niedziela, 20 lutego 2022

Ryzykantka - 21

 Tak jak planowali, na Słowację pojechali dwoma  samochodami. Ewa  samochodem Roberta wiozła rodziców, a Paweł w roli kierowcy jechał z Robertem jej samochodem. Ewie  zależało na tym,  by Paweł mógł mieć przez cały dzień ojca tylko dla siebie i mogli sobie  porozmawiać. W okresie przedurlopowym Robert bywał od rana do późnego wieczora w klinice bo nieco zmieniali dotychczasowe metody funkcjonowania.

Nie da się bowiem ukryć, że nie jest łatwo funkcjonować na zasadach pełnopłatnej  kliniki w kraju, którego obywatele  nie uginają się pod  ciężarem dźwiganych w kieszeniach pieniędzy i nie opływają w dostatki, a wyceniane przez państwową służbę  zdrowia  różne procedury  medyczne nie dbały właściwie  ani o personel medyczny ani o pacjentów. W wielu placówkach bardziej dbano o to, czy dany zabieg jest opłacalny z punktu widzenia  placówki a nie  czy pomoże pacjentowi.

A  na świecie wciąż powstawały nowe metody badań, powstawała nowa skomplikowana i bardzo droga aparatura, która  na dodatek musiała być serwisowana przez firmy specjalistyczne, których pracownicy  byli  szkoleni u producenta danego sprzętu medycznego i te szkolenia  wcale a wcale  nie były darmowe. Diagnostyka  stawała się coraz droższa a tym samym rosły  koszty leczenia.

Skończyły się czasy, gdy do naprawy sprzętu "uniwersalny pan Kazio" mógł użyć kawałka drutu i zardzewiałych  płaskoszczypów, a resort zdrowia tego nie  dostrzegał.  Skończyła się też diagnostyka "na oko" i liczenie np. ilości czerwonych lub  białych  krwinek "na piechotę". Teraz  wszystko było skomputeryzowane, wynik  badania  mógł być odczytany  natychmiast.  Państwowe placówki  zdrowia ordynowały tylko najtańsze procedury, a lekarze wciąż  mieli po kilka etatów żeby zarobić nieco więcej pieniędzy.  I choć Robert nieźle w tej klinice lądował finansowo pomału  miał dosyć pracy w polskiej służbie  zdrowia. 

Nie on jeden  marzył o tzw. "świętym spokoju w pracy", czyli o przepisach ułatwiających pracę a nie ją komplikujących. Miał kilku kolegów w różnych  krajach Unii Europejskiej i utrzymywał  z nimi dość serdeczne kontakty. I najprawdopodobniej gdyby  nie  spotkał na swej  drodze Ewy już by się  przymierzał do opuszczenia  Polski, albo i nawet już pracowałby w innym kraju.  Ale teraz "obrósł" rodziną i nie chciał za nic  w świecie rozdzielić się z Ewą lub odzyskanym synem. Zdawał sobie też sprawę z faktu, że najprawdopodobniej Ewa nie zostawiłaby w Polsce  swych rodziców  samych. Była jedynaczką, więc  cały trud opieki nad starzejącymi się rodzicami spadał na  nią. Na razie byli jeszcze  samowystarczalni, ale to wszystko mogło w  każdej  chwili  się zmienić.

I właśnie o tych sprawach  każde  z nich chciało porozmawiać w drodze. Najmniejszy problem był z Pawłem - skończył dobry kierunek  studiów, pracę magisterską na pewno obroni, absolwenci tego kierunku byli wszędzie  poszukiwani a jest jeszcze  młody i drugi język obok angielskiego na pewno szybko opanuje.

Co do rodziców to Ewa  miała spore wątpliwości. Mamcia była typową "panią domu", której głównym  zajęciem było dbanie o domowników. Nigdy sama nie wyjeżdżała jeżeli nie jechał razem z nią mąż.  Wakacje  Ewa spędzała głównie w ogródku koło  domu lub na wczasach pracowniczych, jeżeli ojcu udało się je  załatwić i jechali na nie  we troje. Dla  mamci całym światem był dom i ogródek koło  niego. Ojciec był bardziej  ciekawy świata, ale wyjeżdżał służbowo tylko do krajów socjalistycznych, "zgniłego kapitalizmu" nigdy  nie oglądał w naturze tylko w różnych czasopismach. Miał co prawda  brata w Anglii, ale ani tamten  nie przyjechał po wojnie  ani razu do Polski, ani nie  zaprosił nigdy do Anglii swego brata. Ewa nie wiedziała nawet czy on jeszcze żyje.

Ewa już omawiała z Robertem ten problem i stwierdzili, że trzeba  mamcię nieco na świat otworzyć, stąd wziął się pomysł wspólnego wyjazdu, na początek niedalekiego. I Ewa i Robert  nieźle  znali  Słowację, Ewa bywała tu w studenckich czasach a Robert zimą obtłukiwał tutejsze stoki. Oboje lubili Słowację choćby tylko za to, że miała znacznie  lepszą infrastrukturę  niż Zakopane a Słowacy byli naprawdę milsi od zakopiańskich gazdów i potrafili znacznie lepiej wykorzystywać unijne fundusze.

Ponieważ  mamcia  nigdy jeszcze  nie była w Krakowie to właśnie tam zjedli obiad i zrobili objazd Krakowa. Podjechali też pod  Kopiec Kościuszki i zrobili nieduży  spacer. W czasie  spaceru Robert powiedział, że pomysł wyjazdu z Polski  Paweł akceptuje, ale tylko w układzie, że pojadą  wszyscy, bo on nie chce znów być bez rodziny, dosyć już był "bezprzydziałowy". Bo tak ogólnie jest za tym, żeby się już nie rozdzielać. Rozumie, że może nie pojadą wszyscy na raz, no ale chce by ten okres rozłąki był jak najkrótszy. 

Ewa się roześmiała- ja go rozumiem, bo mamcia dba o niego jak o młodego księcia. Teraz, gdy Paweł wciąż  siedzi przy komputerze ona dba by jadł i pił, ciągle mu coś  podsyła na górę przez tatę, by to "biedne dziecko " coś przegryzło a minimum raz dziennie idzie sama na górę i zawsze go przytuli i pogłaszcze po głowie. Ona  go  całkowicie  zaadoptowała, niewątpliwie jest jej wnuczkiem. Ale ty też go Ewuś  zaadoptowałaś -stwierdził Robert- gdy do mnie mówi coś o tobie to już nie mówi  "mama Ewa" a tylko mama. I wiesz, jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy, chociaż nadal mam żal do siebie, że tak łatwo z niego zrezygnowałem, bo wszystko przesłaniała  mi moja  nienawiść do Harpii. Nie umiałem sobie  z tym wszystkim poradzić. Nienawidziłem siebie,  nienawidziłem  swego apodyktycznego ojca, Harpii i niczemu nie winnego dzieciaka.

A Paweł powiedział mi też ostatnio, że jesteś bardzo równa i nowoczesna i zaakceptowałaś jego nowy image i on już ma swojego fryzjera i że włosy ma ostrzyżone tak, by razem z tym zarostem tworzyły  całość. A namiary na tegoż fryzjera dostał od ciebie. A nie powiedział ci że ten zarost ma pod wpływem nie  moim a siostry swego kolegi? Ja to mu tylko  powiedziałam, że pielęgnowanie takiego zarostu jest bardziej kłopotliwe niż codzienne  golenie się i stwierdziłam, że nieźle z tym wygląda. I poleciłam mu fryzjera, do którego lata  cały  personel naszego biura  projektowego - wszyscy się tam strzygą a jeden ma właśnie taką brodę. Zwróciłeś uwagę jak ma  zadbaną linię wąsów nad górną wargą? Wszystkie  włosy są 1,5 mm nad linią ust.  On ma teraz 2 maszynki do golenia, ale to wiem od personelu, bo personel lubi opowiadać o sobie i swojej  dziewczynie, która ma co tydzień inny kolor  włosów. Czasem mnie kusi by spytać, czy wszędzie. Bo kiedyś w SPA widziałam panienkę z fioletowymi włosami łonowymi. Na głowie też był fiolet. A co ty Ewuś robiłaś w SPA?  Brałam maskę czekoladową na całe ciało ale nie zauważyłam by mi od tego wypiękniało  ciało. Koleżanka mnie na to namówiła. Jej też nie pomogło, ale przyjemnie się leży chłonąc  zapach  czekolady.

No to wsiadamy i jedziemy dalej - Robert zapędził towarzystwo do samochodów. Około godziny 18,00 wylądowali  na swej kwaterze. Mieli dla siebie piętrowy domek.  Na piętrze był pokój jednoosobowy,  z małą łazienką i niedużym balkonem, na parterze były dwa pokoje dwuosobowe i spora  łazienka z wanną i kabiną prysznicową. Na poziomie -1 była duża kuchnia z  aneksem jadalnym. Okazało się, że śniadania są wliczone  w cenę wynajmu i codziennie  rano przychodzi pani, która przynosi świeże bułeczki z piekarni i szykuje śniadanie - jest kozi ser pleśniowy i  świeży, są wędliny, kawa, herbata i mleko - krowie i kozie. Obiad i kolacje  we własnym  zakresie, w małej restauracyjce , 5 minut jazdy samochodem od  tego domu. Do dyspozycji jest ogród, w ogrodzie altana, w schowku przy kuchni są leżaki. 

Właściciel dał im 2 komplety kluczy od domu i furtki. Powiedział, że obok telefonu, który jest w kuchni jest  numer kontaktowy do niego i jakby tylko im coś było potrzebne to niech dzwonią. Ale on i tak zawsze pod wieczór  wpada tu sprawdzić czy goście mają  to wszystko co im potrzebne.  W kuchni był też  spory odbiornik TV.

Gdy wyszedł mamcia stwierdziła, że bardzo  miły ten pan tylko "tak jakoś śmiesznie  mówił po polsku i ona nie wszystko zrozumiała". Była bardzo  zdziwiona, że był to język słowacki, a nie polski.

Ponieważ mieli jeszcze  zapas jedzenia  nie pojechali na  kolację, tylko ją tu zrobili. Po kolacji stwierdzili, że dobrze będzie trochę przed snem pospacerować. Okazało się, że jest to całe osiedle domów jednopiętrowych. Nie były na szczęście takie  same, właściwie nie było dwóch jednakowych. Samochód Ewy zostawili przed bramą wjazdową, a samochód Roberta wprowadzili na posesję. Tak im zresztą doradził właściciel domu.

Powietrze było tu rzeczywiście czyste, było cicho i spokojnie a nad wszystkim rozpościerało się czyste, bardzo rozgwieżdżone niebo. Ewa westchnęła - tu jest cudnie, tak cicho,  spokojnie  i czuję się trochę tak, jakbym była w planetarium, nad  Warszawą nie widziałam  tylu gwiazd. 

Paweł "zamieszkał" na pięterku, parter zajęły dwa małżeństwa. Zaraz po godzinie 22,00 w domku zaległa  cisza - wszyscy poszli spać.

Tuląc w objęciach Ewę Robert powiedział - a czy ty wiesz, że to jest osiedle romskie? I nasz  gospodarz też jest Romem. No coś ty, wcale nie wygląda na Cygana. Nie wygląda  ale jest, całe to osiedle  zostało dla  nich wybudowane. A nieco dalej od osiedla mają swoje pola. Oni wszyscy są członkami  spółdzielni rolniczej i w niej pracują. Udomowieni Romowie. I nie mów o nich  Cyganie, to ich obraża. Są Ludem Romskim. Pomału wtapiają się w tą społeczność Słowaków, są już mieszane małżeństwa. Skąd o tym wszystkim wiesz? Bo byłem tu  kiedyś, w sąsiedniej  miejscowości na konferencji  międzynarodowej, właśnie  z tym kolegą, który mi podał adres do tego naszego gospodarza. On tu był już kilka razy zimą. Ale tu nie ma żadnych gór do zjeżdżania. No nie ma, ale można w kilkanaście  minut  dojechać do dobrych tras  narciarskich i biegowych i  zjazdowych. Można też pojechać na Chopok, gdzie masz  tylko dwanaście tras  zjazdowych a nie  musisz jak  u nas "pędzlować" tylko jeden stok. I nie ma tu kolejek do wyciągów, bo wyciągów i różnych tras  zjazdowych, o bardzo zróżnicowanej skali trudności jest multum. A obok drogi, którą tu dojeżdżaliśmy jest  zimą "ośla łączka" dla  dzieciaków. No to coś dla mnie- stwierdziła Ewa- w sam raz  na  moje umiejętności. Nie martw się - pocieszył ją Robert - moje  osiągnięcia w tej dziedzinie też marnieńkie. Wolę biegówki lub narty śladowe. Tyle  tylko, że moi kumple są fanami nart  zjazdowych i zawsze patrzyli na mnie  z odrazą gdy ryłem tyłkiem na zjazdówkach. I wiesz Ewuś- jeżeli tylko ci się tu spodoba, to możemy tu przyjechać  zimą i człapać sobie we własnym tempie na  nartach. Kupimy sobie   narty  śladowe i będziemy na nich dostojnie  spacerować.

                                                                    c.d.n.




1 komentarz: