wtorek, 7 grudnia 2021

Spóźnione uczucia - 6

Helena wstała i wzięła Mietka za rękę  mówiąc - no to chodź, ściągniesz mi pościel i ręczniki, potem pomożesz mi przy nawlekaniu tych szmat na kołdry i poduszki. Będziemy spać w gościnnej sypialni, bo tylko w niej jest podwójne łóżko i przylegająca do sypialni łazienka z dużą kabiną a nie z taką  małą jak ta na górze. 
 Mietkowi lekuchno opadła ze  zdziwienia szczęka ,  w końcu wyjąkał- ja przepraszam, to jak wyście  spali?
No jak ?- zwyczajnie spaliśmy, każde miało własną sypialnię i to od wielu lat. Ale nie uważaliśmy tego za coś tak dziwnego żeby aż o tym podawać informację do prasy krajowej lub jakiegoś biuletynu towarzyskiego. W Warszawie też każde spało w innym pokoju. Wojtek oglądał TV do późnej nocy, zwłaszcza sport,  czasem pracował,  ja wieczorem z kolei czytałam. On wstawał wcześnie, ja,  mając nienormowany czas pracy i pracując głównie w  domu podsypiałam do oporu, czyli na ogół do 9 rano. Poza tym jeśli miałam zrobić jakiś pilny projekt to  zarywałam noc kończąc  działanie około 4 nad ranem, więc rano lepiej było do  mego łóżka nie podchodzić bez kija. Nie dość, że nie wiedziałam jak mam na imię to wrzeszczałam na niego, że  mnie  budzi. Więc po jakimś czasie rozdzieliliśmy sypialnie i to zdawało egzamin. A że mieszkanie było w sumie  nieduże to przejście z sypialni do sypialni nie było żadnym wysiłkiem, nawet  w środku nocy.  Nie  wiem czy  zauważyłeś, że gdyby się ktoś uparł, to tu mogłyby być drzwi między sypialniami na górze. Planując wnętrze tego domu kilka razy ostro się starłam z projektantem, raz tylko mu ubliżyłam mówiąc, że wcześniej to chyba tylko stodoły projektował. Ten dom to ma tylko metraż typowy, reszta to Wojtka i moje "widzimisię". Rozkład piwnicy to projektował Wojtek, tak żeby wszystko współgrało z kuchnią. Kuchnię "wymodziliśmy" wspólnie, tzn. wpierw wypisałam co chcę w niej mieć i potem razem sprawdzaliśmy jaki ma być "ciąg" urządzeń i mebli, żeby była ergonomicznie urządzona. 
Ergonomicznie? - zdziwił się Mietek.  
Ergonomicznie, to znaczy tak, żeby działanie w niej wymagało jak najmniej wysiłku na chodzenie, schylanie się lub wspinanie. Czyli wpierw trzeba prześledzić  co się w jakiej kolejności robi szykując posiłki a potem dopiero planować rozmieszczenie mebli kuchennych i innych urządzeń. Uwielbiam  patent Wojtka w postaci drzwi do piwnicy. I tę równię pochyłą zamiast schodów. Ja mam uraz do schodów. Gdy wychodzę rano z sypialni od razu znoszę na dół to co może mi być potrzebne  w ciągu dnia, żeby jak najmniej chodzić po schodach. Najchętniej miałabym domową windę.  Nawet nie wyobrażasz sobie ile ja się naprzeglądałam różnych czasopism niemieckich na temat urządzania wnętrz domków jednorodzinnych. I ile się naklęłam, że tego tu nie ma. I wiesz? - masz w tej chwili szansę  wycofania się zarówno w kwestii małżeństwa jak i spania w jednym pokoju. Niczego to nie zmieni w naszych układach, nie ucierpi na tym nasza przyjaźń.
Mietek dość brutalnie ją do siebie przyciągnął mówiąc : nie udało ci się mnie przestraszyć, kocham cię- to raz, a dwa- każdy związek jest inny. Chodź, przygotujemy sobie  spanko, a potem cię wykąpię i zajmiemy się miłością, będziemy ją pielęgnować.
To była bardzo długa noc, pełna zupełnie nowych doznań dla obojga. Padało wiele pytań,  na każde pytanie była wyczerpująca odpowiedź, nic nie zostawało zawieszone w próżni milczenia. Byli sobą wzajemnie nieco zaskoczeni i nawet zachwyceni. To była noc dużych i małych  zadziwień i odkryć.
Nad ranem doszli do wniosku, że to będzie ich sypialnia a nie  jakiś pokój gościnny.
Świtkiem, koło południa, Helena spojrzała na zegarek i jęknęła- za cztery godziny przyjdzie  do nas pani Wandeczka, ta od  malin. I może nawet przyjdzie z własnym mężem. Muszę szybko coś upiec. 
Daj spokój - stwierdził Mietek - zaraz się ubiorę i pojadę po coś słodkiego do Warszawy. Tylko kawę wypiję, żeby nieco otrzeźwieć. No dobrze, zgodziła się Helena, pojadę z tobą. Szybko to obskoczymy, wpadniemy do "Cukierni  Wiedeńskiej". Co prawda taka ona wiedeńska jak ja dziewica, ale  zawsze jest kilka rodzajów ciasta. I ma tę zaletę, że jest stosunkowo blisko, nie trzeba jechać aż do centrum.
Mietek zaczął się  śmiać- zapewniam cię, że po tej nocy nie ma śladu po twoim  dziewictwie, a  gdy tylko ta  pani Wandeczka opuści nasze progi mam zamiar kontynuować. Jutro mam wolny dzień. Zapiąć ci może staniczek?  Jeżeli zajmiesz się tylko samymi haftkami a nie zawartością stanika, to możesz zapiąć. Kochanie, nie całuj tylko zapinaj, musimy napić się kawy albo czekolady. To nas wzmocni i postawi na nogi.
No to ja zrobię kawę, a ty czekoladę i pomieszamy wszystko razem i będzie  niemal jak  ten tort, którego już nie ma. Czy mogłabyś robić go przynajmniej raz na dwa tygodnie?
Wiesz co -stwierdziła Helena po krótkim namyśle - pojedziemy twoim samochodem, bo mój tu wszyscy znają. Ja usiądę z tyłu bo są szyby przyciemnione, więc będzie wyglądało, że jedziesz sam. Bo jakby pani Wandeczka  zauważyła, że jedziemy oboje to potem musiałaby wypatrywać, czy  wracamy przed czwartą. Popatrz, ja tu mało z kim się widuję, a oni i tak wszystko widzą i wiedzą. Wywiad ławeczkowy działa non stop, nawet gdy leje deszcz i nikt na  ławeczce nie siedzi.
Tak jak Helena  zaplanowała pojechali do cukierni. Kupili placek ze śliwkami, bo wyglądał niezwykle apetycznie i miał naprawdę dużo śliwek, a co najważniejsze, jak stwierdziła Helena- wyglądał na wyrób domowy. No a skoro była to Cukiernia Wiedeńska kupili też sernik wiedeński oblewany czekoladą.
Helena wypatrzyła też kruche  paluszki z makiem, idealne do pogryzania przy kawie. Oboje je  bardzo lubili, więc Mietek zażyczył sobie by kupić ich więcej , więc kupili ich aż pół kilograma. Ekspedientka ważyła je bardzo ostrożnie,żeby nie połamały się i starannie układała  je w pudełku. Gdy już opuścili cukiernię Mietek zaczął się skręcać  ze śmiechu- rozbawiła go swego rodzaju bezmyślność tej ekspedientki, która zamiast wpierw postawić na wadze puste pudełko i zapisać sobie jego wagę  układała na szalce z wielkim trudem same  paluszki, które  jej co jakiś czas spadały z szalki i łamały się, więc brała następne i to ważenie  zdawało się nie mieć końca, bo potem te paluszki z pietyzmem układała w pudełku.
W drodze do  domu Helena uprzedziła Mietka, że pani Wandeczka to wielce bystrooka osoba i zaraz zauważy ich obrączki, więc niech się Mietek nie zakrztusi kawą lub  ciastem, gdy pani Wandeczka wprost  się zapyta albo kiedy był ślub albo kiedy będzie. 
No i dobrze- stwierdził  Mietek- niech się pyta, jestem  dumny z tego, że będę twoim mężem. A na pytanie, kiedy będzie ślub to jeszcze nie umiem odpowiedzieć, ale na pewno najwcześniej w  miesiąc po złożeniu przez nas dokumentów.
Lenko, a  kiedy złożymy dokumenty i w którym urzędzie? 
No właśnie, muszę się porozumieć z jakimś prawnikiem, bo wprawdzie jesteś obywatelem polskim , ale nie masz chyba  zameldowania w Polsce, więc może powinnam cię zameldować albo w tym domu albo w swoim  mieszkaniu na Mokotowie. Bo jeśli podasz swój kanadyjski adres to będą, jak mur/beton,  same komplikacje. I będziesz jeszcze musiał dać do tłumacza przysięgłego orzeczenie o ustaniu  twego małżeństwa w Kanadzie. Syn mojej  koleżanki ma  kancelarię  adwokacką, więc wpuszczę jej  sprawę i jak znam życie- fakt, że sprawa  dotyczy mnie, bo się  za ciebie chcę wydać sprawi, że   bez problemu i szybko dowiem się jak to bezboleśnie załatwić. Wiesz, tu zawsze znajomości mają kolosalne znaczenie.
Popatrz- dzięki znajomości z panią  Wandeczką mam zawsze  zapewnione dobrej jakości produkty spożywcze od tutejszych gospodarzy.
Gdy zamawiam kurę na rosół, to wiem, że nie  zdechła bo miała jakąś infekcję, ale została zarżnięta w pełni zdrowia a na dodatek oskubana z pierza. A to skubanie wcale nie jest fajnym zajęciem. Jak zamawiam kartofle to wiem, że będą wszystkie  jednego gatunku, a nie jakaś  zbieranina. Gdy zamawiam ogórki do kwaszenia to wiem, że będą zebrane po okresie karencji i nie będą  gorzkie lub zwiędnięte.  To takie śmieszne trochę udogodnienia, ale takie jest właśnie życie   poza  miastem. A pani Wandeczka aż piszczy by cię poznać osobiście. Co prawda odwiedzi  nas pod  hasłem, że chce obejrzeć werandę, ale wiem, że  jest ciekawa jaki jesteś z bliska.
No to może  poprosimy na świadków pana Wacława i panią Wandeczkę? - zaproponował  ze śmiechem
Mietek.
No nie wiem, czy żona pana Wacława byłaby szczęśliwa, gdyby świadkową była pani Wandeczka. Bo pani Wandeczka gdy się odpowiednio przyodzieje jest całkiem  atrakcyjną  kobietą. I  wydała się za naprawdę bogatego chłopaka, którego ojciec miał duże  gospodarstwo - miał ksywkę król kalafiorów. Gdy teść pani Wandeczki sprzedawał pierwsze w sezonie kalafiory to za zawartość jednej przyczepy mógł bez problemu kupić sobie mercedesa, tzw. beczkę. Nie wiem co prawda co to za model, ale  wiem, że był kiedyś bardzo lubianym modelem. A mąż pani Wandeczki to do liceum jeździł własnym motocyklem, oczywiście nie polskiej produkcji i brylował. Niestety  nie na lekcjach, bo był święcie przekonany, że kalafiory tatusia zawsze będą w większej cenie niż wyniesiona  ze szkoły wiedza. Na szczęście dzieci pani Wandeczki mają więcej oleju w głowie, a zwłaszcza  syn pani Wandeczki.  Pani Wandeczka to też całkiem niegłupia  kobieta, zafundowała sobie tylko dwójkę dzieci i postarała się by ich więcej nie mieć. Bo wie doskonale, że każde  dziecko kosztuje, a  PanBóg dziwnym trafem nie daje pieniędzy na dzieci. Jest  stałą pacjentką jednego ze znanych warszawskich ginekologów - i stosuje antykoncepcję.
Ooo, sporo wiesz o  tych ludziach - zauważył Mietek.
No wiem, ale tak jakoś jest, że sami  mi się z tego wszystkiego "spowiadają", ja nie pytam. 

                                                       c.d.n.


3 komentarze: