niedziela, 27 grudnia 2020

Zimowa eskapada - II

 Po obiedzie  postanowili posiedzieć nieco na swej loggii- było tu znacznie zaciszniej niż koło basenu, poza tym chcieli się trochę lepiej poznać. Michał przyniósł z barku napoje bezalkoholowe, na fotelach rozłożyli koce i nawet można się było opalać.Umówili się, że postarają się odpowiadać na pytania zgodnie z prawdą, a jeśli jakiś temat będzie zbyt uciążliwy to po prostu powiedzą, że to  temat nie do rozpatrywania. 
Zapadło na pół godziny niemal grobowe milczenie, w końcu Mirka stwierdziła, że trudno, może podpadnie, ale zapytała czy Michał ma jakąś dziewczynę. Michał uśmiechnął się - pewnie nie uwierzysz, ale nie mam. Miałem, ale na razie jestem wciąż "bezprzydziałowy". Rozleciało się po moim wypadku, nie wierzyła wpierw , że wyżyję a potem, że będę pełnosprawny. Bo nie wyglądało to dobrze. 
A co sobie zrobiłeś?- możesz powiedzieć? 
Mogę- po prostu złamałem sobie nogę i miałem wstrząs mózgu - niby nic wielkiego, ale ta noga ni diabła nie chciała się zrosnąć. Normalnie takie złamanie to powinno się zrosnąć migiem bo teoretycznie w moim wieku kostnina tworzy się szybko a tu nic- ciągle się paprało i nie zrastało. Nawet była obawa, że mi nogę amputują, ale po dwóch operacjach i niemal rocznej rehabilitacji jak widzisz chodzę i to chyba nawet nieźle. Blizny też nie takie tragiczne, już prawie  niewidoczne. 
Profesor, u którego na oddziale leżałem był łaskaw w ramach eksperymentu zespolić mi te kości trwale i gdy po wielu miesiącach jednak się zrosły usunął mi dwie płytki ściągające kości razem. Byłem w pewnym sensie królikiem doświadczalnym. 
A teraz już jestem w pełnej formie, tylko uważam na to co robię i nie wchodzę na żadne wysokości bez ubezpieczenia. Wtedy zleciałem z dachu na działce u przyjaciół moich rodziców. Nie mam też  żalu do dziewczyny, że w czasie gdy leżałem połamany i załamany przestała mnie odwiedzać. Pewnie to nie była właśnie ta dziewczyna, która jest mi pisana. 
A skoro jesteśmy przy tematach drażliwych to powiedz mi skąd znasz mojego brata. Bo tak prawdę mówiąc to wcale on do ciebie nie pasuje. Powiedziałaś, że ostatnio strasznie schamiał, powiedziałbym raczej, że to u niego był od pewnego czasu standard. 
Ja rozumiem, że on pracuje fizycznie ale to chyba nie powód by w kółko przeklinać, nie rozumiem dlaczego chce zejść do poziomu swych kumpli od młotka i kielni. 
Pożarł się z rodzicami i się wyprowadził z domu bo biedaczka w domu gnębili- nie życzyli sobie by wracał codziennie po północy i palił w domu papierosy, bo dym szkodzi jego mamie. No to się uniósł honorem i poszedł do pracy i wyprowadził  domu. 
Dla niego jestem ciamajdą, bo tylko studiuję i nie pracuję. Nikt na moim kierunku nie pracuje oprócz studiowania, bo to trudny kierunek. Ja już teraz zacząłem pisać pracę dyplomową. Pracowałem zawsze w każde wakacje i to najczęściej poza Polską, więc jakieś własne pieniądze mam, a rodzice są zdania, że mają mnie jednego więc pomagają. 
Kupili mi nawet malutkie mieszkanie w Krakowie, żebym się nie gnieździł w akademiku. Raz w miesiącu do mnie przyjeżdżają co można uznać jako inspekcję, ale nie mam o to pretensji, ja ich rozumiem. Mama zawsze mi nazwozi wecków, puste zabierze. Czasem coś nagada, że np. uzbierałem za  dużo prania i muszę się wtedy brać jeszcze w jej obecności za pranie. Albo się przyczepi, że guzik nie przyszyty i nie ma zmiłuj- muszę się brać do przyszycia. 
Przepraszam, zadałem ci pytanie a zagadałem cię na śmierć. 
Mirka roześmiała się. Nie zagadałeś na śmierć, jeszcze żyję. Twojego brata poznałam w klubie tańca rok temu. On jest apodyktyczny, każdemu by wszedł na głowę, ale na początku taki nie był. 
Ja musiałam zacząć pracę gdy się nie dostałam na wymarzone studia, czyli SGH, zabrakło mi punktów, ale tylko z jednego przedmiotu, z matematyki. A jak zaczęłam pracować to trafiłam do działu prawnego i oni mnie zaraz skierowali na prawo administracyjne i teraz mam jeszcze tylko rok do skończenia. Mieszkam w mieszkaniu mojej babci, którą rodzice zabrali do siebie, bo wymaga opieki. Prościej mieć babcię "pod rękę" niż stale, czasem dwa lub trzy razy dziennie do niej jeździć.
Zobacz, to słońce to nawet opala! Zaraz przyniosę krem i się nasmarujemy. I Mirka szybko pobiegła po krem. 
No to już wiem czego zapomniałem - właśnie kremu. Gdy zejdziemy na dół to może będzie gdzieś jakiś kiosk z kosmetykami to zakupię - Michał był wyraźnie zmartwiony swoim gapiostwem. Ale Mirka  wytłumaczyła mu, że ona zabrała 3 duże tubki kremu to im z pewnością na cały pobyt wystarczy, bo przecież codziennie nie będą się opalać  "w całości"- mają sporo wycieczek w planie a wtedy to tylko twarze będą smarować, więc kremu im wystarczy. 
Na loggii przesiedzieli aż do kolacji cały czas rozmawiając.Zupełnie im nie brakowało tematów do rozmów. Mirka tylko poprosiła by więcej nie rozmawiać o niej i Miśku, bo to temat już zamknięty bezpowrotnie i nie ma o czym rozmawiać.
Wieczorem Iza stwierdziła, że pierwsza skorzysta z łazienki. Wyszła z niej w piżamce szczelnie  ją okrywającej i szybko ułożyła się w wybranym przez siebie  łóżku. Zasnęła nim Michał skończył swe wieczorne  ablucje. Była jednak bardzo zmęczona. 
Rano obudziły ją słowa- "przepraszam, że cię budzę, ale Kair na nas czeka, trzeba iść na śniadanie". Otworzyła oczy i zobaczyła Michała siedzącego na podłodze obok  jej  łóżka i ładującego do swego plecaka butelki z piciem, przewodnik po Egipcie w jęz. angielskim, cienki sweter, czapeczkę, piżamę, dodatkową podkoszulkę. Nic dziwnego - przed nimi było do pokonania 750 km do Kairu. Poprosił by przygotowała to co chce zabrać i wszystko wrzucą do jego plecaka. Był to bardzo ciekawy plecak, który po złożeniu mógł z powodzeniem schować się w kieszeni męskiej kurtki. Przed nimi był jeden nocleg w innym hotelu. Mirka oczyma wyobraźni widziała się w olbrzymim  autokarze, ale  na tę wycieczkę było mało chętnych, tylko ci, którzy wykupili ją jeszcze w Warszawie. Jechali  w 10 osób całkiem wygodnym busikiem i zdaniem ich obojga stanowczo za szybko.
Kair poraził ich swą wielkością i kontrastami. Tłokiem i hałasem, kolorami. Jechali przez bogate dzielnice  mieszkaniowe, centrum z biurowcami , przejeżdżali przez zabytkowe  dzielnice islamskie i koptyjskie, dzielnice handlowe  oraz dzielnice biedoty. Kair zdawał się nie mieć końca. Ale przecież gdzieś te 18 milionów ludzi musi mieszkać. Przy nim stolica Polski to główka od szpilki w porównaniu z golfową piłką.
Dwie godziny spędzili w Muzeum Egipskim oglądając najsłynniejsze eksponaty a  gdyby chcieli je zwiedzić dokładnie musieliby na to poświęcić ciurkiem chyba ze dwa dni. 
Na terenie Cytadeli Kairskiej oglądali piękny Meczet Alabastrowy. Przymiotnik "alabastrowy" to informacja dotycząca materiału z którego został zbudowany w ciągu 27 lat. Jest chyba najpiękniejszym zabytkiem Kairu. Zmęczeni , pełni wrażeń a jednocześnie  niedosytu, bo to właściwie był widok Kairu "z lotu ptaka" trafili do hotelu, gdzie zjedli coś pośredniego między kolacją i obiadem. 
Pokręcili się jeszcze trochę po okolicy tegoż hotelu i o 22,00 grzecznie poszli spać. Raniutko, zaraz po śniadaniu wyruszali do Gizy.
Zwiedzanie piramid odbywa się zawsze tak samo. Wpierw wszyscy podjeżdżają pod piramidę Cheopsa - wycieczka wysiada, wycieczka pstryka zdjęcia, wycieczka zwiedza wnętrze piramidy, wycieczka  opuszcza piramidę, wszyscy sadowią się na powrót w swym pojeździe. 
Teraz podjeżdżają pod Piramidę Chefrena - wycieczka wysiada, terkoczą mechanizmy kamer, pstrykają migawki, uśmiech, znak V z palców, zdjęcia, wycieczka wsiada do swego pojazdu. 
Zajeżdżają na  punkt widokowy - nie ma końca zdjęciom z gatunku: trzymam rękę na czubku piramidy, wdrapuję się na piramidę, zobaczcie jakie one malutkie. Mirka stoi poważna, zero wygłupów, w końcu Michał mówi - uśmiechnij się choć troszeczkę. Po chwili wręcza swój aparat jednemu ze współuczestników i prosi by sfotografował ich razem na tle  piramid. Nie wie jeszcze , że to właśnie zdjęcie będzie przez najbliższy rok stało u niego na biurku i wisiało u Mirki nad biurkiem.
Teraz jazda pod Sfinksa - wycieczka wysiada, wycieczka fotografuje Sfinksa i siebie wzajemnie, wycieczka wydziwia jaki ten faraon był brzydki, inni twierdzą, że to uczłowieczona  głowa lwa. Wycieczka wsiada do autokaru i opuszcza płaskowyż .
Część wycieczki zastanawia się  "czy warto było", część jest pewna, że warto było bo będzie się można pochwalić zdjęciami wśród znajomych. A nieliczni, wśród nich Mirka i Michał są zdecydowani powrócić tu jeszcze raz . Wrócimy tu jeszcze, dobrze?
Ale przyjedziemy tylko do Kairu i sami sobie opracujemy trasę jeszcze w Polsce- proponuje Mirce Michał i delikatnie całuję ją w rękę dodając - to z radości, że jestem tu z tobą a nie sam. Mirka pozostawia swą rękę w jego i jakiś czas siedzą w busiku trzymając się za ręce.
Mirka zaczyna rozmyślać o tym, jak bardzo różni są ci stryjeczni bracia. Wspomnienie "byłego Michała" blednie, ma szansę rozpłynąć się w powietrzu. I może dobrze, że poznała wpierw ten mniej miły wariant  Michała, bo mniej zaborczy, bardziej delikatny i nieco chyba nieśmiały Michał nr 2  coraz bardziej zyskuje w oczach Mirki.
Do swego hotelu w Marsa el Alam docierają o trzeciej nad ranem. Piją gorącą herbatę, wzmacniają się  barowymi chipsami i idą do swego pokoju. Jeszcze tylko prysznic i każde  ląduje w swoim łóżku. Michał jeszcze raz dziękuje jej za tę wycieczkę.
Dobrze, że śniadanie można tu zjeść do godziny 10,30. Są jeszcze nieco zmęczeni więc po śniadaniu zalegają na loggii. Mirka pilnuje by się dobrze wysmarowali kremem. Zimowe słońce też wszak może  zaszkodzić skórze. 
Michał studiuje swój przewodnik po Egipcie i co jakiś czas przekazuje informacje Mirce. Mirka bardzo stara się nie usnąć, w końcu wstaje z fotela i mówi - nie wiem jak ty,  ale ja muszę się jeszcze przespać i wracam do pokoju. Nie  chcę spać na słońcu to co najmniej niezdrowe. Michał uśmiecha się i mówi - to ja chyba ci potowarzyszę w tym spaniu, ale jednak nastawię alarm w komórce, żebyśmy się załapali na obiad.

                                                           c.d.n.



2 komentarze: