środa, 9 grudnia 2020

Nie wigilijna opowieść - III

Postali jeszcze na kotwicy z godzinę przyglądając się sobie wzajemnie w czasie rozmowy. Wypili  całą kawę a Iza zauważyła zmianę w postawie Tolka. Wyraźnie się rozluźnił, nie rzucał na nią ukradkowych  spojrzeń tylko się jej bacznie przyglądał. W pewnej chwili stwierdził, że choć chodzili razem 7 lat do szkoły, potem spotykali się w okresie liceum to on jej właściwie nie zna, nic o niej nie wie, a chciałby jednak sporo wiedzieć. Iza jęknęła- chłopie, przecież  nie po to nas posyłali do szkoły byśmy się tam poznawali, ale po to byśmy się uczyli czytać i pisać i zdobyli minimum wiedzy. To czego nas uczyli to kropla w morzu potrzeb każdego człowieka. Nas nawet samodzielnego myślenia  nie uczyli, nasze myśli były wiecznie sterowane. Co mi z tego, że dowiedziałam się, że są rośliny okryto i  nago zalążkowe, skoro po szkolnej biologii rozpoznam na łące co najwyżej koniczynę. Jestem w lesie i nie rozpoznaję ptasich głosów i pewnie gdyby nie mój ojciec nie odróżniłabym szpaka od drozda i jaskółki od  jerzyka. Czy ktoś nas w szkole uczył jak sobie radzić z własnymi uczuciami, jak umieć się odnaleźć w okresie dojrzewania hormonalnego  gdy ma się kompletny mętlik w głowie? Teoretycznie tego wszystkiego powinien był uczyć dom, ale chyba pamiętasz jak wyglądał przekrój klasy pod względem społecznym? Były też dzieci alkoholików, więc co mogły wynieść z domu w sensie  wiedzy o życiu? Że jest wódka  czysta i kolorowa a piwem zmieszanym z wódką  można się szybciej upić i zaoszczędzić tym samym nieco pieniędzy. I to wszystko. I nie przesadzaj, że mnie nie znasz,  trochę jednak  żeśmy się poznawali,  głównie z tej zakazanej przez rodziny strony. Trochę czasu jednak od tamtych lat minęło, w międzyczasie byli przy nas inni ludzie i tamte szczeniackie "odkrycia" pokrył kurz niepamięci. A pamiętasz moje osiemnaste urodziny czy też  już zapomniałeś? Czy wiesz, że  tego fotografa już nie ma? Ale ja nadal mam zdjęcie zrobione tamtego dnia. I wiem, że mi jedno wtedy cichcem zabrałeś. Tolek uśmiechnął się przepraszająco - mam je i mam jeszcze jedną twoją rzecz- pamiętasz jak raz zgubiłaś na łodzi swój klapek, ten "złoty"? Szukaliśmy i nie mogliśmy go znaleźć a w tydzień później mój ojciec go znalazł, był pod podłogą w kokpicie. Oczywiście nie przyznałem się, że znam właścicielkę i udawałem wielkie zdumienie skąd się tam wziął. Bo gdybym  powiedział, to by się wydało, że podprowadziłem ojcu zapasowe kluczyki od  hangaru i korzystałem bez jego wiedzy z żaglówki. Iza zaczęła się skręcać ze śmiechu, bo wtedy była pewna, że Tolek brał łódkę legalnie a nie po kryjomu. Ona o brakującym klapku powiedziała w domu, że go zgubiła , zapewne wypadł jej z siatki. A wyprawy nad Wisłę zawsze były firmowane imieniem którejś z koleżanek jeśli akurat nie wypadały w dzień, w którym się urywała ze szkoły. Pośmiali się trochę z siebie, potem postanowili popłynąć  aż do Helu i popatrzeć na miejsce gdzie się spotyka woda zatoki z Bałtykiem. Oboje byli w świetnym nastroju, a Tolek kilka razy powtórzył niczym mantrę : dobrze, że dodzwoniłem się do ciebie i żeśmy się spotkali. Za kolejnym razem  Iza powiedziała - nie  ekscytuj się, nie jestem ani mila ani dobra, jednego już wykończyłam, więc lepiej uważaj. Na dodatek jestem obrzydliwie konsekwentna i poważna, co dla niektórych jest męczące, więc uważaj z różnymi deklaracjami,  bo potem się czepiam. Tolek leciutko się uśmiechnął i podsumował - mam podobnie, mnie to pasuje.

Do Sopotu wracali na foku i silniku. Oboje zadowoleni ze wspólnie spędzonego dnia. Postanowili, że  wieczorem jeszcze wyskoczą na  molo i może wstąpią gdzieś na chwilę na tradycyjny dancing, na który namówią też rodziców Tolka. Był to pomysł Izy, która pamiętała jedną z prywatek u Tolka, gdy jego rodzice tańczyli razem z nimi  wszystkimi. Byli to jedyni rodzice, którzy wpadli na taki pomysł. A  Iza dziś wieczorem zatelefonuje do koleżanki by ta ją w poniedziałek zastąpiła. I do Warszawy pojadą w poniedziałek przed południem. I nie będą tak  gnali jak do Sopotu.

Rodzice Tolka bez problemu zgodzili się na ten plan. Iza zaproponowała, że zrobi  pani domu wieczorowy makijaż co zostało przyjęte z wielkim entuzjazmem i nim Iza skończyła swe dzieło panie już były "na ty". A po drodze do Grand  Hotelu, bo tam grała prawdziwa orkiestra i ludzie  tańczyli jak Bóg przykazał parami a nie miotali się konwulsyjnie każdy osobno (jak to ślicznie określił pan domu) Iza poprosiła by Tolek  zatrzymał się  koło apteki, bo  ona musi kupić olej rycynowy. Wysiadł razem z nią a jedyne czego się dowiedział brzmiało -  ma do niej przyjść do pokoju gdy  skończy wieczorne  ablucje. Biedny chłopak wyglądał na dość zdezorientowanego- apteka, olej rycynowy, on do niej po wzięciu prysznica - coś trudno było to połączyć w logiczną całość. A gdy z nią tańczył jedyne czego się dowiedział było - nie tylko punktualność jest wielką cnotą, cierpliwość także. Twój tata świetnie  tańczy, jestem zachwycona.

Przed północą ruszyli do domu. Piętnaście  minut po powrocie do domu Tolek zameldował się w pokoju Izy. Iza usadziła go w fotelu, kazała zdjąć górę piżamy i zaczęła pomału, ale dość mocno wmasowywać olej rycynowy w blizny. Chyba nie tego oczekiwał. Iza mu spokojnie tłumaczyła, że w cywilizowanym świecie olej rycynowy nie jest stosowany przy zaparciach  jak w Polsce, ale do wcierania w blizny i stłuczenia. A na zaparcia w cywilizowanym świecie ludzie stosują oliwę z oliwek. Poprosiła by jeszcze z 15 minut nie zakładał nic, a potem by założył jakąś starą, miękką  bawełnianą podkoszulkę, którą  można prać w cieplejszej wodzie. A gdy przyjadą do Warszawy Iza da mu bawełniane, tetrowe .....pieluchy, które ochronią jego piżamy przed zabrudzeniem tym gęstym olejem.

Następnego dnia pożegnanie było jednym pasmem zapewnień z obu stron, że było bardzo miło, Iza dostała  "wieczyste zaproszenie" do odwiedzania rodziców w Sopocie, pani domu wcisnęła jej w dłoń kartkę z telefonem i adresem, Iza czym prędzej podała swój domowy numer, a pan domu zapewniał, że już czeka na jej następną wizytę bo świetnie mu się z Izą tańczyło.

Gdy w końcu młodzi wsiedli do samochodu i zapięli pasy Tolek prychnął - mój stary wyraźnie cię podrywał. Iza roześmiała się serdecznie i spytała czy byłoby lepiej gdyby się jego rodzicom nie podobała. No nie, lepiej, że się podobasz, ale jestem zazdrosny.

Iza  natychmiast spoważniała. Przez chwilę nie mówiła nic, po czym  spokojnie powiedziała - nie ma najmniejszego powodu do zazdrości. Przecież głównie tańczyłam z  tobą. Poza tym czy ty aby nie przesadzasz?  Nim coś palniesz pomyśl a potem mów. Jak na razie to nie jesteśmy parą, sam o tym dobrze wiesz. Nie można kogoś pokochać w 2 dni nawet jeśli się kogoś znało w czasach dzieciństwa i wczesnej młodości. I nie wmawiaj sam w siebie  a i we mnie, że jesteś zakochany we mnie  lub mnie kochasz.

Owszem, może jesteś zauroczony, może ci się podobam, ale to nie miłość jak na razie. Bardzo cię lubię, ale nadużyciem byłoby powiedzenie że cię kocham. Nie bazuj na tym co się między nami kiedyś zdarzyło. Jeżeli jest nam pisane, że mamy być razem to będziemy. Bo jak całkiem przytomnie zauważyłeś to mało się jednak znamy - kim innym byłam w wieku 18 lat a kim innym jestem teraz. Ty też byłeś wtedy inny, sam to wiesz. Musimy trochę ze sobą pobyć, poznać swoje reakcje  na wiele spraw. Nawet nie wiem jak teraz  całujesz. Wiem, że ten wypadek zmienił twoje życie, że w pewnym sensie poczułeś  się gorszy, że te blizny szpecą nie tylko twoje ciało  ale i duszę, niszczą  twą psychikę. Pomogę ci w tym byś jakoś wrócił do równowagi. Już raz popełniłam pomyłkę, drugi raz nie chcę jej popełnić. To nieudane małżeństwo otworzyło mi oczy  na wiele aspektów a jednocześnie też sprawiło, że poczułam się gorsza, choć on pił nie z mojej winy, tylko starannie ukrywano ten fakt  przede mną.

Na wiele kilometrów zapanowało grobowe niemal milczenie, w końcu Tolek  powiedział: wiem, że masz rację. To prawda, że ten wypadek mnie zmienił. Mam jeszcze ten list, który do mnie wysłałaś gdy byłem po wypadku. Nigdy go nie otworzyłem ale nie wyrzuciłem. Masz rację czuję się gorszy, ale już od wielu miesięcy zbierałem się by cię odnaleźć. Ciebie a nie jakąś inną dziewczynę.Ale strasznie się bałem bo minęło tyle  lat. Wiedziałem, że wyszłaś za mąż, nie wiedziałam tylko, że się rozwiodłaś. Gdy powiedziałaś, że jesteś po rozwodzie to chciałem skakać z radości. A jak teraz całuję? Nie wiem, ale mogę spróbować, choć się boję. W snach idzie mi to dobrze. I zawsze w snach  całuję ciebie, nigdy żadną inną kobietę.W pewnym sensie jesteśmy jak dwa rozbitki na bezludnej wyspie. Co prawda każde z nas jest z innego statku ale chyba możemy spróbować poznać się i połączyć swe siły. Podjedźmy gdzieś na kawę zmęczyłem się.

Iza zaprotestowała - nie , po prostu ja cię zmienię za kierownicą na  najbliższym parkingu, mam przy sobie prawo jazdy. Odpada, jestem wpisany  jako kierowca tego samochodu. Gdyby zdarzył się wypadek nawet nie z Twojej winy byłby kłopot.

Rozumiem. Następnym razem weźmiemy  mój samochód. Dobrze, na najbliższej stacji napijemy się kawy i trochę pospacerujemy, to nam dobrze  zrobi.

W dwie godziny później parkowali pod domem Izy. Gdy weszli do mieszkania Iza powiedziała do Tolka - mam dla ciebie pewną propozycję - wymelduj się z hotelu, możesz mieszkać u mnie. Będzie to wygodniejsze dla nas obojga - będziemy dość szybko wiedzieć czy damy radę mieszkać pod  jednym  dachem, będziemy się na nowo poznawać, ja  będę miała pod kontrolą te twoje  blizny, bo jestem  pewna, że tak od razu pod nóż nie pójdziesz, zawsze wpierw jest leczenie zachowawcze. Możesz korzystać z  mojego samochodu. I możesz podać osobom, z którymi musisz mieć kontakt telefoniczny, mój numer telefonu, jest na nim sekretarka, jak cię nie będzie to się ten ktoś nagra.

A teraz szybciutko zrobimy coś do jedzenia, bo ty po prostu jesteś głodny. Włącz wodę, na pierwszy ogień zrobimy kanapki, a potem  ja ugotuję coś na obiad lub kolację.

Tolek przyglądał się jej z uwagą, wreszcie zapytał - ty to wszystko mówisz poważnie?

                                                        c.d.n.



 


3 komentarze: