niedziela, 30 października 2022

Trudny wybór - 141

 Pierwszego sierpnia spod domu Leszka wyruszył malutki "konwój" trzech samochodów. To  co  się już nie mieściło w samochodzie Emila zostało zapakowane  do samochodu rodziców. Przed wyjazdem Piotr i Helena  "skorumpowali" pana  dozorcę,  by był tak miły i podlewał ich  ogródki  oraz  sprawdzał czy wszystko jest w porządku. Oczywiście  za ową uprzejmość  został całkiem nieźle  wynagrodzony. W razie jakichś problemów  miał zatelefonować  do Piotra. Nie  da się ukryć, że wyjazd z małym  dzieckiem  z domu na  cały miesiąc  zawsze stwarza pewne  problemy  logistyczne. Adela pocieszała  się  tylko świadomością, że jadą raptem niecałe sześćdziesiąt kilometrów od Warszawy, więc  w razie czego można wyskoczyć do  domu, bo, jak powiedział Emil - "kupa  luda nas  będzie" i trzy samochody.

Po kilku bardzo poważnych rozmowach z Adelą Wandzia nieco uspokoiła  się psychicznie i nawet odważyła  się porozmawiać otwarcie z Leszkiem o tym,  dlaczego jest "taka  dziwna". Leszek bez trudu domyślił  się kto Wandeczce oczęta otworzył i trzy dni przed wyjazdem  z Warszawy, około północy Adela otrzymała od niego krótką wiadomość: jesteś niesamowita,  dziękuję. W odpowiedzi otrzymał równie krótki tekst - " nie  niesamowita, ale doświadczona życiowo, kiedyś ci to  wyjaśnię.A."

Gdy już wyruszyli w trasę Adela zapytała męża,  czy  zauważył pewną zmianę w  wyglądzie Wandeczki. A co się  zmieniło? Nagle utyła czy wyrosła  pół metra  w górę? Ja się, kochanie  moje, nie przyglądam  kobietom spoza  swojej  rodziny. Przyglądam się głównie tobie i Milence i czasem rodzicom. A o co  biega  z tą Wandzią? No Wandzia  zaczyna  wyglądać bardziej dziewczęco. Po raz pierwszy  widzę ją bez tego smutnego kucyka, ma rozpuszczone  włosy! Od  razu  wygląda inaczej, tak  kobieco a nie jak przechodzona   małolata. A to ma coś  wspólnego  z tą  wiadomością, która mi pokazałaś  około północy?

Myślę, że tak, może po prostu Wandeczka się nieco odblokowała i zaczęła nieco więcej mówić poza "tak, nie  wiem lub ma pan rację panie  Leszku". Najsmutniejsze jest to, że wiele winy leży po stronie rodziców dziecka, którzy często nie mają pojęcia, że wszystko co oni  robią i mówią ma  wpływ ma psychikę  dziecka i ją wypacza. Bo  nie każde  dziecko jest tak odporne, jak ja  byłam , na to co się dzieje w  domu. Wandeczka ma starszą siostrę, z pierwszego małżeństwa jej  matki. Nie znała wcale pierwszego męża matki, bo Wanda jest z drugiego związku  matki. W domu słyszała (a słuchała  głównie ukradkiem) gdy matka rozmawiała  z innymi, że ten pierwszy to był "nic nie  wart tylko go o kant  dupy potłuc". Z kolei jej starsza o 6 lub 7 lat siostra mówiła, że jej tata był bardzo dobry, tylko mama go nie kochała i znalazła  sobie drugiego i na domiar złego obdarowała pierworodną córkę siostrą, czyli konkurentką do matczynego serca. Ojciec Wandeczki też długo nie wyrobił z jej matką i teraz  wprawdzie nie mają rozwodu ale nie mieszkają razem. Ojciec mieszka ze swoją ciotką pod pretekstem, że ciocia  stara i  chora i wymaga opieki, a  zdaniem Wandeczki to owszem,  ciocia  stara, ale nie  chora i swemu siostrzeńcowi obiadki gotuje. Wanda widuje  się  ze swoim ojcem i on ją pociesza, że jak matce skończy  się klimakterium to na pewno jej  złe  humory  miną i  będzie można  z nią  wytrzymać. Popatrz tylko, jak durne bywają matki - moja miała mi za złe, że jestem dziewczyną a jej matka od lat wciska jej do głowy, że wszyscy mężczyźni to zakały rodu ludzkiego. Najlepiej wszystkich powystrzelać. No to na "podniesienie Wandzi  na duchu" opowiedziałam  jej o swoich starych i o  tym, że jak na razie to  nie wiedzą, że są dziadkami. A o Leszku to jej tylko powiedziałam, że nie miał jak dotąd szczęśliwego życia, jest od lat rozwiedziony i ma pełnoletniego syna. Niech wie biedula, że nie jest jakimś wyjątkiem i że więcej osób na tym świecie ma bardzo dziwnie ustawione stosunki rodzinne. I widać  z tej wiadomości, którą mi wysłał, że coś się zmieniło w zachowaniu Wandy -  może zmieniła  zdanie i zechce jakiegoś "Niemca"?

A Wandeczka jest inżynierem,  skończyła  studia I stopnia na kierunku Architektura  Krajobrazu, a pracuje w Spółdzielni, bo jak mówi  to była transakcja  wiązana - szybko mieszkanie w zamian za zatrudnienie się u nich. Potrzebowali "na gwałt" kogoś na  zagospodarowanie przestrzeni zielonych  na osiedlu. No to się zgodziła, byle  się z domu wyprowadzić.

Przejeżdżając przez rozwleczone wzdłuż  szosy Brześce  kupili owoce i marchewkę na  sok dla Milenki.  Adelę zawsze śmieszył przejazd przez  tę miejscowość, bo koło każdego z domostw stojących bardzo blisko  szosy stała między ogrodzeniem posesji a rowem biegnącym  wzdłuż  szosy  ławeczka i niemal na każdej ktoś siedział - najczęściej jedna  lub dwie leciwe kobiety. Czasem na ławce była też skrzynka z tym, co gospodarze mieli na  sprzedaż. Adela się śmiała, że te siedzące na ławeczkach przed  domami babcie to sprawozdawcy telewizyjni - nikt ze  znajomych  względnie sąsiadów  nie mógł się tędy przesnuć niezauważony.

W Górze Kalwarii "zawadzili" o piekarnię w której zakupili kilka paczek sucharków dla  Milenki- żeby się miała  czym ubrudzić - jak  to określiła  Adela.

 Jak będą gdzieś po drodze stali z owocami to się na  moment zatrzymamy - dam  wszystkim taką  wiadomość, żeby sobie nie pomyśleli, że coś się nam przydarzyło. To są takie momenty,  w których  jestem wdzięczna tym co wymyślili telefonię komórkową - stwierdziła Adela. Trochę mniej  mnie bawi, że teraz łatwiej kogoś namierzyć, no ale skoro nie jestem zatrudniona  w  wywiadzie to mi to mało wadzi.

Z owoców to były  tylko papierówki i jeżyny oraz pomidory. Adela od  razu kupiła 3 kilogramy  papierówek i mniej więcej 1,5 litra  jeżyn. Podpytała jak się przedstawia sprawa  z grzybami i zdaniem miejscowych to grzyby  są, oczywiście trzeba ruszyć bladym świtem, najlepiej po czwartej  rano - Emil widząc  minę swej żony żałował bardzo, że ma ręce zajęte, bo była to mina godna  sfotografowania. Sprzedająca  zapytała  się,  gdzie oni  mają zamiar zbierać grzyby, a usłyszawszy, że w Wildze skrzywiła  się i powiedziała  cicho - wyskoczcie  lepiej do Skurczy i zaraz za tablicą idźcie w lewo w las. Tam się jeszcze nie pobudowali, więc  większe  szanse.

Reszta towarzystwa nie pojechała  dalej bez  nich, stanęli na poboczu i czekali na  ich dołączenie. W Wildze Emil i Leszek zebrali  dowody osobiste od reszty  towarzystwa i poszli załatwiać formalności. Kierownik dowiedziawszy  się, że są z małym dzieckiem wybrał  inne domki niż  były przedtem  wybrane - te stały  nieco dalej od głównej alejki,  "bo przecież takie  roczne dziecko śpi w  dzień, więc lepiej by nikt koło domku  nie łaził, żeby dziecko   mogło spać na  powietrzu- w końcu po to  się jedzie  z dzieckiem poza miasto, by było dużo  na  dworze". To może państwo wypożyczą  również parasol - on ma  solidne  mocowanie, jest stabilny, no dziecina nie może przecież  spać  na słońcu.  Oczywiście Emil przytaknął, mówiąc, że to świetny pomysł,  więc za kwadrans  miał przyjść do nich "człowiek" z parasolem i podstawą do niego. Leszek z kolei dopilnował,  by rachunek za jego  domek był na Wandę i  wszystko dokładnie z kierownikiem wyjaśniał.  Trochę było "spacerów" na odcinku parking- ich domki, ale "człowiek od parasola"  dostał nakaz pomocy gościom w przenoszeniu bagaży, a od Emila gratyfikację z tej okazji.  Przez  dziesięć minut trwała  dyskusja, który domek będzie  lepszy dla Milenki. Adela stała, milczała, potem powiedziała - Milence wisi i powiewa, który domek będzie  waszym  zdaniem  dla niej lepszy- to dziecko  jest jak  pies- tam mój  dom, gdzie są moi państwo, a mnie się chce  siku, więc  szybko mówcie, który  domek biorą Wanda i Leszek.  Wanda wskazała ten  ciut  bliższy głównej  alei, że ona to by ten wybrała, Adela jęknęła -"dzięki  ci  kobieto" i pognała  do łazienki. Domki, które  wskazał im  pan kierownik były najnowszej  generacji, miały coś pośredniego pomiędzy gankiem a werandą, stał tu stolik i cztery składane krzesła z oznaczeniem numeru domku.  W sypialniach i pokoju dziennym z  aneksem kuchennym były elektryczne  piece  akumulacyjne, w łazience była  kabina prysznicowa "dziewięćdziesiątka", więc  dla małych i  chudych, wanna z siedziszczem oraz  toaleta odgrodzona ścianką z luksferów i umywalka z lustrem, które  było jednocześnie  drzwiczkami  szafki.Ciepła  woda była  z term przepływowych.

W pierwszej kolejności należało nakarmić Milenkę, więc Adela zaanektowała do tego celu pokój  dzienny. W międzyczasie Emil zmontował dla  małej łóżeczko w sypialni, wypakował to co mogło być szybko potrzebne i poukładał  w pojemnej szafie  w sypialni. Zamontował również w jednym  z okien sypialni moskitierę. Po drugiej stronie domku lokowali się rodzice. Ich łazienka była wyposażona tylko w kabinę prysznicową , WC i umywalkę. 

Milenka szybko zjadła  swą porcję obiadową, a w dziesięć minut po zmianie pampersa już spała  w swoim łóżeczku. Adela tymczasem rozmawiała  z rodzicami, mówiąc, że mogą  się zamienić sypialniami, jeśli na przykład  wolą  mieć w łazience jeszcze oprócz prysznica  coś podobnego  do wanny. Ale rodzice  zapewnili ich, że jeżeli  zamarzy im  się siedzenie  w  wannie to po prostu pójdą do ich  łazienki. Wszyscy zgodnie  stwierdzili, że pokój dzienny jest w porządku, będzie  się tu rozkładało kojec  dla małej, zwłaszcza, że wzięli  całość razem  z podłogą i plandeką, więc będzie można też jego  część rozłożyć na tarasie.

Adela stwierdziła, że teraz mogą się spokojnie napić  kawy (z domu wzięli express i mikrofalówkę) i wysłała sms do Leszka, że  "mała śpi, więc może wpadniecie na kawę?" Odpowiedź była natychmiastowa- "wpadamy". I za 5 minut byli z ........groszkiem ptysiowym i pojemnikiem z kremem czekoladowym oraz pudełkiem wykałaczek. To będzie nieomal founde- śmiała  się  Adela- każdy będzie  nadziewał wpierw  groszek na  wykałaczkę  a potem, jeśli będzie  chciał to sobie swój  groszek zanurzy w kremie.  Wymyśliłam  coś innego- powiedziała Wanda- mam pergaminowe  foremki do babeczek, każdy sobie  nałoży kremu do foremki i będzie sobie  w swojej foremce maczał groszek. Tym  sposobem nie będzie "korka" przy pojemniku z kremem. Noooo, całkiem  sprytnie  to wymyśliłaś- pochwaliła ją Adela.

Słuchajcie - wzięliśmy z domu kilka metrów moskitiery i taśmy klejącej elastycznej i pinezki więc możecie  sobie w  swoich sypialniach okleić jedno okno, żeby różne wrednoty  nie  wlatywały ani w  dzień  ani  w nocy. A tak ogólnie  to jak oceniacie te domki? Wyrobimy tu  miesiąc?

No jasne, będziemy dużo chodzić, pewnie też gdzieś  wyskoczymy.  Niestety, tu nie ma dokąd  wyskoczyć - można  do Puław, można do Garwolina po biały ser - tu naprawdę to  się można urwać bo nie ma co zwiedzać.  Ale lasy ładne i dobre świeże powietrze. Na dziś i  jutro mamy dla wszystkich obiado-kolację, dla Pimpusi  mamy zapas  słoiczków no i mleko modyfikowane i zawekowane moje rosołki. Tu nawet jest jeden kiosk spożywczy. No i zawsze można wyskoczyć do Wilga-City i coś tam  kupić. Ale to dopiero jutro,  dziś mi się już nie chce. Fajne są te ganki, nawet  w czasie  deszczu  można będzie  tu  siedzieć a Pimpusia będzie urzędować w spacerówce.

                                                                 c.d.n.


2 komentarze: