Sobotnie zakupy odzieżowe z dwoma facetami, którzy nie mieli pojęcia jakie noszą rozmiary ubrań, nie wiedzą jaką lubią kolorystykę a na dodatek każdą przymiarkę traktują jak najcięższą karę, porównywalną do kary dożywocia w więzieniu o najsroższej formule, mogą każdego przyprawić o rozstrój nerwowy.
Po wyjściu z jednego ze sklepów Ewie puściły nerwy i oświadczyła, że jeśli jeszcze raz usłyszy, że któryś z nich nie wie jaki nosi rozmiar, nie wie co mu się podoba lub wygłosi, że jemu nie potrzeba wcale ani nowej bielizny ani nowej koszulki ani nowej kurtki, ani spodni bo mu wydarte kieszenie nie wadzą itp. to ona ich w sklepie pobije, albo weźmie te swoje wszystkie niewykorzystane urlopy i wyjedzie sama na wycieczkę z Orbisem, najlepiej do Meksyku albo na Alaskę.
Orbis nie ma wycieczek na Alaskę - beznamiętnym głosem stwierdził Paweł. A poza tym głupio mi, że chcecie mnie ubierać, bo ja sobie z czasem przecież na to zarobię. W tym momencie Robert nieco oprzytomniał mówiąc Pawłowi, że oni usiłują nadrobić to wszystko czego byli pozbawieni bo ktoś inny dbał o Pawła zaopatrzenie , a on wprawdzie dawał pieniądze, ale nie kontrolował w jaki sposób są wydawane. A on sam nie przepada za takimi zakupami, bo przecież większość swego życia spędza w stroju służbowym. A poza tym to on nie rozumie, czemu Ewa nic dla siebie nie kupuje.
Gdyby wzrok Ewy mógł zabijać obaj leżeliby już na ulicy martwi gdy wściekła wysyczała - bredzisz jakbyś się chloroformu naćpał- jak na razie to w sklepach z męską odzieżą nie kupuje się damskich ubrań. Poza tym to szafa mi się nie domyka, tyle mam ciuchów. I systematycznie coś z ciuchów wymieniam na nowe. Nie moja wina, że ty tego nie dostrzegasz, że nie dociera do ciebie, że niemal każdego dnia jestem w czym innym. Nawet zapyziały Zigi i ta zgraja biurowa to dostrzega.
Idziemy na kawę - muszę się uspokoić- zarządziła. Kawą się będziesz uspokajać?- zdziwił się Robert. To może wdepnijmy do Wedla na gorącą czekoladę, czekolada poprawia humor, mamy stąd bliziutko. Ewa ruszyła przodem, ale do jej uszu dobiegły słowa Pawła- niedobrze, zdenerwowaliśmy mamę Ewę. Ewa policzyła w duchu do siedmiu i.....odpuściła- udała, że nic nie słyszała.
Sącząc czekoladę, którą "chłopcy"zagryzali wafelkami czuła jak jej topnieje serce i mija złość. Przy okazji zakupili bardzo dużo słodyczy wedlowskich by je potem w niedzielę dać Alinie i Frankowi, którzy mieszkając w Legionowie nie mieli blisko do firmowego sklepu Wedla. Dopiero teraz powiedzieli Pawłowi, że następnego dnia jest u nich rodzinne spotkanie z Aliną i Frankiem, ale Klonów nie spotka, bo są u swych dziadków. Z jakim Frankiem? To ciocia ma nowego męża?- zdziwił się Paweł. Nie, tylko Franek, który na chrzcie dostał Jan,Franciszek używa teraz drugiego imienia, żeby go ludzie nie mylili z jego ojcem.
Gdy wyszli z pijalni czekolady Ewa stwierdziła, że tak się jej poprawił nastrój, że aż może zajrzeć do któregoś sklepu z damskimi ciuchami i zostawiła ich przed sklepem "obładowanych" ich zakupami. W kilka minut później wyszła z maleńką paczuszką. Co kupiłaś?- dopytywał się Robert. Figi i rajstopy. Tak bez mierzenia? - udawał zdziwienie Robert. Tak, bo ja kupuję je na oko a nie na pupę- wyjaśniła.
Kupili jeszcze buty dla Pawła i to takie, które mu się bardzo podobały i czarne firmowe dżinsy. W samochodzie, gdy jechali do domu Ewa tłumaczyła Pawłowi, że fakt, że studiuje informatykę nie zobowiązuje go do chodzenia na okrągło we flanelowej koszuli w kratkę , rozciągniętym we wszystkie strony swetrze i wydartych, brudnych i postrzępionych dżinsach. Ona zna informatyków, którzy na co dzień chodzą w garniturach a jeśli się mają czołgać pod biurkami i kotłować w kablach to zakładają robocze kombinezony.
W domu przy kawie z ulubionymi Ewy słodyczami (czyli bakaliami i gorzką czekoladą) Ewa naprowadziła rozmowę na temat urodzinowego prezentu dla Pawła. Powiedziała, że chcą mu z okazji jego ćwierćwiecza sprawić prezent, który by mu sprawił prawdziwą radość. I w związku z tym, niech on wymieni kilka rzeczy, które sprawiłyby mu radość a on dostanie jedną z nich. I żeby jednak była to niespodzianka, a jednocześnie jakieś pole manewru dla nich, to dopiero w dniu urodzin zobaczy co to jest.
Przy okazji rozmawiali o swych marzeniach. Gdy przyszła kolej Pawła na powiedzenie o czym marzy powiedział - powiem, ale pod warunkiem, że nie wyślecie mnie natychmiast do szpitala psychiatrycznego. Bo mnie się marzy, byśmy mogli mieszkać razem, albo w jakimś dużym 5, 6 pokoi mieszkaniu albo w jakimś domu. I to nawet wtedy, gdy założę własną rodzinę. Kocham was oboje, wasza obecność daje mi siłę i wiarę w to, że sobie poradzę w życiu, że nie narobię głupot. Nie bardzo rozumiem ten pęd do tego by koniecznie mieszkać bez rodziców. Kiedyś właśnie w tej jedności rodziny była siła. Zazdroszczę jednemu z kolegów- mieszka w domu, w którym mieszkają trzy pokolenia. Chcieli mu kupić w Warszawie jakieś mini mieszkanie, żeby nie dojeżdżał codziennie na uczelnię, ale on wolał dojeżdżać niż mieszkać sam.
To marzenie nie kwalifikuje cię do psychiatryka, tylko uświadamia mi synku, jak bardzo byłeś samotny i cierpiałeś z powodu rozpadu naszego małżeństwa - stwierdził ze smutkiem Robert.
A chciałbyś mieć babcię i dziadka? - spytała Ewa. Bo moi rodzice jeszcze żyją i w pewnym sensie są też w tej chwili i twoją rodziną. Jeżeli odpowiada ci większa rodzina, możemy dziś po południu do nich podjechać i poznasz ich. Mojego ojca polubisz zapewne " z marszu", to kontaktowy człowiek. Mama jest nieco zagubiona w tej rzeczywistości, być może to wynik, że ma za mało bodźców z zewnątrz. Rutyna każdego wysysa. Mieszkają sami w piętrowym domku, wykorzystują tylko parter, góra stoi nieużywana, ale jest regularnie sprzątana, wietrzona i w pełni sprawna. Domek ma media miejskie i jest niedaleko od nas. Jest też nieduży ogród. My liczymy się z tym, że może nadejść taki moment, że będziemy się musieli tam przeprowadzić. Na górze są trzy duże pokoje i łazienka, na dole jeden duży , trzy sypialnie, nieduże, łazienka i kuchnia. Piwnica jest sucha i pięknie urządzona, bo w pewnym okresie rodzice urządzali ją na wzór niemieckich piwnic w domkach jednorodzinnych. Kiedyś w piwnicy stał piec do ogrzewania całego domku, teraz jest tam centralne ogrzewanie i ciepła woda z elektrociepłowni, domek jest podłączony do miejskiej kanalizacji, więc "przemeblowali" piwnicę. Jest też wiata na dwa samochody.
Jeżeli ty i moi rodzice przypadniecie sobie do gustu, nie ma przeszkód byś tam zamieszkał. Oczywiście nie jest to nasza propozycja na twój urodzinowy prezent, myśl szybciutko nad tym, co chciałbyś dostać.
I myślę, że nie będą obrażeni, gdy będziesz ich tytułował babcią i dziadkiem. Oni zapewne też poczują się pewniej mieszkając pod jednym dachem z kimś pełnosprawnym. No to jak, mam do nich zadzwonić, że dziś im przywiozę swego przybranego syna a im przybranego wnuka?- spytała przewiercając spojrzeniem Roberta. Robert pokiwał głową i powiedział - tylko weź Pawełku pod uwagę, że gdy dziadkowie odejdą z tego świata to ich miejsce na parterze zajmiemy my. Ewa jest jedyną spadkobierczynią.
Paweł (185 cm wzrostu) wpatrywał się w Ewę niczym dwulatek w jakiegoś żonglera. I naprawdę będę mógł mówić o twoich rodzicach, że to moi dziadkowie? Nie obrażą się? Myślę że nie. Oni mają do mnie żal, że im nie wyprodukowałam wnuczki lub wnuczka. Ale mój pierwszy mąż nie nadawał się na ojca moich dzieci. A Twojego tatę spotkałam nieco za późno - nie zdążylibyśmy naszego wspólnego dziecka wychować, poza tym rodzicielstwo w tym wieku to zbyt duże ryzyko. Z punktu widzenia biologii jesteśmy za starzy na reproduktorów. Na szczęście dla nas jesteś ty. Dla mnie jest ważne, że jesteś dzieckiem mego męża. A ja twojego tatę kocham przeogromnie.
A jeśli mi twoi rodzice pozwolą się nazywać dziadkami to czy wtedy mógłbym do ciebie mówić mamo? Powiedziałaś, że matkę ma się jedną, ale to ty mi okazałaś więcej serca niż moja biologiczna matka. Masz w sobie takie samo ciepło jak ojciec. Gdybyś mnie adoptowała to mówiłbym ci "mamo". I nikogo by nie obchodziło czy jesteś za młoda czy za stara na moją matkę. Wiem, dorosłych się nie adoptuje.
Dyskusję przerwał Robert - dzwoń Ewuś do rodziców, podjedziemy do nich, po drodze wpadniemy do cukierni, tylko powiedz, że przywieziemy ze sobą słodkie, żeby twoja mama nie rozpaczała, że nie zdąży nic upiec. Iiiii...... będę szczęśliwy, jeśli tak jakoś poza sądownie adoptujesz Pawła. Rozumiem go, domyślam się, że chyba bardzo brakowało mu prawdziwego domu.
Ewa wzięła do ręki komórkę, zatelefonowała do ojca i pokrótce przedstawiła mu rzecz całą. Ojciec Ewy dość szybko połapał się w całej sprawie i umówili się, że młodzi przyjadą o 16,30. W chwilę później Robert i Paweł wspólnie szykowali lunch. A Ewa leżąc na sofie myślała nad tym jak bardzo i w gruncie rzeczy szybko zmieniło się jej życie. Tak mniej więcej o 180 stopni. Myślała też nad tym, jak bardzo nieszczęśliwy był Paweł, gdy tak podle manipulowała nim jego własna matka.
W pewnej chwili pomyślała - dobrze, że tej zarazy nie znam, bo bym chyba ją zabiła za to jak wykorzystała Roberta i skrzywdziła Pawła. Nie ubędzie mnie od tego, że będzie do mnie fajny, młody chłopak mówił "mamo". Ciekawa jestem co na to wszystko powie jutro Alina - ona jest wielce racjonalną kobietą, trzeźwo patrzy na świat.
Potem zaczęła się zastanawiać jak jej mama zniesie całą tę sytuację. Bo mama miał cały czas wielki żal do Ewy, że się rozeszła z mężem, bo przecież facetowi wolno chodzić na boki, że nie wyprodukowała wnuczki lub wnuczka, a wszystkie jej znajome panie "babciowały" że tak rzadko u nich bywa.
Potem sobie uświadomiła, że wystarczyłoby nieco pomyśleć, sprawdzić plany domku, zapewne trochę zmienić wewnętrzny układ i spokojnie mogliby tam wszyscy razem mieszkać - oni z Pawłem na piętrze, na dole rodzice. Przypomniała sobie, że kiedyś przecież zlikwidowali werandę , więc na dole jest jest duży pokój zwany przez mamcie salonem i 4 mniejsze, w sam raz na sypialnię lub gabinet.Rodzice zawsze spali w jednej sypialni razem, druga była rezerwowa w razie choroby, trzecia była gościnna i ta w miejscu werandy również.
No i pewnie w dzisiejszy wieczór sporo będą z Robertem dyskutować. Ciekawe, skąd młody wpadł na to, że właśnie te rozbudowane domy rodzinne dawały ludziom siłę przezwyciężania trudności.W końcu przed II wojną przeważnie były rodziny wielopokoleniowe w jednym domu.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń