Pierwszego sierpnia spod domu Leszka wyruszył malutki "konwój" trzech samochodów. To co się już nie mieściło w samochodzie Emila zostało zapakowane do samochodu rodziców. Przed wyjazdem Piotr i Helena "skorumpowali" pana dozorcę, by był tak miły i podlewał ich ogródki oraz sprawdzał czy wszystko jest w porządku. Oczywiście za ową uprzejmość został całkiem nieźle wynagrodzony. W razie jakichś problemów miał zatelefonować do Piotra. Nie da się ukryć, że wyjazd z małym dzieckiem z domu na cały miesiąc zawsze stwarza pewne problemy logistyczne. Adela pocieszała się tylko świadomością, że jadą raptem niecałe sześćdziesiąt kilometrów od Warszawy, więc w razie czego można wyskoczyć do domu, bo, jak powiedział Emil - "kupa luda nas będzie" i trzy samochody.
Po kilku bardzo poważnych rozmowach z Adelą Wandzia nieco uspokoiła się psychicznie i nawet odważyła się porozmawiać otwarcie z Leszkiem o tym, dlaczego jest "taka dziwna". Leszek bez trudu domyślił się kto Wandeczce oczęta otworzył i trzy dni przed wyjazdem z Warszawy, około północy Adela otrzymała od niego krótką wiadomość: jesteś niesamowita, dziękuję. W odpowiedzi otrzymał równie krótki tekst - " nie niesamowita, ale doświadczona życiowo, kiedyś ci to wyjaśnię.A."
Gdy już wyruszyli w trasę Adela zapytała męża, czy zauważył pewną zmianę w wyglądzie Wandeczki. A co się zmieniło? Nagle utyła czy wyrosła pół metra w górę? Ja się, kochanie moje, nie przyglądam kobietom spoza swojej rodziny. Przyglądam się głównie tobie i Milence i czasem rodzicom. A o co biega z tą Wandzią? No Wandzia zaczyna wyglądać bardziej dziewczęco. Po raz pierwszy widzę ją bez tego smutnego kucyka, ma rozpuszczone włosy! Od razu wygląda inaczej, tak kobieco a nie jak przechodzona małolata. A to ma coś wspólnego z tą wiadomością, która mi pokazałaś około północy?
Myślę, że tak, może po prostu Wandeczka się nieco odblokowała i zaczęła nieco więcej mówić poza "tak, nie wiem lub ma pan rację panie Leszku". Najsmutniejsze jest to, że wiele winy leży po stronie rodziców dziecka, którzy często nie mają pojęcia, że wszystko co oni robią i mówią ma wpływ ma psychikę dziecka i ją wypacza. Bo nie każde dziecko jest tak odporne, jak ja byłam , na to co się dzieje w domu. Wandeczka ma starszą siostrę, z pierwszego małżeństwa jej matki. Nie znała wcale pierwszego męża matki, bo Wanda jest z drugiego związku matki. W domu słyszała (a słuchała głównie ukradkiem) gdy matka rozmawiała z innymi, że ten pierwszy to był "nic nie wart tylko go o kant dupy potłuc". Z kolei jej starsza o 6 lub 7 lat siostra mówiła, że jej tata był bardzo dobry, tylko mama go nie kochała i znalazła sobie drugiego i na domiar złego obdarowała pierworodną córkę siostrą, czyli konkurentką do matczynego serca. Ojciec Wandeczki też długo nie wyrobił z jej matką i teraz wprawdzie nie mają rozwodu ale nie mieszkają razem. Ojciec mieszka ze swoją ciotką pod pretekstem, że ciocia stara i chora i wymaga opieki, a zdaniem Wandeczki to owszem, ciocia stara, ale nie chora i swemu siostrzeńcowi obiadki gotuje. Wanda widuje się ze swoim ojcem i on ją pociesza, że jak matce skończy się klimakterium to na pewno jej złe humory miną i będzie można z nią wytrzymać. Popatrz tylko, jak durne bywają matki - moja miała mi za złe, że jestem dziewczyną a jej matka od lat wciska jej do głowy, że wszyscy mężczyźni to zakały rodu ludzkiego. Najlepiej wszystkich powystrzelać. No to na "podniesienie Wandzi na duchu" opowiedziałam jej o swoich starych i o tym, że jak na razie to nie wiedzą, że są dziadkami. A o Leszku to jej tylko powiedziałam, że nie miał jak dotąd szczęśliwego życia, jest od lat rozwiedziony i ma pełnoletniego syna. Niech wie biedula, że nie jest jakimś wyjątkiem i że więcej osób na tym świecie ma bardzo dziwnie ustawione stosunki rodzinne. I widać z tej wiadomości, którą mi wysłał, że coś się zmieniło w zachowaniu Wandy - może zmieniła zdanie i zechce jakiegoś "Niemca"?
A Wandeczka jest inżynierem, skończyła studia I stopnia na kierunku Architektura Krajobrazu, a pracuje w Spółdzielni, bo jak mówi to była transakcja wiązana - szybko mieszkanie w zamian za zatrudnienie się u nich. Potrzebowali "na gwałt" kogoś na zagospodarowanie przestrzeni zielonych na osiedlu. No to się zgodziła, byle się z domu wyprowadzić.
Przejeżdżając przez rozwleczone wzdłuż szosy Brześce kupili owoce i marchewkę na sok dla Milenki. Adelę zawsze śmieszył przejazd przez tę miejscowość, bo koło każdego z domostw stojących bardzo blisko szosy stała między ogrodzeniem posesji a rowem biegnącym wzdłuż szosy ławeczka i niemal na każdej ktoś siedział - najczęściej jedna lub dwie leciwe kobiety. Czasem na ławce była też skrzynka z tym, co gospodarze mieli na sprzedaż. Adela się śmiała, że te siedzące na ławeczkach przed domami babcie to sprawozdawcy telewizyjni - nikt ze znajomych względnie sąsiadów nie mógł się tędy przesnuć niezauważony.
W Górze Kalwarii "zawadzili" o piekarnię w której zakupili kilka paczek sucharków dla Milenki- żeby się miała czym ubrudzić - jak to określiła Adela.
Jak będą gdzieś po drodze stali z owocami to się na moment zatrzymamy - dam wszystkim taką wiadomość, żeby sobie nie pomyśleli, że coś się nam przydarzyło. To są takie momenty, w których jestem wdzięczna tym co wymyślili telefonię komórkową - stwierdziła Adela. Trochę mniej mnie bawi, że teraz łatwiej kogoś namierzyć, no ale skoro nie jestem zatrudniona w wywiadzie to mi to mało wadzi.
Z owoców to były tylko papierówki i jeżyny oraz pomidory. Adela od razu kupiła 3 kilogramy papierówek i mniej więcej 1,5 litra jeżyn. Podpytała jak się przedstawia sprawa z grzybami i zdaniem miejscowych to grzyby są, oczywiście trzeba ruszyć bladym świtem, najlepiej po czwartej rano - Emil widząc minę swej żony żałował bardzo, że ma ręce zajęte, bo była to mina godna sfotografowania. Sprzedająca zapytała się, gdzie oni mają zamiar zbierać grzyby, a usłyszawszy, że w Wildze skrzywiła się i powiedziała cicho - wyskoczcie lepiej do Skurczy i zaraz za tablicą idźcie w lewo w las. Tam się jeszcze nie pobudowali, więc większe szanse.
Reszta towarzystwa nie pojechała dalej bez nich, stanęli na poboczu i czekali na ich dołączenie. W Wildze Emil i Leszek zebrali dowody osobiste od reszty towarzystwa i poszli załatwiać formalności. Kierownik dowiedziawszy się, że są z małym dzieckiem wybrał inne domki niż były przedtem wybrane - te stały nieco dalej od głównej alejki, "bo przecież takie roczne dziecko śpi w dzień, więc lepiej by nikt koło domku nie łaził, żeby dziecko mogło spać na powietrzu- w końcu po to się jedzie z dzieckiem poza miasto, by było dużo na dworze". To może państwo wypożyczą również parasol - on ma solidne mocowanie, jest stabilny, no dziecina nie może przecież spać na słońcu. Oczywiście Emil przytaknął, mówiąc, że to świetny pomysł, więc za kwadrans miał przyjść do nich "człowiek" z parasolem i podstawą do niego. Leszek z kolei dopilnował, by rachunek za jego domek był na Wandę i wszystko dokładnie z kierownikiem wyjaśniał. Trochę było "spacerów" na odcinku parking- ich domki, ale "człowiek od parasola" dostał nakaz pomocy gościom w przenoszeniu bagaży, a od Emila gratyfikację z tej okazji. Przez dziesięć minut trwała dyskusja, który domek będzie lepszy dla Milenki. Adela stała, milczała, potem powiedziała - Milence wisi i powiewa, który domek będzie waszym zdaniem dla niej lepszy- to dziecko jest jak pies- tam mój dom, gdzie są moi państwo, a mnie się chce siku, więc szybko mówcie, który domek biorą Wanda i Leszek. Wanda wskazała ten ciut bliższy głównej alei, że ona to by ten wybrała, Adela jęknęła -"dzięki ci kobieto" i pognała do łazienki. Domki, które wskazał im pan kierownik były najnowszej generacji, miały coś pośredniego pomiędzy gankiem a werandą, stał tu stolik i cztery składane krzesła z oznaczeniem numeru domku. W sypialniach i pokoju dziennym z aneksem kuchennym były elektryczne piece akumulacyjne, w łazience była kabina prysznicowa "dziewięćdziesiątka", więc dla małych i chudych, wanna z siedziszczem oraz toaleta odgrodzona ścianką z luksferów i umywalka z lustrem, które było jednocześnie drzwiczkami szafki.Ciepła woda była z term przepływowych.
W pierwszej kolejności należało nakarmić Milenkę, więc Adela zaanektowała do tego celu pokój dzienny. W międzyczasie Emil zmontował dla małej łóżeczko w sypialni, wypakował to co mogło być szybko potrzebne i poukładał w pojemnej szafie w sypialni. Zamontował również w jednym z okien sypialni moskitierę. Po drugiej stronie domku lokowali się rodzice. Ich łazienka była wyposażona tylko w kabinę prysznicową , WC i umywalkę.
Milenka szybko zjadła swą porcję obiadową, a w dziesięć minut po zmianie pampersa już spała w swoim łóżeczku. Adela tymczasem rozmawiała z rodzicami, mówiąc, że mogą się zamienić sypialniami, jeśli na przykład wolą mieć w łazience jeszcze oprócz prysznica coś podobnego do wanny. Ale rodzice zapewnili ich, że jeżeli zamarzy im się siedzenie w wannie to po prostu pójdą do ich łazienki. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że pokój dzienny jest w porządku, będzie się tu rozkładało kojec dla małej, zwłaszcza, że wzięli całość razem z podłogą i plandeką, więc będzie można też jego część rozłożyć na tarasie.
Adela stwierdziła, że teraz mogą się spokojnie napić kawy (z domu wzięli express i mikrofalówkę) i wysłała sms do Leszka, że "mała śpi, więc może wpadniecie na kawę?" Odpowiedź była natychmiastowa- "wpadamy". I za 5 minut byli z ........groszkiem ptysiowym i pojemnikiem z kremem czekoladowym oraz pudełkiem wykałaczek. To będzie nieomal founde- śmiała się Adela- każdy będzie nadziewał wpierw groszek na wykałaczkę a potem, jeśli będzie chciał to sobie swój groszek zanurzy w kremie. Wymyśliłam coś innego- powiedziała Wanda- mam pergaminowe foremki do babeczek, każdy sobie nałoży kremu do foremki i będzie sobie w swojej foremce maczał groszek. Tym sposobem nie będzie "korka" przy pojemniku z kremem. Noooo, całkiem sprytnie to wymyśliłaś- pochwaliła ją Adela.
Słuchajcie - wzięliśmy z domu kilka metrów moskitiery i taśmy klejącej elastycznej i pinezki więc możecie sobie w swoich sypialniach okleić jedno okno, żeby różne wrednoty nie wlatywały ani w dzień ani w nocy. A tak ogólnie to jak oceniacie te domki? Wyrobimy tu miesiąc?
No jasne, będziemy dużo chodzić, pewnie też gdzieś wyskoczymy. Niestety, tu nie ma dokąd wyskoczyć - można do Puław, można do Garwolina po biały ser - tu naprawdę to się można urwać bo nie ma co zwiedzać. Ale lasy ładne i dobre świeże powietrze. Na dziś i jutro mamy dla wszystkich obiado-kolację, dla Pimpusi mamy zapas słoiczków no i mleko modyfikowane i zawekowane moje rosołki. Tu nawet jest jeden kiosk spożywczy. No i zawsze można wyskoczyć do Wilga-City i coś tam kupić. Ale to dopiero jutro, dziś mi się już nie chce. Fajne są te ganki, nawet w czasie deszczu można będzie tu siedzieć a Pimpusia będzie urzędować w spacerówce.
c.d.n.
:)
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuń