Ślub był wyznaczony na 1 września o godzinie 12,00 i była to sobota. Pogoda była jak na zamówienie, było na tyle ciepło, że nie potrzebne były płaszcze czy też kurtki.
Maryla, po dość długim namyśle doszła do wniosku, że nie powiadomi o swym ślubie ani matki ani ojca - oboje, jak dotąd nie wykazywali wcale zainteresowania jej osobą, więc nie widzi sensu by ich informować o swym ślubie. Mieszkanie postanowiła sprzedać - Andrzej miał rację, że to już bardzo stare mieszkanie i to z "wielkiej płyty o niewielkich rozmiarach" , więc dała ogłoszenie, a że zbliżał się nowy rok akademicki znaleźli się chętni na jego kupno. Poza tym nie żyłowała ceny.
Szybko dokonali z Andrzejem selekcji tego co zabiorą ze sobą na Sadybę i mieszkanie stało się przez to bardziej interesujące, bo miało dopasowane do swej wielkości meble i choć kuchnia była mała i bez okna to osoby zainteresowane doceniały fakt, że jest dobrze urządzona. Maryla zostawiała nawet i lodówkę, zabierała tylko kuchenkę mikrofalową.
Na ślub spoza obu rodzin był zaproszony tylko Henio, zaproszona była również Ewa, ale ona powiedziała, że wraca do Warszawy z Bułgarii dopiero w niedzielę o szóstej rano, więc jako gość odpadła, co jakoś nie zmartwiło Andrzeja..
Zgodnie z przewidywaniem Marty i Wojtka ślub trwał "aż" pół godziny i uświetnili go swą obecnością również rodzice Marty. Pati cały czas trzymała pod pachą Misię, co Andrzej skomentował, że jest na ich ślubie "Dama z Psiczką". Misia była szalenie grzeczna, Marta się śmiała, że potraktowała obecnych tak jak klientów w kwiaciarni, czyli łaskawie wcale nie zwracała uwagi na ludzi. Chłopcy w swych białych niemal męskich koszulach, z krawatami zrobionymi przez Martę z jednego z krawatów dziadka Cześka i w granatowych kardiganach zrobionych przez mamę Andrzeja prezentowali się niezwykle elegancko i z wielką powagą podawali nowożeńcom ozdobne otwarte pudełeczko z obrączkami.
Po części oficjalnej, chwaląc pogodę podjechali do Parku Wilanowskiego by zrobić kilka zdjęć i zaraz potem do domu na Sadybę, bo na godzinę 14,30 była umówiona firma cateringowa. Było trochę śmiechu, bo w Wilanowie Piotruś powiedział z wielką powagą do Andrzeja, że wcale nie widać ani po nim, ani po Maryli, że są po ślubie, a babcia Tosia (matka Leny) zawsze mówiła, że kto się ożeni ten się odmieni.
Henio był w nieco minorowym nastroju, bo ze dwa tygodnie wcześniej zakończył pewną znajomość, gdy uświadomił swą rzekomo zakochaną w nim znajomą, że nie zapisze jej do Przychodni Kliniki jako rodzinę, bo to byłoby zwykłe oszustwo, ale może ją zapisać jako normalną klientkę, jeśli ma jakieś problemy z szybkim dotarciem do lekarza. No a poza tym, jeśli jej tak bardzo zależy na tym by się leczyć właśnie w tej Klinice, to przecież bez problemu może sobie wykupić kartę stałego pacjenta na pół roku albo na rok, bo wtedy ma część badań bezpłatnie lub w obniżonej płatności. Panienka nazwała go "dupkiem" i powiedziała, że się więcej nie zobaczą. No to się dość szybko dowiedziałeś czemu się tobą owa osoba zainteresowała - stwierdził Andrzej- miała nadzieję, że będzie miała darmowe leczenie, bo to tobie będą potrącali pieniądze z konta a nie jej.
W domu Maryla namówiła chłopców by zdjęli swe wielce eleganckie stroje i włożyli nowe dresy, w których zdecydowanie będzie im wygodniej. Było trochę śmiechu, bo gdy tylko Pati usiadła na krześle, Misia szybko zmieniła objęcia Pati i przeniosła się w ramiona dziadka Cześka, który miał ze sobą jej ulubioną bluzę i tym samym unieruchomiła dziadka Czesia w fotelu. Firma cateringowa stanęła na wysokości zadania, wszystko było świeżutkie i smaczne oraz ładnie podane a do tego był kelner i jego pomocnik. I- jak potem powiedziała Maryla - zero problemu z upychaniem naczyń w zmywarce.
Po lunchu, przy kawie, herbacie, lodach i różnych słodkościach i kompletnym braku alkoholu, który nawet nie doczekał się otwarcia butelek, które stojąc na stole były świadectwem, że alkohol jest produktem znanym w tym kręgu lecz zupełnie niepożądanym, toczyły się rozmowy zdominowane zdziwieniem, że się dotąd obie rodziny nie znały. Marta tłumaczyła to wszystko totalnym brakiem czasu bo Andrzej jest szalenie zapracowany, bo pacjentów przybywa a lekarzy niestety nie i dość ciężko jest się z nim umówić na spotkanie, przyznała się, że miała w planie zorganizowanie u siebie "spędu rodzinnego", ale dopiero teraz zaczęła odczuwać jak bardzo ją zmęczyły te studia i pisanie pracy magisterskiej. I jej zmęczenie oraz brak czasu Andrzeja stanęły na przeszkodzie by się wszyscy wcześniej spotkali.
Obu rodzinom Marta i Wojtek opowiedzieli o swym ubiegłorocznym pobycie w Turcji i wyrazili nadzieję, że tegoroczny pobyt będzie jeszcze lepszy, bo tym razem jadą w trzy pary a i miejscowość jest ciekawsza. Z kolei mama Andrzeja skorzystała z obecności Marty i podziękowała jej, że namówiła Andrzeja by nawiązał jednak kontakt z rodzicami i stwierdziła, że z tego powodu czuje się dłużniczką Marty. Potem ojciec Andrzeja oprowadzał gości po "domu i zagrodzie", a Misia, korzystając z okazji, dyskretnie podlała trawnik, co zaraz wypatrzyli chłopcy i zaraz padło pytanie, dlaczego jej wolno sikać w ogrodzie, a oni muszę wracać w tym celu do mieszkania.
Około godziny 18,00 rodzice Marty, oraz Wojtek z Martą i Henio, który miał jeszcze przed sobą obchód wieczorny pożegnali się, a Maryla i Andrzej zaczęli pomału "urządzać się na pięterku". Chłopcy pomagali z wielkim zapałem i kursowali zawzięcie nosząc po kilka książek do pokoju na parterze, który był przeznaczony na gabinet i bibliotekę - praktycznie dla Andrzeja, bo jego ojciec już nie planował projektowania. Prawdziwy zachwyt chłopców wywołał fakt, że codzienne posiłki będą konsumowane w kuchni, a ich część stołu ma nieco obniżony blat i pasujące do niego wysokością krzesła. Był to patent pana majstra, bo bez odpowiedniego narzędzia nie mogły dzieci same zmieniać wysokości blatu. Mini kuchnia na piętrze też była świetnym pomysłem i została sprawdzona zaraz w niedzielny poranek przez Andrzeja, który rano zrobił dla Maryli i siebie poranną kawę, którą się raczyli gdy jeszcze dzieci spały. Ta poślubna niedziela upłynęła Maryli i Andrzejowi na dalszym "urządzaniu się", a chłopcom na ciągłym kursowaniu piętro- parter - ogród i z powrotem. Maryla patrząc na nich stwierdziła, że ona gdyby tak "na okrągło" pokonywała ten dystans to pewnie po godzinie nadawałaby się "na złom".
Dzieciaki co jakiś czas przybiegały do Andrzeja i Maryli "na pieszczotki". Nie da się ukryć, że w tym domu nikt na nich nie krzyczał dzięki czemu i oni nie wywrzaskiwali swoich potrzeb i Andrzej zauważył, że zrobili się grzeczniejsi i nie trzeba było wszystkiego powtarzać po dwa razy. Maryla twierdziła, że to na pewno duża zasługa Ewy, która nigdy na nich nie krzyczała, a teraz to oni obaj czują się tu pewnie, bo są otoczeni życzliwością wszystkich dorosłych.
W niedzielny wieczór Andrzej pojechał wraz z Marylą na spotkanie i rozmowę z Ewą. W poniedziałek rano Piotruś szedł do zerówki, ale nie na Ursynowie tylko na Sadybie, w pobliżu domu, w którym teraz zamieszkali - taka decyzja zapadła na forum rodzinnym. Mama Andrzeja tłumaczyła mu, że byłoby jednak logiczne, gdyby Jacuś też zaczął chodzić do przedszkola na Sadybie bo przedszkole jest bardzo blisko domu i odpadnie kłopot z wożeniem go na Ursynów, co zawsze jest mało zabawne zimą. A tu idąc normalnym krokiem dojdzie do przedszkola w siedem minut. I przedszkole nie jest przepełnione, nie ma bowiem w okolicy nadmiaru rodzin z dziećmi w wieku przedszkolnym. A Ewa na pewno bez trudu dostanie pracę w którymś z przedszkoli na Ursynowie, które ponoć powstają na osiedlu niczym grzyby po deszczu. Poza tym znalazła w prasie kilka artykułów wyrażających się raczej niepochlebnie o tych nowo powstających placówkach- że po pierwsze są drogie bo to są placówki prywatne, o dwóch z nich napisano, że dzieciom nie odpowiada ich menu, a o innym, że nie bardzo wiadomo za co się płaci, bo ciągle jest nieczynne po kilka dni bo jest jakaś kolejna epidemia.
No niestety - mam wrażenie, że większość tych zarzutów jest prawdziwa- tak mi ostatnio mówił Michał- jego najstarszy to więcej siedział w domu niż w przedszkolu i dlatego teściowie Ali sprzedali swą hacjendę i przenieśli się do Warszawy, żeby dzieciaki nie chodziły do przedszkola- stwierdził Andrzej.
A mieszkanie Andrzeja po prostu się wynajmie- kontynuowali projekt rodzice. Jak na razie to jest wieczny głód mieszkań w Warszawie. Jakby na to nie spojrzeć mieszkanie jest atrakcyjne i jest umeblowane. A jeśli się Andrzej zdecyduje na wynajem, to jest kilka instytucji w Warszawie, które chętnie wynajmują mieszkania, bo mają swe filie w Warszawie i bardziej im się opłaca wynajmować mieszkania umeblowane od osób prywatnych niż lokować ludzi w hotelowych pensjonatach, lub kupować mieszkanie na firmę. Poza tym teraz obaj chłopcy mają solidne oparcie w rodzinie, nikt się na nich nie wydziera i nikt ich nie bije no i jest plus, że obaj będą w jednym przedszkolu, co też ma znaczenie dla dzieci.
Spotkanie z Ewą przebiegło spokojnie- Ewa właściwie spodziewała się, że ożenek Andrzeja będzie oznaczał koniec jej pracy u niego. Była zaskoczona faktem, że Lena biła dzieci. Jej zdaniem obaj chłopcy mając solidne oparcie w rodzinie bez trudu zaadaptują się do zerówki i przedszkola. Co do mieszkania Andrzeja - ona byłaby zainteresowana jego kupnem bo to dobra lokalizacja i jeśli Andrzej zdecyduje się na sprzedaż, to prosi by ją o tym poinformował. A co z tym w którym mieszkasz ?- spytał Andrzej. To po prostu przestanę wynajmować, twoje mieszkanie jest lepsze. Przez kilka sekund Andrzej miał ochotę jej powiedzieć co wie o tym wynajmowaniu, ale postanowił wpierw porozmawiać o tym z Ziukiem - wszak proszono go o dyskrecję w tej sprawie.
Gdy już siedzieli w samochodzie Maryla powiedziała- ładna ta Ewa i bardzo sympatyczna. No ładna - zgodził się z nią Andrzej. Ona ma jakiegoś faceta ale jakoś nie zakładają rodziny, ale nie pytam dlaczego, bo zupełnie mnie to nie obchodzi. Obchodziła mnie tylko jako opiekunka moich dzieci a nie jako kobieta. Kocham Martę, ale nie ma w tym zupełnie zmysłowości - kocham jej rozum, jej sposób na życie, ale to z tobą chcę dzielić swe życie a nie z nią. To taka drobna ale zasadnicza różnica. Kocham ją tak samo jak Wojtka i zawsze obojgu będę pomagać. Kocham też ojca Wojtka i też zawsze będę go chronić. Czuję, że chcesz zapytać się okrężną drogę o Lenę i moje uczucia -weź pod uwagę, że wtedy byłem bardzo młody, napalony i niewyżyty, a ona wielce chętna i zupełnie pozbawiona oporów. I nie byłem pierwszy. Była ogromnie chętna, dla niej seks był odzwierciedleniem uczuć i gdy braliśmy ślub Piotruś już był w drodze bo jej się "dni pomyliły", więc się ożeniłem, a potem w Jacusia zostałem wrobiony, bo ona chciała duuużo dzieci, więc odstawiła tabletki, tylko ja o tym nie wiedziałem. Przez jakiś czas nienawidziłem jej serdecznie a potem i teraz przestała mnie obchodzić. Jak widzisz wyszłaś za mąż za dziwnego faceta. Kocham chłopców, ale....... nie kojarzą mi się wcale z Leną. A w tobie kocham wszystko - i całą twą zewnętrzność i to co masz w głowie. Uwielbiam patrzeć gdy pracujesz - robisz to cudownie- pewnie jestem świr ale lubię też patrzeć na ciebie gdy śpisz- wyglądasz wtedy jak mała dziewczynka i z trudem opanowuję chęć wycałowania każdego milimetra twego ciałka, bo resztki rozumu mi mówią, że musisz jednak odpocząć. Lubię patrzeć jak zaczynasz coś jeść - wygląda to tak, jakbyś się zastanawiała czy to co wkładasz do ust na pewno ci smakuje. I lubię ogromnie dotyk twego nagiego ciała- to cały poemat.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz