piątek, 3 grudnia 2021

Spóźnione uczucia

                                     Był cichy wrześniowy wieczór. Helena spojrzała na zegarek - chyba trzeba będzie coś zjeść- pomyślała.  Gapa jestem skarciła samą siebie- miałam narwać koperku i zapomniałam. No to będzie twarożek bez koperku, tylko z  dymką. Zaciągając w  oknach zasłony, zerknęła na ogród przed domem. Oczywiście był pusty. Zaświeciła  małe ledowe lampki na  werandzie i pomyślała, że chyba jednak ją oszkli i dobrze byłoby to zrobić jeszcze przed zimą.  Zamówi przesuwane okna, a oszklona weranda sprawi, że  zimą będzie łatwiej ogrzać  salonik. No i musi podjąć  decyzję - zostać w tym domu, czy wrócić  z powrotem do miasta. Jeśli wróci do miasta, to właściwie trzeba będzie ten domek z ogrodem sprzedać. I o ile warszawskie mieszkanie można było bez trudu komuś wynająć by nie generowało kosztów, to z tym domkiem było trudniej. Atrakcyjny był właściwie  tylko latem.  Od listopada do końca kwietnia było tu jakby mniej radośnie.   Poza tym te działki były duże, las był na wyciągnięcie ręki, prosto z działki mogła przez furtkę wyjść do lasu odległego raptem o 50 metrów.         Sięgnęła pamięcią do dnia, w którym wraz z mężem zobaczyła to  miejsce po raz pierwszy - ich uwagę przyciągnęła tablica informująca, że ten teren jest do sprzedaży. Jedyną istotną informacją był numer telefonu. Zaraz za tablicą była droga wzdłuż lasu, prowadząca nie  wiadomo dokąd i Wojtek w nią skręcił. Na zdziwione spojrzenie  Heleny powiedział - zapiszę sobie ten numer i jutro tam zatelefonuję.   Wysiądź z samochodu, mamy jeszcze sporo czasu, więc sobie  obejrzymy ten teren.  Pozbyliśmy się działki nad stale wylewającym Bugiem, nie ma sensu trzymać pieniędzy w  banku, lepiej będzie kupić kawałek ziemi. I albo się tu pobudujemy, albo  będziemy latem wypożyczać  przyczepkę i zjeżdżać tu na  weekendy. Ojej- zajęczała - odbiło ci kompletnie. To bezsensowny plan - po licho ci taka działka- nie ma tu nawet małego strumyka, kawał pola tylko i zaraz las.   Jedyny "plus", w stosunku do  miejsca nad Bugiem to mniej niż 30 km od domu i droga tu prowadząca nie jest zbyt przeciążona  samochodami i  regularnie  kursuje tędy  autobus. Ale nie powiem, że do jakiegoś sklepu to jest tu blisko, co oznacza, że będzie potrzebna duża  lodówka i duża  zamrażarka.  I jakoś strasznie tu pusto, daleko stąd do  najbliższych zabudowań, trochę strach mieszkać na  takim odludziu. I nie licz na to, że będę tu przyjeżdżała  po to, by spędzać   weekendy w przyczepie bez  sanitariatu. I nie chcę być wredna, ale przypomnij sobie ile razy nocowaliśmy w domu nad Bugiem. Późną jesienią i zimą nie bywaliśmy wcale, wiosną głównie po to by obejrzeć szkody jakie wyrządził Bug.  I przypomnij sobie ile się zawsze nazłościłeś i nakląłeś gdy wracaliśmy stamtąd do domu i sterczeliśmy za każdym razem w korku.   I wiesz, jeśli to teren pod  budownictwo, to będziemy musieli zaraz  na początku ogrodzić teren i w  jakimś   określonym czasie postawić jakiś domek. Nad Bugiem  było prościej bo wszyscy sąsiedzi to byli wszak nasi znajomi i kilku zapaleńców wciąż czuwało nad wszystkim. Nie przypominam sobie, by ktokolwiek z naszych znajomych miał jeszcze ochotę na domek poza  Warszawą.                                     Wspominając ich sprzeczkę sprzed zaledwie kilku lat przeszła do kuchni by zrobić sobie kolację. Akurat zdążyła pokroić dymkę, gdy  usłyszała dźwięk kołatki.  Kołatkę Wojtek przywiózł z jakiegoś zagranicznego wojażu wiele lat  wcześniej, nim kupili tę działkę nad Bugiem i w tamtym domu była po prostu ozdobą drzwi, bo funkcjonował dzwonek. W chwili sprzedaży Wojtek odkręcił ją od drzwi i zabrał do domu.  
Ciekawe, która z sąsiadek odkryła, że  zapomniała czegoś kupić - pomyślała ze złością Helena. Jako bardzo uporządkowana osoba zawsze robiła sobie listę zakupów i potem nim wyszła ze sklepu sprawdzała, czy aby wszystko co potrzebne  zakupiła. Wycierając po drodze ręce, z ręcznikiem w lewej garści poszła otworzyć drzwi. Nim je otworzyła wyjrzała przez małe okratowane okienko, kto za nimi stoi -  szybka w okienku była z weneckiego szkła, więc stojąca przed nią osoba nie wiedziała, że Helena ją widzi. Zerknęła i zaniemówiła -  pod drzwiami stał ich kolega, Mietek, który od wielu lat przebywał poza Polską.  Już otwieram, wykrzyknęła i zaczęła  szybko przesuwać dwie  zasuwy. 
 
A skąd ty tutaj się wziąłeś? Nie pisałeś , że wybierasz się do Polski!  Zaczekaj chwilę, potem  się przywitamy- idź z powrotem do samochodu, skręć w drogę obok lasu i tamtędy wjedziesz  na posesję. Sięgnęła po klucze od  bramy wjazdowej i wyszła do ogrodu. 
Mietek wjechał na posesję i zaparkował pod wiatą, która kończyła się drewnianym budynkiem. 
A co jest w tym budynku?- zainteresował się. 
Garaż- samochód zimą nie powinien nocować na dworze, w garażu jest kaloryfer. 
Drewniany  garaż? - zdziwił się Mietek.   
Tak jakby. Wszystko w tym domu jest nie takie, na jakie wygląda - odparła z uśmiechem Helena -  a ty mi powiedz jakim cudem tu trafiłeś? 
Po prostu byłem w Twoim mieszkaniu i tamci, co je od ciebie wynajmują podali mi twój adres, wpierw mnie dokładnie wylegitymowali i przepytali na okoliczność jak długo cię znam i skąd. A ja  od kilku dni mieszkam w pensjonacie "Zgoda". Przedtem  mieszkałem w "Polonii", ale hotele trzymają klientów do 7 dni, więc zaraz  pierwszego dnia poszedłem do "Zgody" i udało mi się załapać na pokój. Telefonowałem kilka razy na twój numer, który znałem, ale za każdym razem dowiadywałem się, że "nie ma takiego numeru", w biurze numerów też  cię nie mogłem znaleźć, w końcu pojechałem wieczorem do twojego mieszkania no i udało mi się przekonać tych ludzi, żeby mi podali twój adres.  Przymierzam się by wrócić do Europy, zresztą moje małżeństwo się rozleciało - odeszła z jakimś baletmistrzem. Pewnie lepiej ode mnie tańczył kankana w łóżku.
Helena uśmiechnęła się smutno - no to coś tak, jakbyśmy oboje  zostali sami. Ale  twoja to przynajmniej żyje, może się kiedyś  zejdziecie. 
Nie , nie zejdziemy się, już nawet rozwód  mamy przeprowadzony. Wiesz, że lubię jasne sytuacje. Troje w jednym łóżku to nie jest dla mnie normalny układ. Myślę, że  miałaś rację, gdy skrytykowałaś mój pomysł żenienia się z kobietą o połowę ode mnie młodszą. 
Napisałaś mi wtedy dość brutalnie, że jeżeli koniecznie chcę się rozwodzić po pewnym czasie, to ty  nie widzisz przeszkód bym się żenił z taką młodą babką. A ja ci nie uwierzyłem.
Po kolacji Helena pokazała Mietkowi cały dom i "odsłoniła" kilka jego tajemnic - nie da się ukryć, że część zabezpieczeń była wynikiem faktu, że Helena bała się nieco tego "odludzia".  
Wiedziałem, że macie działkę nad  Bugiem, ale o tym "cudzie" to ani słowem mi Wojtek nie miauknął ani nie napisał. A ja gdy leciałem do Polski, pomyślałem, że skoro tak bardzo rzadko jeździcie nad ten Bug, to może byście mi sprzedali tę nadbużańską działkę bo moglibyście mnie po prostu w  każdy weekend odwiedzać. Z tego co  pamiętam to był duży dom. Ten właściwie też jest duży, chociaż z zewnątrz na taki nie wygląda. Zwłaszcza od strony szosy. Wygląda na parterowy "ze strychem".  A tak ogólnie to mam do Ciebie  straszny żal - nie napisałaś mi, że Wojtek umarł, dowiedziałem się tego od
innych. Gdybym mieszkał w Europie na pewno bym przyleciał na pogrzeb.
Nie napisałam, bo po prostu nie miałam do tego głowy. Sama nie mogłam w to uwierzyć! Przecież wcale nie chorował, był wysportowany a  w czasie gry w tenisa padł na kort i w 15 minut później już nie żył. To było tak niespodziewane, wręcz niedorzeczne. Starszych wyciągają z  zawału, a on, jak mi powiedział lekarz,  miał jeszcze zbyt silne  serce i zbyt waleczne - gdyby było słabsze to by wyżył.
Wieczór zamienił się jakoś bardzo szybko w północ, więc Helena zaproponowała Mietkowi, by przenocował, zamiast  wracać nocą do pensjonatu.  Ponieważ  już nie raz zdarzało się, że ktoś zupełnie  niespodziewanie zostawał u  Heleny i Wojtka  na noc, w domu były zapasowe stroje  nocne.
Rano zbudził Helenę zapach kawy. 
Zerknęła na zegar wiszący na wprost  łóżka i czym prędzej wyskoczyła z pościeli - było już po  godzinie  dziesiątej. Zazwyczaj wstawała o ósmej rano i przed dziewiąta  siadała do śniadania, czyli do zjedzenia  jednego jajka "na miękko" przygotowanego w mikrofalówce i wypicia  kubka  kawy. Gdy  dotarła do kuchni okazało się, że Mietek świetnie się w niej czuje, właśnie kończył ustawianie na  tacy  śniadania na  dwie osoby. Na  tacy stały dwa kubki kawy, dwie  małe miseczki z jajecznicą, na talerzykach leżała szynka, 2 kawałki masła (już dobrego do smarowania) i bardzo cieniutko pokrojone plasterki chleba. Mietek ucieszył się na jej widok, mówiąc, że właśnie wybierał się do niej ze  śniadaniem. Helena  zaczęła się śmiać  i powiedziała: i byłoby jak w starym dowcipie- młody żonkoś zrobił śniadanie, przyniósł  świeżo poślubionej żonie do łóżka i powiedział: "przypatrz się  kochanie  uważnie, bo od jutra to ty będziesz mi przynosiła tak przygotowanie śniadanie  do łóżka".  Mietek spojrzał się na nią i roześmiał się - a w dzisiejszych czasach następnego dnia w gazetach byłby anons, że  świeżo upieczony żonkoś zmarł od silnego ciosu w głowę, którym obdarzyła go zdenerwowana młoda żona, gdy nie otrzymała rankiem  swojego śniadania.  
Wiesz Lena, świetnie  spałem, tu się bardzo dobrze śpi, czyli nie ma pod domem żadnych  cieków  wodnych.  I mam jedno pytanie - oczywiście jeśli ci moja propozycja nie przypadnie do gustu, to i tak niczego między tobą  a mną nie zmieni, nadal się będziemy przyjaźnić. Czy mógłbym na resztę swojego pobytu wynająć u ciebie pięterko? Zapłacę tak jak jak za pensjonat i przyrzekam, że nie będę uciążliwym gościem. Poza tym porobię w domu wszystko do czego będzie potrzebna  męska ręka, pomogę ci w zakupach, mogę nawet jakieś grządki skopać. A jeżeli chcesz się tego domu pozbyć- ja go od  ciebie kupię- albo to mieszkanie w Warszawie. Nie sądzę bym pozostał w Polsce, ale na pewno chcę wrócić do Europy. Za dwa lata idę na emeryturę. Ostatnie 10 lat pracowałem na dalekiej północy. Warunki finansowe  naprawdę świetne, chciałem nawet Wojtka ściągnąć (oczywiście z tobą razem) ale napisał, że nie jest zainteresowany zmianą pracy. 
Bo nie był - lubił swoją pracę, często wyjeżdżał w różne delegacje  zagraniczne, był już znany w swej  branży, a do osób tzw. "rozrywkowych " to raczej  nie należał- no chyba, że ja o czymś  nie wiem - tłumaczyła Mietkowi Helena. Poza tym zostawiłby tutaj wpierw na dość długo mnie, a  poza tym na zawsze swoją matkę, bo ojciec już od dość dawna nie żył, a jego brat wcale się nie interesował ich matką, wszystkie sprawy związane z troską o matkę były na  głowie Wojtka i mojej.  Wiesz, Wojtek co prawda nie przepadał za swoją matką,  ani nie był  "ukochanym syńciem swej mamy", bo to była rola jego starszego brata, ale był po prostu odpowiedzialnym facetem. Ostatnie nasze lata to był wpierw pogrzeb teściowej, potem jego brata i rok później bratowej, w końcu i Wojtek zmarł. Pomału staję się specjalistką od pogrzebów.
Co do Twego pobytu tutaj- jeżeli ci to pasuje to  oczywiście możesz tu mieszkać. Wybierz sobie sypialnię na pięterku i przenieś do niej pościel z łóżka, w którym dziś spałeś. Ale jeśli chcesz, to możesz zostać w tym pokoju, w którym spałeś tej nocy. Jeśli chcesz popracować to na górze jest przecież gabinet Wojtka. A nad garażem masz pokój do ćwiczeń, wiosełka i materac, hantle, drabinka. Jedna rzecz - mam prośbę byś nikomu z naszych znajomych nie  opowiadał o tym, że mieszkasz teraz u mnie,  a dwa-nie mów nikomu dokładnie, że wiesz gdzie  mieszkam - nie mam ochoty nikogo  z nich oglądać.  Gdy mieliśmy chatę nad  Bugiem to potrafili zwalać się bez  zaproszenia niczym do własnej, bliskiej rodziny.
I naprawdę nikomu ze starej paczki nie podaliśmy tego adresu, nawet nikt nie wie,  poza tobą że mamy tu dom. I chcę by tak zostało. A tobie nie podaliśmy adresu, bo bywaliśmy tu tylko w weekendy, poczta przychodziła i do dziś przychodzi na warszawski adres. Mieszkanie  warszawskie było własnością Wojtka, teraz w ramach spadku jest moje,  ten domek jest moją własnością. Jak wiesz dzieci nie mamy, rodzeństwa też nie. Ja chyba sprzedam ten dom, bo jeszcze kilka lat i będzie mi za trudno "żyć na dwa domy". No i do lekarza to jest stąd nieco za daleko, a pogotowie ratunkowe to pewnie tu nigdy nie  dojeżdża, zwłaszcza zimą. Ale odśnieżają szosę, ta szosa wśród okolicznych należy do pierwszej kolejności odśnieżania. Zaopatrzenie- najczęściej wszystko ściągam z Warszawy, ale można się też dogadać z niektórymi rolnikami i od nich kupować warzywa, owoce. Nie jest o wiele taniej niż w markecie i nie zawsze te produkty są świeże. Co do mięsa i jego przetworów- nie kupowałam, nigdy nie wiadomo, czy aby na pewno ubite zwierzę było zdrowe.Tu wszędzie dookoła jeden siedzi w kieszeni drugiego, powiązania rodzinne są silniejsze i ważniejsze niż jakiekolwiek przepisy. Gdy skończymy śniadanie  to ci jeszcze pokażę piwnicę.
 
                                                              ciąg dalszy nastąpi 

P.S.
i  jak zawsze - czytamy i albo zostawiamy komentarz (negatywnych nie kasuję) albo zamiast komentarza  znaczek    " :) "   lub  znaczek     ":( "   jeśli  się nie podoba.

                                                                                                                                                                                                

                       


3 komentarze: