Pierwszy dzień pobytu w Side upłynął całej szóstce na totalnym lenistwie - zaraz po śniadaniu powrócili w objęcia Morfeusza a na klamkach drzwi swoich pokoi po ich zewnętrznej stronie wywiesili plakietki z napisem NIE PRZESZKADZAĆ ! Musieli wszak odespać noc, w czasie której co najwyżej nieco drzemali siedząc.
Jeszcze w Warszawie umówili się, że pobyt wykorzystają głównie do wypoczynku i odnowy sił - nie będzie obowiązku zwiedzania ani wspólnego wszędzie bywania- to ma być wypoczynek od wszelakiego przymusu. Oczywiście będą się wzajemnie informować która para dokąd się wybiera i wiadomo, że kolejne pary mogą się dołączyć, ale obowiązku nie ma. Wieczory na pewno będą spędzali razem, bo przecież trzeba nadrobić warszawskie zaległości w obszarze wspólnych spotkań. I temat PRACA oraz "jak sobie rodzice radzą z dziećmi" stanowczo powinny być całkowicie wykluczone z rozmów- dodał Andrzej. Moi mają "konsultanta" w postaci Wojtkowego taty i Ziuka, zostawiłem też namiary na kumpla, który jest pediatrą, a który w ramach rewanżu chce tylko duuużo zdjęć zabytków, a one mogą być przesyłane od razu na jego priv na FB i u nas kasowane , żeby sobie nie zajmować miejsca na własnym sprzęcie. A ja w ostatniej chwili skonfiskowałem Martuni jej brudnopis pracy magisterskiej - pochwalił się Wojtek - bo ona tak po cichutku go dodała do walizki, więc ja również cichcem go usunąłem. Za to wziąłem karty do gry i możemy mieć własną szulernię! Bo kości do gry to Marta wzięła.
Andrzej, który bardzo dbał o kondycję fizyczną (bo jednak kilkugodzinne stanie przy stole operacyjnym wymagało dobrej kondycji fizycznej) codziennie wstawał znacznie wcześniej od Maryli i cichutko wymykał się z pokoju - wpierw biegał brzegiem plaży, a potem pływał długo w hotelowym basenie i aby potem wysuszyć się jeszcze robił "przebieżkę" brzegiem plaży. W drugim tygodniu pobytu dołączyli do niego Wojtek i Michał. Żaden z nich nie domyślił się, że Maryla zaraz po drugim treningu Andrzeja stawała w oknie pokoju i śledziła Andrzeja czy wszystko z nim w porządku. Ale o tym to się Andrzej dowiedział dopiero na dwa dni przed końcem pobytu.
Każdego wieczoru wszyscy razem spacerowali boso brzegiem plaży, by "wygładzić sobie stópki" jak mawiała Marta, a potem tańczyli na pięknym marmurowym, doskonale wypolerowanym parkiecie. Michał, który był świetnym tancerzem i bardzo lubił tańczyć był " w siódmym niebie", a Wojtek, dzięki codziennym ćwiczeniom bardzo się w tej sztuce podciągnął i Marta zaraz go pochwaliła, mówiąc, że wreszcie nie musi go przesuwać po podłożu, bo sam już "odkrył" jak to robić.
Marta codziennie co ciekawsze zdjęcia przesyłała do swych rodziców i teścia. Na jednym ze straganów z pamiątkami Marta z Marylą wypatrzyły kamienną figurkę bogini Izydy z Ozyrysem przy piersi. Figurka była nieduża, miała najwyżej 15 cm wysokości i była wykonana z marmuru. Według mitologii egipskiej Izyda była opiekunką rodzin i domowego ogniska, patronką małżeństwa i macierzyństwa i wszystkie dziewczyny zakupiły figurkę Izydy dla swych mam lub teściowych. Marta dla Pati, a Ala i Maryla dla swych teściowych. Co prawda, jak się śmiała Marta, nie do końca było wiadomo czy Ozyrys był bratem czy dzieckiem Izydy, bo ci wszyscy bogowie skandalicznie się prowadzili, no ale to w końcu nie było istotne - ważne, że Izyda była opiekunką rodzin i domowego ogniska a to pasowało i do każdej mamy i do teściowej. Panowie obejrzeli te figurki a Wojtek skrzywił się i powiedział - to pewnie jakiś odlew, nie widać wcale ani centymetra śladu po jakimś dłucie. Zresztą kto bawiłby się w rzeźbienie takiego drobiazgu.
Marta spojrzała się na niego i powiedziała - jak na dziś to jeszcze nikt marmuru nie stopił, a odlew można zrobić tylko z jakiegoś płynnego materiału a śladu nie ma, bo marmur daje się świetnie wygładzić. W każdy wieczór na dancingu drepczesz po wypolerowanym marmurze. Oczywiście nie wygładzisz, nie wypolerujesz marmuru w jeden wieczór i zapewne jest to dość żmudne zajęcie. Spójrz- gdyby to był odlew, to wszystkie trzy figurki byłyby identyczne, a nie są. Bo odlew zawsze robisz w jakiejś formie i z reguły każda kolejna taka figurka byłaby identyczna. Swoją drogą to podziwiam bo na moje rozeznanie to chyba łatwiej rzeźbić w jakimś większym kamieniu bo wtedy i narzędzia większe i możesz przywalić cięższym młotem w większe dłuto, a taką niedużą figurkę to pewnie się robi małym dłutkiem i używa się stosunkowo małego młotka.
Dziewczyny miały szaloną ochotę by wybrać się do centrum Side bez towarzystwa mężów i zrobić przebieżkę po sklepach jubilerów, ale panowie mężowie twierdzili, że "porządne mężatki" nie powinny same chodzić po tureckim mieście. No ale my przecież jesteśmy trzy, nie będziemy się ani na moment rozdzielać - twierdziły panie. No ale dlaczego koniecznie chcecie iść same- dopytywali się mężowie. No bo my chcemy odwiedzić kilka sklepów jubilerskich i pooglądać jakie tu są wyroby, spokojnie pooglądać, poprzymierzać różne "biżutki" albo obstalować coś na wymiar - tłumaczyły cierpliwie. No ale nie widzę problemu w tym, że my razem z wami będziemy u tych jubilerów i też obejrzymy co tu jubilerzy sprzedają - tłumaczyli z kolei ich mężowie.
Ja- na ten przykład- perorował Andrzej - chcę coś kupić swoim rodzicom na 40 rocznicę ślubu, więc też chętnie odwiedzę kilka sklepów jubilerskich. A co przedtem im kupowałeś na poprzednie okrągłe rocznice? - dociekała Marta. Chyba nie kupisz im kompletu obrączek z tej okazji. No właśnie - nie mam pomysłu co im kupić na taką już poważną rocznicę i może mi któryś jubiler coś doradzi, a może któraś z was ma jakiś pomysł? A przedtem to nic nie kupowałem, bo przecież kupę lat z nimi nawet nie gadałem, o czym doskonale wiesz.
No to masz problem - zaśmiała się Marta- bo ze zdziwienia i radości mogą ci rodzice zaniemóc. Ich serca mogą nie wyrobić wzruszenia lub zdziwienia. A poza tym dobrze jest jednak znać rozmiar obrączki, pierścionka czy też sygnetu. Będziesz musiał do nich zatelefonować by ci podali rozmiar swych palców.
No ale wtedy to już nie będzie niespodzianka - stwierdził Andrzej. No a poza tym tata nie nosi obrączki. Muszę to wszystko przemyśleć spokojnie. Marta zamyśliła się i po chwili powiedziała- z facetami i prezentami dla nich to z reguły zawsze jest problem co im kupić. Niestety minęły czasy, gdy można było kupić facetowi jakąś niewolnicę w prezencie albo konia. Ja to zawsze się pytam swoich by wymienili kilka rzeczy, które sprawiłyby im frajdę, gdyby dostali. Dla taty to kupię jakąś książkę - z tekstem angielskim- albo o historii Turcji albo tego kawałka co nad Morzem Śródziemnym leży. Dla Pati chętnie bym kupiła jakąś ładną broszkę no i będę miała tę Izydę, która pewnie będzie zdobić przez jakiś czas wystawę kwiaciarni. A dla teścia to kupię albo spinki do mankietów albo spinki do krawata, bo tata Czesiek to elegancki facet i nadal używa koszul z mankietami, których mój tata i mój mąż nie lubią. A co kupimy dla ciebie? - zapytał Wojtek. Złoty wisiorek ze splecionymi literami "M" i "W". W Warszawie mam złoty łańcuszek, całkiem nowy, jeszcze nie używany od lat - poinformowała męża Marta. No to ja też sobie taki wisiorek zafunduję, razem z łańcuszkiem stwierdził Wojtek. No ale czy oni zdążą to zrobić nim stąd wyjedziemy? Zdążą, zdążą - tę ilość złota to stopią w mgnieniu oka, tym bardziej, że ja zaraz usiądę i narysuję projekt a formę to zrobią raz dwa.
Andrzej przysłuchiwał się zaciekawiony i powiedział- a może w takim razie ja bym rodzicom też zafundował takie łańcuszki z ich inicjałami? No pewnie, możesz, ale Twoim rodzicom to ja bym środek literek wypełniła albo emalią albo srebrem. A w ogóle to widziałam w jakichś projektach złoty łańcuszek , na którym były okrągłe złote blaszki z imionami dzieci . A te imiona były naniesione emalią. Ale podejrzewam, że jest przy tym o wiele więcej roboty, co się zaraz przedłoży na cenę i czas potrzebny do wykonania tego typu ozdoby.
No to w takim razie zamiast na plażę przewleczemy się dziś do city - przed południem będzie mniej ludzi, bo będą się plażować - podsumował Andrzej. Zauważyłem, że część osób nie stołuje się poza śniadaniem tutaj, tylko ganiają do miasta i pewnie jedzą coś z grilla. I mam wrażenie, że oni nie są z naszego biura turystycznego i nawet nie wiem skąd są, bo nie słyszałem w jakim języku mówią. Ale ja się boję tych elektrycznych grilli, wolę zjeść coś co się piecze na blasze i jest dobrze przypieczone, a z tymi kebabami robionymi na elektrycznym grillu bywa różnie, bo jak słyszałem od wtajemniczonych to na krańce tych plastrów mięsa słabiutko dochodzi właściwa temperatura, więc mikroby mogą pozostać nie wybite. A nie mam ochoty leczyć się po powrocie do Warszawy z jakiegoś paskudztwa. A jak wam smakuje tu ta jajecznica z warzywami? Mnie bardzo- stwierdziła Marta. I mam zamiar w domu też taką robić Już nawet rozgryzłam skład, tylko ja będę dawała pomidory bez skórki i może mniejsze kawałki tej zielonej papryki, po prostu będę drobniej kroić. A ta ich cebula to jakaś taka słodka jest i pomyślałam, że ja będę dawała w związku z tym czerwoną cebulę, bo ona też jest słodsza od tej "typowej".
Wyprawa do centrum Side była wielce owocna. Marta kupiła dla Patrycji broszkę, która jej zdaniem była w stylu włosko- tureckim, czyli połączenia szkła i złota. Ze szklanych, nie przezroczystych, ale różnobarwnych króciutkich "igiełek" szkła był ułożony obrazek trzech różyczek. Podstawa broszki oraz oprawka obrazka i zapięcie były złote. Broszka była owalna, dłuższy wymiar wynosił 4 cm, poprzeczny 2,5. Bardzo się Marcie podobała, ale zwróciła jubilerowi uwagę, że zapięcie jest kiepskie i broszka może się bardzo łatwo sama rozpiąć, więc jeśli je poprawi, to ona tę broszkę kupi. Co do prezentu dla rodziców Andrzeja - Marta pokazała jubilerowi swój projekt, wg którego w ramce zbliżonej kształtem i proporcjami do kwadratu , którego rogi były zaokrąglone, były dwie litery A, ale nie w formie drukowanej ale pisanej, co z daleka przypominało kształtem dużą pisaną literę M, w której lewa połówka jest wyższa od prawej. Pan jubiler wpatrywał się, wpatrywał i powiedział, że to ciekawe, ale on proponuje, by te literki nie były z okrągłego "drutu" złotego, ale z płaskiego i wtedy kształt liter można by podkreślić cieniutką linią emalii ciemnej, prowadzonej w środku szerokości litery. Zaraz też zrobił szkic jakby to wyglądało. A poza tym zaproponował by męski łańcuszek był z nieco większych owalnych a nie okrągłych oczek, a dla pani z tradycyjnych, okrągłych. A na koniec zapytał, czy Marta nie będzie miała nic przeciwko temu, że on, być może, wykorzysta ten projekt, bo to połączenie liter jest bardzo ciekawe. Dla swego taty Marta kupiła złotą spinkę do krawata, a dla teścia spinki do mankietów - obydwa wyroby były z białego złota. A Michał poprosił Alę by wybrała dla siebie pierścionek taki, który się jej podoba i Ala wybrała złoty pierścionek z kamieniem nazywanym "oko tygrysa", należący do kamieni półszlachetnych, ale swą urodą przewyższający wiele z nich. Pan jubiler znalazł się jak należy i powiedział, że skoro Marta zgodziła się udostępnić mu swój projekt, to on za broszkę weźmie tylko 1/3 jej ceny. Gdy wyszli ze sklepu Wojtek powiedział, że może zamiast pracować w laboratorium podpisałaby kontrakt z tym jubilerem i projektowała dla niego biżuterię.
Z tego wszystkiego poszli do pierwszej z brzegu kawiarni i siedząc pod drzewkiem pomarańczowym pili dopiero co wyciśnięty sok pomarańczowy zagryzając go słodką bułeczką z pastą sezamową.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz