niedziela, 21 kwietnia 2024

Córeczka tatusia- 118

 Tak jak przypuszczał Andrzej, wiadomość, że Andrzej i Marika chcą  założyć  rodzinę  a ponadto zaakceptowali pomysł rozbudowy domu i  wspólnego  mieszkania  z rodzicami  "pod jednym  dachem" szalenie ucieszyła rodziców. Mama aż się popłakała  z radości, co tylko umocniło przekonanie  taty, że kobiety to jednak dziwne są i zamiast  skakać  z radości  i się śmiać to płaczą. No popatrz- jednak będziemy mieli córeczkę - mówiła  nieco  połykając łzy  wzruszenia mama.  No i wreszcie  będziemy taką naprawdę  rodziną, bo będziemy  mieli w  zasięgu   ręki i Andrzejka  z  dziećmi i córeczkę! Przecież to nie  córeczka  tylko  synowa - trzeźwił żonę ojciec Andrzeja. Ale  trzeba huncwotowi  przyznać, że to  szalenie miła  dziewczyna i  ma dobrze poukładane  w głowie. A i Andrzej  zrobił  się jakiś mniej pyskaty i uparty. 

Nooo, pyskaty i uparty jak muł to jest przecież po tobie, nie po mnie - spokojnie  zauważyła mama. On jest wierną kopią  ciebie,  ty też  ze swoimi  rodzicami zawsze  "darłeś koty" i wszystko robiłeś  po  swojemu i nie słuchałeś nigdy  tego co ci radzili.  Ale i tak najważniejsze, że oni chcą się pobrać i mieszkać  razem  z nami - zawsze marzyłam o tym, żeby tak  właśnie  było. Bardzo mi się ta jego dziewczyna podoba.  A Andrzej  mówi, że jest  bardzo ceniona  w pracy i ona  jest pielęgniarką  chirurgiczną a nie taką  zwykłą. A on wpatruje  się w nią niczym kot w księżyc w czasie pełni.  Rozmowę przerwał telefon Andrzeja, który powiedział, że on z Mariką, czyli z Marylą przyjedzie za pół godziny. To świetnie  synku - zapewniła  go matka- zjemy  w takim  razie  razem obiad, dzieciaki też  się ucieszą. Mamo,   ja przywiozę w takim razie  sznycle  cielęce, już usmażone, to tylko się je odgrzeje.  No dobrze, jak chcesz, synku.

Ciekawy jestem jak chłopcy zareagują na nową  żonę Andrzeja. No jak - normalnie. Przecież  Andrzej im na pewno  wszystko wytłumaczy a mam wrażenie, że i on i ta  wychowawczyni ustawią ich jakoś tak, że cała ta "operacja" przejdzie  zupełnie  bezboleśnie. Poza tym dzieci są jak bardzo  czułe barometry i świetnie wyczuwają nastawienie psychiczne otoczenia, więc gdy my będziemy tę  dziewczynę  traktować z  szacunkiem i uczuciem to oni  także. A ona jest tak naturalna i miła, że na pewno  szybko ją pokochają.

W pół godziny później przyjechał Andrzej  z Mariką, która od  razu  została mianowana przez  mamę  córeczką  i  została  zapewniona, że mama Andrzeja zawsze będzie jej  służyć pomocą we  wszystkim co będzie jakiejś  pomocy wymagało.  A ponadto zapewniła oboje, że na pewno nie będą  się rodzice  "wcinać" w ich życie osobiste. Andrzej postanowił już tego  dnia odbyć z  chłopcami  "męską rozmowę" i wyjaśnić im,  że za niedługo Maryla/Marika będzie jego żoną a tym samym będzie dla nich mamą, do której będą się obaj  mogli zwracać  ze  wszystkimi swoimi sprawami, tak jak do niego.

I wtedy "wyszło szydło z  worka", bo Piotruś zapytał się, czy Maryla też będzie ich biła paskiem i kazała stać w kącie. Andrzejowi w  zupełnie nie kontrolowany sposób opadła  szczęka - to mama Lena was biła?- mówisz prawdę synku?- spytał.  Ale  dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałeś?  Bo mama powiedziała, że jak powiemy to ty też nas zbijesz- wyjaśnił.  

Andrzej aż usiadł z  wrażenia i przez moment  miał wrażenie, że mu serce stanęło kołkiem. Nagle  miał ochotę wręcz   zawyć z rozpaczy, ale przygarnął chłopców do siebie i powiedział - nigdy, przenigdy żadnego z  was nie uderzyłem - nie jestem zwolennikiem takich kar dla dzieci. I nigdy  nie  zbiję.

A teraz posłuchajcie obaj uważnie - mama Lena już nigdy nie  wyzdrowieje i nigdy do was nie wróci. A biła  was dlatego, że bardzo poważnie  zachorowała i ta choroba uszkodziła jej rozum. I tym samym przestała być moją żoną i waszą mamą. Nikt w tym domu nigdy  was nie będzie bił - to jest pewne. Ani babcia i dziadek, ani ja, ani Marylka, która  wkrótce będzie moją żoną  i  zgodziła  się by być dla was obu mamą - i to taką mamą, która nie będzie paliła papierosów (które psują  rozum i zdrowie), nie  będzie na  was krzyczeć ani nie będzie  na pewno was bić. Wy ze swej strony musicie  się jej słuchać i w miarę potrzeby pomagać, a pomocą będzie i to, że nie  będziecie po całym mieszkaniu rozwalać  swych  zabawek i będziecie posłuszni Marylce, mnie, oraz  babci i dziadkowi. Bo podjęliśmy z Marylką decyzję, że po ślubie i przemianie  strychu w  piętro mieszkalne będziemy  wszyscy razem tu  mieszkać. 

I Piotruś pójdzie  do zerówki we  wrześniu już tu, na Sadybie. Jutro omówię z ciocią Ewą kwestie organizacyjne, bo chcemy by Jacusia też ona doprowadziła  do zerówki. I zapamiętajcie obaj - w tym domu nikt dzieci  nie bije - w tym  domu dzieciom tłumaczy  się co im  wolno  a czego nie  wolno robić i dlaczego. I  każdego dorosłego w  tym domu możecie  zapytać o wszystko, a zwłaszcza  wtedy gdy nie bardzo wiecie czy to co chcecie  zrobić jest  dobre czy może jednak złe. A teraz poproszę o buziaczki i idźcie się bawić.

Tato, a kiedy będziemy  tu stale mieszkać?- zapytał młodszy.  No gdy  tylko skończy  się przemiana tego strychu w piętro  mieszkalne. W drugim i trzecim tygodniu września ja z Marylką jadę na urlop i na pewno gdy wrócimy  z urlopu będzie  już piętro gotowe i będziemy się tam urządzać. A teraz  się zastanówcie obaj czy już wszystko rozumiecie - bo może jeszcze trzeba wam coś wyjaśnić. 

Tato,  a ciocia Marylka będzie nas kochać?- spytał Starszy. Ona już was kocha - gdyby was nie kochała to nie chciałaby przecież być moją żoną i dla was mamą- wyjaśniał  spokojnie  Andrzej.  A wy weźmiecie ślub w kościele?- Piotruś dalej drążył temat.  Nie synku- ślub weźmiemy w Ratuszu  dzielnicy Ursynów.  Z waszą mamą mieliśmy właśnie ślub w kościele i drugiego ślubu branego w kościele  kościół nie udziela. Poza tym, to jak zapewne zauważyliście,  my  nie chodzimy do kościoła, więc nie będzie ślubu kościelnego. A my będziemy na tym ślubie? No jasne, że będziecie. Podacie nam nawet ślubne obrączki, które są takim  symbolem, znakiem  informującym innych, że Marylka i ja już jesteśmy z kimś związani węzłem małżeńskim.  A ciocia Marylka będzie  w takiej długiej białej sukience?   Nie  synku, na ślubie w Ratuszu nikt nie wyprawia takiego cyrku. Oczywiście oboje  będziemy ładnie ubrani, wy i nasi świadkowie oraz  dziadkowie  również, ale bez  przesady. A na świadków naszego  ślubu chcemy poprosić  ciocię Martę i dziadka Czesia - podoba  się wam taki pomysł?  Noooo, fajnie - zapewnili obaj. 

A co świadkowie  robią?- dociekał Piotruś.  Wpierw wysłuchają uważnie jak  kandydaci na męża i żonę przyrzekają  sobie  wzajemnie, że będą  się starali być dla siebie jak najlepszymi partnerami, potem  obserwują jak składają mąż i  żona  swe podpisy na odpowiednim  dokumencie i są przez urzędnika  Ratusza  wpisani jako świadkowie  tego  wydarzenia i składają podpisy, że to wszystko widzieli i  słyszeli.

I co będzie po ślubie?  Myślę, że po ślubie wszyscy zaproszeni  na nasz ślub goście zjedzą  z nami jakiś smaczny obiad - chcielibyśmy by był tu, w domu  a nie  w restauracji  - po prostu wynajmiemy firmę cateringową, która nam tu do domu przywiezie to co zamówimy do jedzenia.

Chłopcy wpatrywali się w Andrzeja jak zahipnotyzowani, a młodszy aż trzy palce  wsadził do buzi. Czy będziemy mogli mówić do cioci Marylki "mamo"?  - spytał Piotruś. No jasne - zapewnił ich  Andrzej- i na pewno będzie  dumna  i  zadowolona, że będziecie ją nazywać   mamą. Bo to ona razem ze mną będzie  się wami opiekować i prowadzić  was przez  dalsze życie aż do dorosłości. I zapamiętajcie - zawsze o  wszystko możecie  pytać się mnie, Marylkę oraz  babcię i  dziadka, a  zwłaszcza  wtedy, gdy nie będziecie  zbyt pewni tego czy coś możecie  zrobić.

Tato,  a kiedy będzie ten ślub? No jeszcze  dokładnego terminu  nie znam, jutro wpadnę do Ratusza i zarezerwuję jakiś termin. Chcielibyśmy by ten ślub był jeszcze przed naszym  urlopem. No a teraz idźcie  się bawić.

Oczywiście obaj natychmiast pocwałowali do kuchni i obaj naraz zaczęli opowiadać babci i pomagającej  jej  w kuchni Maryli to co przed  chwilą usłyszeli. Nie wiedzieli, że obie panie już o  wszystkim  wiedzą, bo jest takie miejsce w kuchni,  z którego całkiem nieźle  słychać o  czym rozmawiają osoby w living roomie. Opowiadał głównie Piotruś, bo Jacuś  w tym  czasie przylgnął do Maryli i utonął w jej objęciach.

Babciu -  tata powiedział, że będziemy tu  wszyscy razem mieszkać gdy tylko się ten strych zamieni w mieszkanie i ja się bardzo cieszę, bo będę tu chodził do zerówki  razem z Grześkiem - ćwierkał radośnie  Piotruś. I tata powiedział, że będziemy na ślubie  taty i pewnie  będziemy podawać obrączki. I tata chce poprosić ciocię Martę i dziadka Cześka na świadków ślubu. I powiedział, że zaraz  jutro pojedzie do Ratusza na Ursynowie żeby ustalić termin tego ślubu. I że mama nie będzie w długiej białej  sukni, choć  będzie ładnie ubrana.  A mnie się podobają jak panie mają takie długie  suknie, bo każda pani w długiej  sukni wygląda jak królowa z bajki. A najbardziej  mi się podobają takie długie  zielone  suknie, nie  białe. I tata powiedział, że po ślubie to tutaj będzie obiad a nie gdzieś  na mieście. Bo  tata zamówi takich ludzi, co tu przywiozą gotowy obiad, ale zapomniałem jak się oni nazywają.  To cateringowe firmy zajmują  się takimi sprawami - powiedziała Maryla. Przywiozą to co zamówimy, a gdy zjemy to zbiorą naczynia  w których  wszystko przywieźli oraz zastawę, na której  wszystko podadzą i odjadą.  A desery na po obiedzie  to już sobie sami skomponujemy.  A lody będą?- spytał Piotruś.  Sądzę, że na pewno będą  lody, no i oczywiście takie, jakie kto lubi, a prócz lodów to na pewno jakiś tort. 

I tata powiedział, że mamy Leny już nie  będzie, a ty nas nie będziesz biła tak jak mama Lena. Wiesz kochanie,  mama Lena po prostu zachorowała i nie bardzo wiedziała co robi i dlatego was biła -tłumaczyła  Maryla. Bo mama Lena paliła papierosy - uzupełnił Piotruś- a ty nie palisz, więc nie zachorujesz na rozum. Tak Piotrusiu- nigdy nie paliłam i nie  zamierzam kiedykolwiek palić i na pewno nigdy żadnego z was nie uderzę. Wy obaj jesteście  bardzo grzecznymi i mądrymi dziećmi i jestem szczęśliwa, że będę  razem  z wami i  waszym tatą. A skoro tak bardzo lubisz  zielony kolor to postaram się, kupić sobie do ślubu zieloną sukienkę, ale nie długą bo to mało praktyczny  strój taka długa  sukienka. A może pokażesz mi na jakimś obrazku jaki to odcień  zieleni ci  się podoba. A może pojedziesz  ze mną na  zakupy, bo może okaże się, że w innym kolorze  sukienki też będę ładnie wyglądała. Jeździłeś na zakupy sukienek  z mamą Leną? Nie, nigdy- my nigdzie nie jeździliśmy z mamą Leną. W Otwocku to czasem wujek nas  woził na rowerze do sklepu po chleb. No i jak - podobały ci się zakupy? Nie, bo nie  wchodziłem do sklepu, stałem przy rowerze. 

W tym  momencie do kuchni wszedł Andrzej i z radością  zobaczył, że Jacuś siedzi przytulony do Maryli, a Piotrek coś jej opowiada. Maryla  szybko powiedziała - Piotruś pojedzie ze mną gdy będę sobie  wybierała jakąś sukienkę do ślubu- mam nadzieję, że ty też pojedziesz. No pewnie, pojedziemy wszyscy razem. Zobaczymy grafik naszych dyżurów - ja mam jeszcze jakieś dni z ubiegłego roku do wykorzystania. Koniec  z czasami, że wolałem  być w pracy  niż  w domu. I albo to uszanują albo przejdę do konkurencji. I jestem zdania, że powinnaś ograniczyć się do połowy etatu, a nawet w ogóle zrezygnować.  Zastanawiam się czy uprzedzić szefa, że zmienia mi  się sytuacja rodzinna i  czy go łaskawie zaprosić na ślub.  Nie mam pojęcia - ja chyba aż raz  z nim rozmawiałam, bo się sierota w  domu skaleczył  nożem, na tyle głęboko, że aż pognał na pogotowie a tak  mu to  wprawnie  opatrzyli, że mu w nocy wszystko zleciało, więc potem przyleciał do nas i mu robiłam opatrunek. Mnie  tam obojętne  czy  go zaprosisz czy  nie. I tak podpadnę   wszystkim dziewczynom, bo prawie   wszystkie  do ciebie   wzdychają.  

Andrzej  się  roześmiał - a potem mają żal gdy ktoś powie, że  kobiety  są głupawe  nieco. Po pierwsze żadna z nich  nie wie jaki jestem naprawdę bo moje  rozmowy  z nimi ograniczają  się do ściśle służbowo-zawodowych. Na sali operacyjnej to dziewczyny są dobre fachowo i nawet  rzadko muszę  dziób otworzyć żeby powiedzieć co mi mają  w rękę wetknąć.  Czasem mam wrażenie, że one  to nawet  lepiej ode mnie  wiedza  jakie powinienem  wziąć  narzędzie. Z tobą też mało rozmawiałem, bo ty zerkasz w kartę i  nie muszę ci mówić co masz robić, bo sama wiesz - co najwyżej raz na jakiś  czas  to ty mi mówisz jak coś z którąś raną pooperacyjną jest dziwnie  lub nie tak- zresztą ty zawsze  wszystko na bieżąco odnotowujesz i mam to na biurku. Odkąd "zasłużyłem" na  własny gabinet mam ten luksus, że nie  muszę  słuchać co której chłop  w domu  powiedział, bo nie  da  się ukryć, że wcale  mnie to  nie interesuje. Masz tę samą  zaletę co Marta - nie pleciesz bez potrzeby. Marta mówi o takich osobach, że należą  do tych, których cisza nie męczy. Marta jest trochę niezwykłą babką - miałem jakiś fatalny dzień a potem dyżur gdy przyjechała z bólem wyrostka. Zbadałem, skonstatowałem, że wyrostek, wydałem  wyrok, że trzeba szybko operować i....rozpętało się piekło trafił mi się tragiczny pacjent. Pocerowałem gościa i poszedłem do Marty, chciałem  u niej  posiedzieć  chwilę  w ciszy, a ona  na mnie  spojrzała i powiedziała- kładź się na moim  łóżku i trochę odpocznij. Sama zwinęła  się na fotelu i zaczęła  czytać, a ja normalnie  zasnąłem. Krzyś gdy wpadł z premedykacją to z wrażenia omal sam  sobie  zastrzyku  nie  wkłuł, bo  Marta  spała  zwinięta  w kłębek na  fotelu a ja spałem  słodko na jej łóżku. Zrobił jej  cichutko zastrzyk i potem za godzinę  wpadł i mnie obudził. I myślisz, że Marta cokolwiek mi to wypomniała czy też komuś  powiedziała- cisza, a mnie powiedziała już potem gdy byłem u  nich, że to było logiczne, bo ja  byłem skonany,  a ona  miała przecież  przed  sobą narkozę, więc  wiedziała, że  się wyśpi. Krzyś był pełen podziwu dla niej. Ja najbardziej lubię gdy Krzyś mi usypia pacjenta-  wiem, że wtedy pacjent  jest pod 200% kontrolą, bo on jest  świetnym anestezjologiem.  I mam fajne zdjęcie Marty i Wojtka z tamtego okresu - Wojtek pilnujący Marty w  szpitalu - zobacz- tak intensywnie jej doglądał, że aż oboje  zasnęli-otworzyłem  drzwi, uwieczniłem a oni nadal  spali. Kocham Martę tak, jakby była moją  rodzoną  siostrą, która umie  odczytać bez pytania  moje  myśli.

 A tak  zupełnie  szczerze - byłbym najszczęśliwszy gdybyśmy to  wszystko zrobili  w gronie stricte  rodzinnym-  rodzice twoi i moi,  dzieci, świadkowie no i my. I już  będzie  zgraja, bo to będzie  10 osób. Nawet Henia bym nie  zapraszał-  kolega  z niego świetny,  ale  rodziną  póki co to nie jest.

                                                                      c.d.n.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz