czwartek, 28 września 2023

Córeczka Tatusia - 17

 Oczywiście z parkowaniem były cyrki, więc zdecydowali  się zaparkować nieco dalej od USC. Marta z tatą i Wojtkiem wysiedli  przed urzędem, a Patrycja pojechała  zaparkować  samochód na Długiej. Ojciec Wojtka wypuścił z  samochodu swą żonę a sam pojechał  za Patrycją.  

Straszny bałagan w tym mieście - stwierdziła matka Wojtka. Wam to nie przeszkadza? - spytała się Marty.  Przeszkadza, ale z pustego to i  Salomon  nie naleje. Nie ma tu parkingu przed USC bo tu przecież jest dość reprezentacyjna część miasta, Zamek, Kolumna  Zygmunta, to  teren dla pieszych, więc  nie ma tu parkingów. Po prostu nie ma  gdzie ich  zrobić. Spójrz, ojciec  z Patrycją  już idą w tą  stronę. Nie widzę - stwierdziła "już za moment teściowa". Wojtek popatrzył na matkę i powiedział - pan okulista ci  się kłania - jeśli ich nie  widzisz to znaczy, że coś nie klawo z twoimi oczami. Potem matka spojrzała na Martę i  stwierdziła- ty chyba zostawiłaś w domu torebkę!  

Celowo jej nie  wzięłam, ale mam wszystko co mi jest potrzebne - a potrzebny do ślubu jest  tylko dowód osobisty i ma go Wojtek. A obrączki?  Mamy je już na palcach, założyliśmy je już zawczasu. I oboje  pokazali swoje lewe dłonie z obrączkami na serdecznych palcach. Przełożycie je  w Urzędzie na prawe dłonie?  Nie, bo oboje  jesteśmy  zdecydowanie praworęczni i obrączka  zawsze nieco przeszkadza a na dodatek bardziej  się niszczy.  A to są stare obrączki, jesteśmy trzecim pokoleniem, które je wykorzystuje. I będziemy  się starać by przeszły kiedyś  w ręce naszego dziecka. Jubiler  był nimi zachwycony, są stare. Teraz takich nie robią a te były  robione za granicą, zapewne we Włoszech w końcu XIX wieku wyjaśnił Wojtek. Tak je ocenił Jubiler. Dużo kosztowały?- dociekała matka. Nie wiemy, Martunia je odziedziczyła.

W holu Urzędu Wojtka powitali jego znajomi, ale ponieważ już była godzina, o której  nowożeńcy i świadkowie  musieli załatwiać formalności  mama Wojtka i Patrycja  zostały same  z gromadką młodych i nieco starszych facetów. Po dziesięciu minutach dwóch tatusiów i  Marta z Wojtkiem wyszli do holu i Wojtek zajął się przedstawianiem swych znajomych głównie Marcie. Jeden z kolegów powiedział - ten paskudnik bardzo starannie panią przed nami ukrywał - nigdzie  z nami nie chodził twierdząc, że  pisze już pracę. Marta się śmiała, ale stwierdziła, że wcale nie łgał, rzeczywiście ją pisze, ale ona nie ma  nawet bladego pojęcia o czym on pisze, bo ona chyba więcej wie o Księżycu niż o zagadnieniach z zakresu informatyki. Mój kontakt z informatyką kończy się w chwili gdy zamykam komputer  stwierdziła. Dobrze, że chociaż  wiem  jak go włączyć i wyłączyć i gdzie  co znaleźć w  sieci.

O godzinie 13,50 poproszono do sali ślubów Martę i Wojtka oraz Świadków i gości. Gdy już wchodzili jako ostatni do sali nieomal wbiegł zdyszany promotor Wojtka. Mijając Wojtka  klepnął go przyjacielsko w rękę mówiąc - a jednak zdążyłem!  To świetnie panie  doktorze, ogromnie się cieszę- odpowiedział Wojtek.

Jak na każdym ślubie cywilnym formalności nie trwały długo, bo wszystkie dane były już zapisane, napisane, sprawdzone, Marta i Wojtek złożyli teraz w odpowiednich miejscach  swe podpisy, potem wszyscy  zostali  zaproszeni do sąsiedniej  sali by spełnić szampanem toast za pomyślność młodej pary na nowej drodze życia.  Pierwszy dopadł ich promotor, złożył życzenia, przeprosił, że wpadł jak po ogień, ale zaraz pędzi na uczelnię i że się oczywiście  "zdzwonią". Składając życzenia Marcie poprosił by Marta dopilnowała, by w czasie tego krótkiego urlopu Wojtek nawet nie  dotknął się do  swej pracy magisterskiej.  Niech  mu  się  trochę mózg schłodzi od  bryzy  morskiej, niech trochę poleniuchuje. Wizyta promotora na  ślubie "magistranta" chyba nie  była czymś powszednim i w trakcie tego toastu kilku kolegów  było wielce  zadziwionych, że na ślub Wojtka przybył jego promotor.  Bo to bardzo "ludzki" człowiek - tłumaczył  Wojtek.

Ponieważ Wojtek prosił by nikt nie przynosił kwiatów a jeśli już koniecznie poczuje przemożną chęć wydania z okazji jego ślubu pieniędzy, to niech po prostu wspomoże jeden z domów  dziecka i zamiast wydawać na kwiatki  wpłaci te pieniążki na wskazane przez Wojtka konto - to Dom Dziecka dla chorych nieuleczalnie maluszków, których niektórzy rodzice po prostu nie odebrali po porodzie ewentualnie oddali je tam, bo sami nie  dawali już sobie  rady  i teraz zamiast kwiatów  do rąk  Marty docierały potwierdzenia wpłaty. Marta za każdym  razem  dziękowała  a jej głos coraz bardziej się załamywał ze  wzruszenia.  Gdy już wszyscy złożyli  życzenia a butelki szampana pokazały dno teść Marty poprosił by wszyscy stanęli pod  wejściem do USC i zrobił kilka pamiątkowych  zdjęć  całej  grupie. I znów były uściski, a co bliżsi koledzy Wojtka ośmielili  się objąć Martę i delikatnie  przytulić.

Potem przeszli niespiesznie do swoich samochodów i podjechali do Hotelu Europejskiego.  Gdy już siedzieli przy stole i czekali na  zamówione potrawy, ojciec Wojtka poprosił o jeden z kwitków, by spisać sobie dane  adresowe i numer konta  bankowego owej placówki.

A skąd ty synku  wiedziałeś o tym Domu Dziecka- spytała się Wojtka mama. Stąd, że jeden z moich kolegów ma siostrę która tam pracuje. Ona boi się wyjść za mąż bo jednak większość małżeństw decyduje się chociaż na jedno dziecko, a ona boi  się, bo jest jednak sporo wrodzonych  wad i to wcale nie są  wady genetyczne. No to z czego się biorą? z powietrza? - dziwiła  się  mama Wojtka.  Czasem i ze złego, bo  zatrutego powietrza, czasem z choroby matki w  czasie  ciąży, czasem ze źle prowadzonej ciąży, zbyt długiego i ciężkiego porodu, braku odpowiednich witamin w trakcie ciąży - powiedziała Marta. Przyczyn niczym mrówek w lesie.

Teściowa przyglądała  się Marcie i Wojtkowi i w pewnej chwili dokonała  epokowego odkrycia - kwiatki w butonierce Wojtka i we włosach Marty wyglądały nadal świeżo, jakby dopiero co były tam umieszczone. No bo były  przedtem  w rękach Pati i ona je po prostu zaczarowała - śmiała  się Marta. A poza tym  Pati sama je  dziś przywiozła o świcie z giełdy, więc prawdopodobnie były  ścinane w nocy i odpowiednio przetrzymane. 

Pani dziś jechała o świcie na giełdę? -zdziwiła  się teściowa.  Zawsze jeżdżę po towar o świcie- dostawcy przyjeżdżają  często już o czwartej rano - odpowiedziała Pati. W lecie  żaden problem by tak  raniutko wstać, gorzej  jednak jest zimą, wczesną wiosną i jesienią. Z tym że zimą to więcej jest kwiatków doniczkowych, które są jednak trwalsze, a cięte to kupuję prosto z pewnej szklarni w Warszawie. To w Warszawie są szklarnie?  No są w granicach tak zwanej wielkiej Warszawy. Często ktoś zaczynał od malutkiej  szklarni w ramach  swego hobby a potem dochodził do wniosku, że dobrze mu idzie i z małej szklarni amatorskiej powstawała duża, profesjonalna.

W czasie obiadu ojciec Wojtka spytał się obojga,  czy już się  zastanowili co chcieliby dostać w ślubnym prezencie. Marta uśmiechnęła się  i powiedziała - ja już dostałam fajny prezent. A zdradzisz nam co dostałaś? - spytała  teściowa.  Wojtka dostałam z okazji ślubu. To bardzo udany prezent bo mądry i zdolny z niego  facet i podoba  mi  się a nawet go kocham.Teściowa uśmiechnęła  się - podejrzewam, że wy to kochacie  się od pierwszej klasy  szkoły podstawowej. Nie zgadłaś mamo- powiedział Wojtek - dopiero od V klasy szkoły podstawowej.  

A może chcecie popłynąć w podróż jakimś wycieczkowcem? Są rejsy dookoła  Morza Śródziemnego, są po fiordach Norwegii albo na Bahamy. Oj nie, taki wycieczkowiec to koszmar powiedziała  Marta. Mnie osobiście  wystarcza rejs z Sopotu na Hel. I dobrze, że jest kilka godzin przerwy pomiędzy tym wypłynięciem a powrotem. A na tych wycieczkowcach to jest tłum ludzi, gorzej niż kiedyś na FWP, bo więcej ludzi na  raz. Źle znoszę takie spędy -wyobrażasz sobie być dwa tygodnie na statku na którym jest dwa tysiące osób?  A do tego jeszcze dodaj  załogę, która to tarło obsługuje. A powierzchnia  ograniczona. Już po jednym dniu miałabym załamanie nerwowe. Pływać to ja lubię żaglówką, góra w trzy, cztery osoby, może być nawet jakaś dwugodzinna wycieczka statkiem  ale nie rejs dwa tygodnie w towarzystwie  dwóch tysięcy wycieczkowiczów.

No ale teraz jedziecie do Sopotu na  wczasy.  Owszem, ale nie będziemy mieszkać w jakimś  ośrodku wczasowym a w wynajętym mieszkaniu w normalnym bloku mieszkalnym. Nie będziemy  się stołować w jednym i tym  samym  miejscu, a tam, gdzie  się akurat w porze obiadowej znajdziemy, bo śniadania i kolacje  to będziemy  sobie  sami robić - te mieszkania  są z pełnym wyposażeniem- małe i duże AGD, talerze, garnki, kubki, ścierki do naczyń, pralki, sprzęt do sprzątania i miejsce  w garażu. Po prostu część osób kupuje mieszkanie pod wynajem - a procedurą wynajmu mieszkania wczasowiczom, sprzątania po gościach, sprawdzaniem stanu wyposażenia  zajmuje  się specjalna agencja.  I wszyscy są zadowoleni - właściciel mieszkania, agencja zarządzająca i wczasowicz. A do plaży to mamy  raptem z 250 metrów.

W wielu krajach Europy ludzie inwestują w domy nie  tylko letniskowe  ale i całoroczne. Tu za jakiś  czas też tak będzie. Wkrótce  całe wybrzeże Bałtyku będzie obetonowane domami z mieszkaniami pod wynajem. Ale mnie  się taki sposób  spędzania urlopu podoba. 

No to pomyślcie na tym urlopie co by wam sprawiło frajdę. Może ferie  zimowe  w Alpach? Mamo, przecież oboje jesteśmy jeszcze  "uwiązani"- stwierdził Wojtek. Martunia jeszcze studiuje, ma przed  sobą rok, w którym będzie  robić licencjat a potem jeszcze  dwa lata do magisterium.

Ja zacząłem pisać  swoją pracę magisterską  i nie jest to wypracowanie z polskiego z gatunku co poeta  miał na myśli. Wymaga ode mnie sporo myślenia  i pełnego zaangażowania. Nie jestem  w   stanie przewidzieć  czy będę mógł gdziekolwiek  pojechać zimą, bo może  akurat  wtedy będę musiał przeprowadzać różne badania. Bo to nie jest tak, że wszyscy  tylko na mnie  czekają bym  sobie  mógł coś doświadczalnie przeprowadzić. Ja naprawdę  chcę  jak najprędzej zrobić magisterkę i zacząć samodzielnie się utrzymywać. To wcale nie jest zabawne być dorosłym człowiekiem i być na utrzymaniu rodziców. Dobrze, że mamy gdzie  mieszkać a do tego mój teść jest naprawdę cudownym facetem i umiemy  się we troje dobrze  dogadać. Więc zamiast prezentu ślubnego to po prostu nadal mi pomagajcie finansowo nim zrobię magisterkę i zacznę pracować.  

No to przecież jest zrozumiałe, że nadal będziemy cię finansować dopóki nie  zaczniesz regularnie pracować i zarabiać. Po prostu chcieliśmy wam zrobić jakąś   frajdę.   Wojtek roześmiał  się - frajdę to mamy z okazji ślubu bo już jesteśmy małżeństwem. Od  dziś będę sypiać w sypialni Martuni. Tylko ją troszeczkę  przemeblujemy. Albo się zamienimy pokojami z tatą, bo tata ma podwójne łóżko - a sypia na wersalce powiedziała  Marta. Czeka nas małe przemeblowanie mieszkania. A nie  zrobiliśmy tego  wcześniej, żeby nie  zapeszyć. Po prostu ja  jestem  w pewnych sprawach dość przesądna. Ale  zrobimy to po powrocie z Sopotu. 

Po obiedzie, gdy wracali do domu tata powiedział - możemy dziś w domu omówić kwestię  przemeblowania mieszkania. O której jutro chcecie wyjechać? Nie  wcześniej niż  o 10 rano, bo tam doba zaczyna się o 14,00 - stwierdził Wojtek.  Nie będziemy  "śmigać", nie będziemy przekraczać ograniczeń prędkości. Odwieźli Pati do domu a Marta  coś bardzo  długo  szeptała  Pati do ucha, a na koniec  bardzo mocno  się  wyściskały.

W domu szczegółowo omówili z tatą jak się przemeblują po powrocie z nad morza, a tata powiedział, że ma  zamiar zamieszkać razem z  Pati w jej mieszkaniu i zaproponuje  jej małżeństwo. Oczywiście mógłby i bez ślubu z nią mieszkać, ale  w tym dziwnym  społeczeństwie to taki układ będzie stawiał ją  w złym świetle.  Jak sami widzieli to Pati  mieszka "tuż  za rogiem"  i ma mieszkanie trzypokojowe na pierwszym piętrze.

1 komentarz: