poniedziałek, 6 lipca 2020

Zastępstwo - VII

Następny dzień po powrocie Iza i Jacek  spędzili w dzielnicowym Urzędzie  Stanu
Cywilnego. Oboje mieli dokumenty w tym samym urzędzie. Wpierw Jacek ubłagał
panią w archiwum by im wydała "od  ręki" ich akty urodzenia (dostali je  niemal
w pół godziny), następnie  poszli do działu ślubów by je złożyć i móc jak najszybciej
wziąć ślub. Trochę się pani urzędniczka chichotała, gdy usłyszała, że najlepiej by to
było możliwe już w następnym tygodniu, ale  przepis wymagał by pomiędzy złożeniem
wymaganych dokumentów a ślubem upłynęło 30 dni. Na pytanie  Jacka "ale dlaczego"
z pełną powagą odpowiedziała- żeby każdy miał czas na zastanowienie się co robi.
Proszę  mi wierzyć - całkiem sporo osób wycofuje dokumenty w ciągu tych 30 dni.
Tym sposobem  ślub  miał być w drugą sobotę lipca. Oboje spojrzeli na urzędniczkę
z wielkim niedowierzaniem. Wyszli z Urzędu objęci i uśmiechnięci. Teraz należało
poprosić 2 osoby na świadków. Jacek naprawdę miał zamiar poprosić na świadka
Aleksandra, a Iza swą najlepszą przyjaciółkę, Alicję.
Będziemy mieć świadków na "A" - pierwszy ślub i świadkowie na pierwszą literę
alfabetu. Jeżeli  nam się nie uda, to  następni świadkowie powinni być na drugą
literę alfabetu, czyli na "B"- zapodała Iza. Mam w rodzinie kuzynkę, która  rok temu
wyszła za mąż po raz trzeci i jestem dziwnie pewna, że jak się jej nie ułoży to i po
raz czwarty wyjdzie  za mąż. Pierwszy nie wytrzymał i....umarł, drugi zwyczajnie
pojechał na wycieczkę  zagraniczną z Orbisem i nie wrócił. Trzeci na razie dzielnie
trwa na posterunku. A często się z tą kuzynką widujesz? - zainteresował się Jacek.
Nie, jak na razie to ją widziałam ze dwa razy  i starczy.
Jacek, to może teraz  chodźmy do mnie, u mnie jest "chata, szkło i adapter", mama
pojechała do cioci Meli, ja do pracy idę dopiero jutro a i to na 13,30, zdążę się
zregenerować.  I dopiero teraz mi to mówisz? No to lećmy, szybciutko!
Niedzielny obiad przebiegł w wielce przyjaznej i miłej atmosferze i przyniósł nowe
rozwiązania. Na samym początku, gdy już wszyscy siedzieli i dłubali widelcami
w przystawce z szyjek rakowych oraz sączyli delikatne  białe wino, Jacek i Iza
powiedzieli rodzinom, że w drugą sobotę lipca o godzinie 10,00  przed południem,
odbędzie się ich ślub w USC, na którym  z radością zobaczą swych dzisiejszych gości.
A tego samego dnia o godzinie 15,00 będzie obiad rodzinny w gronie nieco
powiększonym obecnością świadków. I odbędzie się również tak jak ten, w "Honoratce".
A potem to już było tylko wesoło, jak określiła to  Iza.
Ciocia Melania  wyraziła zachwyt, że "młodzi od tak dawna się znają", co na pewno
rokuje dobrze  na przyszłość. I że  dopóki nie będą mieli własnego mieszkania, które
jeszcze nie ma nawet fundamentów, mogą mieszkać w mieszkaniu jej córki, która
wyjechała do Szwecji, tam wyszła za mąż i nie zamierza wrócić do Polski. Tylko trzeba
je nieco odświeżyć, bo po ostatnich lokatorach od roku stoi puste i generuje koszty.
I wreszcie mieszkanie przestanie  generować koszty, a ona nie będzie musiała tam
co kilka dni chodzić i je wietrzyć. Będą tam mieszkać, dbać o nie i tylko płacić czynsz
i media. To trzy pokoje z kuchnią, w wieżowcu, w centrum miasta, ale w bocznej
ulicy, niemal vis a vis sejmu, na ósmym piętrze. Przedtem mieszkał tam wnuk cioci
Meli, ale wpadł w szpony hazardu i alkoholu i teraz córka cioci Meli zabrała syna
do Szwecji, do Goteborga. Ale ciocia Mela nie wierzyła, że "coś z niego jeszcze  będzie."
Iza słuchała tych opowieści niemal z opadniętą ze zdziwienia szczęką - takie "rewelacje"
usłyszała po raz pierwszy- nie tylko ona, jej rodzice także.
"Bo to ogromnie ważne, gdzie młody człowiek zacznie swą pierwszą pracę- tłumaczyła
ciocia Mela-kolega go namówił na pracę ochroniarza w kasynie jednego z hoteli, bo
Maciuś trenował sporty walki i znał język angielski." Iza przypomniała sobie jak wyglądał
ukochany wnuczek cioci - byczy kark i tępy wyraz twarzy i zero intelektu w rozmowie.
Był nieco od niej młodszy. Spojrzała na wujka, który miał minę z gatunku "ja o niczym
nie wiem i nie chcę wiedzieć", ale  zdopingowany spojrzeniem  Izy przerwał opowieść
cioci Meli, mówiąc, że "czynsz nie jest w tym mieszkaniu wysoki, bo to spółdzielczy
budynek, więc spokojnie go udźwigną razem z opłatą za media". Mama Izy szybko
zaczęła dopytywać się, czy już wybrali świadków, a mama Jacka dopytywała się czy Iza
już pomyślała o jakiejś kreacji na ten dzień. Ciocia Mela zaczęła pomału wracać do
rzeczywistości, a wujek powiedział, że chętnie pokaże im to mieszkanie w najbliższą
niedzielę.Tatusiowie obojga też się wprosili na oglądanie mieszkania - Iza i Jacek
wymienili porozumiewawcze spojrzenia a Iza cichutko szepnęła- "już czują mrowienie
w palcach".
Gdy podano deser lodowo-owocowy do wujka podszedł jakiś facet, wujek poderwał się
z krzesła z taką szybkością jakby ważył ze 20 kg mniej, panowie przywitali się, wujek
przeprosił wszystkich i oznajmił, że za chwilę wróci. Lody Ci się roztopią! - zawołała
z rozpaczą w głosie ciocia Mela . Ale  wujek już odchodził od stołu.  Ciocia wywróciła
lekko oczami w stronę sufitu i powiedziała- ja chyba tego  gościa znam, ale zupełnie nie
pamiętam kto to jest- w jej głosie brzmiał niepokój. Mama Izy zaczęła starszą panią
uspokajać, że na pewno to jakiś  znajomy wujka. W tym momencie podszedł do stolika
kelner, pochylił się nad Izą i powiedział, że wujek ją prosi na chwilę, a on ją do niego
zaprowadzi. Jacek chciał iść  razem z nią, ale wysyczała- "zostań, to ja mam iść" więc
tylko poprawił się na krześle usiłując wzrokiem przebić ścianę korytarzyka, w którym
wpierw zniknął wujek a teraz Iza. Po kwadransie wróciła Iza niosąc dla siebie nową
porcją lodów z jagodami, a 5 minut potem uśmiechnięty i nie wiadomo czym uradowany
wujek. Kelnerka przyniosła kawę i  soki owocowe i jakoś znormalniało  przy stole.
Iza pokazała  dyskretnie Jackowi  uniesiony w górę kciuk, potem   kiwnęła na kelnera i
poprosiła o rachunek.
 Ale rachunek już jest uregulowany, proszę pani- odrzekł kelner z ukłonem. Miłego
wieczoru państwu życzę.
Pospacerowali jeszcze wszyscy razem po Starówce, wujek odnalazł swój samochód,
rodzice  wzięli taksówkę a Iza z Jackiem oświadczyli, że  mają ochotę  kawałek
drogi do  domu pokonać na własnych  nogach. Po prostu Iza musiała mu kilka spraw
wyjaśnić.
Wywołałaś lawinę dziwnych zdarzeń- zaczął Jacek, ale Iza  mu przerwała. Nie ja, a ty-
odparowała zarzut Iza. To ty chciałeś  żebyśmy się rozstali na jakiś czas, bo nie wiedziałeś
czy mnie kochasz jak siostrę  czy jak obcą kobietę. No to stwierdziłam, że wystarczy to
zbadać doświadczalnie w najprostszy i najstarszy pod słońcem sposób i nieco bezpłciowe
pieszczoty przekształcić w coś bardzo konkretnego. Już dawno tego chciałam, byłam na
to gotowa i fizycznie i psychicznie ale czekałam aż do teraz byś mógł spokojnie się uczyć
i byśmy ewentualnie mogli się pobrać. Tak naprawdę mogliśmy wcześniej spróbować,
ale mądrzej było z tym poczekać. Wiem dokładnie co studiujesz i wiem, że  aby mieć
potem w tej dziedzinie sukces nie da się obskakiwać egzaminów na amfie. Bo egzamin
zdasz, ale w głowie te wiadomości nie zostaną na długo. A jak już jesteśmy przy temacie
łóżkowym- biorę tabletki, więc potrzebuję nieco dłuższego wstępu, albo będziemy działać
na zasadzie wpierw szybkie małe co nieco dla ciebie a potem ty popracujesz nade mną.
I naucz się mówić o wszystkich swych doznaniach, nie jestem  jasnowidząca i nie wiem
co ci sprawia największą  frajdę, domyślam się, ale chciałabym to usłyszeć od ciebie,bo
sam już wiesz, że za każdym razem jest nieco inaczej i trzeba sobie wybrać te warianty,
które nam obojgu sprawią frajdę. I trzeba sobie o tym mówić. Im więcej sobie powiemy
teraz tym  szybciej będziemy potem rozumieć się  bez słów.
No a teraz o dniu dzisiejszym - wujek po prostu zapłacił za dzisiejszy obiad i obiecałam,
że pozwolę mu zapłacić za to przyjęcie ślubne. Stwierdził, że tak rzadko robił  mi prezenty,
że muszę mu  na to pozwolić. Poza tym jest mi wdzięczny, że jako jedyna z rodziny nie
wieszałam na  nim okolicznych psów gdy się żenił z Melą, która jest od niego z 10 lat
starsza, ale do dziś Melania wie co i jak się robi w łóżku z facetem i pod tym względem
wujek nadal ją ubóstwia. Kilka psów zdążył dziś powiesić na córce i wnuku Melanii.
A ten co się z wujkiem witał to właściciel tej  "Honoratki". No na koniec - wujek się
pytał, czy nie chciałabym pracować w przychodni dla rzemieślników, ale tak naprawdę
nie widzę sensu w zmianie pracy.
No i zdaniem wujka możemy tam zamieszkać nawet od zaraz, bo jak powiedział-
"bezdomność w waszym wieku szkodzi na system nerwowy", więc pogadaj ze swoim
ojcem a ja pogadam z matką o tej  naszej bezdomności i jej "złym na  nasz system
nerwowy wpływie", żeby  nie wynajdywali rzeczy z gatunku "warto to zmienić". Jak
znam  Melę to ona  przesadza i sami musimy zdecydować co tam  naszym zdaniem trzeba
zrobić.


                                                                 c.d.n.


























7 komentarzy:

  1. Ciekawość mnie zżera, co będzie dalej :}

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno ciekawość to pierwszy stopień do piekła;)))))

      Usuń
    2. Co prawda, to prawda. Sama tak powtarzam wokół. Ale tu naprawdę trudno oderwać się od lektury, bardzo dobrze się czyta :)

      Usuń
    3. Cieszę się, bo mnie się tym razem dobrze pisze.

      Usuń
  2. Ależ im się wszystko układa, jak po sznureczku! :)
    Fajne są takie mądre rodziny, to rzadkość jednak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, niestety rzadkość. Myślę, że największym fartem w życiu jest spotykać ludzi, którzy tak samo myślą jak my. I wtedy trzeba na takie znajomości chuchać i dmuchać, by się dalej dobrze "hodowały".

      Usuń