Jeszcze tego wieczoru, przed zaśnięciem Adela powiedziała mężowi, że jej zdaniem nie ma jeszcze co mówić Arkowi, bo to, że wg lekarza nie ma przeszkód zdrowotnych by starać się o dziecko to nie oznacza, że Adela natychmiast zajdzie w ciążę. Poza tym, jeśli już tak go straszliwie roznosi to niech powie może ojcu. Ona jest zdania, że trzeba z tym wszystkim spokojnie zaczekać. A mówienie o tych przymiarkach Arkowi, który nawet jeszcze się nie ożenił a na dodatek ma jakieś stany lękowe w związku z tym krokiem, to chyba jednak nie najlepszy pomysł.
Emil dłuższą chwilę milczał a potem powiedział - właściwie to masz rację. Ale i tak się ogromnie cieszę, że zdecydowałaś się byśmy mieli dzieciaczka. A znasz może jakiś tajemniczy przepis by to była taka mała, cudna dziewczyneczka? Adela popatrzyła się na niego i postukała go palcem w czoło - dziecko to nie jest ciasto, które robisz wg przepisu - nawet przy in vitro nie można zaprogramować płci dziecka. I niezależnie od tego co zmajstrujemy to i tak będziemy to "coś" kochać. Może kiedyś, gdy będziemy zamienieni niemal w automaty będą specjalne wytwórnie produkujące dzieci. Tyle tylko, że wtedy to na pewno nie będzie można wybierać płci dziecka - produkcja będzie podporządkowana aktualnym potrzebom państwa i będzie z góry określona ilość dzieci dla każdego małżeństwa i ich płeć. I w tej branży zapewne pierwsze kroki podejmą Chiny.
Ty chyba nie lubisz Chińczyków - stwierdził Emil. Być może, że nie lubię, dotychczas znałam i to dość pobieżnie tylko jednego. I nie mam ambicji poznawania bliżej tej nacji. Jest ich po prostu za dużo, strasznie płodny naród. Podobno nikt tam nie marzy by się rodziły dziewczynki, bo to przecież inkubatory. I naprawdę, niezależnie co się urodzi będziemy to dziecko kochać. Bo tak rodzice mają. Nooo, może nie wszyscy, sądząc po mojej matce - dodała po chwili.
Milek, tylko nie wpadaj w przesadę - pamiętaj co powiedział lekarz - to mój organizm decyduje o tym czy zgadza się na dziecko, nie ja, nie my. I może to trochę potrwać. Szczerze mówiąc to sama jestem ciekawa jak będę znosić ten stan odmienny. Trochę się tego wszystkiego boję.
Emil przytulił Adelę i powiedział - Maleństwo, cały czas będę przy tobie, nie będziesz sama, postanowiłem, że będę z tobą i w trakcie porodu, przecież teraz już tak można. Teraz nawet przy cesarce można być. Będę cały czas przy tobie i dziecku. Rozszerzę tylko nasz pakiet usług w przychodni i będziesz rodziła w prywatnym szpitalu. I ciążę będziesz prowadziła w tej naszej przychodni przyszpitalnej. Rozmawiałem o tym, gdy robiłem badania kardiologiczne. A w przyszłym tygodniu wpadnę do nich, do przychodni i rozszerzę pakiet. Bardzo im się podobało, że robiliśmy te wszystkie badania, bo podobno mało osób robi badania przed zajściem w ciążę. Kardiolog to się śmiał, że ludzie planują co kupić na święta do jedzenia, ale z reguły dzieci są wynikiem przypadku. Ale oczywiście możesz też równolegle bywać u swojego pana doktora. Żaden problem.
No to u nas jakby nieco inaczej, z reguły zakupów nie planuję, idę do sklepu i ściągam z półki co mi w oczy wpadnie - stwierdziła Adela. Tiaaa, a potem się lekko dziwię skąd się coś wzięło w naszej lodówce. A ty Mileczku nie boisz się widoku krwi? Nie, nie boję się, chociaż jeszcze w życiu karpia nie zarżnąłem. Ale w czasie tego tak zwanego "rodzinnego porodu" to i ty i ja jesteśmy odgrodzeni od pola operacyjnego zasłoną- ja jestem przy twojej głowie, przy twoim biuściku jest parawan i części twego ciała od talii do nóg ani ty ani ja nie zobaczymy. Jeżeli będzie potrzebna cesarka to nie uśpią cię tylko znieczulą żeby cię rozciąć - rozetną w dole brzuszka, zrobią tzw. cięcie bikini. Wyciągną dzieciaczka i cię pozszywają. W międzyczasie dziecko będzie odsysane, ważone, mierzone, ono i ty dostaniecie bransoletki, żeby potem nie pomylić dziecka i nie wydać komuś innemu. I pomyślałem, że to bardzo dobry pomysł z tym porodem rodzinnym, ociupeństwo od razu poznaje oboje rodziców a nie leży kilka dni na sali ze zgrają obcych dzieci. Będzie cały czas z nami, bo sobie zażyczę tam dostawkę i będę z wami. I będzie od początku znało dotyk nas obojga.
Adela zaczęła się śmiać - może szkoda, że to nie ty będziesz rodził - jak widzę jesteś świetnie do tego przygotowany. Oglądałeś jakieś programy telewizyjne? Tak, na kanale BBC, ale bardzo dawno. Tam już funkcjonowało to od kilku lat, u nas dopiero niedawno. Tam już wcześniej zmarł mit, że dzieci przynosi bocian lub się je znajduje na polu kapusty.
Ale z tą kapustą to coś jest na rzeczy- śmiał się Emil- bo wieść rodzinna niosła, że któraś z moich prababek poszła do przydomowego ogródka właśnie po kapustę i w tymże ogródku obok grządki kapusty urodziła dziecko - kapusty nie przyniosła, ale przyniosła dziecko, w domu to już tylko łożysko urodziła. Gdy słyszałem tę opowieść to byłem jeszcze dość mały i zawsze gdy była surówka z kapusty to bardzo uważnie brałem z salaterki, żeby na tego dzieciaka nie natrafić. Byłem pewny, że małe dziecko dopiero co urodzone to jest najwyżej wielkości męskiego palca.
Arek umówił się z Emilem i Adelą na sobotnie przedpołudnie na oglądanie kilku mieszkań. Ponieważ trafienie na Ursynowie na wskazany adres może człowieka przyprawić nie tylko o ból głowy, panowie umówili się koło uczelni SGGW i dalej mieli pojechać już razem. Do obejrzenia były trzy mieszkania. Jedno odpadło jeszcze w przedbiegach, bo Irena stwierdziła, że nie zamierza mieszkać w wieżowcu na 11 piętrze, bo jeśli się winda zepsuje to ona padnie martwym trupem nim wejdzie na to jedenaste piętro. Nawet bardzo bliskie sąsiedztwo Mega Samu i bazarku nie było w stanie jej przekonać do tego wieżowca. Następne mieszkanie było w pobliżu stacji budującego się metra ale z bliżej nieznanych przyczyn drugi blok stał tak blisko tego, że gdyby w jednym czasie na balkonie drugiego budynku stał mieszkaniec tamtego bloku to można by wymienić uściski, a posiadając nieco odwagi bez trudu przejść z jednego balkonu na drugi. Więc nic dziwnego, że ktoś chciał się tego mieszkania pozbyć. Trzecie mieszkanie było w bloku czteropiętrowym na drugim piętrze. Mieszkanie było czteropokojowe, co prawda jeden z pokoi miał raptem cztery metry kwadratowe, ale Arek stwierdził, że to mógłby być jego gabinet- wszak on całkiem sporo pracuje w domu. No a skoro on jednak musi mamę dać do zakładu, w którym będzie miała również stałą opiekę medyczną to nie jest to złe mieszkanie. Dzienny pokój miał balkon, okna dwóch sypialni wychodziły na podwórze. Podwórko miało nawet jakieś trawniki. Miejsce było o tyle ciekawe, że właściciel mieszkania miał wykupione miejsce na pobliskim parkingu. A wyprowadzał się, bo odziedziczył dom piętrowy w Górze Kalwarii. Niedaleko tego budynku był całkiem niezły sklep spożywczy, przychodnia lekarska, apteka.
Irena stwierdziła, że nawet się jej to mieszkanie podoba, a drugie piętro jest do przeżycia. Niedaleko był też przystanek autobusowy. Arek umówił się z właścicielem mieszkania, że za dwa dni dadzą odpowiedź. Gdy wyszli stamtąd Emil pojechał jeszcze kawałeczek dalej i pokazał im, że bardzo blisko tego miejsca jest piękny Park Natoliński a za kawałkiem pola już jest Powsin z Lasem Kabackim, który jest rezerwatem przyrody. I wbrew pozorom z tego miejsca łatwo można było dojechać do mieszkania Emila i Adeli, co właśnie w końcu zrobili. Pokazał również uczelnię "Kolegium Europejskie Natolin" bo nie wykluczone że mógłby tam Arek wykładać. W końcu pojechali do mieszkania Emila i Adeli. Gdy skończyli "wycieczkę mieszkaniową" Emil wysłał do Adeli sms, że za niedługo powinni dotrzeć. Arek znalazł miejsce do parkowania całkiem niedaleko domu, a Emil pojechał na swoje miejsce. Nim odjechał pokazał jeszcze Arkowi, którędy ma przejść do ich bloku. Ale Irena chciała jeszcze chwilę sam na sam porozmawiać z Arkiem, więc spacerowali czekając na powrót Emila. Irenie najbardziej spodobało się to ostatnio obejrzane mieszkanie, a gdy zobaczyła jak blisko w sumie jest do lasu i do Adeli i Emila, stwierdziła, że jest prawie zdecydowana na to mieszkanie. I taki miły, apetyczny adres - ulica Mandarynki- stwierdziła. Emil widział ich już z daleka i był zdziwiony, że nie poszli do Adeli, więc ich teraz "zagarnął". Gdy już weszli Adela wstawiła swoją "dziwną pizzę" do piekarnika a Emil zajął się prezentacją mieszkania. Entuzjazm Arka, który będąc poprzednim razem nie dostąpił zaszczytu obejrzenia ogródka, sięgnął niemal szczytu gdy zobaczył na środku żywotnik, a między nim a płotem obrośniętym winobluszczem pień brzozy z siatkami orzechów dla ptaków i z pojemnikami na wodę. Pokazali mu też ogródek Piotra i Heleny ze stojakiem pod oknem. Na stojaku pyszniły się dorodne pelargonie. Mieszkanie bardzo się Irenie podobało. Pokój - garderoba zainspirował wyraźnie Irenę i Adela dała jej namiary na stolarzy, którzy porobili szuflady z przezroczystym "czołem". Stwierdziła, że to co Arek przewidział na swój gabinet będzie właśnie taką garderobą a w jednej z sypialni będzie jego gabinet i sofa z funkcją spania.
Pizza zrobiła furorę , ale nie mogli zgadnąć jaki to był spód. W końcu Adela powiedziała, że spód to była cukinia, bardzo drobne płatki owsiane, jajka i 2 łyżki skrobi kartoflanej oraz nieco drożdży. A wędliny były kupione w L'Eclerc na Ursynowie, w stoisku Krakowski Kredens. Adela po jedzeniu, przy herbacie i słodkościach pokazała Irenie na planie gdzie co jest na Ursynowie i obiecała, że zrobi dla niej taką "ściągę".
Ślub Arka i Ireny miał być w drugiej połowie września. Adela musiała Irenie pokazać nieliczne zdjęcia ze swego ślubu. Irena orzekła, że oboje wyglądali bardzo stylowo a to co Adela miała na szyi - wprost przepiękne! Adela przyniosła więc naszyjnik. Arek stwierdził, że te złote ziarenka to z całą pewnością ręczna robota. Irena popatrzyła na Arka i powiedziała - myślę, że powinieneś nieco schudnąć by wejść w ten swój jasno -szary garnitur. Nierealne- ważyłem wtedy z 10 kilogramów mniej, to było lata wstecz! Po prostu muszę kupić jakiś garnitur, może właśnie jasny popielaty.
Adela patrzyła na niego, patrzyła i w końcu powiedziała - na mojej obronie miałeś bardzo ładny garnitur, dwie tonacje granatu, fajnie w nim wyglądałeś. Nie wygląda mi na to, żebyś teraz w niego nie wszedł. Wiesz, byłam pół przytomna ze strachu, ale zdołałam zauważyć, że mam przystojnego promotora w dobrze skrojonym i dobranym kolorystycznie garniturze. Mówił ci Emil jak później ryczałam po wyjściu? Nie mówił. A dlaczego płakałaś, wydaje mi się, że dobrze cię zareklamowałem, coś było nie tak? - Arek był wyraźnie zaniepokojony. Wszystko było dobrze, tylko w ten sposób schodziło ze mnie napięcie. Myślę, że fajnie będziesz w nim nadal wyglądać, to będzie już koniec września, jasny popielaty to raczej na lato.
Irka, widziałaś go w tym garniturze? Nie, bo nie był moim promotorem. No to go zobacz, to jakaś fajna wełenka tkana z nitek w dwóch odcieniach tego samego koloru. A jasny popielaty to sobie sprawisz na wiosnę. Ty włożysz wtedy ten jasny popielaty, Emil swój meksykański ciemnobłękitny, wyjdziemy z wami na spacer i popatrzymy jak się dziewoje do was wdzięczą.
A tak na poważnie - przepatrz Irenko jego ciuszki, niech przymierzy. Emil przed naszym ślubem robił za modela i pokazywał się nam w tych meksykańskich garniturach. Ten , w którym brał ślub to też meksykański.
Powiedzmy sobie szczerze - na sam ślub nie warto nic kupować, bo ślub cywilny to raptem 15 minut stania przy biurku. I kilka minut potem, gdy składają życzenia ci co są zaproszeni. Ten kostium, w którym brałam ślub to już przed ślubem miałam. Dobrze się złożyło, że Emil miał garnitur w tym samym odcieniu zieleni.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń