Cóż to jest miesiąc? Taka dłuższa chwila, raptem 30 lub 31 dni.
Ale w ciągu tego miesiąca Teresa dostała dwa listy od Pawła B. Chyba czuł się
samotny w Amsterdamie.Podobał mu się Amsterdam, opisywał co ciekawego
zobaczył. Tym razem listy trafiały na adres domowy Teresy. A na początku
listopada zatelefonował , że przylatuje za tydzień, w sobotę i ma cichą
nadzieję, że będą się mogli w tę sobotę wieczorem spotkać. I że on zaprasza
Teresę do Bristolu na kolację. Co prawda wolałby się z nią zobaczyć na bardziej
przyjaznym, prywatnym gruncie, no ale zaraz po tak długiej nieobecności to
będzie dość trudne pod względem organizacyjnym. A stolik w Bristolu już
zarezerwował.
Jak na złość ta sobota była pracująca, więc Teresa zażyczyła sobie kilka dni urlopu -
wciąż miała zaległe urlopy. Szefowa bez szemrania podpisała kartę urlopową, gdy
Teresa powiedziała, że ma jeszcze miesiąc urlopu za poprzedni rok, tegoroczny
urlop jest też jeszcze nie ruszony, a ten tydzień to jeszcze ze starszych "zapasów".
Na sobotni poranek zapisała się do "gienia", by nieco podciąć włosy.
Samolot przylatywał około godz. 14,00 i Teresa postanowiła wpaść na lotnisko by
podejrzeć kto ewentualnie przyjdzie po Pawła.
Od czasu rozwodu jej wiara w to co mówią mężczyźni oscylowała około zera.
Z Pawłem była umówiona na telefon około godz. 17,00.
Gieno namówił Teresę na "zdegażowanie" czyli przerzedzenie i postrzępienie
grzywki co jego zdaniem nadawało całości nieco figlarny wyraz. Na zrobienie
kilku pasemek jaśniejszych od naturalnego ciemnego blondu Teresa nie
zgodziła się.
Wystarczy, że grzywka będzie nieco figlarnie wyglądać - odpowiedziała.
Na lotnisko pojechała w swych wysokich szpilkach i w uroczym zamszowym
płaszczyku , który świetnie podkreślał jej figurę. Do tego dyskretny makijaż, parę
kropli dobrych perfum, torebka, w którą nic nie wchodzi oprócz kluczy i małego
portfela.
Na szczęście samolot przyleciał punktualnie a i bagaże jakoś szybko trafiły na
taśmę transportera.
Teresa stanęła w takim miejscu, by mogła swobodnie obserwować wychodzących
pasażerów, sama nie rzucając się w oczy. Po piętnastu minutach dostrzegła Pawła.
Pchał wózek z dwiema sporymi walizkami. Ale nikt z oczekujących nie podszedł
do niego. Teresa szła kilka kroków za nim , zastanawiając się czy ma do niego
podejść czy też nie. I wtedy Paweł obejrzał się i ją zobaczył. Zablokował kółka
wózka i podszedł do niej mówiąc - i kolejny cud, nawet o tym nie śniłem.
A za kim się pan obejrzał? A za facetem z którym razem w samolocie siedziałem,
bo zaczęli mu walizki przetrzepywać i byłem ciekawy czy już wyszedł.
A pani, pani Tereso? Ja - uśmiechnęła się Teresa - przyszłam zobaczyć kto po
pana przyjechał. I jeżeli nikt, to zaprosić pana na zwyczajny,domowy obiad.
Żadne rarytasy. Chodźmy na postój taksówek, jeśli chce pan odwieźć bagaże do
swego domu teraz albo jedźmy do mnie autobusem, bo to b. blisko , kilka
przystanków.
No to może jednak weźmiemy taksówkę, podjedziemy do mnie,
zostawię te walizki, pani zaczeka na mnie w taksówce i wtedy razem pojedziemy
do pani na te "żadne rarytasy"- dobrze?. Teresa zgodziła się.
Czekając na Pawła w taksówce Teresa zastanawiała się czy aby nie zwariowała.
No oczywiście, że była ogromnie ciekawa skąd ją Paweł zna i dlaczego uważa
całe swoje życie za materiał na sf. Ale jednocześnie coś ją do niego ciągnęło.
Już wiem- pomyślała- on ma "radiowy głos", dość niski, ale o bardzo miłym
brzmieniu.
Po 10 minutach wrócił Paweł z jakąś torbą i plikiem listów wyjętych ze
skrzynki na listy. Upchnął wszystko w bocznej kieszeni torby i podał kierowcy
adres mieszkania Teresy.
W windzie objął Teresę delikatnie i pocałował w policzek, tłumacząc się, że
przecież się jeszcze z nią nie przywitał.
Teresa chciała go umieścić w pokoju na czas szykowania obiadu, ale Paweł
ostro zaprotestował- ostatnio tyle czasu spędzałem sam, że wolę być w kuchni.
I w ogóle zjedzmy w kuchni, jestem stęskniony takiej zwykłej domowej
atmosfery. No i mogę się na coś przydać, mogę być podkuchennym a potem
popracować na zmywaku.
Dobrze jak wolisz- Teresa jakoś bardzo płynnie i niemal niezauważalnie
przeszła na "ty". Paweł podjął pałeczkę i zaczął się dopytywać co ma robić.
Możesz zrobić sałatkę, produkty są w lodówce. Będziemy kroić oboje to
będzie szybciej. A jaką sałatkę lubisz? -dopytywał się Paweł.
Każdą -byle było dużo surowizny.I trochę majonezu. A mogę dodać ogórków
kiszonych do majonezu - będzie taki sos tatarski. Oczywiście, wszystko możesz
do niej dodać, co tylko lubisz.
W międzyczasie zrobili przerwę na zjedzenie zupy- po trzech łyżkach, Paweł
zapytał się czy będzie mógł dostać dokładkę, bo takiej zupy to jeszcze nie jadł.
Jak to- zdziwiła się Teresa- nie jadłeś jeszcze kartoflanki?
Ależ jadłem ale takiej to jeszcze nie.Co do niej dodałaś?
Sekretny składnik- może ci kiedyś powiem. Na razie jedz i nie marudź.Na drugie
danie był ryż po kolumbijsku na ostro- też smakował i też Paweł po raz pierwszy
jadł tak przyrządzony ryż.
Słuchaj - jak mi jeszcze powiesz, że po raz pierwszy jesz budyń czekoladowy to
ja się chyba zabiję.
W pewnym sensie tak, bo jeszcze nigdy nie dostałem budyniu czekoladowego z
rodzynkami o smaku rumu. Ale się nie zabijaj, wszystko to jest takie cudowne!
To ja teraz pozmywam, a ty może zrobisz taką kawę, jakiej jeszcze nigdy nie
piłem?
Chcesz taką jakiej jeszcze nigdy nie piłeś? No fajnie, zrobię. Ale w niej też
będą same sekretne dodatki. I nie wiem czy aby ci będzie smakowała.
I do garnuszka powędrowała kawa, kardamon, ziele angielskie, cynamon,
odrobina cukru i mała szczypta soli. Gdy tylko zawartość garnuszka się
zagotowała natychmiast garnuszek został zdjęty z ognia a zawartość przelana
do filiżanek.
Paweł, a ty pracowałeś kiedyś na zmywaku? -zapytała Teresa.
Nieee, ale w czasie wakacji raz w smażalni placków a raz w smażalni ryb.
Od tej pory nie jem ryb ani placków, to był koszmar. Ten smród oleju przyprawiał
mnie o mdłości.
Powycierać to wszystko czy ma schnąć na suszarce?
Niech schnie, a my napijemy się kawy. A ty może mi wreszcie powiesz skąd mnie
znasz, bo to mi się wydaje mało prawdopodobne. Ze szkoły nie, bo jestem od ciebie
dużo starsza, sąsiadami też nigdy nie byliśmy, mieszkaliśmy w różnych i to dość
odległych dzielnicach. Więc skąd znałeś mnie z widzenia?- dopytywała się Teresa.
Paweł wyciągnął z kieszeni marynarki portfel, z niego zdjęcie i podał Teresie.Było
to zdjęcie tzw. "wizytowe".
Człowieku, a skąd ty masz moje zdjęcie?! Teresa nawet nie usiłowała ukryć zaskoczenia.
Mam jeszcze jedno twoje zdjęcie- powiększenie z tego właśnie zdjęcia. To jest bardzo
dobre zdjęcie pod względem technicznym i artystycznym. To zdjęcie robiła ci moja
mama. I wyszło tak pięknie, że stało na wystawie maminego zakładu fotograficznego.
Bo mama była fotografem, specjalizowała się w zdjęciach portretowych. I zawsze, gdy
któreś zdjęcie było bardzo dobre, trafiało w ramki i było na wystawie zakładu.
To stare zdjęcie, robione chyba z 10 lat temu- powiedziała Teresa. Pamiętam, że sesja
trwała długo. Twoja mama wymęczyła mnie setnie, robiła mnóstwo ujęć. Potem
powiedziała, że sama wybierze najlepsze z nich. Gdy byłam po odbiór to w zakladzie
była jakaś inna pani.
No tak, mamie czasami pomagała jej przyjaciółka, wyjaśnił Paweł. Ale to dopiero
początek. W jakiś czas potem zobaczyłem to twoje zdjęcie i- tylko się nie śmiej-
zakochałem się w tobie. Włóczyłem się po całej dzielnicy codziennie wypatrując czy
aby Cię nie spotkam. Śniłem o tobie, marzyłem, nie istniały dla mnie inne dziewczyny.
Zanudzałam mamę, żeby mi zrobiła odbitkę w formatce wizytowej, bo chciałem mieć
twoje zdjęcie przy sobie. I mama zrobiła. Nie śmiała się ze mnie że zakochałem się
w kimś kogo nie znam, powiedziała mi tylko, że wiele osób żyje szukając tej osoby
w której się zakochały, ale mało kto ma szczęście być z nią razem. Nie rozumiałem tego.
Dopiero niedawno, z rok przed śmiercią mama powiedziała mi więcej.
Ale wracając do ciebie - wchodzę, idę do tego biurka o którym powiedziała mi
Ewa, ty byłaś mocno pochylona nad biurkiem, odczytuję twoje dane z plakietki na
biurku i nagle dociera do mnie że na zdjęciu plakietki jesteś ty, moja wyśniona,
niespełniona miłość.
I wtedy ty spojrzałaś na mnie, a ja omal nie zemdlałem z wrażenia- tyle lat cię szukałem,
znalazłem i jestem w kropce- zamiast cię poderwać, proszę o pomoc. Szukałem na twej
ręce obrączki ale to przecież nie jest żadna informacja, wiele kobiet nie nosi obrączki,
a na domiar złego wylatuję następnego dnia o świcie i nie bardzo wiem kiedy wrócę.
Gdy wróciłem z kwiatami z trudem ograniczyłem się do tych kilku słów i miałem
nadzieję, że znajdziesz tę kartkę. Nie pisałem ze Stanów bo nie wiedziałem jeszcze kiedy
będę wracał.
Możesz o mnie pomyśleć, że jestem kompletny świr, bo zapewne nie jest normą
zakochiwać się w kimś kogo się zobaczyło na fotografii.
Zmieniłaś uczesanie ale nie zmieniły się twoje oczy, usta, cała buzia. Od Ewy wiem, że
jesteś po rozwodzie. Powiedziałem jej, że mi się spodobałaś i Ewka wtedy powiedziała,
że jesteś po rozwodzie.
:-)....
OdpowiedzUsuńNo bajka! :)
OdpowiedzUsuńojej, dobrze, że mogę płynnie czytać dalej! pędzę!
OdpowiedzUsuńSorry, ale czasami coś mi nie daje pisać regularnie, jednym ciągiem;)
OdpowiedzUsuń