Wreszcie nadszedł, niemal po roku, wieczór wyjazdu do Egiptu. Podobna była pora, a zwłaszcza ulubiona godzina odlotów czarterowych. Cała reszta była jednak różna, ale Mira i Michał chyba o tym samym myśleli od chwili wejścia do hali odlotowej, bo w pewnej chwili Michał pociągnął Mirę w stronę informacji i tam ją na oczach nieco zdumionych przyjaciół namiętnie pocałował.
Na pytające spojrzenie swego ojca powiedział - aaa, tak jakoś zebrało mi się na wspominki, a wszelakie dworce i lotniska świetnie się do takich scen nadają. Ale ojciec zupełnie nie skojarzył, bo przecież nie wiedział, że oni właśnie tu się poznali.
"Ryszardy"- jak mówili między sobą Mira i Michał, wyglądali bardzo sportowo. Rysia, gdy rozejrzała się po strojach grupki lecącej do Egiptu odkryła, że nie było ani jednej kobiety ubranej w buty na szpilkach i tylko 4 panie (skrupulatnie policzyła) były w spódnicach, z tym że jedna z nich to była wielce leciwa pani. I od razu podzieliła się tym spostrzeżeniem z Mirką i jej teściową. A przecież- powiedziała- szpilki wysmuklają sylwetkę.
Ale nie niwelują wcale ani 10 dekagramów nadwagi - wypaliła Mirka. Od wskoczenia w szpilki z pewnością nie ubędzie ani kilogramów na wadze ani nie zmniejszy się obwód bioder czy talii. Co najwyżej lepiej wyglądają nogi, chociaż czasami widz się tylko zastanawia jak taki cieniutki obcas wytrzymuje taki nacisk. Rysia automatycznie uległa zapowietrzeniu się i już nic nie mówiła.
Tym razem podróż zaczynali od Kairu. Hotel, który mieli zarezerwowany był zaledwie o 10 minut drogi pieszo od Muzeum Egipskiego. W cenie były śniadania i kolacje. Co prawda nie był pięciogwiazdkowy a zdobiły go tylko trzy gwiazdki, nie mniej lśnił czystością, miał całkiem ładne łazienki, podwójne łóżko z powodzeniem pomieściłoby cztery osoby, a większość pokoi miała balkony. W cenie były śniadania i kolacje, wszystko w formie szwedzkiego stołu. Dzień przylotu wszyscy przeznaczyli na odpoczynek. Jednak spanie w samolocie nie jest pełnym wypoczynkiem.
Ponieważ była ich szóstka często korzystali z taksówek wieloosobowych, które były znacznie tańsze od zwykłych .
Do Muzeum Kairskiego poszli "nowicjusze", a Michał i Mirka przeznaczyli ten dzień na odkrywanie najbliższego otoczenia hotelu. Nie da się ukryć, że w najbliższym otoczeniu co krok niemal był jakiś hotel - jeśli się człowiek zagapił to mógł z powodzeniem wejść do innego niż ten, z którego wyszedł rano. No i do Gizy nie było stąd daleko- zaledwie godzina drogi autobusem.
Ale do Gizy to ani Michał ani Mirka nie mieli ochoty jechać. Wysłali tam nowicjuszy- no bo jak? być w Egipcie i nie być w Gizie to tak jakby być w Rzymie i nie zobaczyć żywego papieża.
Wpierw sami powędrowali na targowisko Khan Khalili, do którego dojście zajmowało raptem 15 minut . Targowisko było w tym miejscu już 700 lat i na jego terenie była stara, kultowa kawiarnia El Fishawy, która istniała już 250 lat. Podawano w niej kawę parzoną "po turecku" z kardamonem i słodką, miętową herbatę. Prawdę mówiąc to żadne z nich nie odważyło się tu wypić cokolwiek.
Naczelną zasadą było chodzenie po ulicach Kairu, a tym bardziej po targowisku, bez żadnych torebek czy też plecaków, bo niestety na porządku dziennym były kradzieże. Torebki na pasku, tzw. "nerki" i Mirka i Michał nosili pod zapiętą kurtką. Targowisko było olbrzymie i na pewno łatwiej było powiedzieć czego tu nie ma niż co tu można kupić.
Ale oni oboje wcale nie mieli zamiaru kupować jakichś pamiątek. I choć droga na bazar nie była daleka, to koszmarny ruch samochodowy i hałas, tłumy ludzi idących we wszystkich kierunkach były męczące. Tłumy były tam cały dzień, od wczesnego rana do północy. Wszystkie sklepy funkcjonowały przeważnie do 23,00, lub do 24,00 godziny.
Mieli wrażenie, że mieszkańcy tego miasta nigdy nie śpią. Mirka stwierdziła, że widocznie sypiają na zmiany.
Wszyscy razem zwiedzili fortecę Salah Al-Din A-Ayoubi zbudowaną przez Saladyna w XII wieku, Koptyjski Kościół Prawosławny z drewnianym dachem w kształcie Arki Noego. Byli też w naprawdę pięknym Al Azhar Park z pięknie utrzymanymi ogrodami, fontannami, wieloma punktami gastronomicznymi, ładną kawiarnią i teatrem.
Zwiedzili też Muzeum Koptyjskie (które powstało w 1908 roku) ze zbiorami zabytkowych dzieł sztuki, Abdin Palace Museum, oraz byli na wyspie nilowej Gezira Island, nazywanej przez miejscowych Zamalek. To najdroższa i najpiękniejsza dzielnica Kairu, którą zamieszkuje około 420 tysięcy osób. Znajdują się tu liczne muzea, piękne pałace oraz Opera Kairska. Na wyspę można się dostać trzema mostami.
Z ulgą opuścili Kair, bo miasto- moloch było jednak męczące. Jeszcze żadne z nich nie było w aż tak ludnym mieście tyle dni. Ubiegłoroczny pobyt Mirki i Michała w Kairze był jednak bardzo krótki.
Teraz tanimi liniami polecieli do Luksoru. Lot trwał zaledwie godzinę i 10 minut, a gdyby chcieli ten dystans pokonać pociągiem musieliby jechać minimum 10 godzin. Spotkali nawet takich, którzy chcieli się wybrać do Luksoru pociągiem , ale gdy okazało się jak ów pociąg wygląda - czym prędzej zrezygnowali.
Hotel w Luksorze był pięknie położony, bliziutko Nilu a z tyłu był ogród i basen. Pokój Mirki i Michała wychodził na ogród, w pokoju był ekspres do kawy i olbrzymie podwójne łóżko, była ładna łazienka, a hotel miał własną restaurację i bar. Lokalizacja pod względem zwiedzania była dobra, do Świątyń Karnaku było zaledwie 2,8 km, do Doliny Królów 7,2 km. Pogoda była dobra , miłe ciepło a nie wściekły upał.
Na tablicy ogłoszeń rodzice Michała wyczytali ogłoszenie, że istnieje szansa na komfortowe zwiedzenie Doliny Królów, grobowca Tutenchamona, świątyni Hatszepsut i świątyni Amenhotepa III na terenie kolosów Memnona III, a wszystko to w towarzystwie egiptologa. Na koniec był lunch w miejscowej restauracji. Pod hotel przyjeżdżał klimatyzowany busik, po wycieczce odstawiał gości do ich hotelu. Jedyny drobny mankament- egiptolog mówił po angielsku. Postanowili wykupić tę wycieczkę, tym bardziej, że w każdej chwili można było zrezygnować. Rysia była przerażona bo nie znała wcale angielskiego, ale mama Michała powiedziała, że to nie szkodzi, ona też właściwie nie zna, ale co zobaczą to ich. A po powrocie do Warszawy uzupełnią swe wiadomości.
W dwa dni później wszyscy pojechali eleganckim mikrobusikiem do Doliny Królów. I choć Mirka i Michał byli tam rok wcześniej nie żałowali, że pojechali tam teraz. Dopiero ten przewodnik zwrócił ich uwagę na fakt, że każdy z tych posągów Amenhotepa III wykuty z kwarcytu w1370 roku p.n.e miał wysokość 15, 60 m, podstawa dodawała mu 2 metry wysokości więcej, a każdy ważył około 800 ton. Z przodu tronu, po bokach są wykute dwa posągi kobiece- jego żony Teji oraz matki Mutemuji. Boczne ściany tronu zdobią reliefy przedstawiające bóstwa Nilu. Co prawda dziwnie wyglądają te olbrzymie samotne posągi siedzącego na tronie faraona, ale tylko tyle pozostało ze świątyni grobowej Amenhotepa III, która uległa dwa razy siłom natury- raz trzęsieniu ziemi a po jakimś czasie wylewowi Nilu.
Wprawdzie wszyscy widzieli w Muzeum Egipskim wszystko to co najcenniejszego wydobyto z grobowca Tutanchamona, wszyscy zwiedzili jego grobowiec. Widać wchodzenie do grobowców ma jakąś magiczną siłę przyciągania, jak stwierdził Ryszard, ale nie da się ukryć, że malowidła naścienne robią nieprzemijające wrażenie.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń