piątek, 28 kwietnia 2023

Lek na wszystko? -102

 Przez kilka dni po powrocie rodziców  w domowe  pielesze Alek funkcjonował tak, jakby był wysmarowany klejem - przyklejał  się na zmianę do ojca lub matki. Kazik był zdumiony, bo mały przesiedział u niego na kolanach dwie  godziny, w czasie których jedynym jego zajęciem było tulenie swego pieska-maskotki, któremu dość  głośno szeptał - "tata wlócił, tata  pise. Duzo pise, tata musi." Gdy do pokoju przyszła Teresa zsunął się   z kolan ojca i  szybko przykleił się  do Teresy. Teresa po wspólnym  wypiciu kawy z Kazikiem zabrała małego  do kuchni, prosząc  go by pomógł jej robić obiad.  W ramach pomagania mył w misce już  wcześniej umyte warzywa, potem pokrojone  wrzucał do garnka, Teresa opowiadała mu jak się gotuje obiad, siedział w  swym wysokim  krzesełku i przyglądał  się jak Teresa kroi warzywa, przygotowuje  mięso. 

Pogoda  była mocno  niepewna,  więc zapadła  decyzja, że razem  z dziadkiem będzie budował domki na loggii. Co jakiś  czas przerywał budowę i biegł sprawdzić,  czy mama i tata aby nie  zniknęli.  Po kolejnym  takim sprawdzaniu Teresa usiadła  z nim w pokoju i powiedziała, że tatuś i mamusia nigdzie nie zamierzają bez niego wyjeżdżać, więc  nie musi  co chwilę sprawdzać czy mama i tata są w domu. Poza tym, na pewno nie wyjadą bez uprzedzenia i zawsze mu wcześniej o tym powiedzą. Przypomniała mu, że nie  został w domu sam, był z nim cały czas dziadek Tadek i dziadek Jacek a tata i mama bardzo szybko przecież do niego wrócili. I obydwaj dziadkowie byli z nim stale i w dzień i w nocy, bo dziadek Jacek to przecież tu spał, a nie  w swoim domu. Mówiąc mu to wszystko nie bardzo wiedziała, czy to do niego dotarło, ale ku wielkiemu  zaskoczeniu Teresy mały pojął co powiedziała. 

Podreptał do dziadka i mu powiedział: mama , tata nie pa, pa. Mama, tata w domu. Teresa zrobiła dla Kazika dzbanek owocowego picia i powiedziała małemu - chodź, zaniesiemy tatusiowi picie. Ty weźmiesz  taty kubeczek, ja wezmę dzbanek z piciem, bo za ciężki dla ciebie. Oczywiście jak  zawsze wpierw  zapukała, Kazik zawołał "proszę" i Teresa przepuściła Alka przed  sobą. Mały podał ojcu kubek i powiedział : mama da picie. Teresa opowiedziała jak tłumaczyła ich mądremu synkowi, że nie wyjadą nagle bez uprzedzenia, a mały z wielkim przekonaniem powtórzył: mama, tata w domu! Potem pochwalił się, że mył "mafewki" i pomagał mamie gotować obiad.

Po obiedzie Kazik wrócił do pisania, a Teresa zatelefonowała do Aliny z  zapytaniem, czy może do nich wpaść razem z Alkiem. Okazało się, że oczywiście tak, Teresa wzięła więc to co miała przygotowane  dla rodziny i spacerkiem poszła z małym do szwagra. Po drodze przypominała synkowi, że jego braciszek jest jeszcze mały i nie biega pędem po mieszkaniu tak jak on. 

Drzwi otworzył im Kris, był wyraźnie w dobrym humorze. Wpierw porwał na ręce Alka, wycałował mówiąc, że dawno go nie widział, potem wyściskał Teresę i zapytał się o brata, czemu nie przyszedł i nim Teresa odpowiedziała dostał odpowiedź od Alka, że  "tata pise, duzo pise,placuje". Krisa nieco zatkało a Teresa powiedziała cicho: he understands everything, a na głos dodała - Kazik pisze, bo przez trzy  dni  nie było nas w Warszawie, byliśmy oboje w Berlinie. Alek  został z dwoma  dziadkami - dziadkiem Tadkiem i dziadkiem Jackiem. I był bardzo, bardzo grzeczny. 

Alina siedziała z małym Tadziem w salonie. Dziewczyny się  wyściskały, Teresa wycałowała Tadzia a stryjeczni braciszkowie wpatrywali się w siebie uważnie.  Teresa ukucnęła i powiedziała do Alka - możesz braciszka ukochać,  ale delikatnie, jest  młodszy od ciebie. Bobo Tadek majutki - wygłosił Alek, ale objął delikatnie braciszka, który aż znieruchomiał z wrażenia.  Teresa wyciągnęła z torby "suweniry" - dla Aliny biustonosz, błękitną przezroczystą koszulkę nocną i różne kosmetyki, dla Krisa album o Berlinie i to nawet w języku francuskim, dwie puszki markowego piwa.  Dla Tadzia letnią czapeczkę z daszkiem i nausznikami , ozdobioną herbem Berlina. 

Okazało się, że ani  Kris  ani  Alina nie  wiedzieli, że Teresy i  Kazika  nie było trzy  dni w Warszawie. Nie mówiliśmy wam, bo wylecieliśmy we wtorek rano a wróciliśmy  w czwartek wieczorem. Alek miał do dyspozycji dwóch dziadków, Jacek to u nas przez ten czas nocował. Ja to się śmieję, że Jacek to  się w pewnym  sensie  czuje ojcem Kazika. A Jacek ma bardzo fajnego syna. Nie dość, że chłopak przystojny bo i mama i tata urodni, to do tego ma dobrze poukładane w głowie, skończył informatykę. I jest bardzo miły.

A powiedzcie mi co robicie w tym roku z wakacjami?- spytała Teresa. Bo my to jedziemy nad morze, będziemy mieszkać w kolonii oficerskiej na prywatnej kwaterze. Śniadania i kolacje we własnym zakresie a obiady w prywatnej stołówce na tejże kolonii. Oczywiście jadą z  nami obaj dziadkowie - są niemal nierozłączni.  

A jesienią to chcemy pojechać do Baligrodu. Jeżeli Kurt da radę wziąć urlop w okresie ferii jesiennych to pojedziemy właśnie  wtedy- to będzie w październiku. Ale jeśli nie będzie mógł wziąć tego urlopu, to pewnie Sophie sama z  dziećmi raczej nie przyjedzie. I wtedy my z dziadkami pojechalibyśmy do Baligrodu we wrześniu. Tam są świetne warunki, ośrodek w lesie, jest całodzienne  wyżywienie, można  mieszkać w  drewnianym  domku z pełną cywilizacją (oprócz TV) lub w  ogólnym pawilonie, w którym jest stołówka i recepcja. Byliśmy tam jeszcze przed ślubem. Domek poza  sezonem  można  wziąć nawet tylko na kilka  dni. My tak kiedyś wzięliśmy.  Pomyślcie sobie o  tym spokojnie. Domki na parterze mają salon z dwuosobowym spaniem, z kominkiem, jest kuchnia i łazienka. Większe mają na górze 4 spania w dwóch pokoikach, mniejsze mają 3 spania. Z atrakcji to jest na terenie kawiarnia. Osobiście już  się cieszę, że znów tam pojedziemy.

Ja to bym wolał gdzieś bliżej Warszawy, bo jakoś tak  dziwnie jest, że większość klientów trafia  mi  się w wakacje - stwierdził Kris. No ale wrzesień lub październik to już nie wakacje, pomyśl o tym spokojnie. W tym Baligrodzie jest spory teren, asfaltowe ścieżki, jest gdzie jeździć  wózkiem lub ma dziecko gdzie  dreptać. Latem to tam jest nawet  basen, ale ma cholernie zimną wodę.

Gdy byliśmy  z małym w Berlinie to towarzystwo starszych  dzieci bardzo mu posłużyło. Jego mentorem został Peter, najmłodszy. On już idzie do  szkoły. Nie wiedziałam wcześniej, że pobyt ze  starszymi dziećmi  jakoś bardzo przyspiesza rozwój  dziecka. Byliśmy  tylko tydzień, mieszkaliśmy u nich  w domu, więc dzieciaki się cały czas zajmowały Alkiem. Wyobraźcie  sobie, że nawet  miałyśmy z Sophie raz wychodne. W ogóle fajnie było, zwiedziłam pałac Charlottenburg,  warto było.

Akurat Teresa skończyła opowiadać o ich pobycie w Berlinie i o  tym, jakie tam są świetne  małe restauracje i jakie świetne jest greckie jedzenie gdy zazgrzytał klucz w drzwiach wejściowych i pojawił się Kazik. Alek rzucił się biegiem do swego taty, a Kazik powiedział - bardzo źle mi  się pisze gdy nie ma  w domu mojej żony i dziecka.  Mały Tadzio patrzył się na Kazika lekko zdziwiony i lekko przestraszony, a Kazik powiedział - Tadzio patrzy się na  mnie tak, jak Alek patrzył się na Krisa  gdy był młodszy. Bo coś się dziecku nie  zgadza - stanowczo jesteśmy do siebie  zbyt podobni. A takiemu maluszkowi trudno pojąć co jest grane. 

To ty piszesz z dzieckiem na kolanach?- zdziwił się Kris. Nie z dzieckiem na kolanach, ale z żoną. Działa na mnie uspakajająco ale i inspirująco. A często jest tak, że  ona się bawi z Alkiem u mnie w gabinecie - bo budują razem domki z klocków. I świetnie  mi się wtedy pisze. Pewnie  się starzeję. Poza tym gdy czasem się "zamotam" w tekście i nie  wiem czy  jest jasne co mam na myśli, to czytam jej ten tekst i ona go ocenia pod  względem logicznym. A tobie się zawsze pisze idealnie?  Zawsze jesteś od pierwszego skrobnięcia  piórem zadowolony z tego co napisałeś? Bo mnie czasem coś nie gra. Bo wiem, że to musi być tak napisane by każdy zrozumiał co mam na myśli, a nie tylko konstruktor z mojej wąskiej półki. Właśnie dlatego często piszę w domu a nie w Instytucie. Poza tym nikt mi w domu nie zawraca głowy jakimiś sprawami, które zupełnie  nie przystają do tego co aktualnie  robię.  Jeżdżę do firmy tylko wtedy gdy rzeczywiście  moja obecność jest  niezbędna.

Mówiła wam Tesia o wakacjach i o Baligrodzie?  Tak zupełnie  szczerze, to gdyby nie to, że jadą z nami dziadkowie to pewnie wolałbym nad  morzem normalne wczasy z całodziennym wyżywieniem. No ale jak znam Jacka to on  nam i śniadania i kolacje zorganizuje. Pewnie  sam będzie je robił, bo zakochany jest po uszy w Alku. A Jacek naprawdę świetnie gotuje. Na nasz powrót z Berlina  wymodził pierogi takie, że nic tylko jeść je  całą dobę. Pociąga  mnie też ta plaża, bo to pięć kilometrów bezludnej plaży, czyściutkiej, bez ludzi, psów i os. Oby tylko pogoda  była. A cała ta kolonia jest otoczona lasem i jest tam czysto, bo to ośrodek szkoleniowy, więc ma kto sprzątać.Wszak wojsko to nie  salon wypoczynkowy, poborowi muszą być cały dzień czymś zajęci, żeby nie mieli głupich myśli i zachcianek.

A Baligród to jest super sprawa- cisza, spokój, wychodzisz na balkonik późnym  wieczorem i czujesz się jakbyś był w planetarium - gwiazdy na wyciągnięcie  ręki i dziwisz  się, że jest ich  aż tyle. I stoisz na tym balkoniku właściwie pomiędzy gałęziami bardzo wysokich drzew. I jest cichutko, przytulasz swoją kobietę i czujesz, że żyjesz, że jest cudownie, bo masz ją w objęciach. I tylko wy  się liczycie, cały świat jest odległy, jesteście  tylko wy dwoje. I siedzenie wieczorem przy kominku, w którym buzuje ogień też jest super.

Kris wpatrywał się w brata jakby zobaczył go po raz pierwszy w  życiu. To niesamowite - nie poznaję    cię! Ty , taki zawsze trzeźwy, konkretny, człowiek techniki, a taki nagle romantyk!  A twoim  zdaniem człowiek o wykształceniu technicznym nie może być romantykiem? - spytał Kazik.  Chęć latania jak ptak to też jest pochodną romantyzmu. A piękno otaczającego nas świata łatwiej dostrzec gdy jest  się zakochanym i gdy się kocha. I raczej trudno w mieście o doznania przyrodnicze i dlatego co jakiś czas trzeba jednak wyjeżdżać na urlop. Pomyśl, Młody, o  tym. Będąc ojcem też można dostrzec piękno, które nas otacza. Trzeba co jakiś czas przewietrzyć mózg, zmienić otoczenie i priorytety.

Sądzę, że Tadzik jest jeszcze ciut za młody na pobyt nad  morzem. Podejrzewam, że cały dzień na plaży nie byłby najlepszym rozwiązaniem. Ale pomyśl o Bieszczadach- jesienią są naprawdę piękne. Poza tym będzie nas  tam w  sumie sporo, nawet wtedy, gdy nie przyjedzie Kurt ze swą trzódką. Nas będzie piątka, was trójka. Dla Tadzia weźmiecie od nas turystyczne łóżeczko. Jedzenie będzie miał słoiczkowe, plus mleko modyfikowane. Nasz będzie jadł to co my, a może są tam i dania dla dzieci. Nie wiem, ale się dowiem. Dla naszego rozejrzę się za czymś do spania. Albo będzie  spał z nami , co bardzo lubi. Widziałem gdzieś takie łóżeczka z grubej gąbki z boczkami i to takie dla 5-latków, żeby  mogły  spać na podłodze. Muszę poszukać w sieci. Coś takiego jak psie posłanko, tylko prostokątne z boczkami. Kris słuchał wywodów brata z nieco opadniętą szczęką, a Teresa zastanawiała  się co będzie  mówiła Alina gdy oni już pójdą  do  domu. Bo na  razie siedziała jak zamurowana.

                                                        c.d.n.


2 komentarze: