czwartek, 14 stycznia 2021

Fatamorgana VII

 I tak jak przewidywał Wojtek w 10 minut później do restauracji zaczęli napływać goście- w progu witali ich Ela i Jacek. Konrad  już wcześniej zajął miejsce strategiczne obok fotela, na którym miał siedzieć, jego zdaniem,  Jacek.

Gdy już wszyscy pozajmowali miejsca na salę wjechały  stoliki z zimnymi zupami, jako że był upał. Do wyboru był tradycyjny  polski chłodnik oraz hiszpańskie gazpacho.Kelnerzy musieli niektórym tłumaczyć czym się różni jeden chłodnik od  drugiego. Dobrze, że mieli na dolnych blatach stolików dodatkowe talerze, bo wiele osób miało ochotę na obydwa.

W pewnej chwili Konrad powiedział  do Jacka - tata, jestem tu jedynym dzieckiem! Jacek rozejrzał się dookoła  i stwierdził- przecież ci mówiłem, że nam wystarczy tylko jedno dziecko - ty i cmoknął czule synka w czubek głowy.

Kelnerzy bardzo sprawnie uprzątnęli już wykorzystane talerze, na stole stanęły butelki z dwoma rodzajami wina a do sali wjechało na stolikach drugie danie, na każdym stoliku były trzy rodzaje mięsa: pieczony indyk, polędwica wołowa po nelsońsku oraz pieczony schab. 

Wojtek w tym momencie  wstał i powiedział- "kochani, celowo zamówiłem tylko jeden rodzaj  zieleniny, czyli zieloną sałatę, bo jak wyczytałem w mądrym poradniku jest to najczęściej  zamawiana i lubiana przez wszystkich  zielenina, ale jeśli komuś nie pasuje to proszę by sobie  zamówił u kelnera inną zieloność". Ela z trudem utrzymała powagę by nie parsknąć śmiechem.  I nie był to jedyny  zabawny moment. Gdy  już zjedzono drugie  danie a na stolikach zaczęły wjeżdżać do sali desery czyli po dwa różne torty, melba, lody oraz drobne kruche ciastka Wojtek znów wstał i powiedział - krojenia tortu nie ma, bo państwo młodzi wyrażali się o tej tradycji negatywnie, więc zamiast tortu typu wieża Eiffla są chyba dwa różne torty, do wyboru no i jak widzicie wina też różne.

Gdy już kelnerzy zaspokoili życzenia gości względem "słodkości"  Jacek poczuł się w obowiązku wygłosić kilka słów- podziękował wszystkim za przybycie i za to, że mógł z nimi dzielić ten najszczęśliwszy jak dotąd dzień w swym życiu, Eli podziękował za to, że zgodziła się być jego żoną, Konradowi za to, że pozwolił by został jego ojcem, potem wszystkim przyjaciołom za lata wspólnej pracy, w której wszak bywało różnie, czasem  nawet wesoło a czasem nie za bardzo, Wojtkowi za te wszystkie lata naprawdę prawdziwej przyjaźni, która przetrzymała i nadal przetrzymuje wszystko, nawet to, że odchodzi z pracy. Ledwo Jacek skończył i ucichły brawa, Konrad wstał i lekko zacinając się powiedział - a ja ci dziękuję tato za to, że jesteś. Dostał huczne  brawa, które  pewnie ledwie do niego dotarły, bo utonął wpierw w uścisku Jacka, potem Eli  a na końcu Wojtka. Zrobiło się nieco ckliwie, mocno rodzinnie a ojciec Eli znów narzekał na katar. Potem namiętni palacze wylegli do kawiarnianego ogródka by nie zatruwać tych nielicznych niepalących. 

Jacek skorzystał  z chwili przerwy i odciągnął na bok Wojtka, by z nim porozmawiać o stronie  finansowej tego całego przedsięwzięcia, ale został wyśmiany - ty bracie to chyba  zgłupiałeś przez ten ożenek - to jest prezent od nas wszystkich - zamiast kwiatów, kolejnych trzech żelazek lub kompletów sztućców. A że ktoś to musiał wszystko koordynować to padło na mnie, bo przecież wszyscy wiedzą, że się przyjaźnimy od lat, nawet gdy niemal się tłuczemy bo jesteśmy na siebie  wściekli. Twoi teściowie też się do tego dołożyli a poza tym jak sam widziałeś nie było tu nic a nic ekstrawaganckiego czy ekstra drogiego. Więc odpuść - dobrze? Namów tylko Elę na pracę u nas. Ja już zaczynam pomału tego nie ogarniać, muszę kogoś wybrać  na twoje miejsce, te pindy sekretarki z roku na rok głupsze, a niby coraz lepiej wykształcone. A ja już robiłem wywiad o Eli i wiem, że twoja pani to wszystko raz dwa ogarnie i zorganizuje mi życie. A dzieciak ci się udał- jest super. Trzeba będzie zacząć akcję w sądzie, bo nie jest to szybka sprawa. Dobrze, że  rodzice tego bubka przejęli jego obowiązek alimentacyjny, to nam ułatwi sprawę. Ale chyba znowu trzeba będzie tego gościa szukać. Gdzie Ela takiego debila wytrzasnęła? Nie wiem, nie mam pojęcia, zresztą nie jest to temat na rozmowy kochanków - więc nie pytałem odparł Jacek. Powiedziała mi tylko, że wymazała go ze swej pamięci kompletnie, a Konrad wcale go nie wspomina, choć wtedy gdy ten drań ich opuszczał to już miał siedem lat. Ela zaraz po rozwodzie zmieniła mieszkanie co też  może  miało znaczenie, by  mały szybko zapomniał o takim ojcu. 

Wojtek wyszedł do ogródka i głośno  powiedział- kochani, torty jeszcze  są, zjadajcie , albo  bierzcie do  domu. Tyle  żeście tu nakopcili, że chyba wszystkie liście z żywopłotu opadną. Kawa, herbata, zimne napoje i wino jeszcze są.  W niecałą godzinę później przyjęcie się skończyło. Wojtek podszedł do Eli i Jacka i zapytał- to dokąd mam was odwieźć ? do wiochy czy zostajecie na noc poślubną w Warszawie? No chyba jednak na razie musimy się z tych eleganckich  szmatek rozebrać, więc kilka najbliższych godzin zostaniemy w Warszawie powiedziała Ela. Jadąc na wieś musimy zabrać  samochód Jacka.  Samochód Jacka stoi tu na parkingu, przecież  po to Jacku, twój teść go odholował sprzed Urzędu. A moja bryka stoi w waszym garażu. No to ja siadam za kierownicę, bo nie wypiłem ani kropli wina. Ela tylko zamachała rękami- oj, już zupełnie nie mogę się połapać w tym wszystkim- straciłam kontrolę nad przebiegiem wydarzeń. Radek jedzie z nami, musi się przebrać w bardziej działkowe ciuchy. A na działkę przyjedziemy wszyscy jutro przed południem. Pożegnali się z rodzicami  i Wojtek, w charakterze kierowcy zawiózł ich do  domu. Gdy panowie wymieniali w garażu samochody Wojtek szepnął do Jacka - to będziecie musieli mieć cichą noc poślubną. Na co Jacek odpowiedział - po tylu wariackich nocach przedślubnych  jedna może być nieco spokojniejsza. Zastanawiamy się nad zmianą mieszkania, w tej samej spółdzielni, kilka ulic dalej, żeby mały miał nadal  blisko do szkoły. 

W domu omal nie popłakali się  ze śmiechu, bo przed kąpielą Konrad stanął przed lustrem i bardzo starannie się w nim oglądał , a zapytany czemu się tak starannie ogląda odpowiedział - bo ciocia Basia powiedziała, że po waszym ślubie wszystko mi się zmieni, więc oglądałem czy mi się coś zmieniło. Jacek tłumiąc śmiech powiedział- no pewnie, że ci się zmieni- nie  będziesz chodził po szkole do dziadków bo ja będę w domu. A kto będzie przychodził do mnie na wywiadówki? Oboje będziemy przychodzić - wyjaśniła mu Ela.

Gdy już Radek zasnął utulony wpierw przez Jacka a potem przez Elę, zajęli się planowaniem najbliższych dni. Ela wtulona w Jacka powiedziała - to był, a właściwie jest -mój  najpiękniejszy dzień w życiu. Nie czułam się nawet w połowie tak szczęśliwa gdy urodziłam Konrada. 

Rozliczyłeś się z Wojtkiem? Nie, bo to był prezent od tych wszystkich, którzy byli na ślubie i od twoich rodziców. Któraś z przytomnych  pań, ale nie wiem która, stwierdziła, żeby zamiast kwiatów wręczanych przy składaniu życzeń zrobić zrzutkę na wspólny z nami obiad. Jak znam życie, ta limuzyna i fotograf to inicjatywa własna Wojtka, zobaczysz ile będzie z nim wspólnych zdjęć, zupełnie jakby pięciu Wojtków z nami było a nie jeden. Tego fotografa obaj znamy ze służbowych działań, na jego zdjęciach to nawet nieboszczyk wygląda sympatycznie  i zdrowo, dla niego nie ma osób  niefotogenicznych. Istny geniusz. Autokar był służbowy, ciekawy jestem  jaki jest wpisany cel tej przejażdżki, nie wiem też gdzie tych ludzi woził, ale to nam powiedzą pewnie rodzice albo twoja kuzynka. Wiesz, tu wszyscy mają zakodowane, że nie wszystko trzeba wiedzieć, bo  wtedy dłużej i zdrowiej żyjesz. Każdy musi znać perfekt własny wycinek pracy a cudzy tylko na tyle by razem funkcjonować. Tu nie ma wścibstwa. Przyjdziesz do pracy w dresie - zero zdziwionych spojrzeń- widocznie tak a nie inaczej masz być tego dnia ubrany.  Wojtek mnie piłuje o to, byś dla niego pracowała - wie dokładnie gdzie pracujesz i co w swoim  biurze robisz, wie ,że jesteś dobrą planistką, pomijam  już milczeniem fakt, że jako kobieta też mu się podobasz, ale nie ma zwyczaju uwodzenia żon swoich kolegów i przyjaciół. Gdybyś była wolna już tonęłabyś w kwiatach i pachnidłach i była wieziona na Capri, choćby tylko na jeden dzień. Ma za sobą trzy małżeństwa z bardzo ładnymi kobietami, były niestety bez krzty  intelektu. A on jest bardzo inteligentny, więc przysłowiowe ptasie móżdżki po roku lub dwóch same prosiły o rozwód. A pracuje  chyba całą dobę. Jako szef ma jedną super zaletę - bardzo jasno precyzuje obowiązki pracownika i nie jest niesprawiedliwy.

I właściwie to mogłabyś tam pracować z dwóch powodów-dostałabyś więcej niż masz tutaj, tak na moje oko to pewnie z 50% więcej niż masz teraz a poza tym tam jest dużo różnych świadczeń socjalnych, dobre ośrodki wczasowe, obozy dla  dzieciaków. No i będziesz miała tylko jego na głowie, nikt inny ci żadnych poleceń nie wyda. A on poza tym ma zwyczaj proszenia o wszystko a nie wydawania  poleceń i wiele osób przez to wpada  w kłopoty bo nie traktuje tego jako polecenia służbowe. No to potem pierze leci. To jest mój  jedyny przyjaciel, reszta to tylko koledzy. A chyba  najbardziej nas łączy awersja do głupich ludzi.

No ale jak ja mogłam mu się spodobać jako asystentka, co on może wiedzieć o mojej inteligencji skoro zna mnie niemal tylko z widzenia? - to jakieś  niepoważne przecież- drążyła temat Ela. Kochanie moje, toż on wie, że z głupią bym się nie żenił. A że przy okazji ładna z ciebie dziewczyna to dodatkowy bonus dla mnie. Chodź już spatuniać, to był długi dzień, a ja jakiś niedopieszczony znów jestem, jakoś nie umiem się przytulać do ciebie bezpłciowo.

Rano, gdy się  Ela ocknęła, ze zdumieniem  stwierdziła, że jest w łóżku sama a z kuchni dochodzą stłumione chichoty Radka. Zerknęła na zegarek i aż jęknęła- dochodziła  już dziesiąta. Zwlokła się z łóżka i w koszuli nocnej powędrowała do kuchni, gdzie Jacek i Konrad kończyli już śniadanie. A czemu mnie nie obudziliście tylko sami się najadacie? Ja też jestem głodna. No chyba nie za bardzo jesteś głodna, skoro dopiero teraz się obudziłaś- śmiał się Jacek. Za kilka minut dostaniesz świeżutki rogalik , zaraz zacznie się rumienić. Do wyboru masz krem czekoladowy, dżem morelowy, lub tylko masło. A skąd te rogaliki? Z zamrażarki, znalazłem je w zamrażarce, sprawdziłem datę, że jeszcze ważne więc je zrobiliśmy. Ojej, zupełnie o nich zapomniałam, kupiłam je przed urlopem, żeby były jako rezerwa. Tyle  się ostatnio dzieje, że się nie mogę pozbierać z tym wszystkim. Wiecie, że to nasze pierwsze rodzinne śniadanie? Na tę okoliczność zrobię sobie czekoladę na gorąco. Chcecie także? Oj fajnie, ucieszył się Konrad. Jacek się lekko skrzywił, ale gdy wyczytał, że to nie mleczna tylko gorzka czekolada zgodził się mówiąc - nie będę  się wyróżniał.

Po śniadaniu  zapakowali samochód i ruszyli na działkę. 

                                                              c.d.n.

2 komentarze: