Pisanie to nie wszystko. Są dni,w których napisanie PONIEDZIAŁEK wcale się nie liczy. A.A.Milne
poniedziałek, 16 czerwca 2014
Elena
Elena urodziła się dawno, dawno temu, w miejscu, które kiedyś było bardzo dużym
majątkiem ziemskim, a dziś jest jedną z dzielnic miasta leżącego na granicy dwóch
województw. Elena miała dwóch braci - byli nieco od niej młodszymi blizniakami.
Były to czasy, gdy ludzie, którzy byli dobrze sytuowani mieli różnego rodzaju
"udogodnienia", a więc tzw. służbę.
Z opowieści Eleny wynikało, że dzieci gdy były małe to miały nianię, potem guwernantkę,
poza tym w domu przewijał się cały sztab ludzi - jakby nie było dom był duży, były dwa
ogrody - warzywny z niedużym sadem i "ozdobny" oraz nieco inwentarza żywego - nikt
nie biegał do sklepu po jaja, mleko i masło ani też nie kupował gotowego pieczywa.
Niemal cała żywność była własnej produkcji, więc było co robić. Jak mnie zapewniała
Elena, jej mama miała naprawdę pełne ręce roboty, choć jedyne co nimi robiła to były
robótki ręczne. Ale to ona zarządzała wszystkim i wszystkimi, codziennie rano wydawała
dyspozycje co danego dnia ma być zrobione i dopilnowywała, czy wszystko zostało
wykonane. Codziennie obchodziła obydwa ogrody, sprawdzała stan roślin, zaglądała do
"kurzej zagrody", sprawdzała stan zapasów żywności.
Elena urodziła się chyba w1912 roku, niecałe dwa lata pózniej blizniacy, więc dzieci
miały ze sobą dobry kontakt.
Pamiętam swą reakcję, gdy Elena powiedziała, że cała służba zwracała się do niej per
"jaśnie panienko", a do jej braci per "paniczu" - mnie dosłownie skręciło ze śmiechu -
do dziś mam problemy z utrzymaniem należytej powagi gdy mnie coś rozbawi.
Pamiętam duże zdjęcie Eleny z braćmi - pewnie mieli wtedy po 6 lub 7 lat.
Ona z ciemnymi włosami ułożonymi w loki zwane anglezami, w jasnej sukience pełnej
falban, obaj bracia ostrzyżeni "na pazia",w białych koszulach i spodenkach typu zbyt
luzne, gładkie bermudy. Cała trójka zachmurzona, wyraznie zła. Mieli powód, bo tuż
przed przyjściem fotografa ojciec wymierzył dzieciakom "sprawiedliwość" - cała trójka
dostała po kilka pasów na swe pupy. I nie obchodziło wcale ojca, że tylko jedno z nich
naprawdę zawiniło- jeden z blizniaków wszedł na dach stodoły, stracił równowagę i z niego
zleciał, w efekcie łamiąc nogę. Uznał, że cała trójka musi być ukarana bo: wiedzieli dobrze,
że nie wolno wchodzić na dach i nie powstrzymali brata ani nie poszli zawiadomić o tym
jego zamiarze nikogo z dorosłych. Elena mówiła, że zawsze dostawała lanie za wybryki
swych braci.
Nie znałam ojca Eleny, ale znienawidziłam go zaocznie. Jej mamę poznałam- była wtedy
chudziutką, starszą panią, która lokówkami rozgrzewanymi na gazie zakręcała swe siwe
włosy w loczki. Była to wielce skomplikowana operacja - przed nakręceniem włosów na
lokówkę należało wpierw sprawdzić jej temperaturę, by nie spalić włosów.
W tym celu w rozgrzaną lokówkę wpierw wkładano papier i sprawdzało, czy aby lokówka
nie przypala go.
Tylko raz widziałam jak starsza pani zakręca swe loczki - strasznie długo to trwało- nakład
pracy był niewspółmierny do czasu trzymania się tych loczków.
Niewiele więcej wiem o latach dziecinnych Eleny.W wieku nastu lat została wysłana na
pensję dla dziewcząt, prowadzoną przez siostry zakonne.
Panienki uczyły się tam głównie prowadzenia domu - przecież każda z nich miała wyjść za
mąż i zostać wzorcową panią domu.Uczyły się gotowania, pieczenia, robienia wszelakich przetworów owocowych i warzywnych, rozróżniania części tuszy zwierzęcych- one uczyły
się jak zarządzać w sposób ekonomiczny domem i.....służbą. Poza tym miały: lekcje tańca,
śpiewu, grania na wybranym instrumencie, uczyły się podstaw szycia i haftu oraz "dobrych
manier" i języka francuskiego. Nie mam pojęcia czy jeszcze zmieścił się tam program
ogólny w postaci wiedzy z zakresu liceum.
Po powrocie z pensji część swoich obowiązków domowych matka scedowała na Elenę.
I zaczęto się pomału rozglądać za kandydatem na męża. Jednym z nich był niesamowicie
przystojny kapitan wojsk lądowych. Tak zwany chłopak jak malowanie - bardzo długo
oglądałam jego zdjęcie- wyglądał super, zarówno w mundurze jak i w cywilu.
Elenie bardzo się ten chłopak podobał, była niemal zakochana, ale....wybrali się razem na
plażę i gdy pan kapitan pozostał jedynie w kostiumie plażowym, Elena mało nie uciekła-
jego tułów, barki, plecy, klatka piersiowa z przodu i ręce były pokryte gęstym, czarnym
zarostem.
Jako dobrze wychowana panienka odczekała pół godziny, potem powiedziała, że niestety
musi wracać do domu bo ją ogromnie boli głowa. Więcej się z nim nie spotkała, ale jego
zdjęcie sobie zostawiła.
Przed wybuchem wojny wyszła za mąż i wraz z mężem zamieszkała na Górnym Śląsku.
Na świat przyszła prześliczna dziewczynka.
Przy porodzie Elena mało nie umarła z powodu zakrzepicy. Lekarz uprzedził ją i jej męża,
że nie będzie mogła mieć kolejnego dziecka. Ale po trudach tego porodu Elenie nawet na
myśl nie przychodziła możliwość drugiej ciąży i porodu.
Gdy na ten teren wkroczyli w 1939 roku Niemcy, jej ojciec i mąż zostali w ramach represji
( nie chcieli podpisać volks listy), osadzeni w obozie Auschwitz, a ona wraz z matką i
maleńką córeczką ruszyły pieszo do Tarnowa, by odszukać daleką kuzynkę i u niej się
schronić. Niestety maleńka Iwonka nie przetrzymała trudów wojennej tułaczki - dziecko
zmarło z powodu biegunki. Miała zaledwie osiem miesięcy.
Elena wraz z matką przebiedowały do końca wojny w okolicach Tarnowa.
Gdy wróciły po wojnie władza ludowa odebrała jej rodzinie cały majątek.
Jeden z blizniaków gdzieś zaginął i nigdy się nie odnalazł. Śląskie mieszkanie Eleny jakimś
cudem ocalało, bo do końca mieszkali w nim Niemcy, a szabrownicy jezdzili dalej niż na
Górny Śląsk.
W kilka lat po zakończeniu wojny Elena wyszła za pewnego sporo młodszego od siebie
smętnego rozwodnika, który wracał z obozu do swego domu przez miasto, w którym
mieszkała i pracowała w Czerwonym Krzyżu.
Była naprawdę bardzo dobrą i oddaną żoną dla....mego ojca.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No cóż bardzo zawiłe były losy ludzi z okresu wojennego i zaraz powojennego. Z wielką ciekawością wciąga czytelnika.
OdpowiedzUsuńPięknie wspominasz -czyżby to była pani z poprzedniego wpisu ? Pisz proszę ,życie pisze ciekawe historie i czemu taka pusta karta ? Zachęcam do wspomnień i pozdrawiam serdecznie - Idalia
OdpowiedzUsuńPiękne - wzruszyłam się.
OdpowiedzUsuńSerdeczności :-)
Ciekawy życiorys i jak to dawno było :-)
OdpowiedzUsuńTeraz już są zupełnie inne czasy...
Rzuciłam się wreszcie do czytania najciekawszych stron blogowych. Inne podglądałam w biegu, ale tutaj chciałam prawdziwie się delektować. Warto było zostawić sobie czas na te piękne wspomnienia... bolesne, wzruszające i takie odległe, chociaż wcale nie minęło wiele lat. Jako dziecko chłonęłam rodzinne opowieści o dawnych czasach, majątku i pensji, ale już wtedy brzmiało wszystko jak bajka.
OdpowiedzUsuńIdę czytać dalej, uściski!