czwartek, 13 maja 2021

Każdy na coś czeka - 9

 Remont i lekkie przemeblowywanie mieszkania trwało nieomal cały tydzień, ale efekt końcowy wynagrodził wszystkie niedogodności. Obydwie łazienki były wielce wygodne a gdy pralkę udało się umieścić w nieco przemeblowanej kuchni w dużej łazience powstało miejsce na naprawdę dużą kabinę prysznicową, taką, by w razie potrzeby można było bez trudu pomóc osobie wymagającej pomocy w trakcie kąpieli. W małej łazience kabinę "osiemdziesiątkę" zamieniono na "dziewięćdziesiątkę" i trochę zmieniono ustawienie. Obecna sypialnia Kamila z nowym łóżkiem też prezentowała się dużo lepiej, zyskała  na przestronności, dostała nowy mebel w postaci bardzo wygodnego , zgrabnego niedużego fotela,  małego stoliczka oraz lampy stojącej z łatwym do sterowania  snopem światła. Takie same właściwości miała  nowa lampka nocna. Kamil wpierw narzekał, że nie będzie się mógł w tym fotelu zdrzemnąć, ale zaraz usłyszał, że na jego biodro jedyną pozycją właściwą do spania jest pozycja horyzontalna, którą zapewnia bardzo wygodne  łóżko. W trakcie  remontu mieszkali w mieszkaniu Marty i zgodnie stwierdzili, że jeszcze wstrzymają się z dawaniem go pod wynajem. "Geograficznie" było w lepszym miejscu niż mieszkanie Kamila, na bardzo zielonym i świetnie zagospodarowanym osiedlu, dobrze skomunikowanym z centrum miasta. 

Wyprawę do Kanady  zaplanowali na pierwszą połowę stycznia - po prostu był to jedyny termin, w którym mógł jechać Jacek. Pisząc do matki i Leona Jacek wspomniał, że zależy mu bardzo na tym, by "wyprostować" sprawę tego, który z braci tak naprawdę jest jego ojcem, więc niech Leon zorientuje się gdzie mogą w Vancouver szybko zrobić testy genetyczne, za które on sam  zapłaci, bo to w gruncie rzeczy jego sprawa a nie  Leona lub Kamila. Bo sam  fakt wielkiego podobieństwa Kamila i Jacka to jeszcze nie dowód, by zmienić swą metrykę urodzenia. Im bliżej było do wyjazdu tym mniej chęci do niego wykazywał i Jacek i Kamil. Obaj się obawiali, że Leon może w ostatniej chwili odmówić udziału w testach. 

Z drugiej strony na zdrowy, chłopski rozum powinno wystarczyć badanie genetyczne Jacka i Kamila, ale tutejszy prawnik twierdził, że powinno być również wykluczenie ojcostwa Leona. Ciągłe dyskusje na ten temat zamknęła  w końcu Marta mówiąc, że jeszcze trochę a polecą do Vancouver bez niej, bo ona ma już dosyć. Jeśli nawet Leon nie zgodzi się na testy to niech zrozumieją, że mają darmową niemal wycieczkę do Kanady. A co będzie to się okaże na miejscu. 

Jacek nagle zaczął się zastanawiać jak ma mówić do Zochy co Martę doprowadziło do wybuchu wściekłości - no jak to jak? - masz mówić do niej mamo- tak czy siak  zawsze, aż do swej śmierci ona będzie twoją matką, niezależnie od tego kto jest twoim ojcem. Wczuj się nieco w jej skórę - przecież ona miała z wami koszmarne życie, bo jak sam twierdzisz to Leon kochał tylko ją i tolerował cię przez fakt, że twoje zaistnienie umożliwiło mu bycie z Zochą. A że zgodziła się na taki układ, lub może go wymyśliła - nie nam oceniać ten pomysł. Jeżeli myślisz, że miło jej było w tej waszej rodzinie to się zapewne bardzo mylisz. 

To nie jej wina, że pokochała faceta, który nie miał odwagi przeciwstawić się swoim rodzicom i zostać gołym i bosym, bo jeszcze nie ukończył studiów. Gdyby miał więcej oleju w głowie to poprzestałby na nieregularnym z nią współżyciu i wytłumaczył dziewczynie, że jednak musi ukończyć wpierw studia by zapewnić im obojgu i z czasem dziecku byt. Nie sadzę by panny służące miały zbyt wiele oleju w głowie, ale Leonowi też go zabrakło. 

A Kamil też się nie popisał - to, że weszła mu do łóżka wcale go nie rozgrzesza. Pomyśl - to tak jak ja bym mu niespodziewanie wlazła teraz nocą do łóżka - sądzisz, że gdyby mnie okazjonalnie przeleciał to byłaby to tylko moja wina? A jego ani trochę? Kamil nie sądził chyba, że to czarownica na miotle przyleciała, wiedział, że to ani chybi Zocha, dziewczyna z którą niemal co noc kotłuje się Leon. I co, uważał, że to normalne, że i on przy okazji się załapie na seks? Uruchom Jacusiu trochę myślenie wychodzące nieco z innego miejsca niż krocze.  Od kilku dni mdli mnie już od tych waszych durnych dyskusji. Idę gotować obiad - gary przynajmniej nie bredzą! Wyszła z pokoju, w kuchni zamknęła za sobą drzwi i otworzyła okno. Padał deszcz, więc je nieco przymknęła by nie napadało do środka.

No cóż - chyba im nieco za mocno dowaliłam, może powinnam była milczeć i się w to nie wtrącać? Ale cholernie mnie wnerwili. Pieprzone bliźniątka - niewiniątka! Może gdyby ktoś z nimi wtedy rozmawiał szczerze o seksie, o życiu to może nie byłoby tego problemu?

W ramach szykowania się do wyjazdu Marta kilka razy odwiedziła Cepelię - wiedziała, że niemal wszyscy rodacy udający się za ocean kupują w ramach prezentów wytwory ludowe. Zochna też raczej była z ludu, ale Marta zupełnie nie miała pojęcia z jakiego regionu Polski Zochna pochodziła. Postanowiła kupić coś mało osobistego, nadającego się do ozdoby mieszkania lub na prezent dla kogoś. Jeśli Zochna stwierdzi, że jej taki produkt nie jest przydatny to może go wtedy komuś sprezentować.Tymi uniwersalnymi prezentami były piękne bieżniki koronkowe z Koniakowa wraz z serwetkami i jeden prezent osobisty dla Zochny- prześliczny koronkowy szal z bardzo cienko tkanej wełenki mieszanej z jedwabiem. Rozmyślając o zakończonej przed chwilą dyskusji postanowiła  zmusić Jacka, by do szala dodał dedykację- niech Zochna ma taki namacalny dowód, że to prezent od Jacka dla niej.

Po chwili zajęła się szykowaniem obiadu, w pewnym sensie "odwieszając" sprawę ojcostwa Kamila na dość odległy "wieszak."

Po pół godzinie rozległo się pukanie do kuchennych drzwi. Drzwi się leciutko uchyliły a  w rozszerzającej się szparze ukazał się wpierw bukiet pięknych herbacianych róż , które trzymał w ręce Jacek.  Popchnięty z tyłu przez Kamila wszedł do kuchni. Kamil z kolei trzymał w ręce kilka ciętych storczyków - kremowych z brązowymi cętkami. Kochanie, chcemy cię obaj przeprosić i powiedzieć, że niestety ty masz rację. Nie gniewaj się już. Naprawdę obaj cię przepraszamy. Jacek odłożył róże na stół kuchenny i objął Martę całując jej oczy i usta, wtedy podszedł Kamil i objął ich oboje mówiąc - nie gniewaj się córeczko, proszę.

Marta wyzwoliwszy się delikatnie z ich objęć powiedziała- przepraszam was, chyba za wiele na raz powiedziałam, może wcale się nie powinnam w to wtrącać. Powinnaś, teraz jesteśmy jedną rodziną - zapewnił ją Kamil. A rodzina powinna sobie mówić prawdę w oczy, nawet gdy to boli. I właśnie sobie uzmysłowiłem, że chyba jesteś jedyną osobą, która ujęła się za Zochą.

Do których wazonów wstawić kwiaty? Storczyki do tego zielonego, tylko tak, by nie całe łodygi były w wodzie, a róże do tego "chińskiego". Na zgodę obaj dostąpili zaszczytu pomagania jej w szykowaniu obiadu - jak zwykle takiego co najmniej na  dwa dni. 

Tegoroczne Boże Narodzenie, pierwsze wspólne dla całej trójki, świętowali radośnie. Jacek z Kamilem musieli się zaraz na początku grudnia "wyspowiadać" u Marty co lubią jeść w święta, bo bardzo chciała by w te  dni każdy zjadł to co lubi, nawet gdyby to nie było danie tradycyjne, tym bardziej, że w domu rodziców Kamila i Leona obowiązywała tradycja protestancka. Jak się śmiała Marta będą to święta "mieszane"- resztki świat z dwóch religii, protestanckiej i katolickiej i zupełnie świeckie podejście do tego. W salonie zaraz pierwszego dnia grudnia Jacek ustawił spore pudło pomalowane w pasy zielone i czerwone, do którego każde z nich wkładało zapakowane i  oznaczone dla kogo - prezenty. W  krótkim czasie pudło się zapełniło i było "z górką", więc obok stanęło drugie, równie duże pudło. Nim nadeszła wigilia obok pudeł znalazło się kilka sporych paczek - jedne duże i lekkie, inne nieco mniejsze, ale ciężkie. No tośmy nieźle zaszaleli - pomyślała Marta.

Przed wigilią trwała zawzięta dyskusja, kiedy będzie można rozpakowywać prezenty- w domu Marty prezenty rozpakowywano przed kolacją wigilijną, w domu  Jacka - po kolacji wigilijnej, a u rodziców Kamila i Leona- w pierwszy dzień świąt po  śniadaniu. W końcu postanowili, że rozpakują prezenty po kolacji, gdy już będą na stole tylko słodycze i wino.

W salonie w wigilię rano Jacek z Kamilem ubierali choinkę, która niemal sięgała do sufitu, czyli jak nic miała dwa metry wysokości. Jakimś cudem (chyba) jej gałązki wytrzymały tę ilość ozdób - część z nich Jacek pamiętał jeszcze z dzieciństwa, a część była dokupiona  przed świętami.Oczywiście jakoś im nie wpadło do głów, że może trzeba by wpierw coś w tym temacie uzgodnić, każdy z nich kupował  na własną rękę. Na stole w pełnej zgodzie pieczona gęś leżała na półmisku obok karpia w galarecie i plastrów wędzonego łososia. Były pierogi z grzybami i kapustą i bigos z wędzonką. Była i zupa grzybowa i barszcz czerwony z "diablotkami". Wśród słodkości był placek drożdżowy, zagnieciony przez Jacka, keks, makowiec w postaci tortu makowego i coś na widok czego aż się Kamilowi oczy zaszkliły- kruche ciastka z cukrem-kryształem na wierzchu - jego ulubione, które pamiętał jeszcze z domu rodzinnego. Oprócz tego był talerz z bakaliami i suszonymi owocami no i ulubione Marty orzechy w czekoladzie. Jak stwierdziła to z powodzeniem można by tym wszystkim podjąć  pułk wojska i nikt by głodny nie wyszedł. Ze zdumieniem patrzyła na swego męża i teścia - jeszcze nigdy żaden z nich nie jadł tyle naraz. Pomarańcze, mandarynki i jabłka i kompot ze suszonych owoców już nie były w stanie przejść im przez gardła.

Ilość książek, które stały się "prezentem pod choinkę" wypełniłaby swobodnie przeciętny regał- dobrze, że w salonie było jeszcze miejsce na kolejny taki mebel. Kamil dostał puf (dobrany kolorem obicia do fotela w sypialni), który  był jednocześnie schowkiem, bardzo ładny pulower z cienkiej, ale 100% wełny, tak zwaną bonżurkę w czarną i czerwoną kratkę, wielce gustowną i nobliwą piżamę flanelową w drobną kratkę taką jak kratka bonżurki oraz nowe domowe klapki oraz skarpetki z alpaki, tak zwane do spania. Jacek dostał męski kardigan w interesującym ciemno-kasztanowym kolorze, rękawiczki zamszowe podbite futerkiem, ciepły mięciutki szalik, zamszowe domowe klapki i ciepły puchaty dres z czegoś co udawało futerko. A Marta dostała futrzany płaszcz- lekuchny, ocieplany cienkim  polarem, który był ukryty pod podszewką. Futerko było w piaskowym kolorze.Poza tym dostała ciepły polarowy szlafrok, bieliznę dzienną w której mogłaby z powodzeniem robić striptease, a co najbardziej ją zdumiało to  fakt, że wszystko było dokładnie w jej rozmiarze, w uniwersalnym cielistym kolorze. Gdy rozpakowała wszystko zapytała- no to który z was to kupował? Razem kupowaliśmy z Kamilem- ponieważ masz przy bieliźnie odcięte wszystkie metki wziąłem do sklepu twoje majtusie i staniczek na wzór, a że się nieco krępowałem, to Kamil chodził ze mną. Od razu kupiłem więcej, bo to jakiś unikalny model i rozmiar, był praktycznie tylko w jednym sklepie. Dla mnie i tak jesteś najpiękniejsza au naturel. A żebyś widziała miny klientek w sklepie gdy wchodziliśmy- no chyba  brały nas baby za zboczeńców. Teraz to już sobie  zapisałem ten rozmiar. No to teraz będę musiała bardzo dbać o linię, żeby z tej bielizny nie wyrosnąć, śmiała się Marta. A jak trafiliście z rozmiarem futerka? Drobiazg, wymierzyliśmy twój płaszczyk centymetrem i potem w sklepie mierzyliśmy to co nam się wydawało dobre. A płaszczyk to nam skrócili w jeden dzień, rękawy też skracali,bo był chyba na jakąś topolę szyty.

A Marta pokazała im co już kupiła do Kanady - powiedziała też, że Jacek powinien dołączyć do szala imienną dedykację. Ale nie ma pojęcia co ma kupić dla Leona, nic jej nie przychodzi do głowy, a tu już najwyższy czas coś kupić. A może jakiś album z aktualnymi zdjęciami Warszawy? Od czasu ich wyjazdu sporo się  przecież zmieniło.

                                                                  c.d.n.


4 komentarze: