piątek, 27 grudnia 2024

Córeczka tatusia - 178

 Marta, tak jak postanowiła zatelefonowała  do Milosza, pytając go jak mu idzie w konstancińskim Centrum Kompleksowej Rehabilitacji i kiedy będzie już miał  dyplom w  kieszeni. Rozmawiali dość  długo i w trakcie rozmowy  Marta zaprosiła  Milosza na sobotnią obiadokolację, jeżeli to  nie sprawi  mu żadnego kłopotu. Milosz  był wyraźnie ucieszony  tym  zaproszeniem, bo jak  powiedział to nie dzwonił i nie przychodził  do  nich bo........nie chciał im przeszkadzać, przecież  w domu jest małe  dziecko, a Marta  łączy pracę i opiekę nad  dzieckiem więc nie  chciał po prostu  przeszkadzać.  A poza  tym to w pewnym  sensie  ważą  się aktualnie  losy  jego małżeństwa, bo dostał propozycję stałej pracy w Konstancinie  i jest  zdecydowany przeprowadzić  się do Polski, zwłaszcza, że odkąd oba kraje są w UE to żaden problem. Nie  wie tylko jak na  to wszystko zareaguje  Hanka, bo jak na razie  to ciągle jest obrażona, że wyjechał by skończyć  studia. Natomiast jego rodzice "pieją  z zachwytu", ojciec zaraz  mu podesłał na konto sporo gotówki i podobno jego  rodzice  są zdecydowani by go tu odwiedzić, bo gdyby rzeczywiście dostał tu stały etat to oni też by  się  do Polski przeprowadzili i może do spółki z Miloszem kupiliby jakiś domek , taki na  dwie  rodziny.  No i Milosz  doskonale  zdaje  sobie  sprawę z tego, że mieszkaliby nie w samym Konstancinie ale blisko Konstancina.  On na razie mieszka w  wynajętym mieszkaniu w Konstancinie, ale już robił wstępne  rozeznanie i oglądał domy w Klarysewie, skąd  miałby do Konstancina przysłowiowy rzut beretem. Bo żadna  granica  nie dzieli  tych  miejscowości i są takie miejsca,  o których  jedni mówią, że to Konstancin, a inni, że Klarysew.

No to masz  człowieku o  czym  myśleć - skonstatowała  Marta. Już raczej niewiele muszę  myśleć - ze  smutkiem  w  głosie stwierdził Milosz- rodzice  Hanki i ona też- od  samego początku nie pochwalali tego, że zdecydowałem się na  wyjazd  do Polski. Kilka razy prosiłem  Hankę  by przyjechała do Polski, ale za każdym razem była odpowiedź odmowna, bo przecież jej tatuś  ją potrzebuje w gabinecie i  ona nie może go tak nagle zostawić  samego. Przypomniałem jej, że kiedyś każdy dentysta obywał się bez  "pomocy dentystycznej"  a mimo tego funkcjonowali. A teraz napisałem jej, że tym razem idzie o moją karierę zawodową a nie jej ojca, bo  tu już pracuję i jestem w pełni doceniany, zarabiam  pieniądze a nie żyję z napiwków od kuracjuszy, no  więc  niech  sobie wszystko sama spokojnie przemyśli. Bo w 90% na  100% nadal nie  dostałby normalnego  etatu w żadnym z  sanatoriów i żyłby z napiwków od kuracjuszy. Zresztą głównie z tego powodu zająłem  się  turystyką - na  zasadzie  przyjemne  z pożytecznym. A swój  dom sprzedam, więc jeśli ona zdecyduje, że zostaje na Słowacji, to niech zabierze z niego wszystkie swoje rzeczy, ja przyjadę po swoje gdy sprzedam dom.

 Ale, jest jeszcze jedna opcja, o czym jej  nie  napisałem, że  zamieszka w nim daleka kuzynka mego ojca, ona będzie w nim mieszkać, zajmować się wynajmowaniem  go  w lecie i ewentualnie  też  w  zimie. I wtedy Luna mieszkałaby z nią razem. Ja mam tu w lipcu dwa  tygodnie urlopu i do tego  czasu muszę  wiedzieć "na  czym  siedzę".  Złości mnie, że ona właściwie  nie ma   zupełnie  własnego  zdania w tej materii. Moi rodzice nie  byli  zachwyceni ani tym, że  się ożeniłem z Hanką, ani  tym, że przerwałem studia, ale  stwierdzili, że to moje życie  a nie ich i to ja będę  zbierał konsekwencje swojego  wyboru   a nie oni.  No i  zbieram.  Wygląda to wszystko tak, w moim odczuciu, jakby Hance było zupełnie obojętne  czy będziemy razem czy  nie, a kwestia mego życia  zawodowego to jej zupełnie nie interesuje. I w tej  sytuacji bardzo dobrze  się złożyło,  że  dzieci nie mamy. 

Staram się panować nad  nerwami i rozmawiać  z nią spokojnie, a tak naprawdę to bym już najchętniej  wcale  z nią więcej  nie  rozmawiał. A jej  głupie pytania czy  dużo  tu ładnych  dziewczyn wśród personelu to  mnie przyprawiają o mdłości. Ostatnio jej powiedziałem, że niestety jej poziom intelektualny okrutnie   się obniżył i wciąż gada same głupoty. Bo ja teraz  to mam nie tylko pracę ale  do tego muszę  się jeszcze uczyć a jej głupie gadki to mi w tym nie pomagają. 

Proponowałem, jak komu  mądremu, żeby tu przyjechała,  zobaczyłaby gdzie pracuję, ile tu ludzkiego nieszczęścia,  jak bardzo niesprawni są pacjenci, to może by przestała podejrzewać mnie, że mam tu jakąś metresę. Jej się wydaje, że tu są ludzie na  wczasach leczniczych tak jak w tych sanatoriach  w okolicy Tatrzańskiej Łomnicy.  Ona  sobie  ubzdurała, że ja tu jestem głównie  dlatego, że mi się  bardzo spodobała Ala- a  wszystko przez  to, że nieopatrznie powiedziałem, że ładna  z  niej kobieta, tylko szalenie skromna i niczym nie podkreśla swej urody. A gdy jej przypomniałem, że Ala  ma troje dzieci i  męża to stwierdziła, że to żadna przeszkoda. No normalnie coś  się jej  w głowie poprzestawiało. A na  dodatek powiedziała, że jej matka  nie odda mi Luny, bo te psy "szalenie"  marnieją na nizinach- to po pierwsze,  a po  drugie, że jej matka "szalenie"  się przywiązała do Luny i nie odda mi jej. Nie  ciągnąłem tematu, bo to jak  rozmowa  ze ślepym o kolorach. Teraz  tylko  się cieszę, że wszystkie oficjalne  dokumenty mam skopiowane i kopie są poświadczone przez prawnika.  I kolejny plus - Hanka nie wie o tym, że istnieją  ani gdzie one  są. A na zakończenie  rozmowy mi powiedziała, że na  całe  szczęście  nie mamy dziecka, więc nie jest samotną matką z  dzieckiem. Więc jej tylko powiedziałem, że faktycznie to się  dobrze składa, bo z tej racji jest na świecie  mniej o  jedno  dziecko, którego matka jest niespełna rozumu i się wyłączyłem.  Gdybym miał nieco mniej lat, to pewnie  bym do  niej jeszcze  potem zadzwonił, ale stwierdziłem, że to raczej wszystko  nie ma  sensu. Nie będę  sobie  przez taką idiotkę rujnował szansy na dyplom i dobrą pracę. Bo  z tym  dyplomem to i tu i tam będę miał dobrą pracę.

Nie brzmi to wszystko dobrze - stwierdziła Marta. I faktycznie to nawet  dobrze, że  nie macie  dzieci, bo nawet najmniejszemu  dziecku potrzebna  jest  stabilizacja i jednomyślność  rodziców  a nie  sytuacja gdy każde ma  zupełnie inne plany. A gdy  byliśmy u was  to miałam  wrażenie, że się  dobrze rozumiecie. Milosz  roześmiał  się - nawet  nie masz bladego pojęcia jak świetną aktorką  jest Hanka- ona   się wręcz marnuje nie pracując  w  tym  zawodzie. Jestem pewien, że swym koleżankom naopowiadała  bzdur dlaczego wyjechałem. Na szczęście nikt nie  zna mojego polskiego numeru komórki, więc nie mam  kontaktu, nowego maila  też nikt  nie  zna, ona też  nie.  Adresu domowego też nikt nie  zna, bo mam skrytkę pocztową, a jej numer  zna tylko Hanka, o ile nie  zapodziała  gdzieś kartki z tym  numerem. Na  szczęście ona  nie lubi pisać. Jestem zmęczony tą  dziwną, jak dla  mnie, sytuacją  i zastanawiam się gdzie ja  miałem  rozum gdy się  w  niej  zakochałem - powiedział cichutko.

Marta roześmiała  się - nikt nie wie co  się  dzieje z naszym rozumem gdy się zakochujemy -niektórzy są zdania, że wtedy  nasz  rozum śpi głębokim snem a potem gdy  się  budzi i przytomnieje wyrywa sobie  włosy z głowy- oczywiście  zakładając, że  rozum takowe  posiada. Po prostu każdy z nas zmienia   się wraz z upływem  czasu, zmieniają  się też nasze upodobania i dotyczy  to właściwie wszystkiego co nas otacza,  z czym i  z kim  mamy kontakt. A obiekt, który kiedyś wybraliśmy też  zmienia swe upodobania w  miarę upływu  czasu.  Myślę, że jeżeli od  samego początku znajomości wymienia   się stale swe myśli z partnerem, wszystko  się omawia i szczerze  mówi  się o tym co każde z nas  myśli na dany temat to jest szansa na przetrwanie w danym  związku wiele  lat i nawet calutkie życie. 

No to przyjdź Milosz  do nas   w sobotę, ale nie przynoś żadnych  kwiatów, to będzie  taka  zwykła  obiadokolacja, zupełnie  bezokazyjna. Nawet  nie  wiem czy będzie ojciec, bo czasem w  soboty on  wraca  później i jest już po kolacji. A poza tym to ojciec ostatnio śpi u nas w "kajutce", ale  tak  zwany gościnny pokój jest wolny i będziesz  mógł u nas spać, jeśli się zagadamy. No i  żebyś mógł  wypić  chociaż  kieliszek  wina przy kolacji.  Ja  wolę, że ojciec u nas jest teraz  stale, bo widzę co  się z nim  dzieje i  nie muszę go przepytywać jak  się czuje. Bo on dopóki nie padnie  to cały  czas twierdzi, że czuje   się świetnie. Niedługo będzie miał  kolejne   badania  kontrolne w Instytucie Kardiologii. 

To może ja przełożę sobie zajęcia na inną godzinę i pojadę z nim do Instytutu- zaproponował Milosz. Nie, nie, na 95% jest pewne, że pojedzie  z nim Andrzej, bo przy okazji spotka się  ze  swym kumplem, a gdyby nie mógł to albo Wojtek pojedzie albo ja, bo ostatnio  godziny pracy  mam nieco  ruchome i często bardziej mi pasuje pojechać do pracy dopiero około godziny13,00, a do Instytutu to się jedzie na 8,00 rano i najlepiej jest gdy jedzie  z ojcem Andrzej, bo zawsze od kumpla więcej się dowie niż ja lub Wojtek. Bo wszak my nie jesteśmy lekarzami, a więc wiedzą nie dorastamy kardiologowi do pięt. Ostatnio taki jeden palant  był zdumiony, że  wiem skąd  się bierze prawokomorowa  niewydolność  serca. Na szczęście ojciec Wojtka  dość krótko palił a potem wiele lat mieszkał w "klimatycznym" miejscu i "dobrze się prowadził" i nadal o siebie  dba.

A o której mam być  w  sobotę? - spytał Milosz. No gdy skończysz pracę to przyjedź. Jedyne  co  ci grozi to ewentualnie zabawianie Ewuni, ale ona  nie ma  jakichś nadzwyczajnych  wymagań w tej materii - będzie pewnie  wędrować po swoim kojcu i wyrzucać  z  kojca piłkę. A ty  będziesz piłkę  wrzucać  do kojca. Kojec wędruje po mieszkaniu i chyba  tylko w łazience jeszcze  nie  stał. Wojtek albo będzie  albo  nie- nie  mam pojęcia - on czasem  musi zastąpić Michała na  wykładach. Nie jestem  w  stanie połapać   się w ich "rozkładzie  jazdy"- bo w  soboty są wykłady dla tych  zaocznych i czasem się zdarza, że Wojtek zastępuje  Michała. Wiesz- przy trójce dzieci dzieją  się  różne cuda w  domu. Gdy coś jest zaplanowane  z góry to Ala i  Michał mają do dyspozycji Ziuka i jego żonę,  ale  czasem coś  wypada  nagle i np. szef nagle sobie  zamarzy wziąć gdzieś  ze sobą Michała i ten  zamiast  wykładać to siedzi z szefem a  wykład  bierze wtedy na  siebie Wojtek. No ale Wojtek już okrzepł jako  wykładowca a poza  tym świetnie opanował odczytywanie  notatek Michała i  już nie jest to  dla niego sytuacja stresowa. Teraz to tam chyba wszyscy są zaćkani  sprawdzaniem wyników  egzaminów wstępnych. Zdaniem  Wojtka, to zawsze jest  na uczelni jakiś "syf z malarią i korniki". A specjalnością szefa  są jakieś dwu lub trzydniowe wyjazdy i bardzo mu pasuje  do wyjazdów Wojtek. Wiesz- Wojtek to  wszystko dzielnie  znosi bo przecież "tworzy" doktorat. A szef zawsze  mu  coś jeszcze  dorzuci, bo zdaniem  Wojtka  to podczas jazdy szef ma  jakieś złote  myśli na temat tegoż  doktoratu i  dzieli  się nimi z Wojtkiem. Zresztą  to  całkiem  sympatyczny i kulturalny facet - poznałam jego i jego  żonę. Ale o  tym to ci opowiem  gdy będziesz  w  sobotę.

Gdy Marta wróciła tego  dnia z pracy opowiedziała Wojtkowi o kłopotach  rodzinnych Milosza i o  tym, że go zaprosiła na sobotnią obiadokolację. Dobrze  zrobiłaś - pochwalił żonę  Wojtek. Jestem w pewien sposób rozczarowany Hanką - wydawała  mi się nieźle ogarnięta a tu takie kwiatki wychodzą. Powinna  się  cieszyć, bo już niedługo będzie  żoną lekarza  fizjoterapeuty. Ciekawe  jak  będzie  w  tym układzie z Luną - ja mam wrażenie, że ona sama wybierze sobie u kogo będzie  mieszkać. Jeśli teraz  jest głównie u rodziców  Hanki to jest logiczne  by u nich  została. A wiesz - ja też słyszałem , że  podhalany bardzo marnieją  na  nizinach i nie powinny zmieniać klimatu. Ale nie mam pojęcia  czy tak jest naprawdę.  Może to szło o to, że w  miastach to mało jest domów  z ogrodem i taki pies  może   bardzo źle  znosić pobyt całodobowy w mieszkaniu. Poza  tym to gdyby  ją Milosz  wziął do  siebie to biedny pies siedziałby  całymi dniami sam w ogrodzie, więc to też byłoby  mało dla niego radosne. Bo jego przecież nie ma całymi dniami  w  domu bo ma oprócz pracy jeszcze jakieś zajęcia na uczelni. No a poza tym  nie  da  się ukryć, że póki co to on tu nie ma  wszak  swojego domu z ogrodem i naprawdę nikt nie  wie czy  będzie  miał.  No popatrz  - chcieliśmy dla Milosza dobrze, a de  facto to ma  chłopak  problem teraz  z tym psem. A poza tym powiedzmy  sobie  szczerze - matka Hanki na pewno dobrze   się opiekuje Luną, ona ma przecież w ogrodzie Hanki rodziców  drugą budę.  Ciekawe  czy  rodzice Milosza naprawdę zjechaliby  do Polski czy to taka "ściema", żeby Milosz  nie przerwał studiów. 

Marta wzruszyła ramionami - nie mam  pojęcia, ale zapewniam cię, że nie  będzie  mi  to spędzać snu z powiek. Co sobie   jego rodzice  wymyślą to będzie  jego dotykało,  nie  nas. Na  szczęście gdy on  zacznie  tu pracować i uda mu  się jakoś osiąść w jednym  domu z  rodzicami, to pies  raczej  będzie  miał całkiem fajnie.  Milosz zapewne kwestię sprzedaży tego  domu sceduje  na rodziców, bo on nie  da rady połączyć  bezkolizyjnie  sprzedaży tej  chaty i jednocześnie pracy i studiów.  Ale  to niech  sobie on omawia ze  swoimi  rodzicami.  On po ostatnim egzaminie pewnie pojedzie   na kilka dni na Słowację, ale jak narzekał to  nie  może mu to zająć więcej niż 3, 4  dni.  Z opowieści Hanki to wiem, że  rodzice  Milosza  to bardzo "obrotni" są, mają znajomych prawników, więc zapewne będą dobrze przygotowani do tego by "odzyskać syna i dom". 

                                                               c.d.n.

 

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz