Marta po spotkaniu ze swoim promotorem zaraz napisała o tym do taty, do męża i do Andrzeja, ciesząc się w duchu, że nie musi tego rozsyłać w więcej miejsc. No nieomal jakbym wydawała jakiś biuletyn- narzekała w myślach. Pierwszy zareagował Andrzej pisząc, że się bardzo cieszy i że wyraźnie dziś jest dobry dzień bo: wszystkie zabiegi poszły śpiewająco, jak na razie to wszyscy pacjenci jeszcze żyją a poza tym rozmawiał z Londynem i wyjazd został przesunięty na październik. A z panią doktor dermatolog zobaczy się następnego dnia i umówią się na któreś popołudnie i oczywiście Andrzej też będzie na tym spotkaniu, no chyba, że Marta sobie tego nie życzy. A spotkają się na terenie...Kliniki, bo pani doktor raz w tygodniu przyjmuje tu pacjentów dermatologicznych.
A poza tym to on następnego dnia pod wieczór wpadnie do nich wracając z kliniki, bo.......stęsknił się za nimi. A masz jakiś pomysł na to, co chciałbyś zjeść? możesz zamówić coś, co u was bywa bardzo rzadko, a ty lubisz to jeść - odpowiedziała Marta. Bo wiesz - u nas to kolację podszykuje ojciec i jak znam życie, to gdy mu powiem, że ty będziesz na kolacji a nie powiem co chciałbyś zjeść, to w nocy cię "ścignie" by się dowiedzieć co dla ciebie mam upichcić.
A co będzie jeśli powiem, że marzą mi się placki ziemniaczane? No to fajnie, dawno nie było, my też je lubimy- odpisała Marta. A z czym je lubisz? Masz do wyboru - gulasz na prawie ostro, czyli z łagodnym curry, pieczarki duszone w śmietanie, kotlet mielony w mojej wersji, czyli b.cienki, bo włożony pomiędzy dwa placki , które wyglądają jak naleśniki?
Andrzej odpisał - uwielbiam twoje określenia kulinarne - prawie ostry bo z łagodnym curry - to określenie to cała ty. Tyle tylko, że ty jesteś łagodna z ostrym curry. Zrób to co ty lubisz, mnie wszystko odpowiada z tej listy. Nie bardzo zassałam co masz na myśli tak mnie kwalifikując - zaprotestowała Marta. Zapytaj Wojtka, on ci to wytłumaczy. A on jest u ciebie na etacie tłumacza? - dopytywała się Marta. Czasami tak, bo ja za mało cię znam. No tak - operowałeś wszak moją jamę brzuszną a nie mózg - zgodziła się Marta.
Potem całą korespondencję pokazała Wojtkowi, który po prostu bardzo się uśmiał. Bo ty go zawsze czymś zaskakujesz i biedaczek czasem nie bardzo wie czy ty aby nie powiedziałaś mu czegoś niemiłego, bo potrafisz mówić rzeczy niemiłe przyjaznym tonem a do tego z uśmiechem. Ale jemu to jeszcze nic niemiłego nie powiedziałam przecież - stwierdziła Marta. No to pewnie palnęłaś coś niemiłego do kogoś innego a on jest dostatecznie bystry by to wyłapać. No może i tak- nie byłam miła dla tego lekarza, który kwestionował moją wiedzę na temat mego organizmu. Henio to tylko się pytał jak się czuję a nie zaglądał mi pod koszulę czy też piżamę.
Nie powinno cię to dziwić, że facet nie dowierzał temu co mówisz - większość pacjentów ma dość dziwne wiadomości o funkcjonowaniu własnego organizmu i z reguły konfabulują. Poza tym byłaś po operacji usunięcia wyrostka pełnego ropy, więc się pewnie bał, że może jednak trochę tego świństwa tam zostało.
No ale skoro Andrzej był pewny, że nic się nie rozlało poza tę cholerną ślepą kichę, no to jeśli nie mnie, to powinien zawierzyć słowom Andrzeja - twierdziła Marta. A mnie nie było fajnie znów się rozbierać do gołego z tej kazionnej koszuli i jeszcze się podśmiewał jak mogę czuć, że mi brzuch zaraz się rozpadnie, skoro nie mam brzucha lecz wręcz wklęśniecie w tym miejscu- tłumaczyła Marta mężowi. A na dodatek zachęcał mnie to zjedzenia tego paskudztwa zwanego kleikiem. No podpadł mi facet na całej linii.
A co do tej jutrzejszej kolacji - optuję za gulaszem podanym w małych miseczkach i plackach na oddzielnym talerzyku. Zaraz wsadzimy mięso do zalewy - lubię gdy się to mięsko rozpływa w dziobie. Kto będzie chciał to sobie gulasz wywali na placki. Ja wolę gulasz zagryzać plackami.
Ciekawa jestem jaka jest ta pani dermatolog. Muszę sobie zrobić listę pytań i koniecznie w punktach wypisać co chcę w tej pracy umieścić. Wyobraź sobie, że pan profesor jest nieomal naszym sąsiadem bo mieszka na Ligockiej. Jego zdaniem to może być ciekawa ta moja praca. A w czasie okupacji to kawałek jego rodziny mieszkał w willi na Szustra i willa ocalała bo obok, za płotem, też w willi, mieszkali Niemcy i na ten kawałek ulicy nie spadła ani jedna bomba. I następna randka z nim będzie w "Zielonej Gęsi". Nigdy jeszcze tam nie byłam - dobrze, że nie w "Lunie" bo byłam tam dwa razy- pierwszy i ostatni zarazem. Takiej lury jak tam serwowali to jeszcze nie piłam. Mam wrażenie, że dwa razy parzyli tę samą dawkę kawy. Miałeś szczęście, że nigdy tam nie byłeś, bo nie podejrzewam by takie paskudztwo podawano w Grazu. Już pomijam fakt, że nie było tam wcale wentylacji i miejsce na "antresoli" groziło śmiercią z braku powietrza. A to już było gdy w kawiarniach nie fajczono papierochów. Ciekawe jak tam było, gdy palenie było dozwolone.
A w jakim wieku jest ten twój promotor? - spytał Wojtek. No nie wygląda młodo, ale jeszcze się zalicza do wieku trolejbusowego, tak w pierwszej dziesiątce, jak nasi ojcowie. No ale może on tylko taki wyniszczony pracą bo wygląda od nich starzej. Cały czas się dopytywał czy ja aby naprawdę dobiegam trzydziestki, aż mu pokazałam swój dowód osobisty. A wiesz, tym razem to mam szczęście z tą uczelnią- jestem ostatnim rocznikiem, bo tu zostaną tylko studia licencjackie i po nich będą tylko studia podyplomowe, ale też nie tu tylko pewnie u Koźmińskiego, więc w 100% płatne. Te licencjackie to też pewnie będą płatne, ale nie wykluczone, że te osoby z najlepszymi wynikami będą dostawały stypendium, co nie znaczy, że ono pokryje cały koszt nauki.
Najprawdopodobniej rynek już jest nasycony kosmetyczkami, poza tym zapewne wyposażenie zakładu kosmetycznego bardzo poszybowało w górę, teraz jest cala masa sprzętu potrzebna i to wcale nie jest tani sprzęt. No i zostanie najzwyklejszą kosmetyczką wcale nie będzie proste. Dziewczyn z Warszawy jest stosunkowo mało a te spoza miasta muszą przecież jeszcze wynajmować jakieś lokum, a to kosztuje. Założenie własnego gabinetu też nie jest ani proste ani tanie. Wynajęcie lub kupno lokalu użytkowego to w każdym mieście spory wydatek. Twoja mama inwestowała kilka lat wcześniej, ale podejrzewam, że teraz to już znacznie więcej płaci za lokal niż na początku. Widziałeś przecież ile kiedyś było sklepów przy Marszałkowskiej - teraz połowa jest zamkniętych, bo czynsze podskoczyły a zarobki jakoś nie - teraz to głównie jakieś banki są. Jeśli się komuś udało w porę zrezygnować to uciekł byle dalej od centrum. I dlatego nie bardzo rozumiem o co ma żal do mnie, że nie paliłam się by zostać kosmetyczką. Laboratoria kosmetyczne nadal będą produkować kosmetyki, bo do tego by je stosować nie jest potrzebny żaden lokal. Usiłowałam to kiedyś wytłumaczyć twojej mamie, ale powiedziała, że ja nie mam pojęcia o biznesie. Cieszę się, ze względu na nią, że ona ma. Ja przeżyję bez pracy w jej prywatnym gabinecie.
Oczywiście można na cały sprzęt wziąć pożyczkę z banku i pewnie sporo osób tak robi - ciekawe tylko czy do emerytury spłacą całość. Śmiem w to wątpić. Szef laboratorium jest zdania, że taka zapaść to potrwa kilka lat, ale to laboratorium nie jest powiązane jakąś umową ze salonami kosmetycznymi, ich produkty jak najbardziej można aplikować w domowym zaciszu - każdy produkt ma dokładny opis do jakiego rodzaju skóry się nadaje i nie są to duże opakowania. Każdy z produktów zawiera w opisie uwagę, co ewentualnie może uczulić i zaleca dużą ostrożność przy stosowaniu. Niektórym to i maska czekoladowa może zaszkodzić, chociaż to produkt jadalny i skądinąd wielce odżywczy.
Jak to maska czekoladowa - zdziwił się Wojtek - nigdy nie widziałem maski z czekolady. To taka jadalna czekolada? Tak, może być taka jadalna, ale musi mieć powyżej 80% kakao. Bo taka czekolada zawiera flawonoidy, pierwiastki takie jak potas, wapń, fosfor, magnez, żelazo oraz masę witamin: A, B1, B2, C, D, E, K. Takie okłady z czekolady regenerują ciało, mineralizują, ujędrniają, odżywiają, działają przeciw starzeniu się skóry. Taka maska pobudza mikrokrążenie, poprawia elastyczność skóry, redukuje tkankę tłuszczową.
Ja mam akurat przepis na maseczkę peelingującą na twarz - wystarczą 2 czubate łyżki stołowe kakao, (oczywiście kakao prawdziwe a nie jakiś słodzony rozpuszczalny erzac), 1 łyżeczka miodu, 1 łyżka oleju lnianego, szczypta cynamonu, 1 łyżka mleka kokosowego. A jeżeli dodamy do tego 2 łyżki zmielonej kawy prawdziwej będziemy mieć świetny peeling do ciała. I po prostu tym wszystkim sobie masujemy ciało.Twarz to też ciało - jakbyś miał jakieś wątpliwości. Ale można sobie zrobić taką maseczkę i bez tej kawy.A do tego na osłodę zjadamy dwie malutkie kosteczki gorzkiej czekolady, takiej co ma minimum 80% kakao.
No widzisz- ty ciągle jesz tylko tę gorzką czekoladę i biorą cię panowie za nastolatkę - śmiał się Wojtek. A można taką maseczkę zrobić bez oleju lnianego? Bo nie jestem pewien czy olej lniany jest smaczny. Nie wiem, bo nie próbowałam go jeść, ale myślę, że się go nawet nie poczuje wśród innych składników. A poza tym to nie jest do jedzenia tylko do stosowania na ciało. A olej lniany przyspiesza przemianę materii, ponoć ułatwia odchudzanie, działa też anty nowotworowo, reguluje poziom cholesterolu no i regeneruje skórę. Ma po prostu właściwe proporcje kwasów Omega 3 do Omega 6. Nawiasem mówiąc nie pożeranie słodyczy też ułatwia odchudzanie. Ale ani ty ani ja, ani Andrzej nie mamy potrzeby by się odchudzać. Lena by mogła, ale coś podejrzewam, że Andrzej lubi takie, do których się można przytulić w każdym miejscu bo gnaty nie sterczą. Ona do chudych to i przed ciążą nie należała - sądząc po zdjęciach. Zresztą mnie do chudych to też trudno zaliczyć, mam czym oddychać i na czym siedzieć, ale jej jest po prostu więcej niż mnie i to w obu płaszczyznach- i wzdłuż i wszerz.
To fakt - Andrzej się śmieje, że ja to ciebie chyba dlatego ciągle obejmuję nawet w nocy, bo mogłabyś mi się zgubić w małżeńskim łóżku, o czym się przekonał gdy ty spałaś w tym fotelu w szpitalu przed operacją. Zmieściłaś się podobno idealnie w tym fotelu.
Po prostu było mi wygodnie leżeć na nim na lewym boku a nie siedzieć prosto - bo ja rozwiązywałam krzyżówki gdy on spał. Fajne były te fotele- takie klubowe. Wyobrażam sobie jak się jego kolega anestezjolog obśmiał gdy przyszedł budzić Andrzeja. Chyba nie często lekarz w szpitalu śpi na łóżku pacjenta a pacjent na fotelu zwinięty w kłębek.
Nie znam się na tym, ale w moim przekonaniu to personel takiej placówki powinien mieć dużo lepsze warunki do odpoczynku - a tu to podobno te ich służbowe pomieszczenia są tragicznie ciasne i jest ich zbyt mało, chociaż nie da się ukryć, że i personelu stricte medycznego brakuje. A i tak podobno mają tu lepiej niż w innych szpitalach.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz