Do Galerii pojechali dwoma samochodami, bo jakby nie było to w samochodzie Andrzeja były zamontowane dwa foteliki dla dzieciaków. Wojtek jechał pierwszy, Andrzej za nim, bo jak twierdził nie ma nawet bladego pojęcia, jak tam dojechać bo jakoś nigdy nie miał nic do załatwienia w tamtych stronach. Wjechali na ostatnie piętro parkingu, bo jak stwierdził Wojtek, to przynajmniej nie będą musieli wysilać mózgów w celu odszukania samochodu gdy będą wracać, bowiem większość chętnych starała się zaparkować jak najniżej i na górze nie było tłoku. Dzieciaki były "pod wrażeniem", zwłaszcza, że zaraz zjechali windą na sam dół. W holu na dole była akurat jakaś wystawa prac konkursowych miłośniczek haftów i było sporo ludzi, co się oczywiście obu panom nie spodobało. Dzieci od razu dostały nakaz trzymania się za ręce swoich tatusiów , a że na dole było "gęsto" od ludzi, Marta zarządziła, że w takim razie od razu wszyscy razem pójdą na I piętro- one do znanego Marcie sklepu, a płeć brzydka może sobie pospacerować po tym piętrze i pozaglądać do wszystkich sklepów. Jeśli dziewczyny coś wybiorą, bo im w oczy wpadnie to po prostu wezwą ich telefonicznie. Marta z zadowoleniem stwierdziła, że nadal jest ten sklep, w którym robiła przedślubne zakupy, a na dodatek jest w nim również ten sam przemiły pan.
Marta postanowiła mu się przypomnieć, jakby nie było zrobiła wtedy całkiem solidne zakupy. Ale pan właściciel sklepu dobrze ją zapamiętał i gdy weszły głębiej do sklepu powiedział - chyba się nie mylę, że jedna z pań już robiła tu zakupy. Marta wyszczerzyła się w uśmiechu i powiedziała - ma pan rację, a ja się cieszę, że nadal pana sklep tu trwa i nadal jest w czym wybierać.
Trwamy częściowo dzięki temu, że pani nas "rozreklamowała" - kupiła pani wtedy te sukienki "medyczne", które nie za bardzo "schodziły" i w kilka dni później zaczęły schodzić i musieliśmy je w szybkim tempie "doszywać". No bo to świetne sukieneczki- odpowiedziała Marta- wygodne i właściwie pasujące do każdej figury i ja mam ją nadal, chociaż mi wcale nie służy jako sukienka dla pielęgniarki. I z chęcią kupiłabym sobie jeszcze jedną. A bardzo się moim koleżankom na uczelni podobała i nie ukrywałam gdzie kupiłam. A tym razem przyprowadziłam przyjaciółkę, bo za miesiąc ma ślub cywilny i trzeba jakąś sukienkę na tę okoliczność zakupić. A tym razem to nawet mamy ze sobą, czyli na nogach szpilki, więc będzie mniejszy kłopot niż wtedy. Z tym, że jeśli jej coś będzie pasowało to sprowadzimy tu naszych mężów, którzy w tej chwili krążą z dziećmi po piętrze. Bo obiecałyśmy dzieciom, że będą mogły brać udział w zakupach.
Oooo, to już jest dzieciątko u państwa? - zapytał. Nie, nie u mnie, to dzieci pana młodego z poprzedniego związku, ja jeszcze muszę wpierw obronić magisterkę. Po prostu przyjaciółka obiecała dzieciom, że zobaczą jak kobiety się męczą z okazji zakupów nowych kreacji. Dzieci urodzone i wychowane w Warszawie, ale nigdy nie były zabierane do sklepów innych niż najbliższe osiedlowe.
No to proszę - proszę spokojnie popatrzeć. W kwestii kolorystyki sugerowałbym szafir lub szmaragd- to kolory pasujące do pani karnacji - poinformował wskazując na Marylę. Co do fasonu - szafirowa sukienka to szmizjerka, ale nieznacznie jest rozszerzana do dołu, zapinana na całej długości, jest z paskiem, ma nawet kieszenie w bocznych szwach, rękawy są 3/4, ujęte w mankiety. A ta szmaragdowa jest z satyny bawełnianej. A satyna to taki rodzaj splotu, który nadaje każdemu rodzajowi materiału delikatny połysk. Jak wiadomo materiał powstaje drogą splatania ze sobą nitek. A splot satynowy to taki, w którym mniejsza ilość nitek wątku przebiega pod lub nad nitkami osnowy, a punkty, w których się przeplatają nitki osnowy i wątku są rozproszone, co daje efekt, że jedna strona materiału jest matowa a druga z lekkim połyskiem, a sama tkanina jest miękka i dobrze się układa. Ojej, nie miałam o tym pojęcia - jęknęła Marta. Jakoś bardzo, bardzo mało znam się na materiałach.
Oj, proszę się tym nie przejmować - o tym to wiedzą tylko ci co produkują tkaniny i część tych, którzy z nimi pracują, czyli coś z nich wytwarzają. Klienci to głównie są przekonani, że satyna to rodzaj nitki z jakiej powstaje materiał - wyjaśniał właściciel sklepu. No to ja może w takim razie zadzwonię po naszych mężczyzn ? - zaproponowała Marta. I powiem, że ty staniesz Marylko przed sklepem, żeby ci biedacy trafili gdzie należy. A ja w tym czasie obejrzę te medyczne sukienusie.
Panowie wraz z dziećmi zjawili się w ciągu dziesięciu minut, bowiem chłopcy z niekłamanym zachwytem sterczeli obok schodów ruchomych, a starszy z wielkim zacięciem liczył ile osób wjechało, jako że już potrafił liczyć bezbłędnie do pięćdziesięciu.
Marta szybko wybrała dla siebie dwie sukienki, obydwie granatowe. Przez moment miała "ciągoty" na jedną z elegantszych sukienek , ale po namyśle poprosiła pana sprzedawcę by zapakował jedną sukienkę medyczną dobrą rozmiarem dla Maryli, wraz z tym co Maryla wybierze dla siebie, bo to będzie niespodzianka dla niej od Marty. Szybko uregulowała od razu należność za trzy sukienki , dwie swoje już wcisnęła do swojej torby, tę trzecią miał sprzedawca zapakować potem, razem z tą kreacją, którą Maryla wybierze dla siebie. A że coś wybierze, to Marta była pewna, bo naprawdę było z czego wybierać.
Dzieci weszły grzecznie do sklepu i wyraźnie powiedziały dzień dobry, a Maryla poszła do przebieralni. Wpierw założyła szafirową szmizjerkę - i bardzo się w niej podobała dorosłym. Ale Piotruś stwierdził, że on nie o takim kolorze myślał, ale ładnie mama wygląda. Maryla stwierdziła, że to bardzo wygodna sukienka, ale dla porządku przymierzy też tę satynową, bowiem kamienie w biżuterii, którą dostała od Andrzeja to nefryt i on jest zielony więc ta biżuteria będzie bardziej pasowała do zieleni. A ona ma zamiar założyć te bransoletkę z pierścionkiem właśnie z okazji ślubu. Chłopcy byli zafascynowani ilością i wielkością luster w sklepie, ale stali grzecznie i nawet nie robili głupich min do lustra. Piotrusiowi najbardziej się podobało, że patrząc w lustro przed siebie widzi się siebie jednocześnie z tyłu, a ponieważ wyraził swój zachwyt głośno, więc zaraz właściciel sklepu mu wyjaśnił, że to celowo tak są rozmieszczone lustra, by panie mierzące różne kreacje mogły się swobodnie obejrzeć i z przodu i z tyłu i w ogóle z każdej strony przechadzając się pomiędzy lustrzanymi ścianami.
Maryla znów zniknęła w przymierzalni, po chwili wyszła w kolejnej kreacji - i trzeba przyznać, że ta sukienka bardziej podkreślała kształty Marylki no i była jakby "bardziej odświętna", właśnie przez ów delikatny połysk. Bardzo się Marylka wszystkim spodobała, a Andrzej zadecydował, że wezmą obie sukienki, bo w obu bardzo ładnie wygląda. Maryla usiłowała protestować, ale Andrzej powiedział do pana sprzedawcy, żeby nie słuchał jej protestów tylko obie zapakował, a Marta, gdy tylko Maryla wyszła z przebieralni powiedziała jej, że pójdą, a właściwie pojadą piętro wyżej, bo tam jest jakiś sklep z dziecięcą odzieżą, więc one z dziećmi już wyjdą . Wychodząc pożegnała się niemal czule z panem sprzedawcą. Maryla poinformowała chłopców, że teraz pojadą ruchomymi schodami piętro wyżej i być może uda się i dla nich kupić jakieś nowe ubranka, żeby ładnie wyglądali na ślubie no i potem też się przecież przydadzą.
Wchodząc do tego sklepu z dziecięcą konfekcją Andrzej poczuł się "nieswojo", bowiem uświadomił sobie, że właściwie to on nie wie ani jakie rozmiary mają być ani jaki jest faktyczny stan garderoby jego dzieci - tym wszystkim zajmowała się głównie......jego teściowa. Zdenerwowany powiedział o tym Marcie. No to kiepsko trafiłeś - obie z Marylą też nie mamy rozeznania, no ale od rozmiarów to są sprzedawczynie i to one powinny podać ubrania we właściwym rozmiarze patrząc na dzieci, a my tylko wybierzemy to co mają mieć na sobie dzieci w dniu waszego ślubu. Ja na twoim miejscu to bym im zakupiła "w ciemno" nowe komplety bielizny i dresów, a po przejrzeniu ich rzeczy w domu zorientujesz się co im jeszcze trzeba dokupić. I wtedy pojedziesz na zakupy z własną mamą i dzieciakami, albo z dzieciakami i dziadkiem Cześkiem, bo on w dziecięcych ciuchach jest bardziej oblatany niż ja - wszak Wojtek był kiedyś dzieckiem.
Pani w sklepie nie zrobiła dobrego wrażenia na Marcie i Maryli, bowiem szalenie chciała wcisnąć im "garniturek", co nie podobało się ani Maryli ani Marcie. Marta podeszła do Andrzeja i wyszeptała mu do ucha: że też nie mogłeś się bardziej postarać i spłodziłeś chłopaków - to bardzo niewdzięczny materiał do strojenia w ciuchy!
Z kupnem bielizny dziennej i nocnej nie było problemu. Gorzej było ze spodniami i ubrankami dziennymi, bo chłopcy nie należeli do grona pękatych dzieci i byli raczej w górnych granicach wzrostu i to co było dla nich dobre długością to było po prostu za obszerne. Pomimo tego kupili sporo rzeczy, a Maryla orzekła, że ona i jej teściowa jakoś te "ciuchy" dopasują do dzieci objętością. Niemal w ostatniej chwili oko Marty spoczęło na półce z białymi koszulami dziecięcymi i jedną z nich rozłożyła, więc dobrała " na oko" dwie - mniejszą i większą i kazała dzieciom przymierzyć. Ale to są "koszule do garniturów"- miauknęła sprzedawczyni. Marta już nie wytrzymała i zadała proste pytanie, czy miejsce, w którym stoi jest sklepem, który jest ku zadowoleniu klientów, czy to może klient ma być zadowoleniem dla sklepu, czyli wydawać pieniądze nie na to co się klientowi podoba a na to co właścicielom sklepu się podoba? Po tej przemowie ekspedientka z obrażoną miną sprzedała im dwie białe koszule szyte na wzór koszul męskich. Po wyjściu ze sklepu Marta została wyściskana, a chłopcy zostali zapewnieni, że do koszul ciocia Marta sama własnoręcznie zrobi im krawaty, żeby obaj wyglądali elegancko.
Zmordowani, głównie psychicznie, zakupami postanowili by w ramach rekreacji pojechać na lody dla wszystkich i kawę dla dorosłych oraz kakao dla dzieci. Niestety sobota nie była dniem przyjaznym na takie zachcianki i w końcu wszyscy wylądowali, ku radości chłopców, na Sadybie. Marta tylko zmusiła Andrzeja, by wpierw jednak zapytał się telefonicznie mamy, czy nie będzie to za wielki kłopot, gdy nagle i oni, znani mamie Andrzeja tylko z opowieści, zjawią się u niej w mieszkaniu. Mama poprosiła o pół godziny zwłoki, które Marta wykorzystała na wizytę w kwiaciarni Pati, uściskanie jej, pomerdanie Misi i zakup azalii dla mamy Andrzeja. W tym czasie reszta towarzystwa była w pobliskim Empiku, żeby nie robić tłoku w maleńkiej wszak kwiaciarni. Potem w drodze na Sadybę zakupili lody, bowiem termos do lodów był stałym wyposażeniem samochodu Wojtka.
Dzieciaki z wielkim przejęciem opowiadały o zakupach, z dumą pokazywali swe nowe ciuszki, potem było oglądanie "okiem matki" obu sukienek Marylki i przy okazji Maryla ze zdumieniem odkryła, że ma o jedną sukienkę więcej, więc Marta skłamała, że to na pewno prezent od właściciela sklepu, bowiem nie chciała by Maryla czuła się zakłopotana tym, że ona jej kupiła tę sukienkę. Za to opowiedziała, że ona też wtedy dostała tę medyczną sukienkę w prezencie. A ponieważ ekipa remontowo-budowlana właśnie zakończyła działalność na strychu, mogli obejrzeć jak przebiegają prace na górze. O tym co jest robione i dlaczego opowiadali na zmianę Piotruś i ojciec Andrzeja. Mama Andrzeja chwaliła zaś całą ekipę, że pracują rzetelnie, w powietrzu nie latają "niestosowne wyrazy", po każdym dniu pracy wszystko sami bardzo starannie sprzątają i naprawdę rodzice każdemu mogą ich z czystym sumieniem polecić. I sąsiedzi rodziców już się umówili na jakieś prace remontowe- wszak te domki nie są nowe, niektóre to jeszcze przed II wojną światową były budowane, a znalezienie odpowiedzialnych ludzi, którzy dobrze pracują, nie zaglądają do kieliszka a na dodatek przed wyjściem z pracy sprzątają po sobie wcale nie jest w dzisiejszych czasach prostą sprawą. Mama Andrzeja wprowadziła zwyczaj "przerwy na zupę" i codziennie ekipa posłusznie o godzinie 13,30 schodziła do kuchni i jedli pożywną a na dodatek smaczną zupę. Mama Andrzeja była zdania, że zupa na mięsnym wywarze, z dużą ilością warzyw na pewno im nieco "umili" życie.
Obie dziewczyny zostały pochwalone za to, że nie uległy namowom by kupić dzieciom "garniturki", a mama Andrzeja powiedziała, że ma w domu granatową włóczkę i zrobi dla nich rozpinane swetry, żeby były na wszelki wypadek gdyby było zbyt chłodno na same koszule. Andrzej nie ukrywał, że na polecenie Marty zakupił nieco ubrań dla chłopców i znów złożył samokrytykę, a jego mama powiedziała- masz chłopaku szczęście, że masz takich przyjaciół, którzy traktują cię jakbyś był częścią ich rodziny. Nie mam pojęcia kto lub co dba o pewien porządek na tym świecie, ale jestem szczęśliwa, że masz koło siebie właściwych ludzi, rzetelnych, odpowiedzialnych i bardzo życzliwych. Marta popatrzyła się na nią i powiedziała - my z Wojtkiem oboje uważamy, że po prostu trudno Andrzeja nie kochać, jest dla nas jak najlepszy starszy brat.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz