcie się bawić.
Oczywiście obaj natychmiast pocwałowali do kuchni i obaj naraz zaczęli opowiadać babci i pomagającej jej w kuchni Maryli to co przed chwilą usłyszeli. Nie wiedzieli, że obie panie już o wszystkim wiedzą, bo jest takie miejsce w kuchni, z którego całkiem nieźle słychać o czym rozmawiają osoby w living roomie. Opowiadał głównie Piotruś, bo Jacuś w tym czasie przylgnął do Maryli i utonął w jej objęciach.
Babciu - tata powiedział, że będziemy tu wszyscy razem mieszkać gdy tylko się ten strych zamieni w mieszkanie i ja się bardzo cieszę, bo będę tu chodził do zerówki razem z Grześkiem - ćwierkał radośnie Piotruś. I tata powiedział, że będziemy na ślubie taty i pewnie będziemy podawać obrączki. I tata chce poprosić ciocię Martę i dziadka Cześka na świadków ślubu. I powiedział, że zaraz jutro pojedzie do Ratusza na Ursynowie żeby ustalić termin tego ślubu. I że mama nie będzie w długiej białej sukni, choć będzie ładnie ubrana. A mnie się podobają jak panie mają takie długie suknie, bo każda pani w długiej sukni wygląda jak królowa z bajki. A najbardziej mi się podobają takie długie zielone suknie, nie białe. I tata powiedział, że po ślubie to tutaj będzie obiad a nie gdzieś na mieście. Bo tata zamówi takich ludzi, co tu przywiozą gotowy obiad, ale zapomniałem jak się oni nazywają. To cateringowe firmy zajmują się takimi sprawami - powiedziała Maryla. Przywiozą to co zamówimy, a gdy zjemy to zbiorą naczynia w których wszystko przywieźli oraz zastawę, na której wszystko podadzą i odjadą. A desery na po obiedzie to już sobie sami skomponujemy. A lody będą?- spytał Piotruś. Sądzę, że na pewno będą lody, no i oczywiście takie, jakie kto lubi, a prócz lodów to na pewno jakiś tort.
I tata powiedział, że mamy Leny już nie będzie, a ty nas nie będziesz biła tak jak mama Lena. Wiesz kochanie, mama Lena po prostu zachorowała i nie bardzo wiedziała co robi i dlatego was biła -tłumaczyła Maryla. Bo mama Lena paliła papierosy - uzupełnił Piotruś- a ty nie palisz, więc nie zachorujesz na rozum. Tak Piotrusiu- nigdy nie paliłam i nie zamierzam kiedykolwiek palić i na pewno nigdy żadnego z was nie uderzę. Wy obaj jesteście bardzo grzecznymi i mądrymi dziećmi i jestem szczęśliwa, że będę razem z wami i waszym tatą. A skoro tak bardzo lubisz zielony kolor to postaram się, kupić sobie do ślubu zieloną sukienkę, ale nie długą bo to mało praktyczny strój taka długa sukienka. A może pokażesz mi na jakimś obrazku jaki to odcień zieleni ci się podoba. A może pojedziesz ze mną na zakupy, bo może okaże się, że w innym kolorze sukienki też będę ładnie wyglądała. Jeździłeś na zakupy sukienek z mamą Leną? Nie, nigdy- my nigdzie nie jeździliśmy z mamą Leną. W Otwocku to czasem wujek nas woził na rowerze do sklepu po chleb. No i jak - podobały ci się zakupy? Nie, bo nie wchodziłem do sklepu, stałem przy rowerze.
W tym momencie do kuchni wszedł Andrzej i z radością zobaczył, że Jacuś siedzi przytulony do Maryli, a Piotrek coś jej opowiada. Maryla szybko powiedziała - Piotruś pojedzie ze mną gdy będę sobie wybierała jakąś sukienkę do ślubu- mam nadzieję, że ty też pojedziesz. No pewnie, pojedziemy wszyscy razem. Zobaczymy grafik naszych dyżurów - ja mam jeszcze jakieś dni z ubiegłego roku do wykorzystania. Koniec z czasami, że wolałem być w pracy niż w domu. I albo to uszanują albo przejdę do konkurencji. I jestem zdania, że powinnaś ograniczyć się do połowy etatu, a nawet w ogóle zrezygnować. Zastanawiam się czy uprzedzić szefa, że zmienia mi się sytuacja rodzinna i czy go łaskawie zaprosić na ślub. Nie mam pojęcia - ja chyba aż raz z nim rozmawiałam, bo się sierota w domu skaleczył nożem, na tyle głęboko, że aż pognał na pogotowie a tak mu to wprawnie opatrzyli, że mu w nocy wszystko zleciało, więc potem przyleciał do nas i mu robiłam opatrunek. Mnie tam obojętne czy go zaprosisz czy nie. I tak podpadnę wszystkim dziewczynom, bo prawie wszystkie do ciebie wzdychają.
Andrzej się roześmiał - a potem mają żal gdy ktoś powie, że kobiety są głupawe nieco. Po pierwsze żadna z nich nie wie jaki jestem naprawdę bo moje rozmowy z nimi ograniczają się do ściśle służbowo-zawodowych. Na sali operacyjnej to dziewczyny są dobre fachowo i nawet rzadko muszę dziób otworzyć żeby powiedzieć co mi mają w rękę wetknąć. Czasem mam wrażenie, że one to nawet lepiej ode mnie wiedza jakie powinienem wziąć narzędzie. Z tobą też mało rozmawiałem, bo ty zerkasz w kartę i nie muszę ci mówić co masz robić, bo sama wiesz - co najwyżej raz na jakiś czas to ty mi mówisz jak coś z którąś raną pooperacyjną jest dziwnie lub nie tak- zresztą ty zawsze wszystko na bieżąco odnotowujesz i mam to na biurku. Odkąd "zasłużyłem" na własny gabinet mam ten luksus, że nie muszę słuchać co której chłop w domu powiedział, bo nie da się ukryć, że wcale mnie to nie interesuje. Masz tę samą zaletę co Marta - nie pleciesz bez potrzeby. Marta mówi o takich osobach, że należą do tych, których cisza nie męczy. Marta jest trochę niezwykłą babką - miałem jakiś fatalny dzień a potem dyżur gdy przyjechała z bólem wyrostka. Zbadałem, skonstatowałem, że wyrostek, wydałem wyrok, że trzeba szybko operować i....rozpętało się piekło trafił mi się tragiczny pacjent. Pocerowałem gościa i poszedłem do Marty, chciałem u niej posiedzieć chwilę w ciszy, a ona na mnie spojrzała i powiedziała- kładź się na moim łóżku i trochę odpocznij. Sama zwinęła się na fotelu i zaczęła czytać, a ja normalnie zasnąłem. Krzyś gdy wpadł z premedykacją to z wrażenia omal sam sobie zastrzyku nie wkłuł, bo Marta spała zwinięta w kłębek na fotelu a ja spałem słodko na jej łóżku. Zrobił jej cichutko zastrzyk i potem za godzinę wpadł i mnie obudził. I myślisz, że Marta cokolwiek mi to wypomniała czy też komuś powiedziała- cisza, a mnie powiedziała już potem gdy byłem u nich, że to było logiczne, bo ja byłem skonany, a ona miała przecież przed sobą narkozę, więc wiedziała, że się wyśpi. Krzyś był pełen podziwu dla niej. Ja najbardziej lubię gdy Krzyś mi usypia pacjenta- wiem, że wtedy pacjent jest pod 200% kontrolą, bo on jest świetnym anestezjologiem. I mam fajne zdjęcie Marty i Wojtka z tamtego okresu - Wojtek pilnujący Marty w szpitalu - zobacz- tak intensywnie jej doglądał, że aż oboje zasnęli-otworzyłem drzwi, uwieczniłem a oni nadal spali. Kocham Martę tak, jakby była moją rodzoną siostrą, która umie odczytać bez pytania moje myśli.
A tak zupełnie szczerze - byłbym najszczęśliwszy gdybyśmy to wszystko zrobili w gronie stricte rodzinnym- rodzice twoi i moi, dzieci, świadkowie no i my. I już będzie zgraja, bo to będzie 10 osób. Nawet Henia bym nie zapraszał- kolega z niego świetny, ale rodziną póki co to nie jest.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz