Gdy domowy słodziak, czyli Alek przeniósł się wieczorem w objęcia Morfeusza, Teresa powiedziała do męża, że musi dziś "postudiować" Encyklopedię Zdrowia. A co się stało? Boli cię coś? - zaniepokoił się Kazik. Nie, mnie jak na razie nic nie jest, ale cały wieczór "chodzi" mi po głowie sprawa Aliny. Bo przypomniało mi się, że takie zachowanie się Aliny to ja już kiedyś widziałam i wtedy ona brała przez bardzo długi czas jakiś lek. I być może, że lęk jej matki dotyczący stanu jej zdrowia nie był tak zupełnie bezpodstawny. Ale muszę trochę poczytać, bo wiesz jak jest - jeśli czegoś nie poczułeś na własnej skórze to na ogół nie wiesz jak to jest.
Mówisz zagadkami - stwierdził Kazik- oświeć mnie trochę, proszę. Idzie mi o to, że może ona naprawdę jest chora, a raczej ma nawrót choroby. Bo ona brała kiedyś jakiś lek, który, jak mi wtedy mówiła jej matka, będzie musiała brać do końca życia, nawet gdy nie będzie miała żadnych dolegliwości. No ale o co chodzi- denerwował się Kazik. Teresa, uśmiechnęła się i powiedziała- wyjaśnię ci gdy poczytam o tym co mi do głowy przyszło. I powiesz mi? - zapytał. No jasne, że ci powiem. Aż się boję, że być może to co mi do głowy przyszło właśnie się dzieje z Aliną.
Teresa poszła do swego "buduaru" i pogrążyła się w czytaniu Encyklopedii Zdrowia. Po niemal godzinie wyszła stamtąd z bardzo smutną miną. Otworzyła książkę i zaczęła czytać półgłosem Kazikowi objawy choroby afektywnej, zwanej też chorobą dwubiegunową. Gdy skończyła czytać Kazik powiedział - widzi mi się, że objawy Aliny pasują do tego opisu. I co zrobimy?
My to niewiele możemy zrobić - po prostu damy Krystianowi do poczytania, a ja na pewno nie opieprzę jutro Aliny. Co najwyżej mogę się ją zapytać, czy nadal bierze ten lek. Jedno co jest pewne - tak naprawdę nie wiadomo skąd się ta choroba bierze i jak tu ładnie i pokrętnie napisali zamiast jasno napisać "nie mamy bladego pojęcia co wywołuje taką chorobę" napisali, że to taki "układ genów". Dziedziczna jest tylko wtedy gdy i ojciec i matka mają tę "dwubiegunówkę." Może się mylę, ale mam wrażenie, że takie wydarzenie jak wpierw śmierć matki, potem zmiana miejsca zamieszkania, miłość ,ślub, ciąża, poród - mogły w sumie spowodować nawrót tej choroby. Jedno jest pewne - trzeba z nią o tym spokojnie, delikatnie porozmawiać i koniecznie ją zaprowadzić do lekarza. Gdy zacznie z powrotem brać lek to wszystko się unormuje. Zacznę chyba niedługo w duchy wierzyć, że chyba przeleciał mi przez mózg jakiś dobry duch, że mi się przypomniało, że ona miewała takie chwiejne momenty "nierównowagi psychicznej". To niestety jest nieuleczalne - jak na dzisiejszy stan medycyny. No ale jeśli będzie współpracować z lekarzem i łykać ten lek, to wszystko się ułoży. Jestem sama sobą zniesmaczona, że poszłam po najmniejszej linii oporu i nie pomyślałam o tym, że przecież ona miała kiedyś takie epizody. Dobrze, że Tadzika już prawie nie karmi piersią, bo mam wrażenie, że żaden lek nie jest dobry dla matki karmiącej. Nie wiem czy oni mają Encyklopedię Zdrowia, to jest najnowsze wydanie. Zresztą jest ważne tylko to, żeby Krystian to przeczytał i namówił ją na wizytę u lekarza. W naszej prywatnej przychodni jest psychiatra, na czas jej wizyty ( bo wg mnie Kris powinien z nią pojechać) wstawią dziecko do nas. Żaden problem dla mnie, mieszankę niemowlęcą jeszcze potrafię przygotować.
No a ja mogę wtedy zostać w domu - mam teraz przecież nienormowany czas pracy - dodał Kazik. Ja się zajmę Alkiem, ty Tadzikiem. Wiesz, bardzo dobrze, że w naszej przychodni na drzwiach gabinetu nie wisi tabliczka z nazwiskiem i specjalnością przyjmującego lekarza. Teresa wyjaśniła - gdyby wisiała to musieli by zatrudnić kogoś do regularnej zmiany tabliczki, bo w jednym gabinecie przyjmują kolejno minimum dwaj specjaliści.
Zaraz napiszę wiadomość do Krisa. No ale napisz tak, żeby Alina nie wiedziała o co biega - bo może to tylko mój brak rozeznania. Nie ma obawy, napiszę po niemiecku- zresztą on już wytresował Alinę, że nie wolno jej zaglądać do jego komórki jak i wypytywać od kogo jest jakaś wiadomość. To Kris zna niemiecki? - zdziwiła się Teresa. Słabo, ale na tyle że się pokapuje, on się uczył niemieckiego w szkole- miał angielski i niemiecki w liceum.
W kwadrans później zazgrzytał klucz w drzwiach wejściowych i stanął w nich Krystian. Kazik dał mu do ręki Encyklopedię i powiedział - możesz oddać ją jutro. Masz stronę założoną i na marginesie uwagi Tesi. Krystian objął Tesię, potem Kazika i powiedział - dobrze, że mam was oboje. Jak poczytam to napiszę. Kris - powiedziała Teresa- gdy z nią pojedziesz do lekarza to dziecko zostawisz u nas- nie ma po co małego ciągać ze sobą, jeśli jest gdzie zostawić. Zik powiedział, że on wtedy zostanie w domu. Kocham was i dziękuję. Uciekam już, bo oficjalnie jestem w piwnicy. To miejsce do którego można ją tylko wołami zaciągnąć. Pa, kochani.
Gdy Krystian wyszedł Teresa przytuliła się do Kazika mówiąc - schowaj mnie przed tym "nielitosiernym" światem pełnym chorób przeróżnych. Kazik objął ją i powiedział - nie musisz się nigdzie chować, dobrze, że to wynalazłaś, na pewno wkrótce wszystko wróci do normalności. Dziwiłaś się, że ona chce mieć drugie dziecko - teraz masz wytłumaczenie skąd ten jej entuzjazm, którego jakoś nie było zaraz po porodzie, który był przy znieczuleniu. No i ten lęk by zostać samej z dzieckiem w domu. To wszystko razem to książkowy przypadek. Jak myślisz, kochanie, uda się Krisowi namówić ją na wizytę u lekarza?- zastanawiał się na głos Kazik.
Nie wiem, ona ostatnio kiepsko kontaktowała i odruchowo ograniczałam z nią kontakt. Ciekawe na kiedy uda się Krisowi załatwić wizytę u psychiatry, bo gdzieś czytałam, że czeka się miesiącami - martwiła się Teresa. Nie martw się, jeśli nie uda się "normalnie" to Kris ma zawsze wersje "awaryjne"- przejrzy listę swych byłych, zadowolonych klientów od których nigdy nie bierze ani złotówki ponad ustaloną na początku kwotę (zresztą nie jest to kwota brana z sufitu bo wszystko ma swą oficjalną stawkę), ewentualnie pogada z którymś z kolegów, czy ma któryś dobre dojście do renomowanego lekarza w tej specjalności i załatwi wizytę. Bardziej się martwię jak sobie poradzi z namówieniem Aliny na wizytę u lekarza. Ale wierzę, że sobie mój braciszek poradzi. Jego stać nawet na sprowadzenie lekarza do niej do domu jeśli ona nie będzie chciała iść do niego. Jego maksyma brzmi - wszystko można załatwić tylko trzeba się do tego przyłożyć. A on się umie przyłożyć gdy mu na czymś zależy. Kris naprawdę kocha Alinę i uwielbia synka. Naszego tatę też kocha. Pamiętasz jak często zostawał na noc u taty? Jego zachwyt tatą wcale nie zmalał od tamtego czasu.
Rano "ćwierkanie" Alka obudziło Teresę i Kazika. Teresa szybciutko przygotowała poranną porcję mieszanki odpowiedniej do wieku Alka, Kazik go nakarmił, w tym czasie Teresa przygotowała śniadanie dla dorosłych. Po śniadaniu zjedzonym .....w łóżku,Kazik stwierdził, że tego dnia popracuje w domu, ale wpierw jeszcze podrzemie razem z Alkiem, który zawsze po śniadaniu jeszcze "dosypiał". Trochę był rozczarowany, bo Teresa mu przypomniała, że to dzień, w którym przychodzi pani Maria, więc długo nie pośpi. Ale może pospać potem, gdy pani Maria już posprząta. W trakcie śniadania nadeszła wiadomość od Krisa. Alina zgodziła się na pójście do specjalisty, kolega Krystiana ma załatwić wizytę dla Aliny w Instytucie Psychiatrii. Oczywiście Krystian będzie jej towarzyszył. To bliziutko, raptem dwa przystanki autobusem, więc nawet nie wezmą samochodu. A sprawę załatwił, jak stwierdził -po męsku - po prostu dał Alinie do przeczytania rozdział, który on wcześniej przeczytał. Wizyta będzie następnego dnia przed południem. Alina się oczywiście popłakała, marnieńko u niej z układem nerwowym. Ale taki płacz to dobre rozładowanie napięcia. Wypłakała się i jest spokojna teraz.
Tata, który wszystko słyszał, powiedział, że on w takim razie przyjdzie do niej i Tadzika, niech Kris spokojnie pracuje, bo jutro to nie wiadomo ile czasu zajmie im ta wizyta w Instytucie. A następnego dnia to do nich przyjeżdża pani Maria i na pewno popilnuje Tadzia gdy ich nie będzie. A jeśli nie, to wstawią małego do Tesi.
A Teresa dostała na swój telefon sms o treści: " I znów jestem Twoim dłużnikiem". Kazik przeczytał i powiedział - masz niepowtarzalną okazję zamówienia sobie u niego futra z norek albo kurtki z białych lisów. Nic z tego - powiedziała Teresa - w sklepie futrzarskim nie ma tak małych futer- był taki jeden, który chciał mnie przyodziać w futro i zrezygnował, bo dla mnie to trzeba szyć na zamówienie, co mnie okrutnie ubawiło, bo płaszcz z wełny bywa w moim rozmiarze, ale nawet najmniejsze futro jest za duże. A pani w sklepie wytłumaczyła wtedy, że futra są dla bardziej reprezentacyjnych kobiet. Robercik zbierał ze zdziwienia szczękę z podłogi, bo pani mu uświadomiła, że ma biedak nie reprezentacyjną żonę. Podsumowała mnie kobietka nieźle. A poza tym to ja nie lubię futer.
Ale gdy byłaś mała, to miałaś zimowy płaszczyk z kołnierzykiem z szynszyli i zawsze się czuliłaś do tego kołnierza - przypomniał jej tata. Bo byłam głupia, nie miałam pojęcia ile szynszyli musieli ubić na taki kołnierzyk. One są malutkie, a na kołnierzyk idą pewnie same grzbieciki. To jakbyś szył coś z futra myszek- one są niewiele większe od nich. Ale o wiele ładniejsze. Widziałam szynszyle u koleżanki - one są malutkie, ale muszą mieć bardzo dużą klatkę, bo są bardzo ruchliwe. Muszą mieć specjalny piasek do kąpieli piaskowych i nie lubią przytulania i głaskania. I trzeba je przynajmniej raz dziennie wypuszczać z klatki, czyli muszą mieć specjalny wybieg. Moja koleżanka miała dwie sztuki. Gdy je widziałam to już miały pięć lat, w sklepie powiedzieli, że jak dobrze będzie o nie dbała to mogą żyć 20 lat. Zupełnie jak zadbany kot.
Aaaa, zapomniałem wam powiedzieć, że idąc do spożywczaka widziałem matkę Roberta, wyraźnie chciała wejść do klatki, do naszego zapasowego mieszkania, bo majdrowała przy domofonie - powiedział tata. O, to bardzo ciekawe- a nie pomyliłeś jej z kimś innym? - spytała Teresa. Nie, nie pomyliłem, trudno tę jej facjatę pomylić z kimś innym. Na szczęście byłem w ciemnych okularach, poza tym szalenie dawno ona mnie widziała. A w kapeluszu i ciemnych okularach to zapewne nigdy. No chyba nie szukała Roberta- stwierdził Kazik- chyba wie, żeście się rozeszli. Teresa wzruszyła ramionami - nie mam pojęcia, a poza tym to mnie ona i jej synuś nic nie obchodzą. Nie można wykluczyć , że ona nie wie gdzie on jest, może wyjechał nie zapodając kierunku- to bardzo w jego stylu by było. Może jej wcale nie poinformował, że się ze mną rozszedł, bo choć za mną nie przepadała to ponoć uważała mnie za dobrą żonę. A może po pijaku w Moskwie uległ jakiemuś wypadkowi - to też możliwe.Nie mam pojęcia, jeśli to była ona, co mogłaby ode mnie chcieć. I wcale mnie to nie obchodzi. CHZetu, w którym pracował już nie ma, podobnie jak mojej firmy. I całe szczęście, że odeszłam na ten urlop wychowawczy, bo on wprawdzie bezpłatny, ale wlicza się do lat pracy. No i dobrze, że przezornie wzięłam wszystkie swoje osobiste dokumenty i nie muszę się zadręczać ich szukaniem gdzie one są złożone na przechowanie. Szefowa kadr chyba mnie lubiła, skoro mi je wydała, bo wiedziała, że w niedługim czasie firma się rozleci. Aliny biuro projektów też się rozleciało, ale to wiem nie od niej - wyczytałam to na necie. I nie mam zamiaru jej o tym mówić. Taka wiadomość na pewno nie wpłynęłaby dobrze na jej psychikę teraz.
Nie zamartwiaj się teraz tym, że nie masz dokąd wrócić po wychowawczym- powiedział Kazik. Zrobię doktorat i wszyscy razem wyjedziemy - ostatnio Kurt mi powiedział, że mam pamiętać o tym, że oni bardzo cenią ludzi z doktoratem. Muszę jeszcze tylko szepnąć słówko Krisowi, by podszlifował niemiecki i trochę poczytał ich przepisów. Jest bardzo dużo Polaków za Odrą i dwujęzyczni prawnicy są potrzebni. A tatę też zabierzemy, nie zostawimy go tutaj. Na razie to trzeba ustabilizować Alinę. I ruszymy na podbój Berlina.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń