sobota, 12 grudnia 2020

Nie wigilijna opowieść -VII

Gdy jedli kolację Iza powiedziała do Tolka - nie wiem jak to jest, ale w obecności twoich rodziców czuję  się na pełnym luzie. Bo oni nie są zakłamani- wyjaśnił Tolek. Pamiętasz ten film , który oglądaliśmy w twoje osiemnaste  urodziny? Ja go dostałem od ojca na swoje osiemnaste urodziny. Wręczając mi go powiedział, że powinienem go obejrzeć wpierw sam, a potem z dziewczyną która jest mi bliska i ewentualnie razem z nią wypróbować, jeśli będzie nas łączyło jakieś uczucie i jeśli ona będzie chciała. O antykoncepcji też pomyślał. Drugi film z tej dziedziny, ale o stronie psychicznej zagadnienia, z ogromną ilością tekstu, którego nie mogłem wtedy pojąć z  posiadanym wówczas zasobem słów angielskich dostałem od mamy, a ona powiedziała, żebym o tym co usłyszę w tym filmie nigdy nie zapominał, to wtedy moje życie intymne będzie wartościowe. Musiałem sobie kupić słownik medyczny polsko-angielski żeby wszystko  pojąć. Trochę czasu spędziłem też w bibliotece lekarskiej. Rodzice dobrze wiedzieli, że w młodym wieku krew nie woda a majtki nie pokrzywy i chcieli żebym miał w tej dziedzinie jak najmniej złych doświadczeń. I wiedzieli, że zakazami to niewiele można zdziałać. No i wiedzieli do jakiego zawodu idę - bajka o tym, że co port to inna dziewczyna  funkcjonowała i nadal ma się świetnie. Trochę prawdy w tym jest, ale kapitanowie z reguły aż tak rozwiąźli nie są- za dużo obowiązków, za dużo pracy, za dużo odpowiedzialności.

A to, że razem mieszkamy i żyjemy ze sobą moich rodziców też  nie gorszy. Ojciec się mnie tylko zapytał raz, czy o tej pani, której zawracam głowę myślę poważnie, bo dla chwili mojej rozkoszy nie mam prawa kogokolwiek krzywdzić. Nie pamiętali cię wcale z naszych szczenięcych lat, ale po twojej pierwszej wizycie bardzo cię polubili, a teraz  to już  zupełnie sfiksowali na twym punkcie. Gdyby  nie to, że powiedziałem, o  tych bułeczkach, że to dla ciebie do tego łososia, to  by ich mama nie upiekła. Bo nigdy mnie  nie rozpieszczali.Ojciec dziś o świcie poszedł  na przystań i łódkę wyszorował. Dla mnie szok ale i ogromna radość. Ojej, jakie te twoje  łzy słone. Chodź, pójdziemy do nich i porozmawiamy o ślubie. A potem, jeżeli nie będzie padać to  może pójdziemy na  spacer brzegiem morza. Na wszelki wypadek założymy klapki basenowe żeby na jakieś ostre paskudztwo nie nadepnąć. Lubię chodzić wieczorem brzegiem morza, ale dość dawno nie chodziłem.

Oczywiście Tolek nalegał, by ślub był jak najszybciej, czyli w lipcu, a w sierpniu Iza ma urlop, więc jeszcze przed jego operacją pojechaliby gdzieś na dwa tygodnie, bo dwa tygodnie przed operacją Tolek musi porobić zlecone przez lekarza badania. I proponuje by   ślub był w Sopocie, w ich ogrodzie. To co prawda kosztuje , ale to drobiazg. Niewiele więcej niż dwie  butelki dobrego markowego koniaku. Obojgu nie zależy na weselu, ba nawet protestują przeciwko czemuś takiemu jak wesele. Iza od razu powiedziała, że z jej strony to będzie tylko ojciec i może jego przyjaciółka. Nie czuje się na siłach by zaprosić swą matkę, bo już kilka lat  nie rozmawiają ze sobą ani się nie widują. Przy okazji powiedziała dlaczego i tym razem to  mama Tolka miała oczy pełne łez i tuliła do siebie Izę. W kwestii świadków to Iza wymyśliła, żeby świadkami byli .........rodzice Tolka. Bo jedyny wymóg co do świadków to fakt, że muszą być osobami pełnoletnimi.

Na cały okres leczenia i rekonwalescencji Tolka będą oczywiście mieszkać w Warszawie. Na razie  przez kilka miesięcy Tolek nie będzie nigdzie wyjeżdżał poza Polskę. Urlopu ma niczym mrówek w lesie, bo pływał jak nakręcony. Żeby nie zwariować. Co dalej? - chciałby by Iza mieszkała blisko jego rodziców dopóki nie wyklaruje się jego nowe  zatrudnienie.  A praca dla Izy w Trójmieście z pewnością się znajdzie. Choć tak naprawdę to Iza mogłaby spokojnie pracować nie na pełnym etacie a na połówce. A może chciałaby mieć własną firmę? Planują z kolegami założenie jakiejś firmy turystycznej, może podróże po Morzu Śródziemnym takie krótkie, tygodniowe. Wtedy by chciał żeby Iza mieszkała blisko niego. Nie wyobraża sobie by wypłynął  na kilka miesięcy i był z dala od niej.  Musi się spotkać z kolegami, więc zrobi to jeszcze przed ślubem. Może zainwestują w jakiś ośrodek turystyczny taki ze SPA i jedną z atrakcji będą rejsy wzdłuż wybrzeża Bałtyku?  Co prawda Bałtyk nie jest miłym morzem do pływania  bo ma krótką falę, co jest męczące dla pasażerów.

Umówili się w końcu, że zaraz po powrocie do Warszawy Iza przygotuje swoje dokumenty, czyli metrykę urodzenia i dokument, że jest stanu wolnego i przywiozą to w następny weekend, a ojciec Tolka złoży te dokumenty w USC, w którym pracuje córka dobrych znajomych rodziców Tolka. Wiadomo - wszelakie znajomości są zawsze cenne a czasami niezbędne. A jakby tak udało się załatwić ślub na ostatni dzień czerwca to byłoby jeszcze lepiej, stwierdziła mama, nie uzasadniając tego. No i oczywiście koniecznie ślub w ogrodzie. Więc od razu trzeba załatwić wypożyczenie   białego namiotu  kawiarnianego oraz zamówić ludzi do jego zainstalowania. Tudzież 2 stoły nieduże, krzesła i catering zależny od godziny ślubu i pogody. Ale o tym wszystkim to będą rozmawiać rodzice ze swymi bliskimi przyjaciółmi, którzy aktualnie mają kawiarnię. Tolek się co prawda lekko krzywił, bo pewnie trzeba będzie tych przyjaciół rodziców zaprosić, ale Iza przekonywała go, że skoro rodzice jednak im w organizacji pomagają to może jednak Tolek  jakoś przeżyje ich obecność. Iza podsunęła też myśl, że może w takim razie wypożyczyć na  ten dzień tę kawiarnię, skoro i tak ślub ma być poza siedzibą  Urzędu i ślub zrobić w kawiarni. Wtedy wszystko będzie prostsze. Po kilku protestach Tolka, że milej będzie w ogrodzie, postanowiono, że porozmawiają o tym  wariancie z przyjaciółmi rodziców, bo, jak przypomniała mama, kawiarnia była niedawno pięknie odnowiona i miała  ładne wnętrze.

Iza stwierdziła, że wpadnie do pana doktora i powie mu o tym, że ślub się odbędzie wcześniej i oczywiście go zaprosi i trzeba będzie mu zapewnić nocleg, oczywiście na ich koszt,  ale to nie było problemem, po prostu w domu rodziców były jeszcze dwa pokoje gościnne. Iza  natomiast cały czas "woziła się" z problemem czy ma zaprosić ojca czy nie, bo  nie za często się z nim kontaktowała. Z reguły ojciec telefonował do niej raz w roku z zapytaniem czy wszystko jest w porządku i nie interesowały go szczegóły.

Rodzice Tolka zapowiedzieli, że oni kupią obrączki ślubne, a skoro Iza ma już pierścionek z platyny to i obrączki z platyny będą ale Tolek ostro zaprotestował mówiąc, że obrączki to jego sprawa a u tego jubilera gdzie nabył pierścionek są również obrączki no i może kupią  coś na  zamówienie. I bez tych obrączek rodzice będą mieli sporo kłopotów, zamieszania i wydatków.

A w czym Izuniu będziesz  brała ślub?- zapytała mama- ale nim Iza zdążyła coś powiedzieć Tolek westchnął teatralnie i powiedział- obawiam się, że w sukience a wolałbym by była w bikini. Iza spojrzała na niego - a ja myślałam że wolałbyś bym była w stroju Ewy, nawet bez listka figowego. A potem stwierdziła, że ma całkiem niezłą sukienkę na tę okazję- jedwabną, długą. Generalnie jest ciemnobłękitna, góra bez ramiączek z wrobionym stanikiem, dopasowana do figury, gładka,  a dół to "reprodukcja" jednego z obrazów  J.Miro "Blue", spódnica długa z rozcięciem na jednym boku sięgającym mniej więcej do połowy uda. Sukienka była dziełem jej przyjaciółki, która w pewnym okresie swej kariery malowała na jedwabiu. A teraz jest pamiątką po niej, bo autorka wyjechała na stałe z Polski.Nawet ją raz miała na sobie na balu. I przywiezie ją w przyszłym tygodniu. A tak w ogóle to nie ma problemu bo jest mnóstwo całkiem miłych letnich sukienek i jeśli rada rodzinna skonstatuje, że lepiej wystąpić w czym innym to bez problemu coś  dla siebie znajdzie. Ciekawa jest natomiast jak wystąpi Tolek. Może w spodniach korsarkach i koszuli z szerokimi rękawami i w kamizelce złocistej? To byłoby coś!

Iiiiii, takich chudziutkich korsarzy  a do tego z włosami blond to nie było- śmiała się mama. Ale tak poważnie  rzecz ujmując to dla niego trzeba kupić jakiś letni  garnitur. I jak zwykle wszystko będzie za obszerne przy tym wzroście. Ależ ja nie chcę  garnituru, przecież  mógłbym być tylko  w spodniach (zgodzę się na inne niż dżinsy) i jakiejś  fajnej  koszuli. Np. dobranej do koloru sukienki Izy? Mógłbym być w  białych spodniach i ciemno niebieskiej koszuli. Izie spodobał się ten pomysł.

No dobrze, a co z waszymi bliskimi znajomymi, przyjaciółmi? - zapytał się tata. Przecież macie  takowych. Iza i Tolek spojrzeli na nich zdziwieni. Ależ tato, to jest nasza rodzinna uroczystość, przecież nie urządzamy żadnego wesela, bo wesele to średnia frajda. Ani Iza ani ja nie lubimy tego typu uroczystości jak wesele. Może gdy mieliśmy po 20 lat inaczej byśmy to urządzali, ale my już jesteśmy starzy. Ze znajomych to być może ja zaproszę Kacpra a Iza swoją  zmienniczkę. Tata tylko pokręcił głową - no tak trzydziestodwuletni staruszkowie, wszystko już przeżyli.

A mama, jak zwykle  zapobiegająca konfliktom pomiędzy ojcem a synem powiedziała- a ja doceniam fakt, że chcecie być tylko z tymi, których kochacie lub bardzo lubicie i naprawdę w pełni doceniam to, że chcecie być tylko z nami. Masz rację synku, to jest naprawdę rodzinna uroczystość.

Na wieczorny spacer wybrali się w czwórkę. Było nawet dość chłodno, co "pan kapitan" uznał za  dobry znak. Wykazali się, wg rodziców, niezwykłą umiejętnością całowania się i jednoczesnego przemieszczania w przód. Wspólnie doszli do wniosku, że po prostu rodzice , jako starsze pokolenie  nigdy nie całowało się na ulicy, a dla nich to była rzecz normalna. I wtedy Iza "błysnęła" mówiąc, że pruderyjna  to ona nie jest, ale głupio się czuje, gdy w komunikacji miejskiej jakaś  para całuje się namiętnie i ona zaraz ma skojarzenie z ptakami karmiącymi swe  młode. Jej pokolenie witało się na ulicy stylem "niedźwiedź",  buźka, owszem chodzili wpół objęci, gdy szli wieczorem ulicą która była niedoświetlona i wtedy właśnie chodzili  długą chwilę się całując, ale nie robili tego w  biały dzień w  pełnym ludzi tramwaju lub autobusie.Poza tym pierwsze "treningi" w dyscyplinie "całowanie się" zaczęli uprawiać w wieku lat czternastu. 

Było naprawdę chłodno i Iza stwierdziła,  że jej jest już zimno i wszyscy wrócili do domu. Postali jeszcze chwilę podziwiając nocne niebo, wypatrzyli nawet przesuwający się szybko bardzo niebieski obiekt i Tolek powiedział, że to któryś z satelitów. I że niebo nocne najpiękniej wygląda gdy się jest na rozległym akwenie, daleko od jakiegokolwiek lądu.

Następnego dnia była piękna pogoda  więc postanowili popłynąć w stronę Chałup. Ale szybko zmienili  zamiar, bo w tej okolicy były regaty, więc tylko chwilę oglądali z daleka i popłynęli do Jastarni. Tolek pokazał Izie  miejsce, gdzie były bunkry i potem popłynęli na Hel



4 komentarze: