wtorek, 11 maja 2021

Każdy na coś czeka - 6

 Jacek załatwił dla  Kamila skierowanie na Rtg. Sądząc z opisu to naprawdę nie było źle, czyli nie były uszkodzone chrząstki w stawie. Zdaniem lekarza, który opisywał zdjęcie, a z którym postarała się zobaczyć Marta, należało poddać pacjenta porządnej rehabilitacji. Nie mniej z pomocą męża swej koleżanki  zapisała Kamila do ortopedy na wizytę.  Prześwietlenie to jedno, ale trzeba pacjenta "pomacać" sprawdzić ruchomość w stawie, siłę mięśni, napisać rehabilitantowi jakie ćwiczenia powinny być wdrożone. Przez pierwszy miesiąc rehabilitant, czyli mąż koleżanki Marty przyjeżdżał do domu codziennie, o bardzo różnych porach. Starał się "wyszykować" Kamila by mógł bez większego problemu być świadkiem na ślubie. Jednocześnie cały czas wbijał Kamilowi do głowy, że operacja to jest jednak ostateczność, niezbędna głównie wtedy, gdy stawy są bardzo zniszczone, np. gdy pacjent choruje na artrozę. A na szczęście Kamil nie choruje na to schorzenie, tylko po prostu zaniedbał sprawę. Systematyczne ćwiczenia odpowiednio dobrane działają cuda - no tyle tylko, że trzeba ćwiczyć. Bogdan, rehabilitant, uczył Kamila jak ma chodzić po schodach, jak ma siedzieć , stać i chodzić. Tłumaczył też, że Kamil wkracza w wiek, gdy mięśnie są coraz mniej elastyczne  a jedynym lekarstwem jest ich ciągłe ćwiczenie, wtedy nie będą z byle powodu ulegać uszkodzeniu. Któregoś dnia Bogdan powiedział do Kamila- będzie  pan miał fantastyczną synową, niemal zazdroszczę pana synowi takiej żony. Ma chyba tylko jeden feler - jest cholernie wymagająca i nie uznaje pracy na pół gwizdka. I niczego nie przyjmuje na wiarę, wszystko sprawdza. Musiałem jej pożyczyć podręcznik, bo koniecznie chciała wszystko na temat kontuzji stawu biodrowego poczytać. Bardzo dociekliwa  kobieta. A pana syn też taki?  Z racji zawodu - tak. No to się dobrali - podsumował Bogdan.  

Kamil po dwóch tygodniach ćwiczeń ze zdziwieniem odkrył, że mu się obwód pasa zmniejszył, co go w sumie ucieszyło, dzięki temu nie będzie musiał kupować nowego garnituru. Jacek ze zdumieniem stwierdził, że będzie musiał założyć koniecznie  pasek do spodni, bo w przeciwnym razie mu zbyt nisko opadną. Rozśmieszył tym swoim  zdumieniem Martę, która powiedziała- ja się kochanie dziwię, że ty jeszcze masz siłę chodzić, przy takim conocnym stałym wydatkowaniu energii to naprawdę dziwne! Marta zafundowała sobie bardzo ładny letni kostiumik w kolorze łamiącym serca męskie, czyli turkusowym. Nie mogła się nadziwić, że bez problemu zmieściła się w rozmiarze 36- dotychczas najczęściej nosiła  rozmiar 38 lub 38/40. Hmmm, to chyba z niewyspania schudłam- wytłumaczyła sobie ten fakt.

Ślub trwał z zegarkiem w  ręce 15 minut i Jacek nie mógł sobie odmówić przyjemności powiedzenia, że po to mu kazano czekać 30 dni, by wszystko zamknąć w czasie 15 minut.

Bogdan postanowił zrobić nowożeńcom sesję fotograficzną na tle bardzo dużych plakatów reklamujących różne  miejsca na świecie. Niektóre z tych zdjęć wyszły tak, jakby były robione w naturze a nie na tle plakatu. I od razu Marta wpadła na pomysł, że właśnie jedno z takich zdjęć prześle swoim rodzicom, bo przecież wiadomo, że obiegnie ono "całą  pipidówkę", bo to więcej niż pewne, że mamusia zaraz się pochwali wszystkim krewnym i znajomym w jakim to pięknym miejscu jest jej córunia ze swoim nowym mężem. 

Oprócz tych zdjęć pozowanych Bogdan zrobił też sporo innych zdjęć. Na jednym widać jak ukradkiem Jacek obejmując Martę wkłada  swoją rękę pod  tył jej żakiecika, na innym widać pod stołem przedziwnie splecione nogi państwa młodych i rękę Jacka głaszczącą kolano Marty. Na innym zdjęciu, zrobionym w Parku Wilanowskim Jacek unosi Martę w górę tak, by móc ją całować nie schylając się. I Marta uwieszona na szyi Jacka z nogami  wiszącymi w powietrzu. Było też sporo zdjęć robionych teleobiektywem, z ukrycia, gdy Marcie i Jackowi wydawało się, że nikt ich nie widzi. Oddając Marcie wywołany film i wykonane odbitki Bogdan powiedział - zazdroszczę wam obojgu- na każdym zdjęciu widać, że się kochacie i niech tak to u was zostanie. Na jednym ze zdjęć jest Marta obejmowana przez Kamila i Jacka, którzy głowami stykają się nad jej głową, a które  Marta nazwała dowodem rzeczowym.  A Bogdan, który hobbystycznie zajmował się fotografią stwierdził - nie często ojciec i syn są tak bardzo do siebie podobni. Najczęściej syn bywa bardziej podobny do matki, a córka do ojca. I to zdjęcie Marta szybko ukryła, żeby nie wpadło w ręce Kamila.

Ale wieczorem, gdy już leżeli w łóżku Marta wyciągnęła to zdjęcie i pokazała je Jackowi, poza tym powiedziała, co jej powiedział Bogdan, który robił już setki zdjęć. Przejrzeli też zdjęcia rodzinne Marty i faktycznie - synowie byli bardziej podobni do matek, córki do ojców, ale np. Marta i jej matka były do siebie  bardzo podobne.

No tak, odkąd Kamil schudł jest jeszcze bardziej do mnie podobny, stwierdził Jacek. W piątek wieczorem spróbuję o tym porozmawiać z nim, ale chcę byś przy tym była, teraz jesteśmy wszak rodziną. A on jest tak w ciebie zapatrzony, że gorzej zniósłby twą nieobecność przy tej rozmowie niż obecność. Zawsze, gdy już byłem nastolatkiem zastanawiało mnie czemu on zawsze jest z nami. Miałem w szkole kolegów-bliźniaków, ale oni    na ogół byli wściekli, że są w jednej klasie, że ci co widzą ich po raz pierwszy to nie rozróżniają ich, mieli zupełnie inne zestawy jedzeniowe i tak naprawdę wcale nie chcieli wciąż razem być. Dziwiło mnie też, że Kamil nie ma żadnej dziewczyny, nie ożenił się. I pamiętam też jego niemal radość, że jego brat wyjeżdża, a ja zostaję tutaj. Ale mam wrażenie, że Leon, jego bliźniak nie miał pojęcia, że jestem synem Kamila. Ale podziwiam matkę, która na pewno wiedziała który z bliźniaków jest ojcem jej dziecka, że tak w tym wszystkim tkwiła. Ale gdy jeszcze  żyli dziadkowie to chodziłem do nich właśnie z Kamilem. Ciekawe czy oni znali prawdę? 

A ja oglądałam kiedyś jakiś film o bliźniakach nie pamiętam dokładnie  o co tam szło, ale ona była żoną jednego z bliźniaków a nocami oni przychodzili do niej na zmianę i chyba ona ich nie rozróżniała - wszak to była noc  a poza tym to było dawno i nikt nie zapalał światła by obejrzeć partnerkę lub  partnera. A potem jeden bliźniak drugiego utopił, bo to wszystko działo się na statku. Oooo, to musiał być słodziutki film, jakoś umknął mojej uwadze- śmiał się Jacek. Raz na jakiś czas może być po ciemku, ale stale? Nie oglądanie tego słodkiego ciałka to przecież  totalna głupota, nie patrzeć w oczy ukochanej to wręcz śmiertelny grzech. Uwielbiam patrzeć w twoje oczęta, wciągają mnie do twego wnętrza. Masz zielone oczy ze złoto-brązowymi plamkami. Oooo, to mi się kolor oczu zmienił - w dowodzie mam szarozielone wpisane. To już będzie mój czwarty dowód osobisty - straszliwie dużo pracy ma przeze mnie administracja państwowa. Powinnam jutro złożyć dokumenty na nowy dowód, dobrze, że sobie przypomniałam. A tobie muszą chyba wpisać do dowodu żeś żonaty. Ja  tam wpadnę  jutro, jeśli znajdę w domu jeszcze jakieś  zdjęcie, możemy w takim razie wpaść razem. Uwielbiam wszędzie być z tobą, nie mogę odżałować, że nie pracujemy razem. Oj, moja słodka, niewiele byśmy popracowali, wywaliliby nas z pracy, bo nie byłoby widać efektów - śmiał się Jacek.

W piątek wieczorem, w czasie kolacji, na którą Marta zrobiła naleśniki z orzechami, miodem i odrobiną rumu, a które i Kamil i Jacek ogromnie lubili, Jacek położył na środku stołu zdjęcie swoje i Kamila zrobione przez Bogdana i zapytał - powiedz mi jak długo jeszcze  będziesz zaprzeczał temu, że jesteś moim ojcem?  Kamil leciutko pobladł i cicho powiedział - no fakt, jestem.  Zapadło długie milczenie. A moja matka i Leon wiedzą o tym? Tak, wiedzieli od początku. Leon  bardzo Zochę kochał, ale wiedział, że rodzice za nic w świecie nie zgodzą się by Zocha była jego żoną - on z "dobrego domu", ona nie bardzo wiadomo skąd, panna służąca u naszych sąsiadów. Więc sobie wymyślił, że zrobi Zosi dziecko, a dla naszych rodziców każde dziecko to była rzecz święta. Nie przewidział tylko jednego, że jego zdolności rozrodcze oscylują koło zera. Naprawdę, bardzo się starał i wtedy Zocha zaczęła uwodzić mnie, a moje zdolności w tym kierunku mnie nie zawiodły. Jak sam wiesz, w pewnym  wieku do seksu nie jest potrzebna miłość, wystarczy odpowiednie  ciało pod ręką. Znasz to z autopsji.  Gdy tylko okazało się, że Zocha zaskoczyła, ogłosił rodzicom "radosną nowinę" i zgrzytając z lekka zębami ożenili Leona z Zochą. Jak wiesz nigdy nie miałeś rodzeństwa, Leonowi nic się w tej materii nie poprawiło. Odetchnąłem gdy wyjechali i gdy ty nie chciałeś z nimi jechać. Ale nadal byłem związany przyrzeczeniem, że nic ci nie powiem. Poza tym pomyślałem, że jednak w pewien sposób byli twymi rodzicami - oni ponosili cały trud wychowania ciebie. Choć Leon nie za bardzo potrafił nawiązać z tobą kontakt. Widzisz Martusiu w co wdepnęłaś???  

Kamilu, mnie to ani nie gorszy, ani nie przeraża. Pojęcie "z dobrego domu" już dawno się zdewaluowało.  Tak naprawdę liczy się "tu i teraz" a nie "skąd ród". Czasy się zmieniły - w tych ongiś "dobrych domach" i rodach nie brakowało nic nie wartych ludzi, wręcz kretynów. Ja też nie jestem "z dobrego domu", jestem z prowincji, byłam żoną chorego psychicznie faceta, uciekłam stamtąd, rozwiodłam się, poradziłam sobie. Jacek o tym wszystkim wie, to nie tajemnica. A jednak ty mnie jakoś zaakceptowałeś, a Jacek to nawet pokochał. Martusiu, nie wiem jak można by cię nie pokochać lub nie zaakceptować. Już ci nawet wybaczam to, że mnie do ćwiczeń zaganiasz. No ale przynajmniej trochę z tobą ćwiczę, prawda?- uśmiechając się promiennie do swego teścia  powiedziała Marta. Gdy Jacek wrócił do stołu z pozostałymi  zdjęciami, poukładali je wszystkie na stole. Stwierdzili, że Bogdan jest naprawdę dobrym fotografem, Marta wybrała dwa zdjęcia, które wyśle swoim rodzicom, zdjęcie Marty z Kamilem i Jackiem postanowili powiększyć i umieścić w ramkach, a Kamil stwierdził, że będzie wisiało w jego sypialni.  A Marta zaproponowała, żeby zrobić jeszcze jedną kopię i wysłać je do Kanady  z podpisem "jesteśmy rodziną - Kamil, Marta, Jacek". Jacek wybrał zdjęcie, które sobie postawi na biurku w swoim pokoju w pracy.

Kamilu, przepraszam, że  pytam, ale  zastanawiam się czemu ty się nie ożeniłeś? Masz w tej chwili 62 lata, nie wyglądasz na tyle, jesteś naprawdę przystojnym facetem, a gdy byłeś młodszy to pewnie nie jednej mogłeś zakręcić w głowie - spytał Jacek.   Bo gdybym się ożenił straciłbym automatycznie kontakt z tobą. Która żona chciałaby bym dzień w dzień siedział u swego brata a nie z nią? Poza tym większość chciałaby własnego dziecka, a ja już jedno dziecko miałem. No i sporo pracowałem i nie były mi w głowie romanse. 

A wiesz co pamiętam? -wpadł mu w słowo Jacek- jak mnie wziąłeś kiedyś na Akademię Medyczną i brałem udział w  twoim wykładzie i robiłem za "model". Czułem się niesamowicie ważny, ale od tego rozdziawiania buzi zasychało mi w gardle, ale w końcu się zorientowałeś, że coś ze mną nie tak i zrobiłeś przerwę. Lubiłem z tobą przychodzić jako model. Potem szliśmy albo  na lody albo do Bliklego na pączki z różaną konfiturą. 

Wiesz- kontynuował Jacek- Leon wcale za mną nie przepadał, ale szalenie kochał Zochę i wiedział, że ona bardzo mnie kocha. Myślę, że ten układ był chory. Owszem, oni łożyli na moje wychowanie, ale to ty Kamilu objaśniałeś mi świat, dla Leona nie byłem jednak jego dzieckiem, byłem co najwyżej dzieckiem ukochanej Zochy. Zawsze miałem wrażenie, że coś zawiniłem, ale nie wiedziałem co. Cały czas czułem się bardziej związany z tobą niż z Leonem. Gdy miałem ze 14 lat któraś z ciotek w czasie  świąt stwierdziła, że jestem bardziej podobny do ciebie niż do Leona a on się wtedy wściekł. Ciebie wtedy nie było, byłeś na jakimś  sympozjum. A ciotka, zamiast się wyłączyć, z uporem maniaka dowodziła, że jestem wykapany Kamil. A potem bardzo długo w nocy mama płakała. Rano miała zapuchnięte oczy i została na cały dzień w  łóżku. Byłem zły na Leona, bo myślałem, że się w nocy kłócił z mamą. Leon już wtedy chciał wyjechać, ale mama nie chciała. Gdyby wtedy wyjechali to bym musiał jechać z nimi.

Masz rację Jacku, to był chory układ. Nawet nie wiesz  jak byłem szczęśliwy, że nie chciałeś razem z nimi jechać. Byli urażeni, obrażeni, Leon zrobił mi awanturę, że to moja krecia robota. Powiedziałem mu wtedy, że to nie moja krecia robota, tylko moja  durnota, że Zośce dzieciaka zrobiłem bo wlazła mi do łóżka, a była moją pierwszą kobietą. Ja jej nie podrywałem, to ona mi wlazła do łóżka i w pięć minut było po wszystkim. 

Wtedy wszyscy mieszkaliśmy w wolnostojącym domu, twoi dziadkowie w jednej części domu,gdzie była ich sypialnia, pokój gościnny salon, łazienka, Leon  i ja w drugiej, tzw. "kuchennej" częśći,po drugiej stronie korytarza, gdzie były dwa pokoje, kuchnia,łazienka  i pokój zwany spiżarnią. A że chałupa była parterowa to z wejściem przez okno nie było problemu, często obaj korzystaliśmy z tego sposobu by z domu nocą niepostrzeżenie wyciec  i tą samą drogą do niego wrócić. Nie wiem tylko, czy to był pomysł Zochy czy Leona. Podejrzewam, że Leona, był bardzo pomysłowym człowiekiem.  Poza tym był maniakiem osobliwie pojętej sprawiedliwości- musieliśmy mieć zawsze to samo - identyczne zabawki, takie same kary i nagrody, więc kiedy mi Zocha wlazła do łóżka jedyne co pomyślałem to nie o konsekwencjach, tylko o tym, że to swego rodzaju prezent od Leona- wiedziałem, że ona niemal co noc jest u niego w pokoju, bo mówiliśmy sobie wszystko. Bo jak mówił Leon - musimy trzymać wspólny front. Mnie dość długo nie  wpadło do głowy, że ta  ciąża Zochy jest za moją przyczyną. Dowiedziałem się tego od Zochy, gdy  miałeś Jacku chyba już 6 lub 7 lat. Ze trzy dni chodziłem z lekka nieprzytomny z wrażenia, potem miałem ochotę zarżnąć Leona, potem musiałem to z nim wyjaśnić i niewiele  brakowało byśmy się pozabijali. Szczerze mówiąc wcale nie tęsknię za Leonem i Zochą. Zawsze uważałem, że skoro tak Zochę kochał to powinien był się z nią ożenić wbrew woli swoich rodziców. Oczywiście wtedy nie miałby żadnej pomocy finansowej z ich strony. Właśnie z tego powodu tłukliśmy się wtedy obrzucając się wielce niewybrednymi epitetami. Zocha na nasz widok mało nie zemdlała. Gdy już dla własnej frajdy studiowałem psychologię starałem się pozbyć nienawiści do Leona i Zochy a skupić się tylko na tym, by cała ta sytuacja nie odbiła się na tobie. Oczywiście Leon był wściekły, że ojciec mi finansuje drugi fakultet a on już pracuje, bo to zaburzało jego pojęcie sprawiedliwości. A przecież gdy się ożenił ojciec go nadal utrzymywał, dzięki czemu ukończył studia. Zocha zajmowała się dzieckiem i gotowaniem dla wszystkich.

Chcę wam tylko jeszcze powiedzieć - primo - kocham Jacka, i tak samo kocham też Martę - jesteście cudowną parą i jestem szczęśliwy, że mogę mieszkać z wami.  Secundo - mówcie mi nadal po imieniu, to mnie odmładza. Poza tym - koszty wszelakich remontów w mieszkaniu biorę na siebie- naprawdę mam na to przeznaczony fundusz. Myślałem też o tym, że może  zamiast ładować pieniądze tu w remont kupić dom na którymś z osiedli jednorodzinnych. Domek o powierzchni 360 metrów mieści się w moich możliwościach finansowych.  Teraz sporo się takich osiedli buduje. I mam jeszcze marzenie by sądownie stwierdzić, że Jacek jest moim synem. O tym już zacząłem rozmawiać ze znajomym prawnikiem. Myślę, że to będzie sprawiedliwy podział - Leon będzie miał nadal swą ukochaną Zochę a ja  - wreszcie  oficjalnie swojego syna.

                                                                   c.d.n.


5 komentarzy: