Tak jak planowali, na Słowację pojechali dwoma samochodami. Ewa samochodem Roberta wiozła rodziców, a Paweł w roli kierowcy jechał z Robertem jej samochodem. Ewie zależało na tym, by Paweł mógł mieć przez cały dzień ojca tylko dla siebie i mogli sobie porozmawiać. W okresie przedurlopowym Robert bywał od rana do późnego wieczora w klinice bo nieco zmieniali dotychczasowe metody funkcjonowania.
Nie da się bowiem ukryć, że nie jest łatwo funkcjonować na zasadach pełnopłatnej kliniki w kraju, którego obywatele nie uginają się pod ciężarem dźwiganych w kieszeniach pieniędzy i nie opływają w dostatki, a wyceniane przez państwową służbę zdrowia różne procedury medyczne nie dbały właściwie ani o personel medyczny ani o pacjentów. W wielu placówkach bardziej dbano o to, czy dany zabieg jest opłacalny z punktu widzenia placówki a nie czy pomoże pacjentowi.
A na świecie wciąż powstawały nowe metody badań, powstawała nowa skomplikowana i bardzo droga aparatura, która na dodatek musiała być serwisowana przez firmy specjalistyczne, których pracownicy byli szkoleni u producenta danego sprzętu medycznego i te szkolenia wcale a wcale nie były darmowe. Diagnostyka stawała się coraz droższa a tym samym rosły koszty leczenia.
Skończyły się czasy, gdy do naprawy sprzętu "uniwersalny pan Kazio" mógł użyć kawałka drutu i zardzewiałych płaskoszczypów, a resort zdrowia tego nie dostrzegał. Skończyła się też diagnostyka "na oko" i liczenie np. ilości czerwonych lub białych krwinek "na piechotę". Teraz wszystko było skomputeryzowane, wynik badania mógł być odczytany natychmiast. Państwowe placówki zdrowia ordynowały tylko najtańsze procedury, a lekarze wciąż mieli po kilka etatów żeby zarobić nieco więcej pieniędzy. I choć Robert nieźle w tej klinice lądował finansowo pomału miał dosyć pracy w polskiej służbie zdrowia.
Nie on jeden marzył o tzw. "świętym spokoju w pracy", czyli o przepisach ułatwiających pracę a nie ją komplikujących. Miał kilku kolegów w różnych krajach Unii Europejskiej i utrzymywał z nimi dość serdeczne kontakty. I najprawdopodobniej gdyby nie spotkał na swej drodze Ewy już by się przymierzał do opuszczenia Polski, albo i nawet już pracowałby w innym kraju. Ale teraz "obrósł" rodziną i nie chciał za nic w świecie rozdzielić się z Ewą lub odzyskanym synem. Zdawał sobie też sprawę z faktu, że najprawdopodobniej Ewa nie zostawiłaby w Polsce swych rodziców samych. Była jedynaczką, więc cały trud opieki nad starzejącymi się rodzicami spadał na nią. Na razie byli jeszcze samowystarczalni, ale to wszystko mogło w każdej chwili się zmienić.
I właśnie o tych sprawach każde z nich chciało porozmawiać w drodze. Najmniejszy problem był z Pawłem - skończył dobry kierunek studiów, pracę magisterską na pewno obroni, absolwenci tego kierunku byli wszędzie poszukiwani a jest jeszcze młody i drugi język obok angielskiego na pewno szybko opanuje.
Co do rodziców to Ewa miała spore wątpliwości. Mamcia była typową "panią domu", której głównym zajęciem było dbanie o domowników. Nigdy sama nie wyjeżdżała jeżeli nie jechał razem z nią mąż. Wakacje Ewa spędzała głównie w ogródku koło domu lub na wczasach pracowniczych, jeżeli ojcu udało się je załatwić i jechali na nie we troje. Dla mamci całym światem był dom i ogródek koło niego. Ojciec był bardziej ciekawy świata, ale wyjeżdżał służbowo tylko do krajów socjalistycznych, "zgniłego kapitalizmu" nigdy nie oglądał w naturze tylko w różnych czasopismach. Miał co prawda brata w Anglii, ale ani tamten nie przyjechał po wojnie ani razu do Polski, ani nie zaprosił nigdy do Anglii swego brata. Ewa nie wiedziała nawet czy on jeszcze żyje.
Ewa już omawiała z Robertem ten problem i stwierdzili, że trzeba mamcię nieco na świat otworzyć, stąd wziął się pomysł wspólnego wyjazdu, na początek niedalekiego. I Ewa i Robert nieźle znali Słowację, Ewa bywała tu w studenckich czasach a Robert zimą obtłukiwał tutejsze stoki. Oboje lubili Słowację choćby tylko za to, że miała znacznie lepszą infrastrukturę niż Zakopane a Słowacy byli naprawdę milsi od zakopiańskich gazdów i potrafili znacznie lepiej wykorzystywać unijne fundusze.
Ponieważ mamcia nigdy jeszcze nie była w Krakowie to właśnie tam zjedli obiad i zrobili objazd Krakowa. Podjechali też pod Kopiec Kościuszki i zrobili nieduży spacer. W czasie spaceru Robert powiedział, że pomysł wyjazdu z Polski Paweł akceptuje, ale tylko w układzie, że pojadą wszyscy, bo on nie chce znów być bez rodziny, dosyć już był "bezprzydziałowy". Bo tak ogólnie jest za tym, żeby się już nie rozdzielać. Rozumie, że może nie pojadą wszyscy na raz, no ale chce by ten okres rozłąki był jak najkrótszy.
Ewa się roześmiała- ja go rozumiem, bo mamcia dba o niego jak o młodego księcia. Teraz, gdy Paweł wciąż siedzi przy komputerze ona dba by jadł i pił, ciągle mu coś podsyła na górę przez tatę, by to "biedne dziecko " coś przegryzło a minimum raz dziennie idzie sama na górę i zawsze go przytuli i pogłaszcze po głowie. Ona go całkowicie zaadoptowała, niewątpliwie jest jej wnuczkiem. Ale ty też go Ewuś zaadoptowałaś -stwierdził Robert- gdy do mnie mówi coś o tobie to już nie mówi "mama Ewa" a tylko mama. I wiesz, jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy, chociaż nadal mam żal do siebie, że tak łatwo z niego zrezygnowałem, bo wszystko przesłaniała mi moja nienawiść do Harpii. Nie umiałem sobie z tym wszystkim poradzić. Nienawidziłem siebie, nienawidziłem swego apodyktycznego ojca, Harpii i niczemu nie winnego dzieciaka.
A Paweł powiedział mi też ostatnio, że jesteś bardzo równa i nowoczesna i zaakceptowałaś jego nowy image i on już ma swojego fryzjera i że włosy ma ostrzyżone tak, by razem z tym zarostem tworzyły całość. A namiary na tegoż fryzjera dostał od ciebie. A nie powiedział ci że ten zarost ma pod wpływem nie moim a siostry swego kolegi? Ja to mu tylko powiedziałam, że pielęgnowanie takiego zarostu jest bardziej kłopotliwe niż codzienne golenie się i stwierdziłam, że nieźle z tym wygląda. I poleciłam mu fryzjera, do którego lata cały personel naszego biura projektowego - wszyscy się tam strzygą a jeden ma właśnie taką brodę. Zwróciłeś uwagę jak ma zadbaną linię wąsów nad górną wargą? Wszystkie włosy są 1,5 mm nad linią ust. On ma teraz 2 maszynki do golenia, ale to wiem od personelu, bo personel lubi opowiadać o sobie i swojej dziewczynie, która ma co tydzień inny kolor włosów. Czasem mnie kusi by spytać, czy wszędzie. Bo kiedyś w SPA widziałam panienkę z fioletowymi włosami łonowymi. Na głowie też był fiolet. A co ty Ewuś robiłaś w SPA? Brałam maskę czekoladową na całe ciało ale nie zauważyłam by mi od tego wypiękniało ciało. Koleżanka mnie na to namówiła. Jej też nie pomogło, ale przyjemnie się leży chłonąc zapach czekolady.
No to wsiadamy i jedziemy dalej - Robert zapędził towarzystwo do samochodów. Około godziny 18,00 wylądowali na swej kwaterze. Mieli dla siebie piętrowy domek. Na piętrze był pokój jednoosobowy, z małą łazienką i niedużym balkonem, na parterze były dwa pokoje dwuosobowe i spora łazienka z wanną i kabiną prysznicową. Na poziomie -1 była duża kuchnia z aneksem jadalnym. Okazało się, że śniadania są wliczone w cenę wynajmu i codziennie rano przychodzi pani, która przynosi świeże bułeczki z piekarni i szykuje śniadanie - jest kozi ser pleśniowy i świeży, są wędliny, kawa, herbata i mleko - krowie i kozie. Obiad i kolacje we własnym zakresie, w małej restauracyjce , 5 minut jazdy samochodem od tego domu. Do dyspozycji jest ogród, w ogrodzie altana, w schowku przy kuchni są leżaki.
Właściciel dał im 2 komplety kluczy od domu i furtki. Powiedział, że obok telefonu, który jest w kuchni jest numer kontaktowy do niego i jakby tylko im coś było potrzebne to niech dzwonią. Ale on i tak zawsze pod wieczór wpada tu sprawdzić czy goście mają to wszystko co im potrzebne. W kuchni był też spory odbiornik TV.
Gdy wyszedł mamcia stwierdziła, że bardzo miły ten pan tylko "tak jakoś śmiesznie mówił po polsku i ona nie wszystko zrozumiała". Była bardzo zdziwiona, że był to język słowacki, a nie polski.
Ponieważ mieli jeszcze zapas jedzenia nie pojechali na kolację, tylko ją tu zrobili. Po kolacji stwierdzili, że dobrze będzie trochę przed snem pospacerować. Okazało się, że jest to całe osiedle domów jednopiętrowych. Nie były na szczęście takie same, właściwie nie było dwóch jednakowych. Samochód Ewy zostawili przed bramą wjazdową, a samochód Roberta wprowadzili na posesję. Tak im zresztą doradził właściciel domu.
Powietrze było tu rzeczywiście czyste, było cicho i spokojnie a nad wszystkim rozpościerało się czyste, bardzo rozgwieżdżone niebo. Ewa westchnęła - tu jest cudnie, tak cicho, spokojnie i czuję się trochę tak, jakbym była w planetarium, nad Warszawą nie widziałam tylu gwiazd.
Paweł "zamieszkał" na pięterku, parter zajęły dwa małżeństwa. Zaraz po godzinie 22,00 w domku zaległa cisza - wszyscy poszli spać.
Tuląc w objęciach Ewę Robert powiedział - a czy ty wiesz, że to jest osiedle romskie? I nasz gospodarz też jest Romem. No coś ty, wcale nie wygląda na Cygana. Nie wygląda ale jest, całe to osiedle zostało dla nich wybudowane. A nieco dalej od osiedla mają swoje pola. Oni wszyscy są członkami spółdzielni rolniczej i w niej pracują. Udomowieni Romowie. I nie mów o nich Cyganie, to ich obraża. Są Ludem Romskim. Pomału wtapiają się w tą społeczność Słowaków, są już mieszane małżeństwa. Skąd o tym wszystkim wiesz? Bo byłem tu kiedyś, w sąsiedniej miejscowości na konferencji międzynarodowej, właśnie z tym kolegą, który mi podał adres do tego naszego gospodarza. On tu był już kilka razy zimą. Ale tu nie ma żadnych gór do zjeżdżania. No nie ma, ale można w kilkanaście minut dojechać do dobrych tras narciarskich i biegowych i zjazdowych. Można też pojechać na Chopok, gdzie masz tylko dwanaście tras zjazdowych a nie musisz jak u nas "pędzlować" tylko jeden stok. I nie ma tu kolejek do wyciągów, bo wyciągów i różnych tras zjazdowych, o bardzo zróżnicowanej skali trudności jest multum. A obok drogi, którą tu dojeżdżaliśmy jest zimą "ośla łączka" dla dzieciaków. No to coś dla mnie- stwierdziła Ewa- w sam raz na moje umiejętności. Nie martw się - pocieszył ją Robert - moje osiągnięcia w tej dziedzinie też marnieńkie. Wolę biegówki lub narty śladowe. Tyle tylko, że moi kumple są fanami nart zjazdowych i zawsze patrzyli na mnie z odrazą gdy ryłem tyłkiem na zjazdówkach. I wiesz Ewuś- jeżeli tylko ci się tu spodoba, to możemy tu przyjechać zimą i człapać sobie we własnym tempie na nartach. Kupimy sobie narty śladowe i będziemy na nich dostojnie spacerować.
c.d.n.
🌞🍀
OdpowiedzUsuń