Czas mijał niepostrzeżenie. Emil okazał się dobrym szefem - ustawił pracę Adeli tak, by w piątki nie musiała przyjeżdżać do biura, ale spędzała je w Urzędzie Patentowym. Kadrowa co prawda kręciła nosem, no ale skoro naczelny wydał zgodę to od strony formalnej wszystko było jak należy.
Adela spotkała się raz ze swym byłym na gruncie neutralnym - w trakcie wspólnego obiadu uzgodnili, że tylko wtedy będzie proszona o zastępowanie sekretarki, gdy naprawdę nie będzie kogo w tym miejscu posadzić. Na szczęście sekretarka nie należała do osób chorowitych.
Pomału wczesne wstawanie weszło Adeli w nawyk. Podobnie jak reszta pracowników czas dojazdu wykorzystywała na drzemkę. Bite dwa tygodnie roztrząsała w swym sumieniu to co ją łączyło z Ryśkiem i doszła do wniosku, że na pewno nie jest to z jej strony miłość. A ponieważ oboje mieli mnóstwo zajęć poza regularną pracą to coraz częściej kontakt osobisty zamieniał się w kontakt telefoniczny. Początkowo Adela chciała powiedzieć mu wprost, że przeanalizowała swoje uczucia i że to co ich łączy to tylko przyjaźń, ale doszła do wniosku, że "to wszystko samo się rozleci bezboleśnie na zasadzie co z oczu to i z serca".
Letnia sesja przeleciała Adeli niczym burza wiosenna i jak w głębi duszy musiała to stwierdzić Adela - była to głównie zasługa Emila, który zaproponował jej swą pomoc, czyli stwierdził, że jeśli ma coś pilnego do napisania lub przeczytania może to zrobić w czasie służbowym a poza tym to on nawet może ją przepytać. Na jej wielce zdziwione spojrzenie powiedział - w Meksyku byłem wykładowcą na tamtejszym prywatnym Uniwersytecie. A prawo to niemal moje drugie studia, bo rzecznik patentowy musi być z prawem bardzo dobrze obyty. No i myślę, że dla ciebie będzie lepiej gdy po uzyskaniu tytułu mgr od razu zrobisz aplikację rzecznikowską - będziesz miała samodzielną pracę a nie będziesz jakimś gryzipiórkiem początkującym w czyjejś kancelarii. To samo powiedziałem naszemu naczelnemu i on się z tym zgodził. Porządny z niego facet- skwitowała tę informację Adela, jednocześnie myśląc- "mam nadzieję, że nie wygadał się dlaczego on taki dobry dla mnie".
Adelko, pojutrze piątek i chociaż już nie masz zajęć na uczelni to i tak musisz pojechać rano do Urzędu, a skoro nie masz po południu zajęć, to spotkamy się jutro w Urzędzie około godziny 12,00. Adela roześmiała się - jak widzę nasza godzina spotkań to "samo południe." Nooo, panienko, nie moja wina, że kończysz tam zajęcia właśnie w samo południe. Chcę cię jutro zabrać poza miasto, czyli do ojcowego sadu. Mam spotkanie z gościem, który go fachowo dogląda. Westchnął ciężko i powiedział - to miała być niespodzianka, ale kiedyś powiedziałaś, że nie lubisz niespodzianek, więc wolę nie robić ci niespodzianek. Oczywiście jeśli nie masz ochoty na taką pseudo wycieczkę to powiedz.
Ojej, no pewnie , że mam ochotę, jutro też pewnie będzie dobra pogoda. No to świetnie, zaczekam na ciebie w holu na dole - na twarzy Emila zagościł uśmiech. I, być może - dodał Emil -będzie też mój ojciec. Chory, stary ale wciąż jeszcze jary - do rządzenia zwłaszcza. Twoja obecność będzie jak olej rozlany na wzburzone morskie fale, bo mu opowiedziałem o tobie, że rozpoznałaś renetę landsberską. Był zachwycony i bardzo zdziwiony. Jednym słowem chcę cię niecnie wykorzystać.
Emilu, według mnie to schudłeś. Ważyłeś się ostatnio? Emil kiwnął głową - tak, jest 6 kilogramów mniej. To mało, miałem nadzieję, że będzie więcej. Ależ to bardzo dobrze! - niemal wykrzyknęła Adela- nie wolno chudnąć gwałtownie, wtedy zawsze szybko nabiera się z powrotem dodatkowych kilogramów. Tak trzymaj. To na jutro zrobię coś dobrego na tę wycieczkę. I nie będą to ciasteczka z cukrem. Ale one bez cukru to nie są dobre- zmartwił się Emil. No bo to nie będą wcale ciasteczka, tylko chipsy serowe - wyjaśniła Adela. Zero cukru, zero mąki, czyli zero węglowodanów. A ilość pracy przy ich wykonaniu oscyluje wokół zera. A do tego będą też chipsy jabłkowe. Mam nadzieję, że będą ci smakowały tak samo jak te ciasteczka z cukrem. Hmmm, chipsy serowe i chipsy jabłkowe - ciekawe, zwłaszcza fakt, że będzie to ciasto bez mąki - zastanawiał się Emil na głos. Jesteś Adelko kobietą- niespodzianką. A żeby było zabawniej to sama nie lubisz niespodzianek.
W piątek, z głową jeszcze pełną nowych wiadomości i nieco zdrętwiała od kilku godzin siedzenia zeszła do holu, gdzie rzeczywiście czekał na nią Emil - stał w pobliżu windy i był nieco zaskoczony, że podeszła do niego od innej strony, ale na jej widok uśmiechnął się szeroko. A może chcesz wpierw napić się kawy lub coś zjeść? Przecież byłaś tu od rana! Mamy czas, możemy pójść gdzieś na kawę i na drugie śniadanie. Nie, ja już dziś obskoczyłam dwie kawy, ale może ty masz ochotę na kawę, więc ci potowarzyszę. Ja wypiłem kawę w biurze, nawet zjadłem kanapkę. No ale skoro nie jemy i nie pijemy, to jedziemy po mego ojca a potem z nim do sadu.
Gdy już siedzieli w samochodzie Adela stwierdziła, że jeszcze nigdy nie była w Milanówku - jakoś tak się złożyło, że nikt z bliskich znajomych tam nie mieszkał. Bywała w Podkowie Leśnej, w Otrębusach, ale nigdy nie była w Milanówku. Dla niej nazwa Milanówek była równoznaczna z jedwabiem, gdyż tu właśnie był tkany jedwab.
Dom w którym mieszkał ojciec Emila był niedaleko stacji podmiejskiej kolejki. Była to duża, dość rozległa jednopiętrowa willa otoczona dużym ogrodem. I twój tata sam tu mieszka? Przecież taki dom i ogród to masa pracy, by wszystko w porządku utrzymać! - powiedziała Adela. I ta willa to chyba jeszcze jest przedwojenna. I jakie piękne są te stare drzewa! I jak ładnie jest przycięty ten żywopłot! Taka willa i ten ogród to teraz majątek! I niestety fura pracy, jak twój ojciec sobie z tym radzi? Nie moja sprawa, ale wolałabym tu mieszkać niż w tym bloku, w którym mieszkasz! Co prawda dojazd do miejsca w którym teraz pracujesz byłby i może kiepski, nie mam pojęcia jak dojechać stąd do naszego zadupia. Nooo i po co ja cię tu przywiozłem - zaśmiał się Emil. Bywam tu z reguły tylko na weekendy.
Ojciec zajmuje tu tylko parter, piętro wynajmuje. Część należności za wynajem jest regulowana " w naturze", czyli wynajmujący dbają o ogród i dom oraz dyskretnie opiekują się moim ojcem. I dobrze to wszystko funkcjonuje. Ci wynajmujący to dalecy krewni mojej mamy - to mama wymyśliła, żeby ich tu na takich warunkach osiedlić. Wiesz, bardzo kochałem mamę, ogromnie mi jej brak. Widocznie byłem maminsynkiem. Zaczekaj, otworzę bramę i wjedziemy do środka.
Chwilę później szarmancko pomagał Adeli wysiąść z samochodu i poprowadził ją wąskim chodnikiem do domu. Gdy stanęli przed drzwiami willi powiedział - mam klucze, ale ojciec lubi gdy może mi sam drzwi otworzyć - chyba wtedy czuje się bardziej "panem sytuacji". Tyle tylko, że czasem to chwilę trwa, głównie dlatego, że ma kłopoty ze słuchem, ale za Chiny Ludowe nie chce używać aparatu słuchowego, bo jego zdaniem on nadal świetnie słyszy. Więc jeśli będziesz coś do niego mówiła to mów to tak, jakbyś mówiła do kogoś, kto stoi ze 100 metrów od ciebie. Gdy patrzę na niego to marzę by umrzeć stosunkowo młodo. Co prawda mało kto w starszym wieku zdaje sobie w 100% sprawę z tego, że już kiepsko funkcjonuje. Może źle robię, że cię tu przywiozłem, ale jest z ciebie jakaś nietypowa niewiasta - nie dość, że harujesz niemiłosiernie bo praca zawodowa i studia to naprawdę harówka, to na dodatek znasz się na jabłkach - dokończył z uśmiechem.
Po drugim, długim dzwonku za drzwiami rozległo się szuranie i usłyszeli pytanie: "kto tam i do kogo?". Tatku, to ja, razem z panią z którą razem pracuję, otwórz, proszę.
Ooooo, synek, zaraz otworzę - i rzeczywiście drzwi się otworzyły. W progu stał niebieskooki starszy pan, w dżinsach, kraciastej flanelowej koszuli i czarnej, skórzanej kamizelce. Emil wepchnął delikatnie Adelę do środka, zamknął drzwi, potem objął ojca i powiedział - aleś się tato wystroił! Nie jest ci za ciepło w tej skórzanej kamizelce? Już jest ponad 20 stopni w cieniu! Tatku, to jest Adela, z którą razem pracuję - to ona zna się na jabłkach. Starszemu panu wykwitł na twarzy uśmiech - witam panią, witam, teraz tak niewiele osób zna się na prawdziwych jabłkach! Wyraźnie chciał jeszcze coś powiedzieć, ale Emil mu przerwał - chodź tatku, musimy jechać do sadu, to jeszcze kawałek drogi. Pojedziesz w tych butach, czy chcesz inne założyć?
No mogę w tych - i zwrócił się do Adeli- widzi pani, nawet porozmawiać nie da. Panią też tak pogania? Czasami i mnie tak pogania- powiedziała Adela , dodatkowo potakując głową. Ale przecież w drodze możemy porozmawiać- dodała. Nie, w drodze nie porozmawiamy, w drodze mam być cicho. Emil podszedł do interkomu i powiedział- dzień dobry, zabieram ojca do sadu, porozmawiamy gdy wrócimy.
Gdy wychodzili z domu Emil powiedział - usiądź, proszę, z nim z tyłu - przedni fotel przesunę wtedy do przodu , a ty bez problemu zmieścisz się za moim fotelem. Jazda nie jest długa, chociaż pojedziemy bardziej " na okrągło". A gdy wrócimy to zrobię kawę lub herbatę, co będziesz chciała. Jadę celowo bocznymi drogami, żeby nie słyszeć na okrągło uwag "uważaj synku, jedzie jakiś pojazd". Emil, nie czepiaj się ojca, on cię kocha, dla niego do końca jego dni będziesz tym małym chłopcem, o którego należy się troszczyć. Mój ojciec ma tak samo, a jeszcze nie ma pięćdziesiątki. Mamuśka z kolei wrzeszczy: "ojejej, stanowczo za szybko jedziesz!", a ja mam na liczniku raptem 70 w miejscu, w którym mogłabym swobodnie jechać stówką. Znam ten ból, już się uodporniłam. Emil spojrzał się na nią z wdzięcznością - fajna z ciebie osóbka.
W sadzie spędzili raptem pół godziny, wyglądało na to, że przez zimę drzewa nie ucierpiały i że w tym roku będzie sporo jabłek. Emil rozliczył się z panem "doglądającym sad" a ojciec Emila był wyraźnie szczęśliwy - nieomal biegał od drzewa do drzewa, gładził pnie jabłoni i coś do nich szeptał.
Może nie powinnam tego mówić, ale chyba powinieneś tu częściej ojca przywozić- spójrz jaki jest ożywiony i szczęśliwy- powiedziała do Emila. Można by tu raz na jakiś czas zrobić piknik w lecie. Emil spojrzał na nią i powiedział - zrobimy, ale dopiero wtedy gdy będę znał odpowiedź na pytanie, którego właściwie nie zadałem - znasz już na nie odpowiedź?
No cóż - oczywiście już znam na nie odpowiedź. Ale nie zapytałeś się o to w tydzień później, więc nie mówiłam- sądziłam, że to cię już nie interesuje. Jeśli nic się nie zmieniło w tym względzie w twojej sytuacji to u mnie jest tak samo jak u ciebie - też nie chcę się rozdrabniać. O dzięki wam bogowie! - wykrztusił Emil przytulając ją do siebie i całując w czubek głowy. Po prostu nie zadałem tego pytania, bo bałem się co usłyszę.
A to, co teraz usłyszałeś nie przeraziło cię - dwudziestoczterolatka bez faceta? - podobno taka sytuacja daje ludziom dużo do myślenia - "chyba coś jest z nią nie tak, skoro wciąż jest wolna". Za kilka miesięcy awansuję do stanowiska "starej panny". To takie określenia nadal funkcjonują w dzisiejszych czasach? - dziwił się Emil. Jestem od ciebie równe dziesięć lat starszy, ale nie powiem, że czuję się stary. Powiedz mi kiedy chcesz wziąć urlop? Czy odpowiadałby ci początek września? Ja tylko nie mogę wziąć urlopu w pierwszej połowie lipca, bo na tej wariackiej uczelni w pierwszej połowie lipca zdarzają się egzaminy. Tych spoza dziennych studiów traktują jak " persona non grata". A początek września też mi pasuje. Nie przepadam za upałami. No i wzięłabym tylko dwa tygodnie, drugie dwa zostawiając sobie na zimę.
Emil zerknął na zegarek - chodź, zabieramy ojca, musi za pół godziny wziąć lek i chyba trochę odpocząć. Masz dla mnie czas do wieczora ? No mam, tylko zatelefonuję do domu, że "nie wiem kiedy wrócę", co oznacza "gdy wrócę to będę". Mieszkam u siostry mojej matki - jest dla mnie bardziej matką niż moja rodzona matka. Jestem dla swej rodzonej matki jednym wielkim rozczarowaniem- chciała koniecznie syna, a urodziła córkę.
Gdy żegnali się już z ojcem Emila, ten powiedział - proszę do nas częściej przyjeżdżać, tu są na parterze wolne pokoje i może będzie pani milej spędzać weekendy tu niż w mieście? Adela podziękowała za zaproszenie a Emil dodał - nie kuś ojciec, bo naprawdę będziemy tu na weekendy zjeżdżać.
W drodze do Warszawy Emil zapytał, gdzie chciałaby spędzić najbliższy weekend, bo to już przecież piątek. No przecież mówiłeś, że spędzasz weekendy u ojca do tego sam słyszałeś- zostałam zaproszona, więc może połączymy przyjemne z pożytecznym? Jak dotąd to raczej wszystkie weekendy spędzałam w Warszawie, czasami bywałam w Podkowie Leśnej u swojej koleżanki, dopóki tam mieszkali.
Mówisz poważnie, że jesteś gotowa spędzić weekend ze mną w Milanówku? Nie będziesz się czuła skrępowana, że kilka pokoi dalej jest mój ojciec? A czy sądzisz, że byłabym mniej skrępowana będąc w jakimś pokoju hotelowym wiedząc, że za ścianą też są goście tegoż hotelu? A poza tym - nie zauważyłeś, że raczej bardzo rzadko żartuję? Wiem, że często jestem sarkastyczna, ale bardzo rzadko żartuję. Poza tym mam cichą nadzieję, że nie wpadniesz na pomysł by bawić się ze mną w berka w strojach Ewy i Adama. Ale niezależnie od tego gdzie poza domem spędzę ten weekend to muszę wpaść do domu i się przebrać w coś wygodniejszego niż garsonka i szpilki, oraz zabrać z domu kilka drobiazgów. No więc jaka jest w tym układzie twoja decyzja?
Moja decyzja? Jestem zaskoczony i szczęśliwy.To podjedźmy teraz do ciebie, mam nadzieję, że twoja ciocia nie zrzuci mnie ze schodów i nie odstawi Rejtana. Zostawię cię na chwilę u ciebie w domu, pojadę do siebie po coś do przebrania i w ciągu pół godziny zapewne uda się nam wyruszyć do Milanówka. Pasuje ci to? Adela skinęła głową - jak najbardziej.
Ciocia Adeli stanęła w pełni na wysokości zadania. Ponieważ Adela dość sporo opowiadała jej o Emilu nie była zaskoczona, że wybierają się wspólnie na weekend. Powiedziała, że w takim razie gdy Emil wróci ze swoimi rzeczami ona im da to co już ugotowała na obiado - kolację. Mogą zjeść tu, na miejscu, lub wziąć ze sobą w termosach obiadowych. Ku radości cioci wybrali opcję zjedzenia posiłku z ciocią. Adela szybko przygotowała "ciuszki wyjazdowe" plus wygodniejsze obuwie. Sądząc po tempie w jakim Emil był z powrotem, było pewne, że przekroczył wszystkie przepisy drogowe a poza samochodem poruszał się biegiem. A już na pewno pokonał biegiem te trzy piętra do mieszkania Adeli. Do pudełka, w którym były jeszcze nie zjedzone chipsy Adela dołożyła czekoladę i prażone migdały. Nieomal w ostatniej chwili przypomniała sobie o kapciach, żeby nie chodzić tam po domu boso. Gdy się tak szykowała niespodziewanie pojawiły się znajome "motyle w brzuchu" - dość dawno zapomniane odczucie. I niemal dziecięca ciekawość jak Emil całuje.
I choć obojgu spieszyło się do Milanówka i dość szybko jedli, Emil zauważył, że takich kotlecików to on jeszcze nigdy nie jadł. No pewnie, że pan nie jadł, bo to mój eksperyment kulinarny. Cieszę się, że wam smakują. Ciociu, a zapisałaś jak je zrobiłaś?- dopytywała się Adela. No prosto - jak zwykle robiłam "na oko i czuja"- połączyłam w całość mięso mielone, jajko, trochę bardzo drobno posiekanej kapusty kwaszonej i trochę ugotowanego al dente ryżu, trochę utartego parmezanu a potem wszystko oblałam sosem pomidorowym i upiekłam w piekarniku. A teraz tylko odgrzałam w mikrofali. No a surówka to po prostu mieszanka tego co miałam w lodówce. I naprawdę bardzo się cieszę, że wam to smakuje.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń