....dobrodziejstwo czy przekleństwo?
Pamięć działa w obie strony. Czasem pomaga uniknąć raz popełnionego błędu, ale nie wszystkim. I nie zawsze. No ale to chyba nie wina pamięci jako takiej, ale rzecz indywidualna każdego osobnika, bez względu na płeć.
Niestety wciąż przekonuję się, że zbyt wiele rzeczy pamiętam, co mi wcale
a wcale nie ułatwia życia.
Od pewnego czasu pracuję nad doskonaleniem "pamięci wybiórczej" czyli nad pamiętaniem tylko tego co miało pozytywny wpływ na moje ego, budziło
zachwyt lub radość. Utkam z tego wszystkiego kolorową, pamięciową mozaikę, którą można przywołać w chwilach gdy dochodzę do smętnego wniosku, że życie mało radosne jest.
O tym, że mam lekkiego świra to już wiecie.
Być może, że część z Was zauważyła, że mam nieco dziwne spojrzenie na
świat- ktoś kiedyś orzekł, że mam prymitywne spojrzenie na świat, ktoś
bardziej życzliwy określił, że spoglądam na świat jak impresjonista, że
zbieram po prostu wrażenia. Być może- zgadzam się ze wszystkim.
Mój ukochany mąż, gdy się gdzieś wybieramy, wpierw szczegółowo studiuje
trasę ( co do kilometra), potem stara się znalezć jak najwięcej informacji o
miejscu do którego jedziemy. To takie informacje jak co i dlaczego należy
zobaczyć, co kto wybudował, itp.
Jeżeli gdzieś jezdziłam sama, dostawałam do ręki kartkę z dokładnie
rozpisaną trasą, podaną dokładnie ilością kilometrów dzielącą kolejne
miejscowości, z uwagami gdzie mam nabrać benzynę, jak przejechać przez
mijane miasta, gdy nie ma obwodnicy. Dobre, ale nudne.
A ja - wolę gdy miejsce do którego jadę jest"ziemią tajemniczą"-wystarczy
mi informacja ile w sumie km trzeba pokonać i ogólne warunki typu:
warunki mieszkaniowe, plaża ładna/kiepska, jest gdzie i co zjeść.
Najczęściej staram się natomiast zakupić jakiś plan danego miejsca i okolic,
ale do korzystania dopiero na miejscu- żeby nie zabłądzić.
O wszelkich zabytkach czytam dopiero po ich obejrzeniu.No mam taki feler.
A na miejscu - zabytki to ostatni punkt mego programu- wpierw muszę
poczuć, w pewien sposób zrozumieć dane miejsce.
I tym sposobem, gdy opowiadam komuś o swym pobycie w Wenecji,
zapewne nie zbieram pochwał od "rasowych turystów".
Bo dla mnie Wenecja to ta chwila, gdy płynąc statkiem na horyzoncie
dostrzega się "coś" - nieregularną linię, która z każdym pokonanym
kilometrem zmienia swój kształt, dąży do trójwymiarowości.
I wreszcie zaczyna przybierać kształt miasta. I już wiesz, że to domy, a te
wysokie wieże to zapewne należą do kościołów.
I jest taki moment, gdy czujesz się jak w teatrze, gdy rozsunięta całkiem
kurtyna ukazuje nam cudną, teatralną dekorację - miasto.
I wtedy masz ochotę cofnąć się do tyłu i znów przeżyć tę zamianę cienkiej
linijki "czegoś" w miasto.
Wenecja- to Wybrzeże Słowiańskie z tłumem ludzi skołowanych,umęczonych
upałem, plątających się wśród kramów pełnych kolorowej tandety.
Wenecja- to przejażdżka Wielkim Kanałem, wzdłuż którego stoją piękne,
zabytkowe pałace, to panna młoda w sukni ślubnej na balkonie jednego
z hoteli i obejmujący ją mężczyzna, to gondole płynące, lub cumujące przy
brzegu, kołyszące się na fali, to kawiarenki nad samym brzegiem Wielkiego Kanału.
Wenecja to również ciche, puste uliczki, domy z zawilgoconymi ścianami,
pokrytymi pleśnią, mury obłażące z tynku, zalane wodą progi już
nieczynnych, zabitych deskami bram, to smutek przemijania.
Wenecja - to targ rybny i refleksja- że też ludzie jedzą te stworzenia-
omułki, krewetki, ośmiornice i różne inne stwory, których nie znam.I te
kolorowe ryby -zapewne w wodzie były jeszcze ładniejsze. Szkoda mi ich.
Wenecja - to okazjonalna wystawa rzezby Canovy. To wystawa, na której
jesteś zaledwie kilka centymetrów od rzezb, oglądanych dotychczas
jedynie na fotografiach.
To zachwyt i jednocześnie niedowierzanie jak można tchnąć życie w kamień.
I gdy sobie uzmysłowisz, że Canova nie żyje już od 1822 roku, to dreszcz
Cię przechodzi -głównie z zachwytu, że jego dzieła nadal żyją.
I stoisz tu i kontemplujesz każdy centymetr rzezby, a tak naprawdę
zdychasz z chęci objęcia każdej. Jedną ukradkiem, leciutko, wierzchem
dłoni pogłaskałam. Głupie, wiem. I niedozwolone.
Wenecja- to druga wystawa-tym razem rysunków Picassa.
Oglądam z zaciekawieniem i z jakimś żalem, że człowiek prowadzący tak
pięknie kreskę ,zaczął malować coś, co przynajmniej do mnie, nijak nie
przemawiało i nadal nie przemawia.
Wenecja -to również rozczarowanie wieloma wielkimi i uznanymi obrazami,
które zdają mi się "wylizane" i jednocześnie zbyt barwne.
Wenecja - to zachwyt architekturą i tęsknota by znów tu wrócić.
Stambuł - zawsze będzie mi się kojarzył z jazdą autokarem z Burgas.
Granicę bułgarsko-turecką przekraczaliśmy b.póznym wieczorem. Celnicy
trzymali nas na granicy strasznie długo, bo....oglądali mecz.
A potem przez całą drogę towarzyszył nam na niebie sierp księżyca i
gwiazdka, a po głowie kołatała się stara piosenka o księżycu zakochanym
w małej gwiazdce.
Stambuł - to miasto, które chyba nigdy nie śpi. To kawiarnie czynne w nocy,
w których nie spotkasz nawet pół kobiety, pryzma arbuzów, którymi
handluje młody Turek, to wreszcie monotonna, męcząca muzyka, która
przywodziła mi na myśl taniec brzucha.
Stambuł- to obłędny upał, choć słońca na niebie nie uświadczysz, to
straszliwy harmider samochodowych klaksonów, to ulice z cudownymi
stanowiskami czyścibutów, ozdobionych złocistymi dzwonkami, pełnymi
różnych akcesoriów i do tego on-czyścibut z miną księcia udzielnego.
Stambuł to również Wielki Bazar, w którym można się bez trudu zagubić,
to małe sklepiki z obłędną wręcz ilością towaru, aż masz wrażenie, że
to wszystko zaraz na ciebie spadnie i utoniesz w złocie, cennych
kamieniach, przywalona różnymi rzezbionymi figurkami, zamotają cię
cudne dywany lub jedwabie. Albo nagle zakonserwują cię wszystkie
przyprawy świata lub kołkiem stanie twe serce już od samego zapachu
świeżutko upalonej i zmielonej na pył kawy.
I ogłupiała z nadmiaru kolorów i różnorodności wchodzisz do malutkiego
sklepiku, dostajesz oczopląsu od widoku biżuterii, a właściciel skacze
koło ciebie jakbyś była kimś arcyważnym i chłopak biegnie po aromatyczną,
mocną herbatę a ty mierzysz po trzy pierścionki na raz i nerwowo
liczysz w pamięci kasę.
Stambuł to hagia sophia, której uroda była akurat przyćmiona remontem,
to smukłe wieżyczki minaretów i ozdobne kopuły meczetów i głos muzeina-
z taśmy;)
Turcja to miejsce, do którego zawsze wracam z przyjemnością, nawet gdy
to tylko nadmorski kurort. To palmowe aleje, pięknie kwitnące krzewy,
góry schodzące miejscami stromo do morza, to morze - bardzo kolorowe-
z wszystkim odcieniami zieleni i błękitu , złociste o zachodzie słońca.
A skoro jesteśmy przy morzu - każde jest piękne i każde ma nieco inne
oblicze.
Śródziemne -zawsze kojarzy mi się z zielenią, gdy patrzysz w jego toń,
jest też złociste o pewnej porze dnia. Stalowe wieczorem i jak płynny
ołów przy złej pogodzie. Bywa też w niektórych miejscach w barwie
królewskiego błękitu i wtedy chwilami skrzy się srebrem.
Każde morze daje mi moje dwie ulubione rozrywki - kilometrowe spacery
jego brzegiem lub typowe "nicnierobienie", czyli leżenie lub siedzenie
i wpatrywanie się w dal- odpływają wtedy wraz z falami wszystkie myśli-
i te głupie i te mądre- to rodzaj medytacji.
Dziwne czasem te moje wspomnienia - większość pobytu mogę określić
lakonicznym stwierdzeniem "fajnie było" i kilkakrotny pobyt w Bieszczadach
sprowadza się do odczucia niezmiernej żałości na widok resztek domów
Łemków i do chwili gdy siedziałam na łące wśród pasących się koni i
straszliwie się bałam, bo podchodziły coraz bliżej.
Bieszczady to również zapach łąk i duże odległości i odpoczynek na łące
nagrzanej słońcem, pełnej uwijających się owadów, ich lekkie brzęczenie
i dochodząca z oddali ballada Stinga.
Bieszczady to spacery z moim psem, który ciągnął mnie pod górę i
wynajdywał ciągle płyciutkie strumyki, a na drodze obwąchiwał z wielką
lubością rozjechane i wyschnięte truchła ropuch.
I z takich właśnie okruchów pamięci chcę mieć ochronną pamięciową mozaikę.
A nie o to właśnie chodzi?
OdpowiedzUsuńIdzie o to, aby się bez potrzeby nie zadręczać nadmiarem niemiłych wspomnień.
UsuńMiłego;)
Moja pamiec zyje wlasnym zyciem i na ogol trzyma sie kurczowo tych nieprzyjemnych przezyc, nie chce ich z siebie wyrzucic. Musze zyc z takim balastem.
OdpowiedzUsuńKtoś,kiedyś intensywnie popracował by nieco zmienić moją psychikę.Zmusił mnie do przepracowywania na bieżąco wszystkich złych doświadczeń i do wyciągania z nich wniosków, zamiast permanentnego wracania do niemiłych, dręczących wspomnień. Staram się się nadal utrzymywać ten reżim i przynajmniej raz w tygodniu
Usuń"przesiać" to wszystko co mnie spotkało.
Miłego;)
Ja mam ostatnio takie permanentne i dlugo trwajace zle doswiadczenia, wiec co mi po przesianiu, kiedy sie nie koncza?
UsuńPamiętam "wrażeniami". No dobra, nie mam przesianej pamięci, ale nie mam też problemu z wyrzucaniem "tu i teraz" tych niemiłych wspomnień. Potrafię sobie powiedzieć: " O nie, teraz o tym nie będę myślała", szukam w pamięci fajne chwile i w ten sposób złe się rozmywa. Ale nad tym trzeba popracować i nauczyć się tego.
OdpowiedzUsuńWiesz, jest jednak sporo osób, które nie potrafią "oswoić" tych złych wspomnień. I nie idzie tu o całkowite wyparcie ich ze świadomości ale o przemyślenie, zrozumienie, opracowanie strategii na przyszłość. Straszliwie się kiedyś oburzałam, gdy mi mówiono, że wszystko co nas spotyka musimy "świadomie przetworzyć i zaakceptować i umieć wybaczyć sobie i innym" i wiele czasu musiało upłynąć nim pojęłam o co tu biega.I wiesz, wcale tu nie szło o jakieś chrześcijańskie wybaczanie, zwłaszcza, że nigdy nie byłam w tym nurcie.
UsuńMiłego;)
Ja jestem przekonany, że są potrzebne i te dobre, i te złe wspomnienia. Nie będzie problemu jak potrafimy wyrobić sobie do nich dystans. Rzecz jednak chyba w tym, że nie do końca my sami decydujemy, które w nas pozostają, a tylko nasz podświadomość.
OdpowiedzUsuńWiększy wpływ mamy na to, który z Twoich blogów czytać :)
Pozdrowienia.
Ten blog z reguły polecam masochistom:))). Bo lubią cierpieć.
UsuńCoś się działo na Bloggerze, bo znów coś "doskonalili" a ja, nieco skołowana tym bardakiem, który mam za szybą wskazałam zły blog przy nowym poscie. A potem miałam problemy techniczne by wejść na własny blog. Teraz zobaczyłam, że już
skasowane jest pojęcie "pulpit nawigacyjny" a wprowadzone "pulpit informacyjny" i jeszcze jakieś kosmetyczne jak na razie zmiany.
Nie idzie o to, żeby wyprzeć z pamięci złe wspomnienia- idzie o to, by je przepracować, czyli rozebrać na części pierwsze, żeby z czasem człowieka nie dręczyły.
Miłego;)
Pięknie napisane czytałam z dużą przyjemnością. W szpitalu miałam sen, dźwigałam naręcze jakiś rzeczy i przyszła myśl "są rzeczy zbędne i niezbędne", właściwie nie było to słowo "rzeczy" ale chodziło o myśli, wspomnienia o coś w psychice. Zastanawiałam gdzie wyrzuć zbędne.
OdpowiedzUsuńTeż pamiętam jak napisała Jaskółka "wrażeniami" są miejsce za którymi tęsknię, są nawet takie że muszę tam wleźć bo ... nie wiem dlaczego, ale jakby były ze mną związane od wieków zapisane w pamięci chociaż nie znane. :)Serdeczności.
Dziękuję Eluś.Funkcjonujemy na tych samych falach. Nie wyrzucamy nigdzie tych zbędnych wspomnień, ale je oswajamy przepracowując, rozpatrując, wyciągając wnioski i wtedy już nie dręczą nas, nie są balastem.
UsuńTo był dobry sen w gruncie rzeczy.
Serdeczności;)
A ja nie mam pamięci do przeszłości :-)))
OdpowiedzUsuńZapominam łatwo wszystko, a szczególnie to złe...
Z przeszłości wyciągam tylko wnioski i patrzę do przodu.
Każdy jest z nas inny :-)
Pozdrawiam serdecznie :-)
Ze mnie generalnie pamiętliwa baba jest, ale oduczyłam się zadręczania tym co zrobiłam zle, kto mnie skrzywdził, co się nie udało. I znacznie mi z tym lepiej niż kiedyś.
UsuńMiłego Krysiu,;)
no, to ja miałem napad... hm... rutynozy i skomentowałem na drugim blogu...
OdpowiedzUsuńale, ale... tu drugi, tam drugi?... w gdzie jest pierwszy?...
p,jzns :)...
W 2008r zaczęłam blogowanie właśnie na tym blogu, potem przeniosłam się na drugi blog (cobytujeszcze), a tu zadręczam ludzi swoim pisaniem a moze raczej grafomaństwem.
UsuńA jak się ma dwa blogi , to się może zle najechać kursorem i zapisać post nie tam, gdzie się chciało.
Miłego;)
Przepięknie napisane, byłam tam z Tobą! Takie zwiedzanie i poznawanie świata byłoby moim zwiedzaniem, żadna "rasowa turystyka", fotensy pod palmą, piramidami czy na czubku wieży Eiffla. Takie też, czemu nie, ale tylko obok, przy okazji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Cieszę się więc, że byłyśmy tam razem. Wiesz czego najbardziej nie lubię?- siebie samej na zdjęciach z wakacji.I mam tak mało własnej podobizny na zdjęciach, że potem zadaję durne pytania w rodzaju : "a kto tu jest na tym zdjęciu" i rodzina się w głowę stuka wymownie. No ale do lustra też rzadko zaglądam.
UsuńSerdeczności;)
Przepięknie. Teraz wiem dlaczego tak Cię lubię. Choćby dlatego, że moja Wenecja to ta listopadowa, zamglona i całkiem pusta. Ze dwóch turystów za to olbrzymia ilość kotów /w domyśle - szczurów/.
OdpowiedzUsuńDo zobaczyska!!!
A już myślałam, że lubisz mnie tak zupełnie bez powodu.
UsuńMarzy mi się by znów zobaczyć Wenecję i może w nieco mniejszym upale niż wtedy.
Wenecja łączy ze sobą piękno i smutek, bo gdy się ominie te główne turystyczne szlaki to widać, że miasto jednak popada w ruinę.
Zamglona i pozbawiona turystów Wenecja jest z pewnością miejscem wielce tajemniczym.
Miłego,;)
Lubię Cię z powodu tej broszki.
Usuń:-))
Pozwiedzałam razem z tobą. Dzięki. Lubię szczególnie zimą, wieczorem przed snem uruchomić film z dobrymi wspomnieniami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Cieszę się z Twego towarzystwa. Letnie wspomnienia fajne są gdy za oknem plucha lub gołoledz albo śnieg i mróz.
UsuńMiłego;)
Unikam wspomnień z przeszłości, gdyż napawają mnie żalem i tęsknotą , bo nigdy juz nie wrócą. Muszę żyć jak każdy obecnym czasem . Szkoda tylko ,że wiek nie pozwala mi w pełni korzystać z wielu możliwości i marzeń.
OdpowiedzUsuńJakoś udało mi się pogodzić z faktem , że nie pojadę kolejny raz w miejsca, które kiedyś udało mi się zwiedzić.Zamiast się tym smucić, nauczyłam się cieszyć, że mogłam kilka ciekawych i ładnych miejsc odwiedzić. Też mam ograniczenia takie, o których piszesz.
UsuńMiłego;)
Ja tez staram się zachować tylko dobre wspomnienia, ale cóż życie dostarcza czasem okropności. A moja Wenecja jest bardzo zbliżona do Twojej. Wspaniale byłoby pojechać tam jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńJola
Jolu, bo życie nie jest romansem.Ale jak się zastanowić to i romanse bywają byle jakie, wręcz okropne, w skutkach zwłaszcza.
UsuńMiłego;)
Z ciekawością podążałam za Tobą, tym bardziej, że portretuję parę na tle kanału weneckiego!!!!!!
OdpowiedzUsuńPotęzne wyzwanie (oczywiście sama stawiam sobie tak wysoko porzeczkę bo mogli być bez tego niezwykłego tla, ale ono mnie fascynuje...).
Do pamiętania mam np. wrażenia z przemiłego spotkania! Nie zapominam pięknych przedmiotów np klipsów z kryształkami Swarowskiego i kolijki z koralików, nawet dotyk ich jest cudowny.
Lubię zapamiętywać drobiagi i nimi "przykrywać" ewentualne ciemniejsze strony. Czasami gdy ciemne strony są cięższe gatunkowo, potrzebuję więcej czasu na wyciszenie ich.
Wciąż tylko nie mam czasu na pisanie bloga, bo w ogródku wszystko wyrosło co A. posadził (działał tam po raz pierwszy i bardzo przesadził w uprawach!).
Najmilszego!
Joasinko, sama się zachwycam jak dobrze wyszły te oprawione kryształki Svarovskiego. Muszę chyba powtórzyć to doświadczenie. Tylko muszę zapolować na kryształki rivoli o średnicy 18 mm. I krąży mi po głowie pomysł zrobienia naszyjnika z tak oprawionych kryształków- naszyjnik w stylu wiktoriańskim by powstał. Z drugiej strony, gdy sobie pomyślę ile musiałabym tych kryształków "ubrać" w te ociupeńkie koraliki to zaczynam się zastanawiać.
OdpowiedzUsuńWiesz co byłoby świetne?- gdybyśmy mogły razem być w realu w Wenecji.
Ściskam;)
Przypomniały mi się podróże sprzed lat. Bajkowa Wenecja, byłam tam i latem i zimą. To chyba najbardziej magiczne miasto! Mignęły mi przed oczami inne miejsca, a to dzięki Twoim zapiskom. Dziękuję i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTe mniej znane fragmenty Wenecji z odpadającymi tynkami, z pustką okien robia niesamowite wrażenie- to wszystko to ginące piękn. Mury ciagna wilgoć i wraz z nią sól na wysokość kilku pieter. Gdy dotykasz muru, który pod palcami sir rozsypuje to wpadasz w panikę i uciekasz. Wszyscy "czaszkują" jak ratować Wenecję a działanie są nie tylko kosztowne ale i muszą być wielokierunkowe. Trudna sprawa.
UsuńMiłego;)
Odbieram piękne miejsca, które zwiedzam podobnie do Ciebie, też emocjonalnie i chłonę głównie oczami. Doczytuję później, lub na miejscu, jeśli coś mnie bardzo zainteresuje. :)
OdpowiedzUsuńBo takie zwiedzanie bez doczytywania co jest co sprawia mi duża większą frajdę niż zwiedzanie z przewodnikiem w ręce.
UsuńBy coś mi się podobało wcale nie muszę wiedzieć od razu co to jest- liczy się przecież wrażenie.
Miłego;)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńW taką paskudną jesień, Twoja wspomnieniowa mozaika, Anabell, to cud, miód i malina na serce. Szczególnie dla mnie, bo moje dróżki też tam gdzieś są obok Twoich, a może nawet są to te same dróżki.
Pozdrawiam serdecznie.
Myślę Eluś, że często się nasze dróżki krzyżowały, bo lubimy te same klimaty.Zawsze z rozrzewnieniem wspominam Wenecję.
UsuńSerdeczności;)