Przez kilka dni po powrocie rodziców w domowe pielesze Alek funkcjonował tak, jakby był wysmarowany klejem - przyklejał się na zmianę do ojca lub matki. Kazik był zdumiony, bo mały przesiedział u niego na kolanach dwie godziny, w czasie których jedynym jego zajęciem było tulenie swego pieska-maskotki, któremu dość głośno szeptał - "tata wlócił, tata pise. Duzo pise, tata musi." Gdy do pokoju przyszła Teresa zsunął się z kolan ojca i szybko przykleił się do Teresy. Teresa po wspólnym wypiciu kawy z Kazikiem zabrała małego do kuchni, prosząc go by pomógł jej robić obiad. W ramach pomagania mył w misce już wcześniej umyte warzywa, potem pokrojone wrzucał do garnka, Teresa opowiadała mu jak się gotuje obiad, siedział w swym wysokim krzesełku i przyglądał się jak Teresa kroi warzywa, przygotowuje mięso.
Pogoda była mocno niepewna, więc zapadła decyzja, że razem z dziadkiem będzie budował domki na loggii. Co jakiś czas przerywał budowę i biegł sprawdzić, czy mama i tata aby nie zniknęli. Po kolejnym takim sprawdzaniu Teresa usiadła z nim w pokoju i powiedziała, że tatuś i mamusia nigdzie nie zamierzają bez niego wyjeżdżać, więc nie musi co chwilę sprawdzać czy mama i tata są w domu. Poza tym, na pewno nie wyjadą bez uprzedzenia i zawsze mu wcześniej o tym powiedzą. Przypomniała mu, że nie został w domu sam, był z nim cały czas dziadek Tadek i dziadek Jacek a tata i mama bardzo szybko przecież do niego wrócili. I obydwaj dziadkowie byli z nim stale i w dzień i w nocy, bo dziadek Jacek to przecież tu spał, a nie w swoim domu. Mówiąc mu to wszystko nie bardzo wiedziała, czy to do niego dotarło, ale ku wielkiemu zaskoczeniu Teresy mały pojął co powiedziała.
Podreptał do dziadka i mu powiedział: mama , tata nie pa, pa. Mama, tata w domu. Teresa zrobiła dla Kazika dzbanek owocowego picia i powiedziała małemu - chodź, zaniesiemy tatusiowi picie. Ty weźmiesz taty kubeczek, ja wezmę dzbanek z piciem, bo za ciężki dla ciebie. Oczywiście jak zawsze wpierw zapukała, Kazik zawołał "proszę" i Teresa przepuściła Alka przed sobą. Mały podał ojcu kubek i powiedział : mama da picie. Teresa opowiedziała jak tłumaczyła ich mądremu synkowi, że nie wyjadą nagle bez uprzedzenia, a mały z wielkim przekonaniem powtórzył: mama, tata w domu! Potem pochwalił się, że mył "mafewki" i pomagał mamie gotować obiad.
Po obiedzie Kazik wrócił do pisania, a Teresa zatelefonowała do Aliny z zapytaniem, czy może do nich wpaść razem z Alkiem. Okazało się, że oczywiście tak, Teresa wzięła więc to co miała przygotowane dla rodziny i spacerkiem poszła z małym do szwagra. Po drodze przypominała synkowi, że jego braciszek jest jeszcze mały i nie biega pędem po mieszkaniu tak jak on.
Drzwi otworzył im Kris, był wyraźnie w dobrym humorze. Wpierw porwał na ręce Alka, wycałował mówiąc, że dawno go nie widział, potem wyściskał Teresę i zapytał się o brata, czemu nie przyszedł i nim Teresa odpowiedziała dostał odpowiedź od Alka, że "tata pise, duzo pise,placuje". Krisa nieco zatkało a Teresa powiedziała cicho: he understands everything, a na głos dodała - Kazik pisze, bo przez trzy dni nie było nas w Warszawie, byliśmy oboje w Berlinie. Alek został z dwoma dziadkami - dziadkiem Tadkiem i dziadkiem Jackiem. I był bardzo, bardzo grzeczny.
Alina siedziała z małym Tadziem w salonie. Dziewczyny się wyściskały, Teresa wycałowała Tadzia a stryjeczni braciszkowie wpatrywali się w siebie uważnie. Teresa ukucnęła i powiedziała do Alka - możesz braciszka ukochać, ale delikatnie, jest młodszy od ciebie. Bobo Tadek majutki - wygłosił Alek, ale objął delikatnie braciszka, który aż znieruchomiał z wrażenia. Teresa wyciągnęła z torby "suweniry" - dla Aliny biustonosz, błękitną przezroczystą koszulkę nocną i różne kosmetyki, dla Krisa album o Berlinie i to nawet w języku francuskim, dwie puszki markowego piwa. Dla Tadzia letnią czapeczkę z daszkiem i nausznikami , ozdobioną herbem Berlina.
Okazało się, że ani Kris ani Alina nie wiedzieli, że Teresy i Kazika nie było trzy dni w Warszawie. Nie mówiliśmy wam, bo wylecieliśmy we wtorek rano a wróciliśmy w czwartek wieczorem. Alek miał do dyspozycji dwóch dziadków, Jacek to u nas przez ten czas nocował. Ja to się śmieję, że Jacek to się w pewnym sensie czuje ojcem Kazika. A Jacek ma bardzo fajnego syna. Nie dość, że chłopak przystojny bo i mama i tata urodni, to do tego ma dobrze poukładane w głowie, skończył informatykę. I jest bardzo miły.
A powiedzcie mi co robicie w tym roku z wakacjami?- spytała Teresa. Bo my to jedziemy nad morze, będziemy mieszkać w kolonii oficerskiej na prywatnej kwaterze. Śniadania i kolacje we własnym zakresie a obiady w prywatnej stołówce na tejże kolonii. Oczywiście jadą z nami obaj dziadkowie - są niemal nierozłączni.
A jesienią to chcemy pojechać do Baligrodu. Jeżeli Kurt da radę wziąć urlop w okresie ferii jesiennych to pojedziemy właśnie wtedy- to będzie w październiku. Ale jeśli nie będzie mógł wziąć tego urlopu, to pewnie Sophie sama z dziećmi raczej nie przyjedzie. I wtedy my z dziadkami pojechalibyśmy do Baligrodu we wrześniu. Tam są świetne warunki, ośrodek w lesie, jest całodzienne wyżywienie, można mieszkać w drewnianym domku z pełną cywilizacją (oprócz TV) lub w ogólnym pawilonie, w którym jest stołówka i recepcja. Byliśmy tam jeszcze przed ślubem. Domek poza sezonem można wziąć nawet tylko na kilka dni. My tak kiedyś wzięliśmy. Pomyślcie sobie o tym spokojnie. Domki na parterze mają salon z dwuosobowym spaniem, z kominkiem, jest kuchnia i łazienka. Większe mają na górze 4 spania w dwóch pokoikach, mniejsze mają 3 spania. Z atrakcji to jest na terenie kawiarnia. Osobiście już się cieszę, że znów tam pojedziemy.
Ja to bym wolał gdzieś bliżej Warszawy, bo jakoś tak dziwnie jest, że większość klientów trafia mi się w wakacje - stwierdził Kris. No ale wrzesień lub październik to już nie wakacje, pomyśl o tym spokojnie. W tym Baligrodzie jest spory teren, asfaltowe ścieżki, jest gdzie jeździć wózkiem lub ma dziecko gdzie dreptać. Latem to tam jest nawet basen, ale ma cholernie zimną wodę.
Gdy byliśmy z małym w Berlinie to towarzystwo starszych dzieci bardzo mu posłużyło. Jego mentorem został Peter, najmłodszy. On już idzie do szkoły. Nie wiedziałam wcześniej, że pobyt ze starszymi dziećmi jakoś bardzo przyspiesza rozwój dziecka. Byliśmy tylko tydzień, mieszkaliśmy u nich w domu, więc dzieciaki się cały czas zajmowały Alkiem. Wyobraźcie sobie, że nawet miałyśmy z Sophie raz wychodne. W ogóle fajnie było, zwiedziłam pałac Charlottenburg, warto było.
Akurat Teresa skończyła opowiadać o ich pobycie w Berlinie i o tym, jakie tam są świetne małe restauracje i jakie świetne jest greckie jedzenie gdy zazgrzytał klucz w drzwiach wejściowych i pojawił się Kazik. Alek rzucił się biegiem do swego taty, a Kazik powiedział - bardzo źle mi się pisze gdy nie ma w domu mojej żony i dziecka. Mały Tadzio patrzył się na Kazika lekko zdziwiony i lekko przestraszony, a Kazik powiedział - Tadzio patrzy się na mnie tak, jak Alek patrzył się na Krisa gdy był młodszy. Bo coś się dziecku nie zgadza - stanowczo jesteśmy do siebie zbyt podobni. A takiemu maluszkowi trudno pojąć co jest grane.
To ty piszesz z dzieckiem na kolanach?- zdziwił się Kris. Nie z dzieckiem na kolanach, ale z żoną. Działa na mnie uspakajająco ale i inspirująco. A często jest tak, że ona się bawi z Alkiem u mnie w gabinecie - bo budują razem domki z klocków. I świetnie mi się wtedy pisze. Pewnie się starzeję. Poza tym gdy czasem się "zamotam" w tekście i nie wiem czy jest jasne co mam na myśli, to czytam jej ten tekst i ona go ocenia pod względem logicznym. A tobie się zawsze pisze idealnie? Zawsze jesteś od pierwszego skrobnięcia piórem zadowolony z tego co napisałeś? Bo mnie czasem coś nie gra. Bo wiem, że to musi być tak napisane by każdy zrozumiał co mam na myśli, a nie tylko konstruktor z mojej wąskiej półki. Właśnie dlatego często piszę w domu a nie w Instytucie. Poza tym nikt mi w domu nie zawraca głowy jakimiś sprawami, które zupełnie nie przystają do tego co aktualnie robię. Jeżdżę do firmy tylko wtedy gdy rzeczywiście moja obecność jest niezbędna.
Mówiła wam Tesia o wakacjach i o Baligrodzie? Tak zupełnie szczerze, to gdyby nie to, że jadą z nami dziadkowie to pewnie wolałbym nad morzem normalne wczasy z całodziennym wyżywieniem. No ale jak znam Jacka to on nam i śniadania i kolacje zorganizuje. Pewnie sam będzie je robił, bo zakochany jest po uszy w Alku. A Jacek naprawdę świetnie gotuje. Na nasz powrót z Berlina wymodził pierogi takie, że nic tylko jeść je całą dobę. Pociąga mnie też ta plaża, bo to pięć kilometrów bezludnej plaży, czyściutkiej, bez ludzi, psów i os. Oby tylko pogoda była. A cała ta kolonia jest otoczona lasem i jest tam czysto, bo to ośrodek szkoleniowy, więc ma kto sprzątać.Wszak wojsko to nie salon wypoczynkowy, poborowi muszą być cały dzień czymś zajęci, żeby nie mieli głupich myśli i zachcianek.
A Baligród to jest super sprawa- cisza, spokój, wychodzisz na balkonik późnym wieczorem i czujesz się jakbyś był w planetarium - gwiazdy na wyciągnięcie ręki i dziwisz się, że jest ich aż tyle. I stoisz na tym balkoniku właściwie pomiędzy gałęziami bardzo wysokich drzew. I jest cichutko, przytulasz swoją kobietę i czujesz, że żyjesz, że jest cudownie, bo masz ją w objęciach. I tylko wy się liczycie, cały świat jest odległy, jesteście tylko wy dwoje. I siedzenie wieczorem przy kominku, w którym buzuje ogień też jest super.
Kris wpatrywał się w brata jakby zobaczył go po raz pierwszy w życiu. To niesamowite - nie poznaję cię! Ty , taki zawsze trzeźwy, konkretny, człowiek techniki, a taki nagle romantyk! A twoim zdaniem człowiek o wykształceniu technicznym nie może być romantykiem? - spytał Kazik. Chęć latania jak ptak to też jest pochodną romantyzmu. A piękno otaczającego nas świata łatwiej dostrzec gdy jest się zakochanym i gdy się kocha. I raczej trudno w mieście o doznania przyrodnicze i dlatego co jakiś czas trzeba jednak wyjeżdżać na urlop. Pomyśl, Młody, o tym. Będąc ojcem też można dostrzec piękno, które nas otacza. Trzeba co jakiś czas przewietrzyć mózg, zmienić otoczenie i priorytety.
Sądzę, że Tadzik jest jeszcze ciut za młody na pobyt nad morzem. Podejrzewam, że cały dzień na plaży nie byłby najlepszym rozwiązaniem. Ale pomyśl o Bieszczadach- jesienią są naprawdę piękne. Poza tym będzie nas tam w sumie sporo, nawet wtedy, gdy nie przyjedzie Kurt ze swą trzódką. Nas będzie piątka, was trójka. Dla Tadzia weźmiecie od nas turystyczne łóżeczko. Jedzenie będzie miał słoiczkowe, plus mleko modyfikowane. Nasz będzie jadł to co my, a może są tam i dania dla dzieci. Nie wiem, ale się dowiem. Dla naszego rozejrzę się za czymś do spania. Albo będzie spał z nami , co bardzo lubi. Widziałem gdzieś takie łóżeczka z grubej gąbki z boczkami i to takie dla 5-latków, żeby mogły spać na podłodze. Muszę poszukać w sieci. Coś takiego jak psie posłanko, tylko prostokątne z boczkami. Kris słuchał wywodów brata z nieco opadniętą szczęką, a Teresa zastanawiała się co będzie mówiła Alina gdy oni już pójdą do domu. Bo na razie siedziała jak zamurowana.
c.d.n.
:)
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuń