Następnego dnia, zgodnie z zapowiedzią, przyjechał pod wieczór Andrzej. Podał Marcie do wyboru dwa terminy spotkania z dr dermatolog. Uprzedzam cię, że ja też przy tym będę, to wtedy będzie to dyskusja czysto na temat - bo to bardzo sympatyczna osoba, ale jak na mój gust to za dużo rozmawia na tematy ogólne, nie mające nic wspólnego z meritum spotkania. Mam uzasadnione podejrzenie, że jej mąż nie wytrzymał tego jej gadania i dlatego się rozeszli.
A propos rozwodu - Lena mi oświadczyła, że się bardzo zastanawia nad naszym rozwodem, więc się tylko zapytałem czy aby nie ma wysokiej gorączki, bo bredzi- to po pierwsze, a po drugie to nie bardzo rozumiem dlaczego mamy się rozejść i dowiedziałem się, że skoro już jej nie kocham, bo nawalam w sensie wypełniania obowiązków stricte małżeńskich, to dla niej jest to sygnał, że już jej nie kocham. Bo przecież przed ślubem to był seks "na okrągło" a teraz to jej się kojarzy seks z cukrem, masłem i mięsem gdy był epizod z kartkami żywnościowymi w Polsce. Tak mnie zatkało, że szybko zrobiłem w tył zwrot i wyszedłem z domu, żeby jej przypadkiem nie uszkodzić, bo poczułem przemożną chęć walnięcia jej w głowę. Wracam do domu upieprzony jak dziki muł po wyprawie wysokogórskiej, a ta debilka nadaje mi taki tekst. Wychodzi na to, że w jej pojęciu małżeństwo to tylko seks i nic więcej. Ona to nawet nie gotuje dla mnie obiadów, bo jadam w naszej kantynie, ze sprzątaniem się nie szarpie, bo moja teściowa, odkąd mieszka też na Ursynowie to niemal codziennie u nas sprząta i idąc do nas robi dla nas zakupy. Spacery, jeśli jest chłodno to są krótkie, a jeśli jest pogoda to Lena siedzi głównie na placu zabaw, do którego ma góra 250 metrów od domu.
Marta popatrzyła uważnie na Andrzeja i powiedziała - idź umyj łapięta, bo pierwsza partia placków już za chwilę będzie na stole - jeżeli to nie jest ponury żart, to pogadamy o tym po kolacji - dobrze, że dziś ojca nie ma, bo pewnie by się zdenerwował tą wiadomością.
Wiem, że go dziś nie ma, przy nim bym tego nie powiedział. Ojciec lubi Lenę i nasze dzieciaki. No ale jest jak jest. Fakt - nie wywiązuję się ze swych obowiązków, ale pacjentów przybywa a lekarzy nie. Jestem zmordowany i fizycznie i psychicznie a ona wynudzona i niedopieszczona. Powiedzcie mi, proszę, czy u was małżeństwo sprowadza się głównie do seksu noc w noc i jeszcze trochę?
Czasami, czyli w praktyce na wakacjach - stwierdził Wojtek. Ale nie jak rok długi. Wyślij ją do jakiegoś sex-shopu, już teraz jest ich trochę w stolicy, rzuć gotówką i niech sobie dziewczyna kupi jakąś zabawkę, z tego co widziałem w sieci to wibratorów nie brak i do tego wyglądają zabójczo prawdziwie albo wejdź do sieci i zamów i przyślą jej do domu. Jak zapewniają dyskrecja zapewniona, nie będzie na opakowaniu zdjęcia tego co w środku.
A może lepiej wybierz się z nią do poradni rodzinnej, bo to nie wygląda wcale zabawnie, skoro u niej rzecz cała sprowadza się tylko do seksu - powiedziała Marta. To chory układ i to niezależnie od tego która ze stron tak pojmuje związek małżeński. Poza tym mam podejrzenie, że ona naprawdę chce jeszcze jednego dziecka, ona chce by teraz urodziła się dziewczynka. Tyle tylko, że nie dociera do niej, że nie mamy żadnego wpływu na płeć dziecka. Była zachwycona, że Ala ma dwóch chłopców i dziewczynkę. Chwilami- bardzo cię przepraszam Andrzeju, że to powiem - ale mam wrażenie, że jej nieco rozumu brak. Od niej wiem, że druga jej ciąża to była "planowana wpadka" - oczywiście planowana przez nią. Gdy wygłosiła ten tekst to aż się w język ugryzłam, żeby nie palnąć jej co o takim postawieniu sprawy sądzę. Nie wykluczam zresztą, że to ja jestem nienormalna, bo nie wyobrażam sobie by nie omówić z mężem lub z partnerem kwestii posiadania wspólnego dziecka.
Nie masz za co mnie przepraszać - stwierdził Andrzej - to kara dla mnie za to, że bezmyślnie się z nią ożeniłem, bo była chętna i ponętna i bardzo łatwo dostępna. I całe szczęście, że zdecydowałem się na wazektomię. Oczywiście nadal jej tej wiadomości nie wpuszczę - nie mam już do niej nawet za grosz zaufania.
No a co zrobisz, jeśli ona złoży pozew rozwodowy?- zapytał Wojtek. No cóż, cały dowcip w tym, że ona nie ma żadnych, ale to żadnych dowodów na to, że ją zdradzam i że dlatego nie jestem w stanie już z nią współżyć. Ja w każdej chwili mogę dostarczyć sądowi wydruki godzin, w których byłem w pracy, a nawet najdurniejszy sąd wie, że praca chirurga to cały czas stres, a stres z kolei pozbawia większość facetów "mocy przerobowych" jak i ochoty na seks. Wiem doskonale, że nie ja jeden tak reaguję. Nie jestem jakimś wyjątkiem - no może tylko takim, że nie sięgam wtedy po alkohol, żeby się odprężyć. Ty Wojtuś to jesteś szczęściarzem, bo Marta, jej rodzice i twój ojciec doskonale rozumieją jak często nadmiar pracy i jej rodzaj wpływają na małżeństwo.
Opowiadał mi Michał z zachwytem jak bardzo Marty tata pomagał gdy miałeś obronę magisterki i że Marta to nawet się zwolniła z zajęć na uczelni i do ciebie pojechała. Obaj wasi ojcowie są fantastyczni - twój ojciec szalenie mi pomógł w czasie przeprowadzki, a moje dzieciaki wszak nazywają go dziadkiem. Bo prawdziwy ich dziadek to już od wielu lat siedzi za granicą i ani myśli tu wracać, co moją teściową chyba cieszy. Jest w dalszym ciągu zaliczana do grona mężatek, bo rozwodu nie mają. I mam wrażenie, że nadal jej przysyła pieniądze.Kilka razy mówiłem, żeby mi zasygnalizowała, gdyby miała jakieś kłopoty finansowe, ale twierdzi, że ma pieniądze. Nie wiem dlaczego się rozpadł ich związek, Lena twierdzi, że też nie wie. Właśnie sobie uświadomiłem, że na większość pytań które jej zadaję jest właściwie tylko jedna odpowiedź - "no nie bardzo wiem".
No a jak ta sprawa tych "Zielonoświątkowców"?- spytała Marta. Andrzej roześmiał się - odpowiem jak Lena - "no nie bardzo wiem". Poczytałem sobie o nich, ale Lena nie wycieka z domu na ich zebrania czy też modły, w każdym razie jak rozmawiałem z tym szpiclem to on twierdzi, że tam jest sporo byłych katolików, dla których wymogi katolickie przestały być wygodne, a od dziecka wierzą w Boga i chcą mieć kontakt z osobami, które również w niego wierzą. Jest sporo osób rozwiedzionych, które biorą drugi ślub przed ołtarzem, co jest niemożliwe w kościele katolickim i to też ludzi przyciąga. Poza tym wolno stosować antykoncepcję, tylko aborcja jest niedozwolona. Można należeć do tego kościoła ale wcale nie ma obowiązku ochrzczenia się i nie chrzci się niemowląt. Chrzest ma być aktem świadomym a nie przez kogoś narzuconym. Spowiedź jest ogólna, powszechna, w trakcie nabożeństwa, jak wydedukowałem, nie ma jakiegoś miejsca, w którym pastorowi do ucha coś wyznajesz. Poza tym ich "przewodnicy", pastorzy, nie mają narzuconego celibatu, wręcz jest wskazane by byli żonaci, mieli dzieci, by tworzyli przykładną rodzinę. Kościoły skromne, raczej surowe, bez złoceń i ozdób. Grzechami są: aborcja, eutanazja, homoseksualizm. Nie ma wiary w czyściec, nie wierzą w niepokalane poczęcie, choć uznają, że przed urodzeniem syna była dziewicą, wierzą też, że Jezus nie był jedynym jej dzieckiem, wierzą w życie duszy po śmierci ciała. No i kaplice ich choć "surowe w wystroju" są ogrzewane, wierni nie sterczą w zimowych kapotach. Nie zagłębiałem się zbytnio w to wszystko. Największe święta to Wielkanoc i Zielone Świątki. Ja to nie jestem dobry w te klocki wyznaniowe w jakimkolwiek kościele. To zupełnie jak my- stwierdził Wojtek.
Ale, ponieważ Lena czasami wyplata jakby się z głupim widziała, mam ciągoty by jej zrobić test na obecność narkotyków gdy znów zacznie coś wyplatać - teraz można zrobić całkiem wiarygodne testy w domu- wystarczy do tego ślina, nie trzeba pobierać krwi lub moczu. Wiem od kolegów, że te testy są jak najbardziej wiarygodne i wielu rodziców posiadających nastolatki to stosuje.
Gdy byłam w liceum to nas "uczulano" żeby nie brać od nieznanych osób żadnych cukierków, czekoladek itp. bo mogą mieć wewnątrz jakiś narkotyk - śmieszyło mnie to, bo na logikę to ktoś kogo znam dobrze też mógł mnie jakimś świństwem poczęstować. Tata mi powiedział, żebym po prostu od nikogo nic nie brała - zawsze można się jakoś wymówić np. bólem żołądka lub zęba. Ale w moim liceum jakoś nie były narkotyki na porządku dziennym a ja nie chodziłam na imprezy klasowe i w nosie miałam, że mnie nazywali dzikuską - stwierdziła Marta.
Śmiały się ze mnie dziewczyny, że pewnie wstąpię do klasztoru po maturze, bo na żadnej imprezie nie byłam, na studniówce i na balu maturalnym też nie. Wiem, że na tych imprezach domowych to z reguły było wino, ale wina to ja się mogłam napić w domu, do obiadu, gdybym tylko miała na to ochotę. Tata zawsze miał w barku tokaj półwytrawny , oraz Lacryma Christi Bianco. I tylko po każdej delegacji wina przybywało, bo nie powiem żebyśmy z tatą regularnie je pijali. A goście bywali rzadko a do tego zawsze zmotoryzowani. Jestem pewna, że nadal u taty w barku te wina nienapoczęte stoją. Oooo, na pewno - zapewnił ją Wojtek - stały cały czas gdy u was pomieszkiwałem przed ślubem.
Andrzej nieomal zastrzygł uszami niczym rasowy koń - to ty u Marty mieszkałeś przed ślubem?- zapytał wielce zdziwiony. Nooo, mieszkałem i to oficjalnie, Marty tata pozwolił. I zezwalając tylko mi powiedział, że mam postępować tak, żeby on nie musiał żałować, że dał takie pozwolenie. Mój teść jest naprawdę super facetem. No przecież on super sam wychował Martę a przy okazji i mnie gdy jeszcze byliśmy w podstawówce. To taki człowiek, że raczej dałbyś się porżnąć niż jemu sprawić jakąś nawet drobną przykrość. Długo Marcie zazdrościłem ojca. Mój to się "wyrobił" dopiero po rozwodzie z moją matką. Widać moja matka wydzielała jakieś złe fluidy.
No i jak? Ma tata jakąś przyjaciółkę po tym rozwodzie? Może ma, może nie ma. W każdym razie nic o jakiejś jego "damie serca" nie wiemy. U nas jest niemal codziennie, pichci nam obiadki, czasami u nas nocuje jeśli się zasiedzi. Lub gdy nieco gorzej się czuje fizycznie lub psychicznie. Ma tu swój pokój i może u nas nawet stale mieszkać gdyby chciał. Jest absolutnie niekrępującym współlokatorem. Pierwsze skrzypce u mego ojca to oczywiście Marta - aż się dziwię, że ona jeszcze chodzi po ziemi a nie unosi się nieco ponad podłożem. No prawie święta - ulubiony mój tekst tatowy to : "Martusia tak powiedziała", "Martusia tak zarządziła" i wtedy to tata już innych nie słucha - wszak wszechmocna Martusia tak to zarządziła- nie ma od tego odwołania. Jeśli się mój tata w jakiejś pani zadurzy, to o opinię zapyta się Martusi czy ma kontynuować czy może lepiej zerwać.
Andrzej popatrzył się na niego i powiedział - a ty myślisz, że robisz inaczej? Też się słuchasz Marty i bardzo dobrze robisz bo to mądra kobieta. Ja też się jej często słucham bo ona ma zawsze bardzo wyważone opinie. Nie wstydziłem się ani nie stchórzyłem pokazać się jej zaraz po odejściu od stołu operacyjnego gdy byłem właściwie wrakiem. A ona potraktowała mnie jak matka swego syna gdy ten wróci pokiereszowany, porozbijany z podwórka na którym bił się z kolegami- to było pełne zrozumienie sytuacji i prawdziwa troska - masz bracie cudowną kobietę przy sobie. Jest dla mnie jak siostra i matka - takie dwa w jednym. I kocham was oboje. Pierwszy raz w swym życiu mam takich cudownych przyjaciół jak wy oboje, jak twój ojciec.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz