Po tym trochę "rozpustnym" lunchu Alina z Krystianem postanowili pospacerować nieco, bo pogoda była nawet całkiem znośna, a Teresa zabrała się za szykowanie dla maluszka obiadu. Kazik siedział z małym w kojcu - tym razem uczył syna zabawy piłką, nieco tylko większą od piłki tenisowej. Zabawa bardzo się Aleksowi podobała, ale gdy maluch kolejny raz wyrzucił piłkę z kojca a Kazik po nią kolejny raz wyszedł z kojca, stwierdził, że chyba jednak nie jest to dobra zabawa. Teresa się z niego cichutko podśmiewała mówiąc, że jeszcze długo każda zabawa z małym piłką tak właśnie będzie wyglądała.
Kazik pokazał Teresie i tacie pismo z ministerstwa, przyznające mu nagrodę - trzyletnie stypendium za jego osiągnięcia zawodowe . Nagrodą była kwota netto jego wynagrodzenia miesięcznego, która będzie mu wypłacana co miesiąc przez trzy kolejne lata, oprócz normalnej jego pensji. Oczywiście było jasne jak słońce, że jest to metoda na przetrzymanie go przez kolejne trzy lata w instytucie. No i fajnie - podsumował Kazik - będę robił doktorat. Całkiem ładnie się "wstrzelili" czasowo i moja ukochana żona przestanie się zamartwiać, że nie zarabia. Masa osób od nas odeszła, zostali sami "entuzjaści" co i za darmo potrafią pracować.
Tata był zachwycony, głównie tym, że dostrzeżono potencjał Kazika. Wyściskał swego zięcia mówiąc, że pieniądze pieniędzmi, ale najważniejsze, że doceniono jego osiągnięcia. Bo w gruncie rzeczy byłoby marnowaniem potencjału, gdyby Kazik przeszedł do warsztatu naprawiającego samochody, choćby był to najnowocześniejszy pod słońcem zakład. A Kazik powiedział tacie, że nie powiedział o tym stypendium ani słowa swemu bratu i zrobił to celowo a nie przez zapomnienie. Bo chociaż Krystian naprawdę dobrze stoi finansowo to zawsze, od dzieciństwa już, wszystkiego starszemu bratu zazdrości. I nie idzie tu o pieniądze, ale właśnie o to "docenienie potencjału Kazika". Och, nie ma sprawy - nic mu nie powiem, zresztą nie da się ukryć, że na każdym spotkaniu to Krystian głównie mówi - ja nie mam mu o czym opowiadać.
Kazik, tak jak planował przygotował na Mikołaja koperty z gotówką. Koperty udekorował naklejkami z choinką i Mikołajem i 6 grudnia gdy Aliny i Krystiana nie było w domu, zaniósł im do mieszkania koperty z gotówką i dwa czekoladowe Mikołaje i wszystko zostawił na stole w ich kuchni.
W domu tata po spacerze znalazł w jednym kapciu czekoladowego Mikołaja a w drugim gotówkę. Teresa "wypłatę" od Mikołaja dostała w nowym, eleganckim portfeliku, który był włożony w jej cieplusie kapcie. A Kazik w swoich klapkach znalazł ciepluteńkie, puchate skarpetki i nowe rękawiczki "samochodowe". Prezent bardzo na czasie, bo ostatnio gdzieś mu się jedna rękawiczka "zapodziała". A tak naprawdę to się wcale nie zapodziała, tylko Teresa ją zabrała gdy wybierała się po nowe rękawiczki, bo te już były "mocno nieświeże" jak to określiła Teresa. Maluszek dostał kolejne zwierzątko - tym razem pluszowego misia, który nim trafił w ręce Aleksa przeszedł operację usunięcia urządzenia wydającego dźwięki. Nie była to na szczęście skomplikowana operacja i "ranę po operacji" niemal artystycznie zaszyła Teresa. Zastanawiali się z Kazikiem jak można było taką ładną zabawkę wyposażyć w tak bardzo brzydki dźwięk - coś pośredniego pomiędzy charkotem kogoś duszonego a terkotem traktora. Cała reszta misia była w porządku, był lekki, nie za duży dla roczniaka i miał całkiem ładną mordkę. Oczywiście był z importu, teoretycznie z jednego z krajów europejskich, a praktycznie był Chińczykiem. Kazik się śmiał, że ten miś ryczał po chińsku.
Przed świętami zatelefonował do Teresy Franek z życzeniami. Plany wyjazdowe zostały odłożone na plan dalszy, bo ojciec Franka musiał się poddać operacji przepukliny. I, co bardzo Franka zdenerwowało, to niewiele brakowało to uwięźnięcia przepukliny, bo szanowny tata od dwóch lat hodował z wielką czułością ową dolegliwość. W związku z tym zamiast nieomal kosmetycznego zabiegu pod znieczuleniem zewnątrzoponowym była operacja w pełnej narkozie, więc mowy nie ma żeby go samego po tej operacji zostawić ani też nie można go wziąć ze sobą. I jeszcze go trzeba wciąż pilnować by czegoś nie dźwignął. Joanna siedzi z nim w domu, bo się uczy do sesji, a tata narzeka, że ona go strasznie pilnuje. Poza tym pełna narkoza w pewnym wieku coniebądź szkodzi na mózg. Jak dojdzie nieco bardziej do siebie fizycznie, to trzeba będzie pewnie jakieś badania porobić- wszak tata nie jest młody.
Zaraz po "mikołajkach" Kazik zapowiedział rodzinie, że w tym roku nie ma prezentów pod choinkę no i święta będą oczywiście u nich z uwagi na Aleksa. Mimo wszystko wygodniej jest z nim we własnym domu, więc wigilia, obiad rodzinny w pierwszy dzień świąt to będą u Kazików. A w drugi dzień świąt to po prostu będą odpoczywać.
Choinka w tym roku będzie sztuczna, po świętach zostanie razem z ozdobami zawinięta w foliowy worek i wyniesiona do piwnicy by podrzemać tam sobie do następnych świąt.
I co z tego, że Kazik zapowiedział, że w tym roku nie ma prezentów pod choinkę - w wigilię rano zjawił się......Franek. Oczywiście z prezentami. Daktyle świeże dla Teresy, dla juniora domowej roboty kompoty i dżemiki z owoców z hodowli BIO- dzieło Joanny. Dla taty - suszone boczniaki i grzybki shitake. Bo super zdrowe dla osób starszych. A oprócz tego susz rumiankowy i miętowy - wszystko dzieło Joanny. Przywiózł też dopiero co złowione, ale już wypatroszone pstrągi - oczywiście z hodowli, ale hodowla też BIO. I można je śmiało ugotować dla juniora. A na końcu była prośba, by albo wszyscy przyjechali do nich w drugi dzień świąt albo by choć "wypożyczyli" tatę. W razie czego to Franek po tatę przyjedzie i go potem odwiezie do domu. W efekcie szybkiej narady "w delegację" zostali wydelegowani tata, Alina i Krystian. Tym sposobem rozwiązany był problem transportu taty.
Po wyjściu Franka Teresa szybko ruszyła na zakupy do księgarni i do otwartego jeszcze marketu, razem z nią wybrał się tata. Tata zakupił dla ojca Franka szachy i książkę o grze w szachy, Teresa w stoisku kosmetycznym zakupiła kosmetyki dla Joanny i obu panów.
No właśnie tak wygląda planowanie - powiedziała do taty. Przy okazji w księgarni zagarnęła jeszcze kolejną książeczkę dla Aleksa. Zajrzała też na dział z wyposażeniem dla dzieci i......kupiła wysokie krzesełko dla synka. Tym razem będzie z nimi siedział przy stole nie na kolanach mamy lub taty, ale na własnym krzesełku między nimi.
Ten zakup okazał się przysłowiowym "strzałem w dziesiątkę"- krzesełko było składane i było poza tym bardzo stabilne. No a na następną wiosnę będzie dla dziecka Aliny i Krystiana. Gdy dotarli do domu to Kazik powiedział - już chciałem was szukać! Zik, przecież my poszliśmy piechotką, bez samochodu, a my chodzimy statecznie, nie biegamy, no więc trochę to trwało. No a czemu nie wzięłaś samochodu? No bo nie pomyślałam, żeby wziąć twój samochód, nie podpowiedziałeś, a ja nie noszę przy sobie kluczyków do niego. Poza tym było sporo ludzi i pewnie byłby kłopot z parkowaniem. Jeśli się tak martwiłeś to było zatelefonować. Ja się nie martwiłem, ja po prostu tęsknię za tobą. Tak jakoś mało jesteśmy razem. No ale przecież nie będziemy siedzieć na wigilii do północy - zjemy kolację, deserki po kolacji i pójdziemy spatuńki razem z Aleksem. Alina też nie nadaje się do siedzenia nocą. Za trzy miesiące będzie rodzić, to już nie czas na siedzenie po nocy. Fajnie, że pojutrze pojadą razem z tatą do Franka. Alina pewnie tak po cichu trochę tęskni za tamtym domem. W końcu mieszkała tam wiele lat. A o której oni przyjdą na tę kolację? - na 17, 30. No to dobrze to wymyśliłaś - najdalej o dziewiątej będziemy już w łóżeczku. Tak bardzo, bardzo lubię cię tulić -wiesz? Tylko będziesz tulił? -zapytała. No na początku tylko tulił i całował, a potem - no a potem będę sprawdzał jak w wigilię smakuje każdy kawalątek twego ciałka. No to może ja się czymś wysmaruję, żebym była dla ciebie smaczniejsza - śmiała się Teresa.
Krzesełko zostało przez tatę i Kazika umyte, na dodatek wyłożone dziecięcym kocykiem, ale Teresa nie chciała by mały już w nim siedział - obawiała się, że jak mu się pokaże, że można w nim siedzieć nie tylko z racji jedzenia to malec nie będzie chciał siedzieć w kojcu. A według dołączonej "instrukcji użycia" krzesełko było dla dzieci od lat 1 - 3. Krzesełko miało własny blat, który skutecznie blokował malucha. Podpórka pod nóżki dla nieco starszych dzieci miała regulację wysokości. No popatrz- Włosi jak zwykle są bezbłędni z tą produkcją sprzętu dla dzieci - stwierdził tata. U nich dziecko to pełnoprawny obywatel.
Wigilia została "wzmocniona" smażonymi pstrągami. Teresa "podziabała" kawałeczek ryby widelcem na bardzo maleńkie kawałki, wymieszała z rozdrobnionym kartofelkiem i Aleks bardzo sprawnie zjadł tak ze 3 centymetry pstrąga - szło mu to bardzo sprawnie. Butelkę z piciem już sam sobie trzymał i bardzo mu się podobało siedzenie pomiędzy rodzicami. Oczywiście dziadek od razu uwiecznił ów fakt na zdjęciu.
Po kolacji Alina z Teresą popakowały prezenty, karteczki opatrzył imionami tata, bo tata bardzo ładnie robił napisy, Teresa wszystko spakowała w koszyk. Kwadrans po ósmej Teresa wydobyła Alka z fotelika, pięknie zrobił rączką pa,pa i Teresa wyniosła dziecko do sypialni. Alina i Krystian też się podnieśli, Alina zamarzyła sobie jeszcze pójście na spacer, więc się pożegnali. Wychodząc dyskutowali czy przejdą się koło domu Kazików czy podjadą pod swój dom i tam pospacerują. Alinko, przecież to wszystko jedno, możemy teraz podreptać, a możemy za chwilę, gdy dojedziemy pod nasz dom. Koło nas jest mniej samochodów, tylko taka różnica.
Pierwszy dzień świąt upłynął dość leniwie. Pogoda była niestety marniutka, padał deszcz ze śniegiem i Teresie i Kazikowi wcale się nie spieszyło rano do wstawania. Teresa zrobiła małemu mleko, zmieniła mu pampersa i Aleksa przytulił do siebie tata. Tata był jak zwykle śpiący, a że nie musiał dziś jechać do pracy trwał w półśnie czekając na Teresę. No i wtedy nastąpiło to, co Aleks ogromnie lubił - leżał pomiędzy tatą i mamą i po kilku minutach kręcenia się spokojnie zasnął. Kazik też zasnął. Teresa patrzyła z wielkim rozczuleniem na swoich mężczyzn. Pierwsze włoski Aleks już stracił, te "nowe" były jeszcze bardzo krótkie i znacznie jaśniejsze niż te, z którymi przyszedł na świat. Kazik przebudził się na moment i bardzo delikatnie przeniósł małego otulonego kocykiem do jego łóżeczka. Nakrył go jeszcze jednym kocykiem, sprawdził, czy się mały nie przebudził i wrócił do małżeńskiego łóżka. Przytulił się mocno do Teresy i szepnął jej do ucha - pośpijmy jeszcze trochę. No jasne, zgodziła się. Po dwóch godzinach obudził ich świergot ptaków - ów świergot ptaków był z pozytywki, która wisiała w łóżeczku Aleksa. Teresa zerknęła i szybko wyszeptała do Kazika - zobacz, on stoi i udało mu się dlatego uruchomić pozytywkę. Oboje popatrzyli w stronę łóżeczka - rzeczywiście Aleks stał i usiłował wydłubać oczy pozytywce, która imitowała głowę misia.
No, całe szczęście, że już obniżyliśmy mu "podłogę" w łóżeczku- stwierdził Kazik. Wypadł by gdy była tak wysoko jak przedtem. Popatrzmy jeszcze na niego - powiedział Teresie do ucha. Mały był odwrócony do nich bokiem, ale był szalenie zajęty oczkami misia- na szczęście oczka tego misia były dobrze umocowane. A bardzo go interesowały- może dlatego, że były wielkości oka dorosłej osoby. Może szkoda, że te oczka nie mają powiek - pomyślała Teresa. Byłyby wtedy jeszcze bardziej interesujące. Mały był bardzo zainteresowany tymi oczkami. Stał w łóżeczku już co najmniej kwadrans. W końcu, chyba już zmęczony klapnął na pupę. Wtedy Kazik wstał, co zostało powitane uśmiechem i przemieszczeniem się małego w stronę taty. Kazik wziął dziecko i razem z nim ułożył się obok Teresy. W nagrodę tata zaraz został obśliniony, mama z lekka skopana i sprawdzono czy jej włosy nadal się mocno trzymają głowy. Słodziak został przebrany w dzienne ciuszki, przy okazji znów zmieniono mu pampersa a z tej radości nóżki fikały nieprzerwanie. Na czas ubierania się rodziców wylądował w swoim łóżeczku a potem został "spacyfikowany", czyli trafił do kojca.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń