Wigilia u Aliny i Pawła zapewne w niczym nie była zgodna z polską tradycją, chociaż nawet była ryba. I to dość rzadka ryba, czyli sandacz smażony, a oprócz niego był pieczony indyk i perliczki - te ostatnie głównie dla dzieci w postaci sznycelków. Prezenty dla dorosłych były głównie z półki nie do jedzenia, nie do ubrania, bo były to bilety do Teatru Wielkiego na przedstawienia operowe względnie balet i bilety do Filharmonii. I wszyscy się z tych biletów cieszyli bo w Warszawie wcale nie było łatwo o bilety w te miejsca. Poza tym pod choinką czekały też bony na książki i każdy mógł sobie sam wybrać w Empiku co go zainteresuje. Chłopcy dostali różnego rodzaju klocki, Alek dostał drewniane literki i cyferki, obie "dziewczyny" bony do zrealizowania na kosmetyki. Przezornie prezenty były rozdawane dopiero w trakcie "słodkiego", co sprawiło, że obaj malcy szalenie szybko zjedli zasadniczy posiłek, spoglądając wciąż na leżące pod choinką paczuszki.
Teresa opowiedziała Alinie o wizycie Krisa, ale nie komentowała szczegółowo urody Anisy mówiąc tylko, że na pewno nikt by jej nie zgłosił do wyborów miss. No i że Kris planuje za jakiś czas, gdy bardziej zgłębi tajniki prawa europejskiego, powrót do Polski.
O 20,30 z uwagi na dzieci nastąpił koniec spotkania. Gdy już siedzieli w samochodzie Kazik zaproponował, że wydłużą sobie nieco drogą do domu i pokażą Alkowi świątecznie oświetloną Warszawę i choinkę na Placu Zamkowym. I był to naprawdę dobry pomysł, mały był zachwycony, nigdy jeszcze nie był "nocą" na mieście.
Tak jak planowali następnego dnia był wspólny obiad w mieszkaniu Kazików. Umówili się, że po obiedzie dzieciaki się spokojnie pobawią a dziadkowie zasiądą najprawdopodobniej przed odbiornikiem TV i obejrzą "jakieś tam narciarstwo". Generalnie wszyscy byli nastawieni na odpoczynek. Kazik przezornie usunął z zasięgu wzroku i rąk Alka klocki od Kurta. Akurat gdy wstawiał pudełko na najwyższą półkę w regale do swego pokoju wszedł Alek, który miał nadzieję,że właśnie tego dnia zacznie razem z tatą składać samolot. Trochę pomarudził, ale Kazik "był twardy" i powiedział, że po prostu jest tego dnia byt mało czasu na złożenie samolotu a jest tyle innych zabawek, którymi obaj chłopcy mogą się razem bawić, więc samolot będzie składany w najbliższy weekend. A teraz to mogą bawić się tymi klockami, które dostali pod choinkę, jest też przecież ZOO, jest dużo książeczek i mają przecież samochodziki. Ale one nie mogą jeździć po dywanie w moim pokoju- całkiem przytomnie zauważył Alek. No ale możecie je puszczać tu, w salonie- tu nie ma wykładziny. Tylko klęczcie na poduszeczkach, żeby was kolanka nie rozbolały ( a w domyśle było żebyście dziur w spodenkach nie porobili).
Paweł stwierdził, że powinni się zastanowić nieco nad wakacjami i wtedy Kazik uprzytomnił sobie, że on zmienia pracę i tak dokładnie nie bardzo może już teraz zaplanować urlopu. Wrzesień, czyli wyjazd w Bory Tucholskie i to zaraz w pierwszej połowie września wydawał się jak najbardziej realny, ale dopóki nie będzie dokładnie znał rozkładu zajęć ze studentami to raczej niczego nie może planować. A do tego Teresa mu przypomniała, że przecież umawiał się wstępnie z Kurtem na wyjazd nad Bałtyk, z tym, że ona to wolałaby wyjazd nie nad Bałtyk ale nad morze Śródziemne i to najlepiej w czerwcu, bo czerwiec jeszcze nie jest "sezonem", sezon zaczyna się od 1 lipca. Przed sezonem to nawet ceny są niższe. No i wpadła na genialny pomysł, żeby w tym układzie pojechać z niemieckim biurem podróży, bo oni mają lepsze pensjonaty i lepszą organizację niż polskie biura. Poza tym oni są nastawieni na wczasy właśnie z małymi dziećmi i mają też opcję podróży z dojazdem własnym urlopowiczów. A skąd o tym wiesz?-dziwił się Kazik. Od Sophie. Z tym, że oni to są czasowo uzależnieni od wakacji dzieciaków, których letnie wakacje nie trwają tak jak u nas ponad dwa miesiące jednym ciągiem. Są krótsze, trwają 5 tygodni, ale potem jeszcze mają wakacje jesienne, wiosenne i zimowe i każdy Land ma jakiś określony z góry termin na te ferie, żeby nie było tego co u nas, czyli nagle wszystkie dzieciaki w kraju mają w jednym terminie wolne.
Moglibyśmy pojechać razem z dziadkami do Włoch, np. do Lido di Jesolo. Wzięlibyśmy wtedy 3 pokoje dwuosobowe, oczywiście w niemieckim biurze podróży. Pojechalibyśmy wtedy w dwa samochody, z jednym noclegiem po drodze, można nocować w Czechosłowacji w Wyszkowie, to jest niedaleko Brna, albo można zanocować na przedmieściach Brna. Polskie biura podróży też mają swoje mety w Lido di Jesolo, ale w gorszych hotelach. Polskie biura podróży proponują przejazd autokarem w obie strony, właśnie z noclegiem w tym Wyszkowie, ale w moim odczuciu to nasi chłopcy są jeszcze za mali na taką autokarową podróż. A i wy i my mamy kierowców- zmienników.
Alina stwierdziła, że dla niej najważniejsze żeby pojechali gdzieś wszyscy razem, nawet nad ten zimny Bałtyk i to w Polsce, bo trochę przeraża ją dwudniowa podróż samochodem do Włoch. Dyskusję przerwał Kazik, który stwierdził, że on dopóki nie zmieni pracy, co nastąpi w lutym, nie będzie się zastanawiał nad problemem wakacji. Jeszcze nawet do końca nie jest pewien czy przechodzi razem z urlopem czy mu urlop przepadnie.
A ja mam znajomych, którzy mieszkają w Gdańsku, ale zakupili spory apartament w Sopocie, pięć minut od plaży- powiedział Paweł. Apartament to cztery pokoje z kuchnią, w budynku jest garaż. Na plaży jest punkt gastronomiczny z piciem i smażonymi rybami, niedaleko od nich restauracja. Kuchnia wyposażona tak, że można w niej gotować. Zaletą niewątpliwą jest to, że przy nieco gorszej pogodzie można się wybrać do Gdańska i Gdyni, jest co zwiedzać. Można oczywiście gotować w domu. Sopot jest dobrze skomunikowany z innymi miejscami Trójmiasta szybką koleją miejską. Oni ten apartament wynajmują wczasowiczom za pośrednictwem biura turystycznego a sami mieszkają w Gdańsku.To jest całe osiedle apartamentowców i są tam też mniejsze mieszkania do wynajęcia w lecie. Ja się z nimi skontaktuję i wezmę namiary na to biuro. I będzie to taniej i bliżej niż Lido di Jesolo. A Sopot ma furę atrakcji dla dzieciaków. A i my nie zanudzimy się tam na śmierć, do Mola Sopockiego można się doczłapać w 20 minut. Jest sporo różnych rejsów, można popłynąć na cały dzień na Hel lub do Jastarni. Do Gdańska i Gdyni to się można wybrać elektryczną kolejką, też się będzie dzieciom podobać. Można pojechać do Oliwy do ZOO, gdzie nie jest tak ciasno jak w warszawskim. Panie mogą sobie opalać ciałka na plaży a my z dziadkami i dzieciakami możemy zaliczyć np. ZOO, Gdańsk z rejsem po porcie, popłynąć na Hel i zwiedzić fokarium. To mogą być naprawdę ciekawe wakacje. Masz rację- poparła go Teresa, to skontaktuj się z tymi znajomymi, bo nawet jeśli nie będziemy mieszkać w jednym budynku to i tak będzie fajnie, skoro to jest na jednym osiedlu.
Wieczorem Kazik powiedział do Teresy - nieco mnie dziś zdumiałaś tym poparciem planu spędzenia wakacji w Sopocie, bo kilka minut wcześniej mówiłaś o wakacjach nad Morzem Śródziemnym. No tak, mówiłam, ale sobie uzmysłowiłam, że obaj dziadkowie już swoje lata mają i taka podróż daleka może im nie wyjść wcale na zdrowie. A na miejscu będzie o wiele goręcej niż nad Bałtykiem i to też nie będzie dla nich najlepsze. Czasem po prostu zapominam, że tata już nie jest młodzieniaszkiem, bo gdy z nim bywałam na wakacjach to był nieomal moim kumplem. I zapomniałam, że gdy ostatnio byliśmy w tej wojskowej kolonii oficerskiej to można się było urwać z nudów- dobrze, że Alek był jeszcze mały - teraz by umierał z nudów. A podróż wielogodzinna w pozycji siedzącej z nogami w dół już nie jest dla obu dziadków wskazana. Dobrze, że sobie to uzmysłowiłam. Pocieszające, że jeszcze miewam chwile trzeźwości umysłu.
Kochanie, ty zawsze trzeźwo myślisz a nie tylko chwilami - stwierdził Kazik. Myślę, że nie ma nic dziwnego, że i ty i Alina tęsknicie do wylegiwania się nad morzem, bo obydwie macie całkiem sporo ruchu w domu. Kiedyś wydawało mi się, że mama to przesadza, mówiąc, że jest umordowana pracą w domu - teraz wiem, że nie było w tym przesady, jeżeli ktoś się stara by zawsze w domu był porządek a domownicy najedzeni , czyści , zdrowi.
A żebyś wiedział - gdy miałam w CHZ tak strasznie dużo pracy to mi się wydawało, że gdy wreszcie przestanę chodzić do biura to sobie w domu wypocznę. Chyba często popadamy w złudzenia. Ale ja nawet nie narzekam, bo na szczęście wpierw ty mi ogromnie pomagałeś przy Alku, teraz mi pomaga tata, bo nie muszę iść na zakupy razem z dzieckiem i albo z nim zostanie na placu zabaw albo w domu. Dla mnie to duża wygoda. Bo dla mnie dziecko w sklepie to masakra! Podejrzewam, że dla dziecka takie zakupy żywnościowe to też raczej udręka niż coś ciekawego.
A ja mam coś jakby tremę przed czekającą mnie zmianą pracy. Pocieszam się tylko tym, że może na początek nie wepchną mi maksymalnej ilości godzin dydaktycznych. Tak jakoś podskórnie czuję, że nie popracuję tam długo. Ciągle mi stoi przed oczami ten Stuttgart. Bo tu tak naprawdę chyba nikomu nie zależy na nowych opracowaniach, na wynalazkach. Kurt mi uświadomił, że wcale nie będę musiał osobiście tam szukać dla nas mieszkania - muszę tylko bardzo precyzyjnie określić swoje wymagania w tej materii, uwzględnić kwestię szkoły dla Alka. Poza tym to on nie widzi problemu w tym, żebym zaczął od Berlina, bo jednak mamy tam mieszkanie, w którym się pomieścimy razem z tatą, bo bez problemu można jeden z pokoi podzielić na dwa pokoje, a w międzyczasie bym się zorientował czy aby na pewno ten Stuttgart by mnie uszczęśliwił. Teraz się w Berlinie dużo buduje nowych budynków mieszkalnych w systemie spółdzielczym, poza tym Berlin jest miastem bardzo kosmopolitycznym i jak się śmieje Kurt najtrudniej w nim znaleźć rodowitego Niemca poniżej 50 roku życia. I jeśli kiedyś przyłapiesz mnie na straszliwym zamyśleniu i odpowiedziach ni w pięć ni w dziewięć to nie dlatego, że marzę o innej kobiecie, ale zastanawiam się co wybrać dla nas. Praca w Berlinie jak wiem usatysfakcjonuje mnie w zupełności a i przeprowadzić się będzie łatwiej. Oczywiście ty i Alek będziecie się uczyć niemieckiego, ale zdaniem Kurta Alek bardzo szybko opanuje język. Nauczyciela można wynająć takiego, który będzie przyjeżdżał do domu. Problem może być tylko z szybkim ściągnięciem Pawła z rodziną, bo w Berlinie są jak zawsze kłopoty z mieszkaniem, ale Kurt mnie zapewnia, że najtrudniej to jest znaleźć nieduże mieszkanie w centrum, ale większe, 70-100 lub powyżej 100m jest dużo łatwiejsze do znalezienia i to od 3 do 5 przystanków metra od centrum. Po prostu wiele starych, jeszcze przed wojną zbudowanych domów jest zrewitalizowanych, mają ogrzewanie centralne i windy - często zewnętrzne, nie mniej jednak są. W budynku, w którym mamy mieszkanie też jest winda zewnętrzna. Wiesz - my tak mówimy ściągnięcie Pawła z rodziną, ale tak na poważnie to ja jeszcze z Pawłem, Aliną i Jackiem tego nie omawiałem. No bo nie było właściwie czego omawiać. Kris co prawda mówił, że on wróci do Polski gdy lepiej pozna tajniki prawa europejskiego, ale to nic pewnego. Jeśli pozna tam jakąś kobietę, która go utrzyma przy sobie, to wątpię by chciała zamienić Francję na Polskę.
Kochanie - zrobimy tak, żebyś ty był zadowolony z pracy i jest dla mnie jasne jak słońce, że będziemy mieszkać tam, gdzie twoja praca będzie ci dawała zadowolenie. Możemy, w razie potrzeby sprzedać to mieszkanie "zapasowe", albo to co dostałam od taty jako darowiznę, więc będzie część pieniędzy na mieszkanie spółdzielcze w Berlinie. Możemy również sprzedać obydwa, a to, w którym teraz mieszkamy pozostawić i dać je pod wynajem. Bo tata coraz starszy i raczej nie powinien już mieszkać sam i to obojętne w którym mieście.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń