niedziela, 12 stycznia 2020

II- O paniach i panach

Zawartość "dwupaku" stanowiły dwie półroczne dziewczynki- małe pulchne amorki, które
przez sen co jakiś czas ssały trzymane w  buziach smoczki.
Dla niewprawnych oczu  dziewcząt wyglądały identycznie, choć ich ojciec zapewniał, że
jednak się od siebie różnią - jedna z nich ma nieco szczuplejszą buzię.
Wojtek, bo tak miał na imię posiadacz bliźniaczek, szybko zamówił "podwójną kawę z jedną
porcją wody" wywołując na twarzy kelnerki pełen zrozumienia uśmiech.  Był tu dość częstym gościem- mieszkał około 1 kilometra od parku i wolał krążyć z wózkiem po parku niż  blisko
domu po ulicach. Siedząc przy stoliku cały czas poruszał wózkiem, by dzieci miały złudzenie,
że cały czas  wózek pokonuje jakąś drogę. Bo jak będzie stał nieruchomo to zaraz się "małe
potwory" obudzą i zacznie się cyrk.
Julka i Tina zaczekały uprzejmie  aż Wojtek dopije swą kawę, a potem  oświadczyły, że one
niestety już muszą iść- wszak spędziły tu już ponad dwie godziny. Zapewniły go, że bliźniaczki
są prześliczne i czym prędzej opuściły kawiarnię. Jakoś nie miały ochoty zobaczyć  na własne
oczy jak bliźniaczki wyrywają sobie wzajemnie smoczki z buzi ani posłuchać ich płaczu lub
podziwiać jak Wojtek sprawnie je przewija. Wierzyły na słowo, nie  chciały tego oglądać.
Gdy tylko wyszły za żywopłot kawiarni ruszyły szybkim marszem do wyjścia- co prawda to
Wojtek im zaimponował tym, że chodzi z małymi na spacery, że potrafi się nimi zająć, no ale
skoro wraz z żoną zdecydowali się na posiadanie dzieci, to wiedział przecież co  go czeka.
Z biurowych opowieści Wojtka wynikało, że wiadomość o tym, że to ciąża bliźniacza dotarła
do nich na dwa miesiące przed rozwiązaniem i oboje byli nią załamani.
Rozmawiając o Wojtku  doszły do wniosku, że nie ma co się spieszyć do małżeństwa, a do
posiadania dzieci zwłaszcza. No i że nie zaszkodzi im dobra wiedza o antykoncepcji, bo wszak
każdemu mogą się przydarzyć dzieci, co jak widać i słychać mało zabawne jest.
Pewnego jesiennego dnia, pomiędzy jednym a drugim kawałkiem bułki konsumowanej
w czasie przerwy śniadaniowej, Julka oznajmiła Tinie - wczoraj spotkałam swą starą miłość
i dziś cały czas się zastanawiam czy jest sens w odgrzebywaniu starych uczuć.
Justyna wzruszyła ramionami - skoro się musisz nad tym zastanawiać, to pewnie nie ma po
co bawić się w  archeologa i odkopywać takie starocie.
A on co? Padł na kolana na Twój widok?
Nie, nie padł, ale powiedział, że nadal jest wolny i jeżeli chcę, to mi przyśle zaproszenie do
Szwecji, bo nadal tam mieszka i gra w tym zespole co kiedyś.
No dobrze- kontynuowała Tina- przyśle ci zaproszenie i co? Gdzie będziesz mieszkać i
z czego się tam utrzymasz? To, że się nie ożenił, to nie oznacza, że nie ma tam żadnej kobiety.
Na supełek sobie przecież nie zawiązał, za młody na to.
A tak w ogóle to mi chyba nigdy o nim nie mówiłaś. Co to za facet?
Syn znajomych moich rodziców. Mieliśmy się nawet pobrać gdy tylko zdam maturę, już nawet
miałam kupiony materiał na suknię, ale wtedy zespół,  w którym grał, załapał jakiś kontrakt na
promie  czy też jakimś wycieczkowcu czy też liniowcu i on wyjechał. Kontrakt był niby tylko
roczny, ale siedział tam 3 lata.
Julka, zastanów się! Na co ci taki facet, co wyjeżdża w siną dal i zostawia narzeczoną i nigdy
do niej nie pisze?
Przecież gdyby cię kochał to raczej nie wyjechałby przed ślubem, lub wyjechałby, ale przyjechał
na kilka dni by ten ślub wziąć i ciebie ze sobą zabrać.
Otrzeźwiej kobieto - możesz zaproszenie od  niego wziąć, ale nie licz na niego i jego miłość.
Możesz pojechać na tydzień, jeśli masz na to pieniądze, możesz się z nim nawet przespać ale
w sposób bezpieczny, tylko na nic nie licz, na małżeństwo zwłaszcza.
Jula ciężko westchnęła - właściwie to masz rację. Nie powinnam sobie nim zawracać głowy.
Roztył się i właściwie jakoś nieświeżo wyglądał, a jest tylko cztery lata ode mnie starszy.
No wiesz- dodała Tina-ci co grają w różnych zespołach podobno nie są wzorcami wierności
i lojalności. Zawsze się jakieś pomylone małolaty koło takich zespołów kręcą.
Myślę, że nim podejmiesz decyzję o kontynuacji tej znajomości to powinnaś z nim  długo
i na różne tematy porozmawiać.
Jula ciężko westchnęła - on był moim pierwszym, wiesz?
No to co, że był pierwszym? Liczy się ten, który będzie ostatnim. Zapewniam cię, że on, jak
większość facetów, już nie pamięta nie tylko tej, która była jego pierwszą, ostatniej też nie.
Wiesz, do małżeństwa to trzeba dojrzeć. Ja to nawet nie jestem pewna czy tak naprawdę
nadaję się do takiego związku jak małżeństwo.  Jeden facet do wszystkiego, na co dzień i od
święta. Czy sądzisz , że znajdziemy facetów "uniwersalnych"? Przecież na logikę biorąc jest
jest to  niemal niemożliwe.  Ta  sama osoba do tańca i do różańca! Jestem pewna, że zaliczę
w życiu kilku mężów. W końcu istnieją rozwody, choć z całą pewnością nie są rzeczą miłą.
Nie wiem dlaczego moi starzy się nie rozeszli - tak naprawdę żyją obok  siebie, mają tak
bardzo różne upodobania i zainteresowania. Ojciec uwielbia grzybobrania, więc jeździ na
grzyby z kolegą, potem pracowicie  te grzyby "obrabia", matka się do nich nie dotyka, ale
marynowane grzybki jada. Do muzeów, na wystawy, na zwiedzanie zawsze jeździł tylko ze
mną, matka siedziała w tym czasie w domu. Do teatru chodziłam zawsze z koleżankami albo
z tatą, raz do roku z mamą. Na wakacje wyjeżdżałam tylko z mamą, tata w tym czasie jeździł
na wczasy FWP. Zawsze miałam i nadal mam takie wrażenie, że razem im  źle a bez siebie
też niedobrze.  Nigdy się nie kłócą, zgodnie obsztorcowują mnie za to samo. Zawsze jeśli
mi czegoś zabraniali to razem, w tandemie. Tyle tylko, że matka  na mnie się głośno wścieka
a ojciec stale spokojnie mówi: "rusz wreszcie mózgiem, zacznij myśleć".
Skończywszy śniadanie  dziewczyny umówiły się, że po pracy "polatają" trochę po sklepach,
zwłaszcza tych prywatnych z butami. Śmiały się, że pewnie znowu będzie  brakowało ich
numerów- dla Tiny 35 a dla Julii 37.
Kilka dni później , w czasie przerwy śniadaniowej Julia powiedziała, że odchodzi z pracy.
Objęła ją redukcja pracowników. Ale  już  załatwiła sobie nową pracę. Odejdzie jeszcze przed
ustawowym upływem czasu wymówienia, bo w nowym miejscu potrzebują pracownika
"od zaraz". A poza tym "dała się poderwać" facetowi o wzroście 190 cm i bardzo chce by Tina
go poznała  i oceniła, czy wszystko z nim "w porządku". I wcale nie była na meczu koszykówki
ale u dentysty. Tyle godzin siedzieli w poczekalni, że w końcu zaczęli rozmawiać.
I umówili się na sobotnie popołudnie w "Zielonej Gęsi", więc będzie  fajnie, jeżeli Justyna
przyjdzie tam ze swoim "dyżurnym" chłopakiem, z którym się od kilku lat przyjaźni. Kiedyś
wydawało się, że będą parą, ale nie zaiskrzyło między nimi, może akurat zawiodła chemia, za
to  bardzo dobrze się dogadywali w różnych sprawach. Żeby było jeszcze śmieszniej i dziwniej
to całowali się, raz na wiele spotkań lądowali nawet w łóżku, ale oboje traktowali to jako
swego rodzaju eksperyment.
Tina twierdziła, że nie kocha Michała ani on jej nie darzy miłością, ale z jakiegoś powodu
raz na jakiś czas wspaniale im wychodził seks - sam seks, bez  bajania o miłości, wierności,
czy też jakimś trwałym związku. Byli wobec siebie szczerzy  aż do bólu, informowali się
wzajemnie o swoich odczuciach, co im  pasuje, co nie za bardzo, mówili o swych marzeniach, fantazjach,  zostawiając wstyd gdzieś daleko za drzwiami mieszkania. Nie było też zazdrości
 o innych partnerów, zastanawiania się co i jak każde z nich robi lub odczuwa z kimś innym.
Czasem chodzili razem potańczyć do klubów studenckich - Stodoły lub Medyka. W sumie był
to jakiś bardzo dziwny i nietypowy związek ciał i dusz.
Michał był  pięć lat starszy od Justyny, miał już za sobą rozwód. Oboje kiedyś zauważyli, że
gdy  się nie widzą i nie słyszą to o sobie nie myślą, niemal tak, jakby się nie znali.
Ale wystarczyło by któreś z nich spotkało kogoś, kogo oboje znali i zaraz do głowy wskakiwała
myśl -"ciekawe  co u niej,  ciekawe co u niego" i następował "mus zatelefonowania".
Michał twierdził, że ich biopola bardzo intensywnie ze sobą współpracowały.
                                                           c.d.n.






3 komentarze: