Pakowanie się na wyjazd wakacyjny do Niemiec przypominało walkę Don Kichota z wiatrakami. W roli Don Kichota była Teresa, która zdaniem Kazika chciała zabrać ze sobą pół domu, rolę wiatraka pełnił Kazik, który tłumaczył, że to wszystko i jeszcze trochę można kupić tam na miejscu a rzeczy dla maluszków są tam naprawdę i ładne i dobrze przemyślane i biorąc pod uwagę fakt, że Teresa w Polsce kupuje dla małego rzeczy z importu to cenowo wypadną tak samo jak w Polsce. Sprzęt dla małego, czyli łóżeczko, wanienka, leżaczek do karmienia były na miejscu - wszak Kurt i Sophie "wyhodowali" już trójkę dzieci. W ostatniej rozmowie telefonicznej Kurt podyktował Kazikowi wykaz sprzętów dla dziecka, które już są przygotowane do wywiezienia na letnisko i za dwa dni już się tam znajdą. Wszystko było opakowane w folię termokurczliwą, na miejscu wystarczy tylko małe nacięcie i rozpakowanie nie nastręczy trudności. Kazik wpatrywał się w tę listę i stwierdził, że jego przyjaciel mógłby otworzyć sklep z wyposażeniem dla dzieci. Na końcu listy była uwaga - nie bierzcie żadnych kocy - ani dla siebie ani dla dziecka- naszych kocy starczy na pułk wojska. Sophie miała w pewnym momencie manię kompletowania kocy i kocyków. Są nawet koce z wielbłądziej wełny, takie na mrozy. Wiesz kochanie za co najbardziej lubię Kurta? Nie wiem, ale podejrzewam, że za rzetelność- zawsze ceniłeś i nadal cenisz odpowiedzialnych ludzi- odpowiedziała Teresa. Kazik uśmiechnął się- za to też, ale najbardziej za to, że tak bardzo kocha i ceni własną żonę. Obydwaj jesteśmy wciąż zakochani w swoich żonach i dla nas jesteście wciąż najpiękniejsze i najbardziej pod Słońcem kochane i najważniejsze. Zresztą mam wrażenie, że gdy poznasz Sophie to ją bardzo polubisz. Ona dba o Kurta i dzieci w nienachalny sposób. Najbardziej mi się podoba, bo Sophie wciąż mówi dzieciom, że tata to jest najwspanialszy facet na tej ziemi a Kurt to samo mówi chłopcom o niej. Jedno i drugie wciąż powtarza dzieciom, że trzeba dbać o tych, których się kocha, więc każdy z nich ma wkładane do głowy, że musi dbać o mamę, tatę i swoich braci. I to nie jest tak, że to jest rola najstarszego- każdy z nich ma zakodowane, że ma jeszcze dwóch braci, czterolatek ma też dbać o swoich starszych braci. Kurt opowiadał mi, że ma najwięcej radochy, gdy podsłuchuje bawiących się synków- wtedy zawsze najstarszy nadaje tekst : gdy będziecie mieli tyle lat co ja to zrozumiecie.
Wyskoczę w tym tygodniu do Wedla i kupię dla dzieciaków trochę słodyczy, dla dorosłych też. Oni wszyscy uwielbiają Ptasie Mleczko. A Kurt - wedlowskie wafelki czekoladowe. A z mieszanki wedlowskiej wybiera zawsze tylko cukierki o nazwie "bajeczne". Tylko te mu pasują, reszta może nie istnieć. Muszę przepytać czy można je kupić solo. Pomyślałem, że tatę na drogę wsadzimy do samochodu Krystiana. I muszę wreszcie zamontować lusterko z tyłu, żeby podglądać, czy Aleks śpi czy nie. Bo lubię jeździć gdy przy mnie siedzisz a nie z tyłu. Pojedziemy prosto nad jezioro, Kurt mi prześle rozpiskę odnośnie drogi, nie będziemy wjeżdżać do Berlina. Przed powrotem do Polski pobędziemy trzy dni w Berlinie. Ja wtedy zostanę w domu z Aleksem, a ty z tatą i z Krystianami będziesz zwiedzać Berlin w towarzystwie Kurta. Ja już Berlin dobrze znam, więc zostanę z małym. Oni mieszkają w willowej dzielnicy, w tak zwanej willi wielorodzinnej. Jest to po prostu dom, w którym mieszkają raptem trzy rodziny. Oni zajmują parter, nad nimi mieszkają ich dobrzy znajomi, nie znam tych, którzy zajmują drugie piętro. Dom ma ogród, o który wszyscy dbają. Kiedyś parter miał z tyłu domu spory taras, ale teraz w miejscu tarasu są dwa pokoje i tym sposobem powiększył się metraż zajmowany przez Kurta. Z tego wszystkiego funkcję salonu pełni czasami przedpokój, ale jak mówi Kurt czas imprezowania już za nimi. Mają dużą kuchnię z aneksem jadalnym. Gdy ich poznałem to jeszcze był taras. A teraz są tam dwa pokoje z małymi łazienkami, w każdej kabina prysznicowa, umywalka z lustrem, sedes. Kurt coś przebąkiwał, że może wyprowadzą się pod Berlin w takie miejsce do którego dociera z Berlina kolejka elektryczna. Berlin wciąż cierpi na brak mieszkań i wciąż się rozbudowuje. I zdaniem Kurta zamieszkanie poza Berlinem w miejscu, do którego dociera szybka kolejka miejska jest bardzo dobrą opcją. Na razie Kurt należy do spółdzielni mieszkaniowej, która ma lokalizację blisko linii kolejki. Ale jak mówi Sophie życie samo koryguje różne plany. I często lepiej iść z prądem niż pod prąd.
Zik, a ty nie czujesz się zawiedziony, że chyba jednak będziemy mieć tylko Aleksa? Nie - nie czuję się zawiedziony. Poza tym nie mam natury hurtownika. Jestem detalistą. I nawet gdyby mi ktoś zagwarantował, że drugie to będzie dziewczynka to też bym się nie zdecydował. Nas dwoje i jedno dziecko to akurat. Pomiędzy mną a Krystianem jest pięć lat różnicy. I spoglądając wstecz oceniam, że pięć lat różnicy to jest sporo. Noworodek i pięciolatek zupełnie do siebie nie przystają.Wiele lat byłem zły, że mam tak małego brata. Nie byłem zazdrosny, ale zły, że wciąż muszę z czegoś rezygnować bo w domu jest maleńkie dziecko. Z opowieści kolegów w pracy wiem, że najłatwiej gdy różnica pomiędzy dziećmi to 2 lata, wtedy to starsze bezboleśnie znosi "intruza". Ponoć najgorzej gdy drugie przybywa trzylatkowi - trzylatki już mają świadomość swego istnienia i są piekielnie zazdrosne. Teresa śmiała się - według mnie najważniejsze, że teraz ty z Krystianem pomagacie sobie wzajemnie, wspieracie się i to co było w dzieciństwie nie miało jednak negatywnego wpływu na was obu. I myślę, że to była zasługa waszych rodziców. Bo znam wiele rodzeństw i bardzo często kontakty pomiędzy dorosłym już rodzeństwem oscylują koło zera.
Ja kiedyś wlałem Krisowi bo wziął moje kredki i mi pomazał rysunek. Ale mały nie poleciał z płaczem do mamy, tylko sobie chlipał w kąciku. Potem mama jakoś wyciągnęła od niego czemu ma takie zapłakane ślepia - byłem pewny, że będzie jakaś kara, ale nie- mama mi tylko powiedziała, że ją moje zachowanie bardzo zasmuciło. Następnego dnia tata wziął mnie na zakupy i gdy już wracaliśmy powiedział, że jest zmartwiony moją głupotą, bo mając osiem lat powinienem dbać o swoje rzeczy, nie zostawiać na wierzchu swoich kredek, wiedząc, że taki malec jak trzyletni Krystian jest jeszcze głuptasem i nie umie odpowiednio posługiwać się prawdziwymi kredkami i teraz pójdziemy do sklepu i kupimy kredki świecowe dla małego i ja mu te kredki dam i jako starszy i mądrzejszy pokażę mu jak ma nimi malować , dam mu też trochę kartek z bloku i przeproszę za to, że go uderzyłem. I że tata jest mocno zasmucony, bo chyba zauważyłem, że w tym domu nikt nie bije dzieci. No i kupiliśmy te świecowe kredki i taki zeszyt do kolorowania i tata dopilnował bym małemu dał to wszystko i pokazał jak ma się tym bawić a potem powiedziałem małemu, że go już nigdy nie uderzę i pocałowałem. Co prawda nie wydusiłem z siebie słowa przepraszam, ale tata, który dla picu przeglądał w tym czasie gazetę i wszystko zza niej podglądał- uznał, że sprawa zakończona. Kłóciliśmy się często z Krisem, ale już nigdy mu nie wlałem. I kocham go i cenię, bo wyrósł na mądrego faceta. A co do drugiego dziecka - nie planowałem dwójeczki, a po tym porodzie tym bardziej. Aleks będzie miał co najwyżej stryjecznego brata lub siostrę.
Podróż do Niemiec nie przysporzyła obu rodzinom jakiegokolwiek problemu. Część drogi za kierownicą siedziała Teresa, a Kazik zabawiał synka. Na jednym z parkingów zrobili nieco dłuższy postój, dorośli pili kawę a Aleks pochłaniał swoje mleko. Ten dłuższy postój uchronił ich przed staniem w korku, bowiem była jakaś stłuczka na drodze i przez pewien czas autostrada była zamknięta. Oczywiście o tym wszystkim Kazik poinformował Kurta.
Kurt stwierdził, że spotkają się na parkingu jeszcze przed Berlinem i podał nazwę parkingu, na którym na nich będzie czekał - po prostu będzie ich pilotował, bo droga, którą im wcześniej polecał jest właśnie w remoncie i są na niej korki, więc on ich "przepilotuje" inną trasą - nieco dłuższą, ale bez remontu.
Droga na miejsce zajęła im niemal półtorej godziny. Ale dzięki tej trasie nie mieli atrakcji w postaci wyprzedzania ciężarówek, lub wleczenia się z oszałamiającą prędkością 40 kilometrów na godzinę i słuchania jak piasek im czyści podwozie. Domki były murowane, ten w którym mieli mieszkać goście był wyraźnie rozleglejszy. Obydwa były ogrodzone, było też miejsce wydzielone na samochody , odgrodzone żywopłotem i zadaszone. Część komitetu powitalnego poszła po Sophie, by otworzyła bramę wjazdową, bowiem tylko dorosłym wolno było manipulować przy zasuwie. Sophie podeszła z uśmiechem do samochodów, przytrzymała drzwiczki gdy wysiadała Teresa i ja serdecznie uścisnęła. Potem uścisnęła Kazika i zajrzała przez szybę do Aleksa, który słodko spał. Kazik przedstawił Sophie wpierw tatę, potem Alinę i Krystiana. Chłopcy stali karnie z boku do momentu aż Kurt na nich kiwnął. Potem każdy grzecznie się przedstawił i podał rękę. Najstarszy zajrzał przez szybę, potem doniósł braciom- "to jest jeszcze bardzo malutkie dziecko i śpi". Krystian, Kazik i Alina pozanosili do domu cały dobytek, na sam koniec Kazik wniósł do domu Aleksa w foteliku. Aleks ukołysany jazdą spał nadal. W sypialni już stało łóżeczko, ale żeby małego nie budzić fotelik został wstawiony razem z nim do łóżeczka. Sophie powiedziała, że Aleks jest bardzo ładnym dzieckiem. Przepraszała, że jej angielski nie jest niestety doskonały i że często Kazik będzie musiał tłumaczyć. Oprowadziła ich po domku, pokazując gdzie co jest, jak działa i powiedziała, że pozwolili sobie zapełnić im lodówkę, żeby mieli zaopatrzenie na kolację i śniadanie, a obiad w dniu dzisiejszym to zjedzą u nich w domu. Teresa się martwiła, że oni zajmują większy domek i może w tamtym mniejszym jest im ciasno, ale zaraz została tam zaprowadzona i okazało się, że tam również są trzy sypialnie, ale chłopcy, tak jak i w Berlinie mają jedną, wspólną sypialnię. Oni po prostu chcą spać w jednym pokoju. Drugi domek mniejszy, bo pokój dzienny jest mniejszy. Tu, jeśli tylko nie pada, to chłopcy urzędują na tarasie lub są nad jeziorem. Albo gdzieś z rodzicami w terenie. Tu jest bardzo ładnie - stwierdziła Teresa. To Brandenburgia, prawda? Tak, potwierdził Kurt i dodał - nasze Ziemie Odzyskane. Tu była kiedyś Niemiecka Republika Demokratyczna. Niestety wszędzie pełno po tym okresie pamiątek w postaci terenów, na których kiedyś stacjonowały rosyjskie wojska. I nadal co jakiś czas są z tym kłopoty. Dobrze, że stąd do lasu jest dość daleko. Ich wojskowe oddziały stacjonowały głównie w lasach. Do dziś są to tereny zamknięte. Licho wie ile jest tam jeszcze bomb i diabli wiedzą czego jeszcze. Teresa zerknęła na zegarek i powiedziała- muszę iść do małego, lada moment się obudzi, muszę mu podgrzać jedzenie. A mogę iść z tobą? -spytała Sophie. Nie wystraszy się obcej twarzy? Nim Teresa zdążyła odpowiedzieć Kurt powiedział - skoro nie płakał na mój widok to i ciebie się nie wystraszy. Teresa zapewniła ją, że mały to odporne dziecko i na pewno się jej nie wystraszy. Poza tym będzie jadł swoją marchwiankę wzmocnioną przetartym ryżem, co bardzo lubi, więc na pewno będzie w świetnym humorze. No i jest przyzwyczajony, że do niego obce twarze zagadują, ale zawsze wtedy jest przy nim Teresa lub Kazik.
Aleksander już nie spał, marchwiankę fachowo podgrzała Sophie i mały zaprezentował jak grzeczne dziecko je. Sophie była zachwycona. Teresa zapytała ją, kiedy będą mogli wręczyć dzieciakom słodycze i kolorowanki dla młodszych, bo dla najstarszego to przywieźli książeczki, której tekst jest dwujęzyczny - niemiecki i polski. Aleksander już najedzony i przewinięty powędrował teraz do pozostałych osób w swoim foteliku - oczywiście przypięty pasami.
c.d.n.
:)
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuń