Styczeń minął obdarzając mieszkańców miasta na przemian gołoledzią i odwilżą. Podobno liczba połamanych rąk i nóg biła dotychczasowe rekordy. Stłuczek samochodowych też nie brakowało. Adela nie mogła się nadziwić, gdzie ci ludzie tak nagminnie łamią ręce i nogi - na ich osiedlu chodniki były odśnieżone, jeśli śnieg przypomniał sobie, że może nieco posypać, a chodniki były zawsze posypane mieszaniną piasku i jakiejś, podobno nie szkodzącej zieleni, substancji.
Adela tylko raz wykręciła samochodem na jednej z główniejszych ulic osiedla piruet i to jadąc z zapierającą dech prędkością dziesięciu kilometrów na godzinę. Nawet się zdenerwowała, rzuciła w przestrzeń pustego samochodu kilka niecenzuralnych wyrazów, potem spojrzała na jezdnię, która błyszczała się w świetle latarń niczym dobrze wypolerowane lustro, skręciła w pierwszą mniej ekskluzywną ulicę i wlokąc się niemiłosiernie, nadkładając drogi dojechała na parking. Tu spotkała ją druga niemiła przygoda, bo zamarzł zamek mini zapory blokującej ich miejsce. Teraz żałowała, że nie skorzystała z propozycji męża, który proponował, że ją odwiezie do fryzjerki a potem po nią przyjedzie. Nie zostało jej nic innego jak teraz ściągnąć go by pomógł otworzyć wjazd na miejsce.
Emil przybył na ratunek z termosem gorącej wody, szmatami do osuszenia go później, jakimś preparatem odmrażającym i jakimś smarowidłem do wpuszczenia go potem do zamka. Jak to potem określiła Adela, mąż stanął na wysokości zadania, nie było ani słowa w rodzaju "przecież mówiłem, że cię odwiozę i przywiozę". Dopytywał się tylko, czy nie pokieraszowała sobie palców gdy próbowała otworzyć zamek. Miłość Adeli znów poszybowała kilka kresek w górę a już dawno przekroczyła skalę w strefie stanów wysokich. W domu przyznała się do tego, że wykręciła powolny piruet i to wcale nie hamując i przy naprawdę minimalnej szybkości.
Emil szybko zatelefonował do swego kolegi jeszcze z czasów studiów, który mieszkał "pod Warszawą" i miał obok domu płyciutki staw, który z reguły zimą zamarzał i na którym zimą znajomi właściciela stawu trenowali poślizgi. Panowie rozmawiali bardzo długo, w efekcie końcowym umówili się na najbliższy weekend, że Emil wraz z Adelą przyjadą do niego w sobotę i zostaną też na niedzielę, chociaż staw nie miał jeszcze dobrej pokrywy lodowej. A gdzie pod Warszawą mieszka ten twój kolega? No tak mniej więcej nieco 113 czy też 125 kilometrów od Warszawy - zależnie od szosy którą się do niego dojedzie. To są okolice Łącka. Ożenił się jeszcze na studiach z "leśniczanką", a my mu dokuczaliśmy, że się ożenił z leśniczówką.
Łąck, Łąck - Adela szukała w pamięci- tam chyba była albo i jest stadnina koni, ale samych ogierów. No właśnie, śmiał się Emil - z uwagi na te ogiery to on tam bardzo pasuje. Pewnie była tam stadnina i jest nadal, ale oni mieszkają w leśniczówce, którą odziedziczyli po jej ojcu. A ona skończyła coś na SGGW, całkiem do rzeczy dziewczyna z niej była. No i chyba jest, skoro Jacek nadal z nią jest. No ale nie wmówisz mi Milku, że Łąck jest pod Warszawą, skoro tam jest na pewno ponad 100 km do pokonania. No jest, ale najzabawniejsze jest to, że można tam dojechać trzema drogami, ale niezależnie od tego którą drogę się wybierze to i tak jest nie wyjęte 2 godziny jazdy.
A co tak go gorąco przekonywałeś, że naprawdę jesteś żonaty? No bo wtedy nie miałem nawet najmniejszego zamiaru się żenić , uważałem, że wpierw muszę skończyć studia, mieć dobrą pracę, mieć własne mieszkanie by nie mieszkać z rodzicami w Milanówku a dopiero potem być może się ożenić, z akcentem na "być może".
Wiesz Maleństwo - ogromnie żałuję, że mama cię nie poznała, byłabyś jej ukochaną córeczką, tak jak jesteś dla ojca. Adela przytuliła się do niego mówiąc - nie mam pojęcia jak to jest naprawdę gdy przeniesiemy się w inny wymiar, ale być może te wszystkie podszepty naszej podświadomości to właśnie rady tych, których już z nami nie ma, ale jakoś się nami opiekują. Ja wiem, że ci co wierzą w to, że jest jakaś forma istnienia energii po śmierci są uważani za nieinteligentnych głąbów, ale mnie to zupełnie nie przeszkadza. Mogą mnie tak nazywać. Każdy ma prawo do wierzenia w to co chce. Nikogo nie mam zamiaru przekonywać do takiej czy innej interpretacji tego co jest potem. Rozmawiałam kiedyś dość często z pewnym studentem polonistyki. Bardzo długo nie wiedziałam, że jest księdzem - tonsurę miał w zaniku, chodził w stroju cywilnym. Powiedział, że gdy się poczyta bardzo dużo pozycji z teologii uruchomiając przy tym wszystkie swe pokłady logicznego myślenia, to trudno być wierzącym człowiekiem. W końcu przyznał się, że jest księdzem ale dopóki jest na studiach to nie wystąpi z kościoła. Planował wyemigrować z Polski i rozpocząć gdzieś poza nią nowe życie. I myślę, że mu się to udało.
Do dziś nie wiem jak to się stało, że się w tobie zakochałam. Wiem tylko, że kocham ciebie tak jak nikogo dotąd nie kochałam a twego tatę i Helenę kocham znacznie bardziej niż swoich rodziców. A tak a propos twego tatki - ubyło mu ze 20 lat odkąd wie, że jest zdrowy. I Helena też jakby odmłodniała. Tata Piotr mówi zawsze do mnie córeczko lub córeńko - mój biologiczny ojciec zwraca się do mnie tylko moim imieniem.
Czasem myślę, że jestem po prostu zbyt wymagająca i się zastanawiam jak ty ze mną wytrzymujesz. Emil śmiał się - ja też się zastanawiam - ale głównie nad tym jak ja wytrzymuję bez ciebie, gdy jesteśmy kilka godzin rozdzieleni. I już się zastanawiam co to będzie jeśli ty pierwsza przejdziesz do Kancelarii. Bo gdy rozmawiałem ostatnio z Arkiem, to ma już zaklepany lokal i śni mu się, że ty zaraz po egzaminie rzecznikowskim zagnieździsz się u niego. Bo on ma tyle rzeczy do zaopiniowania i napisania, a ty tak składnie wszystko formułujesz, że jego nieskładne myśli przerobisz na istny poemat. No i czeka niecierpliwie na tę nową ustawę. Podobno porobili jakieś zmiany i wg kolejnego nowego projektu zakłady pracy będą miały dowolność - mogą sobie rzecznika zatrudniać i jego to bardzo zaniepokoiło, bo on widzi nas oboje a nie tylko jedno. Więc znów musiałem mu przypomnieć, że ty masz jeszcze przed sobą egzamin. Ale jest wyraźnie mocno napalony na własną kancelarię. Ogromnie narzekał na wspólników kancelarii w której jest, że wyrywają sobie klientów, że jest bezhołowie i główny szef jest do niczego. Być może, że ma rację, bo główny szef to już dawno powinien być na emeryturze, ale jest samotnym człowiekiem i kancelaria zastępuje mu rodzinę.
Sobotni ranek powitał ich bardzo sympatyczną pogodą - świeciło nawet słońce, w nocy nic nie padało a termometr wskazywał -5 stopni mrozu. Poprzedniego dnia Emil porobił zakupy w firmowym sklepie Wedla oraz wyciągnął z zapasów butelkę (a właściwie butlę o pojemności litra) Metaxy, zakupioną kiedyś w Grecji. No tak- powiedziała Adela - Metaxa to jest coś! Francuzi zabronili nazywania tego trunku koniakiem. Może i słusznie, to jest mieszanka kilku składników- destylatu winogronowego, wina z gałki muszkatołowej i maceratu ziołowego. Ale osobiście wolę sączyć cały wieczór jedną lampkę koniaku, na przykład Remy Martin. Śmieli się zawsze ze mnie, że ja to głównie wącham a nie piję.
A ja kupiłem to na wycieczce na zasadzie owczego pędu. Wszyscy kupowali to i ja kupiłem. A kupiłem jeszcze przed wyjazdem do Meksyku. Popatrz Maleństwo, ile od razu miejsca mamy w barku! Jedno jest pewne - z naszym pociągiem do alkoholu to nie przepijemy majątku!
Maleństwo, weź koniecznie ciepłe skarpetki, bo u nich zawsze było zimno. A masz jakąś cieplusią piżamkę? No mam. To weź, obawiam się, że w stroju Ewy i Adama to zamarzniemy. U nich zawsze było zimno, bo Jacek to chyba ma nadciśnienie, a poza tym jest go dużo. Dzieci to już naprodukował troje, trzech chłopaków. Po trzecim powiedział: do trzech razy sztuka- nie wychodzi dziewczynka to trudno. A tak naprawdę to był przy trzecim porodzie i stwierdził, że nigdy więcej nie narazi swej żony na takie cierpienia. A wydawałoby się, że trzeci poród to już powinien być "z górki".
Nie znam się na porodach- stwierdziła Adela- ale słyszałam, że nigdy nie można przewidzieć jaki on będzie. Znam dziewczyny, które rodziły bez problemu, szybko i mam koleżankę, która rodziła 35 godzin a w efekcie takiego porodu dziecko było niedotlenione i ma DPM, czyli dziecięce porażenie mózgowe. Dzieciak nie chodzi, ale ma pełną normę intelektualną, tylko jest nieco spowolniony. Na drugie dziecko już się nie zdecydowali. Mają dostatecznie duże problemy z jednym dzieckiem na wózku. Na dodatek teraz, po kilku latach nie mogą się ze sobą dogadać, on chyba kogoś ma i często znika z domu na noc. Najlepsze są jego tłumaczenia- zasiedziałem się z kolegami i nie chciałem was budzić po nocy. Teraz mały idzie do szkoły, ale nadal nie ma w pobliżu szkoły integracyjnej, która przyjmowałaby dzieci takie jak ten mały. Ale ma powstać, jest w planach. Podobno jest taka szkoła w Halinowie, ale oni mieszkają na Dolnym Mokotowie, specjalistyczną rehabilitację mają na Górnym Mokotowie. W efekcie cała jej rodzina robi zrzutkę, by rehabilitantka przyjeżdżała do dziecka prywatnie. A dzieci z DPM jest naprawdę bardzo dużo. No a moja matka- po drugim porodzie miała taki krwotok ( urodziła dziecko maleńkie, bo to był wcześniak), że musieli jej usunąć macicę, żeby uratować jej życie. To zawsze jest jednak loteria, jak całe życie ludzkie. Latamy na Księżyc, ale są dziedziny leżące wciąż odłogiem. Rozmawiałam kiedyś ze swoim ginekologiem i dziwiłam się, dlaczego nie ma prywatnych szpitali położniczych i wiesz co mi powiedział ?- że to zbyt duże nakłady przy ogromnie dużym ryzyku.
Emil zrobił "wielkie oczy" - to ty chodzisz do mężczyzny? Nie kochanie- sprostowała Adela- ja chodzę do ginekologa a nie do mężczyzny jako takiego. I powiem ci, że jest delikatniejszy, w kwestii badania, taktowniejszy i lepiej wyszkolony niż liczne panie doktorki. Miałam przedtem lekarkę, bardzo dobrą, ale wyjechała z Polski i poleciła mi swego kolegę, który odkupił od niej gabinet i jego wyposażenie. A na dodatek jest cytologiem i to znanym w tej branży. I ma USG i potrafi je odczytać. I co się da wrzuca w koszty ubezpieczalni. Gdy będę miała następną wizytę możesz iść ze mną- ucieszy się, że mam mądrego męża. Wiele pań przychodzi tam z partnerami. To bardzo miły i kulturalny człowiek, ma syna. Urodny nie jest, choć niewątpliwie był kiedyś brunetem, sądząc po resztkach włosów dookoła łysiny.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń