wtorek, 30 kwietnia 2024

Córeczka tatusia - 123

 Tak jak przewidywała, Maryla swój  dzień pracy zakończyła  wcześniej niż Andrzej, więc  zatelefonowała  do teścia,  informując  go, że ona  już za pół godziny kończy  pracę a Andrzej  niestety jeszcze  nie.  W drodze  do  domu powiedziała, że gdy już  dzieci  nieco "okrzepną" w zerówce i przedszkolu, to ona będzie zawsze czekała na  Andrzeja, bo wie, że on po każdej operacji jest bardzo zmęczony nie  tylko fizycznie   ale i psychicznie, więc  chce  wtedy  być blisko niego. To nie jest wcale  dziwne, chyba  wszyscy  chirurdzy tak mają, tylko  nie  wszyscy  się do tego przyznają. Po prostu każda ingerencja  w głąb  ciała człowieka jest przeżyciem, najprostszy i nawet  najmniej  skomplikowany  zabieg może się źle  skończyć lub nie  dać  oczekiwanego  rezultatu.  

Wiem od Marty, która jest naszą dobrą  przyjaciółką, jak szalenie  Andrzej przeżywa  każdą operację - ona widziała  go w kilkanaście minut po skończonej operacji- przybiegł do jej pokoju w  szpitalu, żeby się wygadać po operacji, w  czasie której życie pacjenta w pewnej  chwili zawisło na włosku. Ja wiem, że on cały  czas żyje tak, jakby wcale nie wychodził z  sali operacyjnej, bo albo  myśli o  czekającej go operacji i planuje co i jak będzie lub  może być, a po operacji ma nadal przed oczami  operację, którą przed chwilą  zakończył. A opowiadał wszystko Marcie, bo ona, w przeciwieństwie  do jego byłej,wiedziała  dobrze o czym on mówi, bo studiowała kosmetologię, co jest zaliczane do medycyny  estetycznej.  A każdy organizm jest jednak trochę inny i jego reakcja może  zaskoczyć lekarzy. Ale  dziś to taki  specyficzny  dzień dla  dzieci, więc  myślę,że powinnam dziś być  z nimi, bo na pewno  mają równie  wiele wrażeń co Andrzej  w  swojej pracy. Dla nich to na pewno  spore  przeżycie a rano byli obaj naprawdę  bardzo  dzielni.

Teść  zerknął na nią i powiedział - ty dziecinko nie masz nawet bladego pojęcia  jak bardzo oboje  z mamą jesteśmy szczęśliwi,  że on ciebie  kocha, że ty kochasz jego i oboje  kochacie  dzieci. Mam nadzieję, że  chłopcy niedługo całkiem zapomną o tym, że istniała w ich życiu Lena. I wiesz?- odkąd jesteście  razem Andrzej  szalenie  się  zmienił, tak jakby ktoś mu mózg przeprogramował. I okazało  się, że nawet  zna takie słowo jak "tatuś" i przechodzi  mu ono bez trudu przez  gardło i znów jestem tatusiem.

W domu już była  babcia razem z  chłopcami, którzy zaraz przylepili  się z obu  stron do Maryli i niemal jednocześnie opowiadali jej o tym jak było w nowym miejscu, co robili, itp. Niestety obaj mówili jednocześnie, więc Maryla zaproponowała, by jednak mówili na  zmianę, każdy  miał dla  siebie 10 minut po których oddawał głos bratu.  Przedszkolakowi nie podobało się leżakowanie, więc  wychowawczyni  wytłumaczyła mu, że niektóre  dzieci są przyzwyczajone  do spania  w dzień, ale on nie musi przecież  spać, ale może poleżeć i pooglądać obrazki w książeczce. Może  przynieść  do przedszkola jakąś swoją  książeczkę  z domu.

 Piotruś był "dumny i blady", bo okazało  się, że  tylko troje  dzieci potrafi napisać  swoje imię, ale on i tak jest lepszy w tej materii, bo on potrafi nazwać wszystkie litery  alfabetu. No to będziesz  musiał porozmawiać  z  ciocią Martą i jej  podziękować, bo to dzięki  temu, że ci kiedyś  przyniosła klocki z literkami potrafisz  nazwać każdą literkę - stwierdziła  Maryla.  Poza tym dużo rysowali, byli też na spacerze, poszli nad  Jeziorko Czerniakowskie a w przedszkolnym ogrodzie to każdy  robił to na co miał ochotę, a on prawie cały czas  się huśtał. A najwięcej dzieci to było na  zjeżdżalni, ale że ogród  wspólny i dla przedszkola i  zerówki to te  zjeżdżalnie były dla "zerówkowiczów" zbyt małe. I w grupie  jeden  chłopak jest wyższy od niego, ale niewiele, pani orzekła, że najwyżej o 2 cm, więc  zaraz  sprawdził na linijce jak to wygląda optycznie.

Te kilka godzin przebywania poza  domem spowodowało, że obaj byli stęsknieni obecności mamy i obaj "kleili się" do Maryli. Jak wynikało z opowiadań przedszkolaka to niektóre  dzieci popłakiwały i  nawet jedna z dziewczynek "tak mocno płakała, że aż przyjechała po nią jej mama ". Ale ja nie płakałem, bo pamiętałem, że jestem dzielny - chwalił  się Jacuś. Maryla  oczywiście  go pochwaliła, ale pomyślała, że zapewne tamta dziewczynka była trzylatką a nie  czterolatką jak on.

Maryla słuchając tego  wszystkiego pomyślała, że ją ominęło i przedszkole i zerówka i jak na razie nie mogła  się zdecydować czy to  dobrze czy nie  za bardzo.  I zamiast zastanawiać  się nad tym stwierdziła, że chyba jednak Andrzej  ma  rację mówiąc by ona przeszła na połówkę etatu.  Bo będąc tylko na połówce będzie  mogła odciążyć teściową w kwestii prowadzenia  domu. Ale  rozmowę  na ten temat postanowiła odłożyć na  następny  tydzień. Na razie martwiła  się, że wyjeżdżają na  całe  dwa tygodnie i jaki  to może mieć  wpływ na dzieci i teściów.

Gdy Andrzej  wrócił ze  szpitala oczywiście musiał wysłuchać wszystko to co wpierw  usłyszała  Maryla. A swoimi niepokojami  dotyczącymi ich wyjazdu do Turcji Marta podzieliła  się  z nim wieczorem. Andrzej spokojnie wysłuchał a potem powiedział - mamy do wyboru - albo nie jechać, albo poprosić ojca Wojtka o pomoc- żeby po prostu miał z daleka baczenie na  wszystko i  w razie  czego pomógł w czymś rodzicom. Ale rozmowę w tej sprawie wpierw przeprowadzę z Martą, bo w tamtej  rodzinie to tak naprawdę  wszystko funkcjonuje pod jej dyktando, chociaż ona twierdzi, że nie. Gdy rozmawiam  z Wojtkiem  lub Cześkiem to zawsze słyszę, że :  "Martusia   też tak uważa, albo słyszę  " muszę o  tym porozmawiać  z Martusią", więc ja dziś porozmawiam o tym z Marcią. Czasem mam  wrażenie, że oni przestaliby nawet oddychać  gdyby ona im kazała.  Ale ja ich  rozumiem - to szalenie trzeźwa kobieta. Ona myśli jak doświadczony życiem  facet - myślę, że to wynik jej sytuacji rodzinnej w dzieciństwie. No a poza tym świetnie ją wychował ojciec. Jestem pełen podziwu i uznania  dla niego. Wojtek to dałby  się żywcem pokroić na paseczki dla niego gdyby  zaszła taka potrzeba. 

I wiesz  kochanie? Rodzice  byli dziś zachwyceni a powiedziałbym, że  wręcz  wniebowzięci gdy widzieli jak chłopcy tulą  się do ciebie, jak cię  słuchają i jak bardzo są do ciebie przywiązani. Gdy słucham ich zachwytów nad  tobą to mija  mi całe  zmęczenie  dniem i jestem  przepełniony  wdzięcznością, że jesteś  ze mną i dziećmi. Nawet  nie umiem  ci powiedzieć jak bardzo  cię kocham! 

Mówiła mi  dziś twoja  szefowa, że chce byś włączyła  się do  szkolenia praktykantek - to dowód jak bardzo cię  ceni, choć nie  mówi tego  głośno. Praktykantki będą zaraz po naszym powrocie  z urlopu. Pomyśl kochanie, czy  nie trzeba  ci dokupić jakichś  ciuszków w  związku z wyjazdem? Mamy jeszcze kilka  dni, możemy  na  zakupy  wyskoczyć razem, chyba  że wolisz np. umówić  się z Martą lub Alą. A ponieważ tam góry  są stosunkowo niedaleko to chyba trzeba   wziąć też  coś cieplejszego, żeby i w te  góry  wyskoczyć na jakąś wycieczkę. Czy wiesz, że my nie wylatujemy  z Warszawy  tym razem a z Katowic? Trasa nam się wydłużyła,  zawsze były wyloty  z Warszawy. Telefonowała w tej sprawie  babka z  biura podróży. Do Wojtka też telefonowała. Wojtuś się zaoferował, że w tym układzie  wykupi dla nas  wszystkich bilety do Katowic i chyba już  zarezerwował pokoje. Ala trochę zdegustowana, bo ona bardzo nie lubi jazdy pociągiem. Pojedziemy pośpiesznym i wprost  z dworca na lotnisko, bo tam jest w okolicy jakiś hotel,  a wylot jest o nie chrześcijańskiej  godzinie, jakoś tak w okolicach północy ,  a może nawet po północy, bo zbiórka jest o godzinie  23,00.  Na  wszelki wypadek wyjedziemy późnym popołudniem, żeby mieć jakąś rezerwę czasową  w razie opóźnienia pociągu. Zjemy sobie kolację w którymś z lepszych hoteli,  kawałek  nocy spędzimy w samolocie, podrzemiemy, potem dośpimy jeszcze te 65 km w autokarze,  zamelinujemy się  na miejscu  i pewnie odeśpimy wszystko na plaży.  Jest  tylko jeden  problem - nie umiem spać gdy  nie jestem do ciebie przytulony, więc nie opalisz  się  równo przez  mnie, bo będę  się do ciebie  cały  czas tulił. Co zabawniejsze, to Wojtek i Michał  też mają taki nawyk. A już myślałem, że  tylko ja tak mam i jestem jakimś  wyjątkiem.

Wieczorem Andrzej rozmawiał z Martą i "od  ręki" Marta zrobiła "spęd rodzinny" i na  nim ustalono, że na  czas nieobecności Maryli i Andrzeja w ich "apartamencie  na piętrze" zamieszka ojciec Wojtka, który potraktuje  ten pobyt  jak mini  wczasy i nawet  się nieco "porządzi w owocowo-warzywnych" skrzyniach bo  od wyjazdu z Austrii trochę mu  brakowało kontaktu z ziemią. A dzieci to on lubi, poza tym przecież chłopcy go znają i to oni go ochrzcili dziadkiem. Maryla wyściskała i wycałowała Martę, ale największą radość  sprawiła Marcie mówiąc o chłopcach nasze  dzieci, tak jakby naprawdę była ich  rodzoną  mamą. Na czas  nieobecności Marty i Wojtka Misia będzie oczywiście u rodziców  Marty.  Ojciec  Wojtka  się śmiał, że nie  wie jak on wytrzyma całe dwa tygodnia bez gotowania, więc pewnie będzie pomagał mamie Andrzeja  w kuchni.

Poza plecami rodziców  Andrzeja Wojtek i Michał wymyślili, że nie będzie źle, gdy w czasie weekendu albo nawet dwóch weekendów do towarzystwa dołączy Ziuk z żoną i dziećmi Michała. I o tym, że towarzystwo w weekendy będzie   liczniejsze rodzice  Andrzeja oraz Maryla i Andrzej  dowiedzieli  się  dopiero tuż przed wyjazdem z Warszawy. 

Nie  da  się ukryć, że podróż do Turcji była  w  sumie nieco męcząca, a najbardziej  wszystkich zniesmaczył dwugodzinny pobyt na katowickim lotnisku. Reszta była  całkiem  znośna, nawet droga autokarem z lotniska do hotelu.  Śniadanie  nieco wpieniło Michała, bo wg właścicieli hotelu było ono europejskie, bo Turcja to ponoć  europejski kraj, ale Michał  pognał z jajkami w kieliszkach do kuchni i kazał jajka  wrzucić do wrzątku, bo polscy Europejczycy jadają  takie jajka  na gorąco a nie na lodowato.

Zamiast tego pan kucharz wziął inne jajka, wybebeszył je do szklanej miski, którą umieścił w mikrofali i tym sposobem mieli na śniadanie "furę"   dietetycznej  jajecznicy. Wszystkie następne posiłki były podawane  systemem bufetowym i w pełni im odpowiadały. Hotel był całkiem miły, jedzenie smaczne, sporo różnych owoców, było ciepło i słonecznie  ale temperatura nie była męcząca a woda faktycznie  w ciągu  dnia  miała 26 stopni. Z zadowoleniem stwierdzili, że nie ma dzieci w  wieku szkolnym,  czyli "stonki", dzieci w  wieku przedszkolnym również nie  było. Do centrum mieli spacerem 4 kilometry i zawsze wędrowali promenadą.  Wieczorami chodzili na  "dancingi" i wszystkie trzy panie  stwierdziły, że  czują  się tak jakby były w podróży poślubnej i że ich mężowie są znacznie   milsi gdy nie  chodzą codziennie  do pracy i nie mają głowy  zajętej służbowymi sprawami. Któregoś wieczoru Andrzej stwierdził, że jeśli idzie o niego to mógłby tu spędzić kilka  miesięcy, gdyby były z nimi  dzieci. I że dopiero teraz  dociera  do niego jak bardzo  był już  zmęczony.

Side, które jest usytuowane na południowym  wybrzeżu Morza Śródziemnego ma   bogatą historię, bowiem powstało w VI wieku przed naszą  erą.   Nazwa   SIDE oznacza  owoc  granatu.  Na przełomie  starej i nowej ery Side  było portem pirackim, słynącym  z...handlu  niewolnikami. Pod koniec I wieku n.e. miasto przeszło  w ręce Rzymian i coraz  bardziej traciło na  znaczeniu, a od IV wieku n.e. zaczęło dość  szybko upadać. W  wieku X miasto  zostało kompletnie opuszczone i stan taki trwał  aż do 1895  roku aż do momentu osiedlenia się tu tureckich uchodźców  z Krety.  A w obecnych  czasach możemy podziwiać   pozostałości świetności Side sprzed 2000 lat. Ze  wspaniałej  świątyni Apollina , która  miała kilkadziesiąt pięknych, wysokich kolumn dotrwało do czasów współczesnych  zaledwie pięć.  

Marta wpatrując  się w te kolumny powiedziała - no ale  chociaż  te pięć kolumn przetrwało, przetrwały też monety z tamtego okresu i na nich widać, że tych kolumn było multum. A gdy padną  współczesne  wieżowce to co najwyżej pozostaną zardzewiałe  zbrojenia. A sądząc nawet po tych resztkach budowli to Side było pięknym miastem. Przecież ta łaźnia rzymska była kiedyś   calutka  wyłożona  marmurem i  była pełna rozmaitych rzeźb.  I jaki piękny  musiał być też ten teatr rzymski z II wieku nowej  ery. Albo to Nimfeum przeznaczone do pozyskiwania  wody pitnej dla niezbyt bogatej części mieszkańców, bo ci bogaci mieli doprowadzaną wodę  do  swych  domów. Naprawdę fajnie, że tu przyjechaliśmy, bo tak  z ręką na  sercu  muszę powiedzieć, że nic dotąd  nie wiedziałam o tej części Turcji. Muszę po powrocie znaleźć nieco więcej wiadomości o tej części Turcji. I muszę nieco odświeżyć  swe wiadomości o starożytności.

                                                  c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz