W USC udało się Andrzejowi ubłagać personel, by ślub był odrobinę wcześniej niż tego wymagają przepisy i żeby na urlop do Turcji mogli pojechać już w charakterze małżeństwa. Nie da się ukryć, że w niektórych krajach można załatwić niemal wszystko systemem transakcji wiązanych, czyli transakcji bezgotówkowych, za to usługowych. Dobrze, że dzień wcześniej Andrzej przeszedł małe "szkolenie" u Wojtka i jego ojca jak sprawić by słowo "NIE" wypowiedziane przez rozmówcę zamieniło się na "TAK" i to bez sięgania do portfela. A ponadto Marta i Wojtek zgodzili się towarzyszyć Maryli i Andrzejowi na zakupach kreacji dla Maryli, bowiem miały być przecież przy tym i dzieci.
Marta stwierdziła, że po prostu obaj panowie zajmą się chłopcami a one wybieraniem kreacji, bo przecież wiadomo, że faceci są tak prymitywnymi stworzeniami, że dla nich na początku związku ukochana kobieta we wszystkim wygląda pięknie, choć tak naprawdę to dla nich jest najpiękniejsza gdy jest ubrana tylko we własną skórę, a nie w jakieś szmatki. Marta stwierdziła, że najlepiej będzie pojechać do tego sklepu, w którym ona kupowała swoją ślubną kreację, bo w tej Galerii sklepów niczym mrówek w lesie, a poza tym jest tam sporo atrakcji w holu i dzieciaki będą tam sobie mogły nawet pobiegać i jest duży, kryty parking, jest też gdzie się napić kawy i napchać dziecięce brzuchy jakimiś ciachami. A są tam też dziecięce ubranka?- spytała się Maryla? Nie mam pojęcia- stwierdziła Marta, ale podejrzewam, że pewnie tak, bo tam są trzy piętra a my "obskoczyliśmy" wtedy tylko parter i I piętro. Tylko nie kupuj im jakichś mini garniturków, w tym wieku wystarczą im długie spodenki i biała koszulka polo z długim rękawem jeśli nie będzie upału, a z krótkim gdy będzie gorąco. A tam na parterze jest nawet tablica informacyjna to się poczyta co gdzie jest. A gdy już coś dla siebie wybierzesz to wtedy w razie czego pojedziemy do innej galerii- przepatrzę na necie gdzie są dziecięce ciuchy.
Maryla szeptem opowiedziała Marcie o tym, jak Lena karciła dzieci, a Marta powiedziała - ona od samego początku wydawała mi się jakaś dziwna, a potem to wrażenie tylko narastało. Czasami to miałam wrażenie, że coś jej na mózg padło, bo tak wyplatała. A to są bardzo fajne i mądrutkie dzieciaki i szybko chwytają wszystkie nowe wiadomości. Dawno ich nie widziałam. Młodszy to taka typowa "przylepka". Ale Lena traktowała ich tak, jakby wciąż byli bobasami w pieluchach. Uważałam ją za "niedorobioną", a ona po prostu była i jest chora i nieco mi głupio teraz. Wyobrażam sobie jak z kolei jest Andrzejowi niemiło, że był jej mężem.
Fakt - stwierdziła Maryla. On chyba nie może sobie wybaczyć, że nie zorientował się, że z nią jest coś "nie halo" . I żałuje, że chociaż zorientował się, że nie porozmawiał z tobą właśnie o tym, że Lena wciąż traktuje chłopców tak jakby byli niemowlakami. Bo zauważył, że nie przypadłyście sobie do gustu. Nie da się ukryć, że mu przykro nie z powodu jej a tylko z uwagi na dzieci. Stwierdził, że musi nieco zmienić styl pracy, by życie rodzinne nie przechodziło obok, ale było tak samo ważne jak jego praca. I masz jak w banku, że sam ci to powie. Ty i Wojtek jesteście dla niego ogromnie ważni. Powiedział mi, że kocha cię jak młodszą siostrę i zawsze będzie dbał o ciebie. Wczoraj, gdy mu Piotruś powiedział, że Lena ich biła i stawiała do kąta to myślał, że dostanie zawału - poczuł się tak, jakby mu się serce nagle zatrzymało. On chce,żeby pani Ewa doprowadziła i Jacusia do zerówki. Ciekawe kto będzie regularnie kursował pomiędzy Sadybą a Ursynowem. Bo pan od budowy piętra dla nas twierdzi, że od września już tam będziemy mogli mieszkać. Ale nie można wykluczyć, że to ona będzie wędrowała z Ursynowa na Sadybę.
Ja myślę, że to właśnie ona będzie kursować a nie Andrzej lub jego ojciec z dzieckiem - tym bardziej, że odpadnie jej gotowanie dla nich i czekanie na powrót Andrzeja z pracy i nocowanie z nimi gdy on ma nockę lub kończy dyżur o 22,00 - stwierdziła Marta. Jakby nie było to ona ma tu tylko dwa łebki do opieki a nie 22 łebki, a dostaje forsę jak za 22. Zawszeć to mniejszy kłopot niż opanowanie całej gromadki dzieciarów, które w grupie zawsze są trudniejsze do opanowania- stwierdziła Marta. Wiesz, gdyby między chłopcami był tylko rok różnicy, to Jacuś mógłby z powodzeniem chodzić z Piotrusiem do zerówki - to bardzo zdolne dziecko. Ale mam wrażenie, że rodzice Andrzeja już myślą nad tym co dalej przez ten rok. I albo będzie Ewa, albo kogoś innego znajdą na ten jeden rok.
A nie boisz się mieszkania razem z teściami?- spytała Marta. Ja ich nie znam, bo Andrzej dopiero teraz, po rozwodzie z Leną dał się namówić na kontakt z nimi. Nie każdy ma takiego fioła jak my - wpierw mieszkaliśmy oboje z moim tatą, no ale się ożenił i mieszkają "aż" 200 metrów od nas i widujemy się codziennie a ojciec Wojtka po rozwodzie częściej u nas nocuje niż w swoim mieszkaniu, które jest tak mniej więcej o kilometr od nas. Ojciec Czesiek przez cały czas moich studiów nam gotował, teraz to gotuję razem z nim, a jak zacznę pracować to pewnie znów będzie solo zarządzał kuchnią - my tylko zakupy będziemy robić i mlaskać przy jedzeniu. Ja jestem przyzwyczajona do facetów w kuchni, bo mnie od dwunastego roku życia ojciec sam wychowywał. I od ich rozwodu to już nie widziałam swojej matki, bo zapytana na rozprawie opowiedziałam co nieco o niej i o tym jak mnie traktowała oraz oczywiście powiedziałam, że chcę mieszkać z tatą. A ludzie się często dziwią, gdy mówię, że ojciec mnie wychował. Co prawda zamulił sobie tym własną karierę zawodową, ale jak twierdzi - warto było. Ja czasem się śmieję, że moimi rodzicami to jest dwóch ojców, choć wcale nie są gejami. Przeze mnie tata odszedł z dyplomacji- nie chciał mnie zostawić na wychów w internacie i to jeszcze przed rozwodem- bo nie wszędzie są przecież polskie szkoły. Nie wiem jak jest teraz czy jeszcze jest ten internat i jakie są teraz kryteria dla tych co wyjeżdżają na placówki. Zresztą mało mnie to interesuje. Tata niedługo przejdzie na emeryturę i pewnie będzie przesiadywał w kwiaciarni ze swoją żoną, do której ja albo mówię "mamo" albo po imieniu. Ale tata to ożenił się z nią dopiero wtedy gdy ja już wyszłam za Wojtka. A ja do końca nie wiedziałam, że on ma jakąś babkę, bo w "domowej rutynie" nie było żadnych zmian. Tropnęłam się dopiero z okazji przygotowań do mojego ślubu, bo Patrycja, która jest współwłaścicielką kwiaciarni, w której ja bywałam raptem z raz w roku zaskoczyła mnie chęcią pomocy przy mocowaniu kwiatka w butonierce marynarki Wojtka, mówiąc, że mieszkam bliziutko kwiaciarni i ona może wpaść i mi pomóc. Ona jest szalenie miła i dobra i bardzo, bardzo dba o tatę ale o nas także. I dlatego najczęściej mówię do niej mamo a nie po imieniu. I widzimy się niemal codziennie, bo oni wieczorami chodzą na spacery z naszą psiną, którą zresztą Andrzej bardzo lubi. A psinka ma z tej okazji dwa domy i kwiaciarnię do swej dyspozycji i nigdy nie siedzi sama w domu. Pati też jest po nieudanym małżeństwie, jej mąż był alkoholikiem, więc się rozeszła bo wiadomo, że alkoholikiem się jest do końca życia - to jednak sprawa nieuleczalna. Są dwa rodzaje alkoholików- ci którzy piją dopóki nie umrą i tak zwani "alkoholicy niepijący", czyli ci którym jakoś udało się nie wrócić do nałogu, ale zdają sobie sprawę z tego, że wystarczy chwila nieuwagi i znów będą w szponach nałogu.
Wiesz - powiedziała Maryla - trochę byłam na początku stremowana, ale teraz już ich poznałam a oni są dla mnie o wiele bardziej serdeczni niż byli moi rodzice. A mama Andrzeja mówi do mnie "córeńko" i wielce mnie to rozczula. Dzieciaki lgną do niej, bo zawsze każde jest przytulone, wyściskane i zapewnione, że jest najmilszym chłopczykiem na tej Planecie.
Piotruś jest dumny i blady, bo dziadek bardzo dokładnie mu opowiedział i pokazał co jest narysowane na planie przebudowy strychu w mieszkanie dla nas , a gdy teść dał Andrzejowi ten plan przebudowy to dzieciak dokładnie mu wszystko pokazał i opowiedział, no a przecież ma dopiero sześć lat. Teść mu bardzo fajnie wytłumaczył, że to co widać na tym planie to są kontury tego co jest widziane w łazience, ale nie z pozycji człowieka stojącego w tej łazience na podłodze, ale człowieka patrzącego na tę łazienkę z dużej wysokości. Dziadek puchnie z dumy i ma nadzieję, że kiedyś Piotruś się zainteresuje architekturą. Andrzej się śmieje, że nie udało się ojcu z nim to teraz sobie hoduje architekta. Andrzej twierdzi, że kiedyś jego matka była okropnie apodyktyczna i właściwie od chwili ożenku starał się nie bywać u rodziców, zwłaszcza, że chcieli by mieszkał z nimi pod Warszawą, co było mało zabawne. On do dziś się zastanawia, skąd jego matka wiedziała, że Lena to zły "materiał na żonę". Poza tym obaj chłopcy mają wspólną pasją z dziadkiem - zabawy modelami samochodzików. Jak się w trójkę bawią samochodzikami to zupełnie jakby wszyscy trzej byli w jednym wieku.
Mam natomiast "krzywy zgryz" w kwestii powiadomienia moich rodziców o ślubie i prędzej jestem skłonna ojca o nim powiadomić i zaprosić go z jego partnerką, niż zawiadamiać matkę. Bo jestem prawie pewna, że wtedy "jak amen w pacierzu" oni się pokłócą, bo ojciec zapewne przyjdzie ze swoją kobietą i matka nie odmówi sobie przyjemności powiedzenia mu czegoś niemiłego - no bo przecież ona była piękna i nadzwyczajna a on odszedł do mało pięknej, ale na pewno o lepszym charakterze.
Wiesz, ja to ci nie doradzę, ale porozmawiaj o tym z Andrzejem albo z moim teściem - to naprawdę mądry i "wyważony" facet, przeżył rozwód z winy swej żony, więc moim zdaniem może ci dobrze doradzić - stwierdziła Marta. Bo tak naprawdę ten ślub cywilny to zerowa uroczystość - to zwykłe podpisanie papierków i tyle. I nie dziwi mnie wcale, że wiele par bierze ten ślub tylko i wyłącznie w obecności świadków.
To nie jest taki cyrk jak ze ślubem kościelnym. A tak nawiasem mówiąc, to co z tego, że Andrzej brał pierwszy ślub kościelny, że rodzice wyprawili wesele, które młodzi "olali". Jak widać na załączonym obrazku nie miało to żadnego znaczenia dla jakości związku. Są również i tacy, co od pełnoletności do śmierci żyją bez ślubu i nikt nikogo nie zdradza, chociaż związek nie jest uprawomocniony. Jak się mają zdradzać to będą się zdradzać niezależnie od tego czy i jaki brali ślub. Oczywiście w stanie swoistego zamroczenia nazywanym zakochaniem się, jesteśmy pewni, że zawsze my będziemy jego kochać a on nas, ale tak naprawdę nikt tego co będzie za parę lat nie jest w stanie przewidzieć. Z uczuciem zwanym miłością jest tak jak ze smakami - kiedyś za nic w świecie nie jadłam ryżu, po prostu mi nie smakował a teraz jem bez oporu i mi smakuje. Kiedyś dałabym się porąbać za tort, a teraz ... najchętniej zjem z niego dekoracje i masy którymi jest przełożony oraz czekoladową polewę a ciasto zostaje na talerzyku. To samo dzieje się w stosunku do ludzi - kiedyś nas " coś" u partnera zachwycało, potem już nie, a my jak te idiotki zamiast mu o tym spokojnie i grzecznie powiedzieć i poprosić by zaprzestał to "coś" robić nie mówimy nic a potem dochodzi do sytuacji, że najchętniej byś własnego faceta zamordowała, bo on o niczym nie wie i dalej robi to coś, czego nie jesteś w stanie znieść. I nie ma w tym nic nienormalnego, że z czasem zmieniają się nam smaki , upodobania, przemiana materii bo przecież i nasz organizm się zmienia i psychika wraz z upływem czasu. Tylko trzeba sobie z tego zdawać sprawę jeszcze przed ślubem, porozmawiać o tym a potem nie milczeć, tylko o tym spokojnie porozmawiać, gdy coś nam zaczyna przeszkadzać.
Ja na przykład już powiedziałam o kilku sprawach Wojtkowi i on to zrozumiał i tego nie robi. Tacie też powiedziałam, że już wyrosłam z tego żeby mi rozczochrywał włosy nawet gdy nie jestem świeżo po fryzjerze. I możesz śmiało o tym porozmawiać z Andrzejem, że chcesz byście się oboje na bieżąco informowali o tym co lubicie a za czym nie przepadacie lub wręcz was to wścieka. On to rozumie, kiedyś o tym z nim rozmawiałam.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz