Zerówka, do której miał chodzić Piotruś była w innej części budynku, w którym było przedszkole i wejścia były po dwóch różnych stronach budynku. Pierwszego dnia obaj byli odprowadzeni przez "komitet rodzicielski", bo babcia doszła do - swoim zdaniem- genialnego wniosku, że siły fachowe obu placówek powinny poznać całą rodzinę. Andrzej co prawda wymownie postukał się palcem w czoło, ale obaj chłopcy byli zachwyceni tym pomysłem. No to może powinienem jeszcze zaprosić do towarzystwa Martę, Wojtka, dziadka Cześka i rodziców Marty?- wyzłośliwił się Andrzej. Mama oczywiście nie podjęła tematu z uwagi na obecność przy tej dyskusji dzieci, ale Maryla w pełni poparła ten projekt swojej teściowej. Wpierw został doprowadzony do przedszkola Jacuś - buźka nieco mu się wykrzywiała do płaczu, ale Maryla widząc to przytuliła go mocno do siebie i powiedziała- nie płacz kochanie, przecież ty i ja jesteśmy bardzo dzielni, a jeśli będzie ci tam zbyt smutno i źle, to po prostu poprosisz panią, która będzie się wami wszystkimi opiekowała by zatelefonowała do domu i wtedy któreś z nas po ciebie przyjdzie. Ten sam tekst powtórzyła przy wychowawczyni grupy "początkujących", która potwierdziła słowa Maryli.
W szatni wisiało ogłoszenie wypisane dużymi drukowanymi literami, że dzieci są "wydawane z przedszkola" tylko tym opiekunom, których zna personel lub osobom które zostaną przez opiekunów zgłoszone telefonicznie i na miejscu przed odbiorem dziecka pokażą upoważnienie do odbioru dziecka i dane z upoważnienia będą się zgadzać z danymi Dowodu Osobistego osoby odbierającej. Maryla podała pani wychowawczyni "wizytówkę" z numerami telefonów do rodziców i do dziadków Jacusia, informując o tym dziecko.
Zaraz wyszli i poszli na drugą stronę budynku, do "zerówki". Piotruś nadrabiał miną, ale szalenie mocno ściskał rękę Andrzeja. Tu rozstanie było mniej smutne, bo w zerówce już był kolega Piotrusia, który machał do niego rękami z sali, którą było widać z szatni. Zerówka kończyła zajęcia o godzinie 15,00, dzieci należało odebrać do godziny 16,30.
Gdy "Komitet Pożegnalny" opuścił budynek zerówki i przedszkola Andrzej już nie był zdania, że odstawili cyrk tym wieloosobowym odprowadzeniem dzieci - jego chłopcy nie płakali w głos jak kilkoro innych żegnających się ze spieszącymi się do pracy mamusiami lub tatusiami.
W chwilę później "Komitet Pożegnalny" był już domu, Andrzej wyprowadzał samochód z garażu, a ojciec powiedział, że on odbierze Marylę z pracy, bo Andrzej miał dziś jeszcze dwie operacje a nikt nigdy nie wie ile czasu mogą potrwać. A chłopców to odbierze babcia o 15,30. Tatusiu, ale ja też nie bardzo wiem, o której wyjdę z pracy - powiedziała Marta. No to zatelefonujesz do mnie gdy już będziesz wiedziała o której najprawdopodobniej wyjdziesz - w 20 minut powinienem być pod szpitalem- zapewnił ją teść. Ale.....zaczęła mówić Marta, a teść z uśmiechem jej przerwał i powiedział - pozwól mi dziecino mieć przeświadczenie, że nadal jestem użytecznym facetem. Przecież mówiłem ci jeszcze przed ślubem, że będziemy wam obojgu pomagać w miarę naszych możliwości. Teraz pewnie wydaje ci się to śmieszne, ale najbardziej starsze osoby dołuje fakt, że wiek, emerytura, mniejsza sprawność fizyczna a często i umysłowa sprawiają, że bywamy odstawiani na boczny tor i młodzi uważają nas za zbytecznych.
Weź, proszę pod uwagę fakt, że my nie mamy zamiaru sterować waszym życiem tak jak w czasach gdy to my byliśmy bardziej od was doświadczeni - mama i ja chcemy wam tylko pomagać w miarę swoich możliwości, by minimalizować niedogodności jakie generuje życie codzienne. Chcemy po prostu byście będąc w pracy nie musieli mieć w tym czasie myślenia o tym, czy z dziećmi jest wszystko w porządku.
I zawsze będziemy z wami konsultować wszystko nim coś zrobimy. I chociaż żadne z nas nie pracowało w szpitalu to oboje wiemy jak bardzo obciążająca jest to praca i to niezależnie od tego czy to jest placówka państwowa czy też prywatna. Po prostu każdy pacjent wymaga od was nie tylko świetnego przygotowania zawodowego ale i zrozumienia jego cierpienia fizycznego i psychicznego wywołanego chorobą. Maryla objęła teścia, przytuliła się i powiedziała - przepraszam, ja po prostu nie jestem przyzwyczajona do tego, żeby mi ktokolwiek z rodziny pomagał w czymkolwiek i prędzej zawsze miałam pomoc od osób nie związanych rodzinnie ze mną. Między innymi dlatego nie zaprosiłam ani matki ani ojca na nasz ślub. Teść uśmiechnął się i delikatnie poklepał Marylę po plecach mówiąc - domyśliłem się tego, że coś w twojej rodzinie nie zagrało, no ale teraz po prostu pamiętaj, że my jesteśmy z wami i zawsze będziemy wam pomagać.
W Klinice oboje zaczęli dzień od odwiedzenia działu kadr i złożenia odpisu aktu małżeństwa, bowiem Marta, na prośbę Andrzeja przyjęła jego nazwisko. Wyrobienie nowego Dowodu Osobistego miało trwać maksimum trzy tygodnie, ale było całkiem możliwe, że potrwa tylko dwa. Koleżanki z oddziału śmiały się, że taka cichutka, grzeczniutka i skromniutka Marylka "zgarnęła" Andrzeja, do którego niejedna z pielęgniarek wzdychała, chociaż większość z nich była już w stałych związkach. Jedna tylko z koleżanek zauważyła, że chyba nie mają czego jej zazdrościć, bo Andrzej wniósł jej w wianie dwóch chłopaków, a że Andrzej akurat to usłyszał to zaraz powiedział - panie to nawet bladego pojęcia nie mają jak moi chłopcy ją pokochali a moi zawsze tak surowi dla mnie rodzice świata poza Marylą nie widzą. A dziś dzieciaki już "poszły do pracy", jeden do przedszkola, drugi do zerówki. Poza tym w ramach miłego dnia w kantynie są ciacha i kawa na hasło "M -chirurgia", z tym, że jest prośba by cały oddział nagle nie pomaszerował do kantyny. Dopuszczona jest też możliwość, że któraś z pań przywiezie ciacha i kawę na oddział. Ja mam dziś dwie planowe operacje, więc na moje towarzystwo proszę nie liczyć. Nie pijam kawy przed operacją - i bez tego mam podwyższone tętno.
Oddziałowa pielęgniarek zarządziła, by kawę i ciastka przyniesiono na oddział, potem poprosiła Marylę do siebie. W swoim pokoju, który przekornie nazywała buduarem, wyściskała Marylę, potem powiedziała, że bardzo się cieszy, że Maryla i Andrzej są małżeństwem i że w jej odczuciu to oni bardzo do siebie pasują. Zapytała się czy mają gdzie mieszkać, bo wszak mieszkań w stolicy ciągle brak, więc Maryla powiedziała, że mieszkają razem z teściami, co jest dla nich korzystnym rozwiązaniem, bo jednak oboje pracują. Dzieci co prawda już "spacyfikowane" bo jedno w przedszkolu a drugie w zerówce, ale wiadomo, że w każdej chwili któreś z nich musiałoby opuścić pracę i zając się którymś z dzieci. A poza tym to bardzo duże mieszkanie, dzieci bardzo dziadków kochają, dziadkowie ich, więc wszystko gra. Tyle tylko, że teraz Andrzej nie mieszka już na Ursynowie, a wszystkie zmiany adresowe już są naniesione w kadrach. A za dwa a najdalej trzy tygodnie będą mieli nowe dowody osobiste.
Wiesz Marylko- ja się tak namiętnie wypytuję nie z czystej, babskiej ciekawości, ale twój mąż już dawno sugerował, że ty byłabyś dobra jako instrumentariuszka gdybyś się w tej specjalności przeszkoliła. Obiecałam mu, że sprawę "obadam". Maryla leciutko się uśmiechnęła i powiedziała - on mnie najzwyczajniej w świecie przecenia - lubię tę pracę, którą wykonuję i wcale nie jestem pewna czy byłabym dobrą instrumentariuszką - jakoś mimo wszystko wolę mieć do czynienia z pacjentem którego reakcje rozumiem i potrafię odczytać niż z pacjentem w narkozie i szalenie skoncentrowanym lekarzem. "Szefowa" rozpromieniła się po tej odpowiedzi i powiedziała, że "kamień spadł jej z serca", bo ona jest ogromnie zadowolona z pracy Maryli i absolutnie nie marzy, by teraz do zgranego już zespołu pielęgniarek na oddziale dokooptowywać jakąś nową osobę.
Muszę przyznać, że nieźle się kryliście, choć nie da się ukryć, że Andrzej zawsze wyrażał się o tobie Marylko z wielkim uznaniem, choć zawsze było to związane ze sprawami zawodowymi, ale jak widać docenił cię nie tylko w kwestiach zawodowych. A jak ci się mieszka razem z teściami? Maryla chwileńkę milczała, a potem powiedziała- przyjęli mnie od samego początku jak własne dziecko - byłam tym zaskoczona i jestem tym wzruszona - teściowa mówi do mnie "córeńko" a teść mówi "dziecinko", a że nie wiadomo o której Andrzej będzie dziś wychodził to teść po mnie przyjedzie, żebym się nie wlokła miejską komunikacją, z przesiadkami, bo teraz mieszkamy na starej Sadybie. Tak naprawdę to nawet moja własna matka nie dawała mi tyle ciepła co daje mi teściowa. Poza tym oboje to bardzo szybko polubili własnych wnuków, z którymi dotychczas nie mieli wcale kontaktu z powodu poprzedniej żony Andrzeja. W każdym razie jedno jest pewne - ja nie byłam przyczyną ich rozwodu, z czego bardzo się cieszę.
A chłopcy są świetni - dziadkowie ich nie rozpuszczają. A poza tym to bardzo mądre dzieciaki - jestem w stanie to docenić, bo tak naprawdę to nie cierpię na nadmiar uczuć macierzyńskich. Ale oni są obaj świetni i zaraz dostałam etat mamy. Nikt im nie kazał by nazywali mnie mamą - sami to wykombinowali. Dziś starszy poszedł do zerówki, a młodszy do przedszkola. Ciekawa jestem ich wrażeń. Rano to odprowadziliśmy ich razem z dziadkami - cała wycieczka. Przedszkolaka zapewniłam, że jeżeli będzie mu bardzo źle i smutno to pożali się pani opiekunce i ona zatelefonuje po babcię, która go wtedy wcześniej z przedszkola odbierze. Od razu mu minął minorowy nastrój. Ale widzieliśmy i bardzo zapłakane dzieciaki. I na pewno po dzieciaki to oboje dziadkowie przyjdą. Dobrze, że przedszkole i zerówka są w tym samym budynku, tylko wejścia są z dwóch różnych stron. To przedszkole na starym osiedlu, nie ma tam wielu rodzin z małolatami, więc ani szkoła ani przedszkole nie są przepełnione.
Ty jesteś Marylko szalenie "wyważoną osobą" i mam wobec ciebie nieco niecne plany. Jak co roku będą u nas praktykantki i chciałabym byś ty się nimi trochę zajęła i przekazała im to coś co posiadasz i jest tak bardzo pożądane w naszym zawodzie - odpowiedzialność , serdeczność, opiekuńczość i żebyś nauczyła je jak należy traktować pacjenta. A przyszedł mi do głowy ten pomysł po tym niesfornym pacjencie , który nieco u nas narozrabiał. I mam niedyskretne pytanie - czy planujecie wspólne dziecko, a właściwie powinno ono brzmieć, czy może już ono jest w drodze?
Maryla zaczęła się śmiać mówiąc - wiesz przecież ile mam lat i gdybym chciała mieć dziecko to bym się za tym zakręciła już kilka lat wcześniej. Andrzej jest cudownym facetem, już ma dwóch synów i nie tęskni za następnymi dziećmi. Poza tym tak się dobrze składa, że ciąża to nie jest to o czym mój organizm marzy i co by mi wyszło na zdrowie. Nie jest to moje zdanie ale dobrych panów profesorów z tej branży. Oczywiście Andrzej o tym wie, bo już na samym początku go uświadomiłam, że ja nie nadaję się jako inkubator. A moje poprzednie małżeństwo rozleciało się nie z tego powodu, że nie jestem dobrym materiałem na matkę, ale dlatego, że mój były zakochał się po prostu w innej kobiecie gdy pracował poza Polską. Był po prostu z gatunku tych, którzy nie mogą istnieć bez codziennej dawki seksu.I to ja go wyrzuciłam ze swojego mieszkania. Mam tylko nadzieję, że ten drugi związek daje mu szczęście i zadowolenie i może nawet jakieś dziecko sobie zmajstruje.
To masz teraz wolne mieszkanie? - zainteresowała się szefowa. Miałam, ale już szczęśliwie udało mi się je sprzedać i to razem z meblami. Ono było nawet w niezłym miejscu, nie żyłowałam ceny, mieszka w nim teraz jakaś świeżo upieczona studentka, ma dobry dojazd jednym autobusem na Uniwerek. Zawsze to lepsze niż akademik, bo póki co to raczej akademiki nie mają pokoi jednoosobowych z własną łazienką i kuchnią. A meble zostawiłam bo były dostosowane wielkością do tego małego metrażu.
Wiesz, ogromnie się cieszę, że nie chcesz zmienić swej specjalizacji - powiedziała szefowa. I mam nadzieję, że pomożesz mi z tymi praktykantkami. Bo jakby na to nie spojrzeć to opieka ran pooperacyjnych jest bardzo ważna. W tym momencie do gabinetu wparował jeden z lekarzy- a szefowa pielęgniarek zaraz go zbeształa, że nie raczył wpierw zapukać, bo przecież mogło się zdarzyć, że akurat się przebierała. Lekarza na moment zatkało, ale zaraz powiedział - nie zemdlałbym na ten widok- nie jeden raz widziałem nie ubraną kobietę. Ale to nie dowód, że mnie w takim stanie też miałby pan oglądać panie doktorze- uświadomiła go szefowa. Omawiam z panią Marylą kwestię szkolenia praktykantek, bo od poniedziałku będziemy mieli nieco praktykantek, więc chcę by pani Maryla włączyła się w tym roku do nadzoru praktykantek.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz